sobota, 7 lipca 2018

Od Higeki'ego CD Muira "Gwiazdy mają oczy"


Można było się z tego śmiać, ale Higeki zaznaczał sobie wolne dni w kalendarzu i starannie je planował. Dla większości wolny czas nie wymagał żadnego planowania – jeśli można było odpocząć, to każdy robił to, na co miał ochotę i nie musiał się zastanawiać. Jedni spotykali się z przyjaciółmi, inni zaś woleli spędzić ten czas samotnie, czytając książkę, oglądając film lub po prostu podsypiając przed telewizorem. Higeki żył już dość długo i znał samego siebie na tyle dobrze by wiedzieć, że jeśli nie przypilnuje tej kwestii, to po prostu się przepracuje i w pewnym momencie zwyczajnie zasłabnie w przedsionku własnego domu. Dlatego swój dzień wolny miał starannie przemyślany i zaplanowany co do godziny.
Poranek spędził w parku. Jako bóstwo był w stanie przemieszczać się po całej Japonii niemalże jak chciał, dlatego zamiast spędzać czas w przypadkowym miejscu udał się do Korakuen w Okayamie, który uważał za najpiękniejszy z trzech najbardziej znanych ogrodów Japonii. Jak wypoczywać, to skutecznie, prawda?
Park już o tej porze pełen był turystów, głównie z Chin, którzy zdecydowanie przewyższali liczebnie zarówno samych Japończyków, jak i każdą inną grupę etniczną. Higeki wiedział jednak, gdzie się udać, by zaznać nieco spokoju i już po chwili był przy starym pawilonie herbacianym, gdzie w cieniu rozłożystego cedru siedział przygarbiony mężczyzna. Przed nim stała wysłużona, składana plansza do go, a sam mężczyzna przekładał na niej kamienie, co chwilę zerkając do trzymanego w drugiej ręce czasopisma. 
– Można się dosiąść? – zapytał, a mężczyzna drgnął lekko, zaskoczony, ale uśmiechnął się i wskazał dłonią miejsce naprzeciwko.
– Bardzo proszę. Może zechce pan rozegrać jedną partię? 
– Chętnie – odpowiedział Higeki z uprzejmym uśmiechem, który tylko się poszerzył, gdy jego towarzysz napomknął coś o tym, że nieczęsto spotyka się takich młodych ludzi zainteresowanych tradycyjnymi grami. 
Bardzo szybko jednak uśmiechy gdzieś poznikały, gdy okazało się że obaj mężczyźni nie traktują gry jako prostej rozrywki i każdy z nich jest doświadczonym graczem. Higeki marszczył brwi i składał dłonie w kontemplacyjnej pozie, zaś jego przeciwnik wzdychał od czasu do czasu, przeczesując dłonią przerzedzone włosy. Świat przestał dla nich istnieć na długi czas, a słońce niepostrzeżenie minęło szczyt nieba, gdy w końcu drugi mężczyzna ukłonił się Higekiemu, uznając jego zwycięstwo. To był naprawdę dobra rozgrywka i sam Higeki miał niemały problem podczas partii. Do ostatniej chwili nie był w stanie stwierdzić, czy uda mu się wygrać, czy też nie. 
Pożegnał się ze starszym mężczyzną, a potem odszedł kawałek i rozpłynął się w powietrzu, wracając z powrotem do Kami no Jigen. Na ten dzień miał zaplanowane jeszcze pójście do sklepu i zaopatrzenie własnego domu w cokolwiek do jedzenia. Odkąd mieszkał sam, musiał troszczyć się też o takie “przyziemne” sprawy, jak to, czy w spiżarni jest jeszcze chociaż z kilogram ryżu, czy wyszło wszystko co do ziarenka. Higeki najchętniej stołowałby się wyłącznie na mieście (naprawdę nie lubił gotować i kiepsko mu to wychodziło), ale przykra prawda była taka, że jego budżet zwyczajnie by tego nie wytrzymał. To był jeden z tych momentów, kiedy Higeki po raz kolejny zaczynał zastanawiać się nad tym, że potrzebuje chowańca. Nawet nie musiałby być bardzo bojowy – wystarczyłby mu ktoś, kto po prostu by z nim mieszkał i chociaż trochę zaopiekował się domem. Nic więcej. Z drugiej jednak strony bóg katastrof boleśnie sobie uświadamiał, że obecnie nadal nie jest gotowy na to, by mieszkać z kimkolwiek pod jednym dachem i że w najbliższej przyszłości niewiele się pewnie zmieni w tej materii.
Ulice Kami no Jigen przypominały mu Japonię taką, jaką pamiętał ze swoich wcześniejszych lat. Większość budynków była zachowana w tradycyjnym stylu, domy były niskie, a ludzie chętniej ubierali się w kimona. Próżno było tu szukać mężczyzn w garniturach i kobiet w garsonkach, którzy spieszyli na poranny pociąg, niosąc w jednym ręku aktówkę, a w drugim smartfona, na którego lśniącym ekranie czytali najnowsze wiadomości. Wydawało się, że w tej krainie czas płynie jakby osobnym, wolniejszym tempem i prawie nikt się nigdzie nie spieszy.
Higeki w końcu kupił wszystko z kartki i postanowił przysiąść na chwilę, i posilić się kubkiem zielonej herbaty, kiedy wpadła mu w oko wystawa jednego ze sklepów.
Mężczyzna zawsze był dość muzykalny, ale jego zainteresowanie muzyką ograniczało się wyłącznie do słuchania tego, jak grają inni. Chociaż sam miał w ręku kilka razy różnie instrumenty – próbował swoich sił zarówno z bębnami, shamisenem jak i prostym fue – to jednak gra na instrumencie wydawała mu się umiejętnością na tyle trudną i ulotną, że nie był w stanie wydobyć z żadnego instrumentu dźwięków, które byłby mało drażniące dla ucha, nie mówiąc już o tym, że miałyby być przyjemne. Pod wpływem impulsu jednak wstał, odstawił kubek na ladę i udał się do sklepu, prawie nie odrywając wzroku od wystawionego za szkłem koto. 
Instrument ewidentnie miał lata świetności już dawno za sobą - lakierowane drewno było zmatowiałe, a na wysokości strun wręcz przetarte. W instrumencie było jednak coś, co przyciągało i Higeki zwyczajnie nie mógł się powstrzymać. Zazwyczaj nie był impulsywny, a już na pewno nie kupował żadnych rzeczy pod wpływem impulsu – może dlatego był nieco zdziwiony własnym zachowaniem, gdy dotarł do domu trzymając w jednym ręku zakupy, a w drugim stare koto. 
Pierwszym jego pomysłem było, by od razu spróbować cokolwiek zagrać, jednak szybko doszedł do wniosku, że byłoby to bardzo egoistyczne z jego strony, by narażać sąsiadów na konieczność wysłuchiwania jego kociej muzyki tylko dlatego, że mieli pecha mieszkać koło niego. Z tej przyczyny Higeki z powrotem zapakował koto do pokrowca i udał się w wieczorne mroki szukać miejsca, gdzie na pewno nie będzie nikomu przeszkadzał. Mogło się to wydawać nieco dziecinne, ale bóg katastrof bardzo przykładał się do tego, by nie być dla innych problemem ani ciężarem. 
W końcu jego kroki skierowały go do lasu – miał nadzieję, że o tej porze nikogo tam nie będzie, a gęste gałęzie drzew stłumią dźwięki. Jakże się jednak pomylił! Już kiedy miał zdjąć instrument z pleców i rozłożyć wszystko, zauważył jakąś osobę i niemalże drgnął zaskoczony. Panująca wokół ciemność nie ułatwiała sprawy i choć mniej więcej widział sylwetkę nieznajomego, nie był w stanie rozpoznać jego twarzy. Czy był równie zaskoczony? Czy może raczej poirytowany, że ktoś właściwie naszedł go na takim odludziu? A może się zgubił? Tego Higeki nie wiedział, więc postanowił pokonać zakłopotanie i odezwać się do nieznajomego, kimkolwiek był, zanim zaczął odchodzić. To byłoby doprawdy niezręczne spotkanie, gdyby obaj po prostu popatrzyli na siebie i się rozeszli, nie zamieniając ani słowa. 
– Dobry wieczór – zaczął dość neutralnie, nie będąc pewnym, jak ma się zachować. – Bardzo przepraszam, jeśli w czymkolwiek przeszkodziłem. Nie taki miałem cel. Jeśli moja obecność tutaj jest bardzo niepożądana, to oczywiście odejdę. Chciałem tylko pograć trochę na koto…
Ostatnich słów Higeki pożałował w sumie w momencie, kiedy tylko je wypowiedział. W końcu chciał oddać się grze bez żadnych świadków, bo w jego przypadku naprawdę nie było czego słuchać, ale cóż. Słowa poszły już w świat i nie było odwrotu.

1139 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz