środa, 4 lipca 2018

Od Aorine CD Asher'a "Przeciwieństwa się przyciągają"


Poczułem nagły napływ szczęścia z powodu usłyszenia dwóch ukochanych słów, które tworzyły razem mieszankę idealną. Do tego.. wypowiedział je Asher... co było nieco zaskakujące zważając na jego stan w ostatnich paru dni. Nie byłem pewien czy to aby na pewno dobry pomysł, lecz wyjście na świeże powietrze z pewnością wyjdzie mu na zdrowie. Wystarczy mieć teraz nadzieje , ze nie zabijemy się po drodze o jakieś nierówności... obym się przydał jako taki pies przewodni.
Wyszedłem ostrożnie z wanny podpierając się jej brzegów. Moje ubrania były całe przemoczone, wiec co nie co ważyły. Głupota byłoby też wyjście na podłogę i zalanie jednocześnie całej łazienki. Zdjąłem z siebie tylko te wierzchnie części ubrań zostając tylko w spodniach i czymś w rodzaju bolerka, które nosiłem pod wszystkim. Zasłaniały mi tylko ramiona, lecz rękawy normalnie były widoczne spod płaszcza. Ash był zajęty myciem się wiec nawet nie zau...nie zwrócił uwagi na mnie póki nie opuściłem do końca wanny. Czułem jak wodzi za mną wzrokiem, choć zapewne widział jedynie ciemność. Czułem się przez to winny... tak bardzo chciałem, by znów na mnie patrzył... nie ważne czy z czułością, czy czystą chęcią zdenerwowania mnie. Ważne, by ponownie widział. 
Czym prędzej pobiegłem do pokoju by ubrać się w coś suchego... pomińmy już fakt, że prawie się zabiłem na zakręcie....to się wytnie. Przyniosłem także świeże ubrania dla Asha, który właśnie ostrożnie wychodził z wanny. Szczerze? Teraz zaczął mnie nieco rozczulać. Taki nieporadny... jak nie on. Jak szybko na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech, tak szybko znikł przez rzeczywistość. Pomogłem mu się ubrać delikatnie muskając dłońmi jego ciało. Ao... do jasnej Anielki.
Ogarnij się. Żyj teraźniejszością i nie molestuj go mentalnie. Prychnąłem cicho na moje wewnętrzne karcenie się i złapałem delikatnie za rękę mój oręż. Nie wiedziałem, czy chce wyjść tak na miasto, ale sądząc po tym, że spół ze mną palce wystarczająco obaliło tą obawę. Ciepła, a zarazem wyjątkowo delikatna - gdybym mógł, to chętnie bym jej nie puszczał, a najlepiej wtuliłbym się w nią. Takie zachcianki jednak sobie muszą zaczekać. Teraz pora na kulki. Miałem niestety dziwne przeczucie, że coś się jeszcze dziś wydarzy. Może i mam czasami paranoje, lecz nie powinienem tego ignorować. Niby to głupota, lecz na baczność trzeba się mieć.
Ostrożnie prowadziłem Ashera przez miasto mówiąc mu, kiedy jest jakiś krawężnik, czy inny schodek. Widziałem , że nie czuł się pewnie, mimo, że wiódł spojrzeniem na różne strony. W końcu niestety niczego nie widział. 
- Już naprawdę niedaleko - odezwałem się spokojnie obejmując jego ramię. Jakoś tak lepiej się go pilnowało, a zarazem prowadziło. Mogłem lepiej wymijać wszelkie przeszkody w postaci żywych youkai...no prawie wszystkie. Nie brałem pod uwagę biegnącej lisicy o śnieżnobiałych włosach, która mimo prób zatrzymania się wpadł centralnie na Ashera nim zdążyłem go osłonić. Świetnie Ao... On jakoś cie uratował przed pazurami Akumy, a ty nie potrafisz go obronić przed jakimś pokracznym chowańcem bóstwa sprawiedliwości. Po prostu świetnie. Czy Kiyuki nie może jej przypilnować? A przynajmniej trzymać na krótkiej smyczy by nie zrobiła sobie krzywdy, a przede wszystkim innym? Nie? No trudno. 
- Co ty u licha robisz?! - Syknąłem patrząc jak drobna dziewczynka próbuje pozbierać się z mojej broni. Nieco zdezorientowana spojrzała raz to na mnie, raz na czerwonookiego, po czym podniosła się jak poparzona od razu zalewając na falą przeprosin i gawędzenia bez składni o pierdołach.
- Ay! Wybaczcie mi! Bardzo się śpieszę. Sami wiecie, wiosna idzie, żurawie wracają, sierść dłuższa, oczy zasłania... - Zaczęła wymachiwać rękoma na prawo i lewo...z resztą tak samo jak ogonem, który przypominał śmigło tych dziwnych samolotów w świecie ludzi. To chyba były helikoptery...czy jakoś tak. - Bardzo was przepraszam! Aorine-sama, nie patrz tak na mnie... Wynagrodzę to wam, jak tylko znajdę chwilę czasu, obiecuję! A teraz muszę lecieć, jabłka, żurawie, Yuki groził, że zabierze mnie do fryzjera na skrócenie futra, ayayay... - Złapała się za uszka i kręcąc głową zaczęła dalej gdzieś biec. Chciałem jen powiedzieć coś w stylu, nie zabij nikogo, ale ostatecznie machnąłem na nią ręką. Niereformowalne to jak nic....
Pomogłem Asherowi wstać i otrzepać się z kurzu. Widząc jego niezbyt ogarniętą minę zaśmiałem się przepraszająco i szybko wytłumaczyłem mu o co chodzi.
- To był chowaniec bóstwa sprawiedliwości. W prawdzie nie wiem o co jej chodziło z jabłkami, ale fakt... żurawie zaraz wrócą na bagna, a jej włosy powinny się spotkać z fryzjerem - Wyburczałem patrząc na uliczkę, gdzie jeszcze chwile temu było widać lisiczkę....teraz nie było po nie śladu.
- Rozumiem...? - Zauważyłem ,że zaczął szukać mojej ręki, więc ponownie przykleiłem się do jego ramienia i ponowiłem prowadzenie go do knajpki. Tam już było z górki. Posadziłem go przy wolnym stoliku niedaleko okna, a sam poszedłem po zamówienie.
~~~*~~~
Całe posiedzenie z początku nieco zawstydzające później się rozluźniło. Może było to spowodowany ty, że Ash nieco się bał jeść publicznie, co skończyło się z mojej strony karmieniem go. Z początku nie był do końca przekonany, lecz cóż... nie miał wyjścia. Mogłem przynajmniej szczerze przyznać, że teraz wyglądał jak małe bezradne , a zarazem urocze dziecko. Nie chciałem go więcej ciągać po mieście..w końcu i tak cud, że chciał ze mną gdziekolwiek wyjść. Niby obietnica...ale nie zdziwiłbym się, gdyby złamał ją. 
- Dziękuje - Uśmiechnąłem się ciepło znów przylepiając się do jego ramienia. Byliśmy już niedaleko świątyni, wiec musiałem patrzeć pod nogi na jakieś dziury. Spotkanie z ziemią nie było nam teraz potrzebne do szczęścia. Chciałem coś jeszcze dodać, lecz w tym samym czasie przeszedł mnie dziwny dreszcz, a ciepły głos rozbrzmiał w mojej głowie. Nie była to modlitwa... ten głos był zbyt znajomy.
Musimy porozmawiać Aorine. Czekam na was w świątyni. 
Przełknąłem  cicho ślinę zdając sobie sprawę, że to był ojciec. Jego głos mimo, że ciepły, dawał mi jakieś dziwne przeczucie, że ma jakąś ważną sprawę do mnie... tylko jaką? Poza tym... "was" ... oby mu nie chodziło o Ashera.... tylko nie o niego. 
- Ao? - Z zamyślenia wyrwał mnie głos broni. Nawet nie wiedziałem, ze się zatrzymałem przez to wszystko. Pokręciłem jedynie głową odganiając chwilowo myśli... miałem mu powiedzieć? Czy lepiej nie.... Szlag by to
- Ojciec czeka na nas w świątyni - Mruknąłem cicho starając się, by moje zdenerwowanie nie odbiło się na mojej odpowiedzi. - Porozmawiam z nim, a ty w tym czasie poczekaj u siebie, albo na tarasie... dobrze? - Miałem nadzieje, że nie będzie próbował jakoś zaprzeczyć. Naprawdę wolałem go w to nie mieszać jeżeli chodziło o jego dalsze życie w tym świecie.  Nie chciałem by mi go odbierał i nie pozwolę na to, choćbym złamał wszelkie boskie reguły. 

<Ash? xvx >

1077 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz