niedziela, 15 kwietnia 2018

Od Niyumi C.D Kiyuki'ego "Papierowy żuraw"


   Odsunęłam się na długość ramion od białowłosego, patrząc na niego szeroko otwartymi oczyma, które powoli zaczynały wypełniać się łzami. To coś co złamało się we mnie po śmierci Patricka, teraz rozpadło się na kolejne dwadzieścia części, zalewając całe moje ciało paraliżującym bólem. C-co...? 
   Wtem usłyszałam jakiś krzyk, odruchowo obracając głowę w tamtą stronę, lecz nim zdołałam rozróżnić jakikolwiek kształt w rozmazanym obrazie, poczułam jak coś metalowego styka się z moim bokiem z dużą, wręcz ogromną siłą, która posłała mnie dobre dziesięć metrów w bok. Moje ciało dwa razy odbiło się od kamienistego podłoża, które nieznacznie je pokaleczyło, po czym uderzyłam z impetem w jakieś drzewo, a może kamień, ostatecznie tracąc przytomność.

   Było ciemno. Jedyne co było na około białowłosej kitsune to ciemność. Nieprzenikniona, bezdenna ciemność, która otulała każdy skrawek jej ciała. Nie była nawet pewna, czy faktycznie jej powieki są uniesione, czy to tylko jej mózg płata jej mało zabawne figle. Długi, bardzo długi czas trwała w tej ciemności, która zdawała się dosłownie wlewać do wnętrza młodej kobiety, pochłaniając ją od środka, trawiąc, przemieniając w część siebie. 
   W jednej chwili po całej przestrzeni w jakiej znajdowała się mała lisiczka rozniósł się potężny podmuch wiatru, uderzając mocno w plecy dziewczyny. Białe kosmyki jej włosów poszybowały w górę, przysłaniając na moment całą jej twarz. Mała lisiczka zacisnęła mocno powieki, spod których uciekły pojedyncze łzy, ścigając się, która z nich pierwsza zsunie się z policzka ich właścicielki. Gdy w końcu uniosła powieki, oślepiła ją biel, która w jednym momencie zapanowała naokoło wraz z niezrozumiałymi szeptami. 
 - N-nie widzę... - Jęknęła, przyciskając dłonie do piekących oczu. Nie potrafiła spojrzeć przed siebie chociażby na sekundę, gdyż ból towarzyszący patrzeniu w światło był zbyt bolesny. Po chwili dłoń jaśniejąca jaśniej niż światłość na około, dotknęła czoła Niyumi zabierając od niej cały ból i cierpienie. Ciało białowłosej momentalnie się uspokoiło, więc powoli uniosła powieki dostrzegając tuż przed sobą świetlistą postać samego Boga. Mężczyzna przesunął delikatnie kciukiem po jej czole. Wraz z tym gestem płonące na czerwono tęczówki, na powrót przybrały swój naturalny złoty kolor. Razem z ognistą czerwienią z kitsune uciekło coś jeszcze, czuła to wyraźnie, choć nie umiała znaleźć słów, by to nazwać. 
 - Lepiej? - Głos pełen miłości, troski i ciepła uderzył do jej uszu, które aż drgnęły z zachwytu tym pięknym dźwiękiem. Nadal niewiele rozumiejąc z całej sytuacji, skinęła tylko głową, przyglądając się z zaciekawieniem jaśniejącej postaci. - Czasem dobrze pozbyć się pasożyta. Nienawiści i chęci zemsty, która otwiera akumom drogę do naszych serc. 
   Zawstydzona Yumi spuściła nisko głowę. Doskonale wiedziała o czym mówił Ojciec, choć zdecydowanie bardziej wolałaby nie mieć bladego pojęcia o tym. Podkuliła ogon, kładąc po sobie uszy i zaskamlała cicho. Szybko jednak ucichła, a cały smutek odszedł w niepamięć, kiedy duża dłoń ponownie spoczęła na jej ramieniu. Dotyk Ojca był tak kojący, zabierał wszystkie zmartwienia, ból, smutek, zostawiał w chowańcu tylko to co dobre i właściwie, a w przypadku Niyumi w tej aktualnej chwili była to tylko pustka. 
 - Co ja tu właściwie robię...? - Spytała cicho, unosząc pytające spojrzenie złotych oczu na Boga, który jedynie gestem ręki wskazał na coś przed lisiczką. Dziewczyna podążyła spojrzeniem za dłonią Ojca, otwierając oczy coraz szerzej, nie wierząc własnym zmysłom. Oto przed nią stał, cały i zdrowy, chłopak o platynowych włosach powywijanych we wszystkie możliwe strony. 
 - Patrick! - Zawołała szczęśliwa, rzucając się na przyjaciela, który przysnął mocno do siebie wątłe ciało. Tak bardzo mu tego brakowało. Tego delikatnego ciałka pod dłońmi, tego słodkiego zapachu i miękkości białych włosów i przede wszystkim śmiechu dziewczyny. Tak okropnie stęsknił się za całą nią, że aż z jego oczu pociekły pojedyncze łzy szczęścia. - Co ty tu robisz? - Szepnęła, wtulając się mocniej w przyjaciela. Patrick momentalnie odsunął uszastą od siebie na długość własnych ramion i z poważnym wyrazem twarzy spojrzał jej prosto w oczy. 
 - Chyba nie myślałaś, że zniknę bez pożegnania, co? 
 - P-pożegnania...? - Kolana gwałtownie się pod nią ugięły, posyłając niewielkie ciało na ziemię. Odsłonięte kolana zetknęły się z podłożem, które o dziwo twarde nie było ani trochę. Złote tęczówki przepełnione zawodem i smutkiem spojrzały błagalnie na młodego mężczyznę, który tylko pokręcił głową. 
 - Już zdecydowałem, Yumiś. Ty zdecydowanie bardziej się tu nadajesz, sprawujesz się znakomicie. - Posłał dziewczynie szeroki uśmiech, a jedynym jego skutkiem był wybuch głośnego płaczu u kitsune. Przez szloch i pociąganie nosem mówiła coś o tym, że wcale się tutaj nie nadaje, bo poddała się mocy akum, przez co prawie zabiła swoje bóstwo. Z rozpaczą wymalowaną na twarzy pociągnęła chłopaka za ubranie, prosząc, by zabrał ją ze sobą. Zniecierpliwiony przyjaciel, złapał ją mocno za ramiona i zaczął trząść, krzycząc przy tym prosto w jej twarz. 
 - Niyumi Naruse Yorimoto! - W jednym momencie białowłosej odjęło mowę. Znieruchomiała, a cały szloch i płacz utknął jej w gardle, jednak Patrick ani nie przestał trząść przyjaciółką, ani nie opuścił głosu. - Weź się w garść, ile masz lat?! Zawsze ty byłaś tą opanowaną, to ty zachowywałaś zimną krew i wieczny uśmiech na ustach, nie niszcz tego! Wszyscy popełniamy wiele błędów, ale robimy je po to, by je naprawiać i uczyć się, jak nie powtarzać ich w przyszłości. - Zszokowane jasne spojrzenie wbijało się w łagodniejącą twarz jasnowłosego, który uklęknął przed Niyumi, nie spuszczając wzroku z jej oczu. - Narozrabiałaś, ale nie sama. Nie byłaś wtedy sobą, akuma przejęła nad tobą kontrolę...
Podobny obraz - Gdybym tylko była silniejsza... - Weszła mu w słowo, za co natychmiast oberwała w sterczące ucho. 
 - Przecież jesteś, przecież ty zawsze się podnosisz, więc zrobisz to i tym razem. Podniesiesz się i naprawisz to co trzeba, jasne? 
 - A ty...?
 - A ja zawsze będę z tobą. - Uśmiechnął się łagodnie, podnosząc się na równe nogi i pociągając za sobą dziewczynę, która ze zmarszczonym czołem przyglądała mu się, nie rozumiejąc co ma na myśli. Patrick zaśmiał się lekko, była tak samo słodka jak ją zapamiętał, a to oznaczało, że nie zmieniło się nic a nic. Przyłożył dłoń do jej klatki piersiowej w miejscu bijącego serca. - O tutaj...
 - Powinnaś wracać. - Bóg stanął tuż obok nich, uśmiechając się ciepło do dwójki dzieciaków. - Musisz się pospieszyć, inaczej nigdy nie odzyskasz swojego dawnego bóstwa. 
   Dawnego bóstwa...?

   Podniosłam się gwałtownie, nabierając w płuca tak ogromny haust powietrza, że to aż zabolało. Skuliłam się lekko, przyciskając jedną z dłoni do mostka, starając się jak najszybciej uspokoić oddech i zorientować się w aktualnej sytuacji. Wzięłam trzy głębokie wdechy, po czym rozejrzałam się na szybko po najbliższej okolicy.
   Sytuacja nie malowała się za wesoło. W oddali widziałam charakterystyczne niebieskie szaty Aorine, który leżał pewnie na wpółprzytomny, po uderzeniu w drzewo. Zakładałam, że poprzedni cios otrzymałam właśnie od niego, ale może to i dobrze? Skupiłam całą swoją uwagę na nieprzytomnym Kiyukim, przyciśniętym dodatkowo wielką łapą wygłodniałej akumy, która zaryczała prosto w niebo. Czyli się wyjaśniło, dlaczego tamte poprzednie uciekły. Zwyczajnie bały się swojego starszego brata.
   Zacisnęłam dłonie w pięści. Jak miałam pokonać tak wielkiego stwora w pojedynkę? Bez Kiyuki'ego? Mojego Kiyuki'ego? Musiałam zostawić takie rozmyślania na potem, teraz musiałam działać, nim Yuki zginie rozszarpany przez tego lwopodobnego stwora. Tylko gdzie moja katana?!
   Rozejrzałam się w panice, poszukując jakiegoś błysku, punku zaczepienia, gdzie mogła ona być, bez niej moja moc nie będzie wystarczająca. I bez Kiyuki'ego... Podniosłam się natychmiast, stając na proste nogi i mierząc bojowym spojrzeniem swojego przeciwnika, który przerastał mnie przynajmniej stukrotnie. Ale to tylko taki mały szczegół.
 - Nie pozwolę ci zginąć, Yuki. - Mruknęłam do siebie, będąc w pełni świadomą, jak absurdalnie to brzmi, biorąc pod uwagę fakt, że jeszcze kilka minut temu sama próbowałam go zabić. Zacisnęłam dłoń na rękojeści lodowego miecza, który ukształtował się w mojej dłoni. Przecież nie dam sobie rady sama z tak wielką akumą, nie mam nawet najmniejszych szans, na co ja się porywam?
   Momentalnie spuściłam głowę, chcąc ukryć przed samą sobą swoją słabość i łzy zalewające moją twarz. Kocham Cię, Niyumi. Zastrzygłam uszami, słysząc bardzo wyraźnie znajomy głos. Przecież on nie mógł tego powiedzieć, jest nieprzytomny, ale w końcu to powiedział, zaraz po tym jak... Przełknęłam nerwowo ślinę, unosząc głowę z nowym błyskiem w oczach. A raczej odbiciem błysku mojej katany leżącej pod pobliskim drzewem. Jak mogłam jej wcześniej nie zauważyć?
   Doskoczyłam do swojej broni, chwytając ją mocno za obie ręce i spojrzałam wprost na czarne stworzenie, które przygotowywało się do zadania ostatecznego ciosu. Skupiłam całą swoją uwagę na akumie, czując wyraźnie jak woda z całej pobliskiej okolicy zbiera się w jednym miejscu, po czym zamarza, kształtując się w postać wielkiego miecza, dorównującego swoim rozmiarom mojemu przeciwnikowi.
   Z głośnym okrzykiem ruszyłam na akumę, przecinając powietrze stalowym ostrzem, kiedy potwór był w zasięgu mojej broni. Lodowy miecz powtórzył cios, odcinając łeb z puszystą grzywą od całej reszty czarnego ciała, które najpierw się zachwiało, a potem runęło na lewą stronę. W ostatniej chwili odskoczyłam w stronę mojego bóstwa, unikając zmiażdżenia przez to cielsko.
   Przejechałam kolanami po kamieniach, zatrzymując się tuż przy oryginalnie białym materiale w jaki odziany był bóg Sprawiedliwości. Teraz wszystkie jego szaty były szare, poszarpane i przede wszystkim zakrwawione przez jego własną krew, a to było najgorsze. Zakryłam usta dłonią, powstrzymując się przed szlochem. Najpierw musiałam mu pomóc, potem będę się rozklejać nad swoją słabością.
   Zastrzygłam czujnie uszami, unosząc przy tym głowę. Pomruki niezadowolenia, które towarzyszyły próbie pozbierania się przez Aorine, były wystarczającym sygnałem dla mojego ciała, że trzeba się ruszyć. Automatycznie się podniosłam i podbiegłam do bóstwa, chcąc mu pomóc, jednak jego morderczy wzrok skutecznie zatrzymał mnie w miejscu. Mimo że nie znaliśmy się zbyt dobrze, widziałam w jego oczach i minie, że chce mnie porządnie opieprzyć za to wszystko. Zgoda, Aorine, będziesz mógł to zrobić, ale najpierw zabierzmy Yuki'ego do domu. Posłałam mężczyźnie proszące spojrzenie.

~*~

   Leżałam zwinięta obok posłania, na którym leżał zabandażowany białowłosy mężczyzna. Przez jego nagi tors przebiegało przynajmniej pięć pasm białego materiału, który przytrzymywał opatrunek na ranie. Wszystkie poniszczone szaty bóstwa wylądowały w śmieciach, za to nowe, świeże i czyściutkie wisiały na drzwiach od szafy, gotowe w każdej chwili do założenia. W całej świątyni panowała kompletna cisza, nieprzerywana już przez gadanie Bóstwa Nadziei, które jak na moje uszy spędziło tu trochę za dużo czasu. Jednak nie miałam prawa go wyganiać, gdyż bardzo mi pomógł, a kazanie jakie od niego usłyszałam było zasłużoną karą, która, jak mniemałam, szybko się nie skończy.
   Podniosłam się na kolana, przypatrując się spokojnej twarzy i białym kosmykom, które odgarnęłam z bladego czoła. To tak strasznie bolało, za każdym razem, kiedy przypominałam sobie, że to ja, ja osobiście doprowadziłam go do takiego stanu. Kiyuki'ego, moje najukochańsze bóstwo, które obiecałam chronić przez potworami. I faktycznie chroniłam, ale nie potrafiłam obronić go przed największym potworem jakiego przyszło mu spotkać - sobą.
Podobny obraz   Po moich policzkach znowu zaczęły spływać łzy, kiedy zacisnęłam palce na cienkiej pościeli, którą przykryty był mężczyzna.
 - Proszę, nie odchodź...
   Wtem jak na zawołanie, ciało Yuki'ego się poruszyło, a niewyraźne pomruki wydostały się z jego gardła. Uniosłam szybko głowę z szerokim uśmiechem, który na samą myśl zobaczenia tych złotych oczu i łagodnego uśmiechu wpełzł mi na usta. Otworzyłam szerzej oczy widząc Kiyuki'ego.
   Skoczyłam na równe nogi i czym prędzej wybiegłam ze świątyni, kierując się wprost do domu Bóstwa Nadziei, mając tą nadzieję, że go tam zastanę.
 - Ao! - Krzyczałam co kilkanaście kroków, napędzana strachem i szokiem.

Aorine? ^-^
Słów 1856

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz