czwartek, 3 maja 2018

Od Azroth'a "Nie dbaj o to"

Podniósł ospale wzrok, rozglądając się dookoła. Nie widział zbyt wiele, wszak zarówno jego sylwetkę, jak i wszystko dookoła częściowo spowijał mrok. Było mu to na rękę – Mógł podróżować bez obaw, że ktoś go zauważy, ponieważ „Siła wyższa” obdarzyła go niezwykłą umiejętnością harmonizacji z ciemnością. Postanowił wykorzystać swą moc.
Poczuł, jakby z jego ciemienia zaczynała wylewać się chłodna, kleista maź. Spływała ona ospale po jego ciele, aż nieprzyjemne uczucie przemoczenia i zziębnięcia dosięgło go po same koniuszki stóp. Nabrał wtedy pewności, że stał się nieprzenikalny.
Podróży w tym stanie towarzyszyło męczące uczucie otumanienia – Świat zdawał się być lekko rozmazany, a każdy krok spowolniony. Uznał, iż jest to naturalny skutek uboczny i podążał dalej przed siebie. Liczył na odnalezienie się na Ziemi, którą zamieszkiwał przez kilkanaście cudownych lat, na którą zstąpił, a która zdawała mu się być teraz niezwykle obca i odległa.
Dotarł do punktu, jaki zwykł mijać codziennie – Obskurny monopol na rogu ulicy, do którego zewsząd napływali bezdomni, urządzając sobie z ekspedientką liczne libacje. Do jego nozdrzy napłynął nieprzyjemny zapach tytoniu i brudnego ciała. Minął sklep, wzdychając nostalgicznie – Jak mogło dojść do tego, że teraz już nigdy nie znajdzie się w otoczeniu znanych sobie ludzi i miejsc? Co prawda, właśnie podąża tymi samymi ścieżkami, co za życia, ale nie czuł się tak samo, jak wtedy. Przede wszystkim – Właśnie przemierzał ulicę, będąc niewidzialnym.
Odgarnął mechanicznie włosy i wspiął się na niewielki pagórek, chwilę po tym, jak zboczył z miejskich ścieżek. Nie czuł się w tej chwili dobrze. Zaczął nienawidzić siebie za to, że pomyślał, iż taka wycieczka poprawi mu humor. W rzeczywistości czuł się, jakby właśnie wypełniał misję samobójczą.
Przeszedł obojętnie obok drzewa, na którym często przesiadywał – Jego rozłożyste, grube gałęzie kojarzyły mu się z aksamitną ciszą i spokojem.
Stanął gwałtownie w miejscu i pokręcił głową, mrucząc:
- Co za bzdura, nie powinienem tu w ogóle trafić. Nie powinienem znaleźć się na Ziemi z powrotem, przecież to mnie niszczy od środka. Jest chyba za wcześnie, mój umysł jest zbyt przeładowany, pojawiło się na nim zbyt wiele skaz, których nie zdążyłem poznać, a co dopiero zatuszować. Chcę być już w Wymiarze, tylko jak się tam przenieść?
Ledwie zdołał o tym pomyśleć, a mleczna, nieprzenikniona biel zalała mu wizję. Gdy uświadomił sobie, że ma zamknięte oczy, natychmiast je otworzył. „To tyle?” - Pomyślał, próbując rozejrzeć się dookoła. Jedyny bodziec, jaki zdolny był wyłapać, to ten, który wykrywał za pomocą słuchu – Panowała tu ciężka, aczkolwiek przyjemna cisza. Przynajmniej dla niego była przyjemna, wszak z natury wolał delektować się nią, niźli codziennym zgiełkiem i gwarem. Gdy wzrok pośpieszył z pomocą, wobec identyfikacji środowiska, zdał sobie sprawę z tego, że Wymiar jest bardzo podobny do Ziemi. Tyle, że czystszy, spokojniejszy i niewinniejszy, o wiele bardziej, niż jego rodzima planeta. „Ale czy wciąż określać ją mogę rodzimą?” - Zapytał samego siebie, stawiając pierwszy krok do przodu. Z łatwością zaczął dalej stąpać przed siebie, delektując się napływającymi do niego widokami.
Okazało się, iż Wymiar był mu znacznie bliższy, niż Ziemia. Zdawało się, że bardziej do niego pasował. Ale, choć z natury był samotnikiem, szczerze zapragnął towarzystwa. Jego kompanem może być nawet Bóstwo – Mimo tego, że piekielnie zazdrościł tym istotom ich postaci i wszystkiego, chociażby grona wyznawców. Ciężko było myśleć o tym, że kiedyś może stać się ich sługą... Bo kto wie, jak potoczą się jego losy?
Ujrzał w oddali sporawe drzewo, idealne do kontemplacji środowiska, więc pośpieszył w tamtą stronę. Z wyjątkową łatwością przyszło mu wspięcie się na nie i znalezienie idealnej gałęzi, z której mógłby obeznać się po Wymiarze bez obaw, że czegoś nie dojrzy. Gdy już się umościł, westchnął głęboko, sięgając dłonią ku swojej głowie, chcąc machinalnie przeczesać ręką włosy. Proste pukle gładko prześlizgiwały się przez jego palce. Kiedy już miał cofnąć rękę, natrafił na niezidentyfikowany obiekt, w okolicach jego ciemienia. Wymacał go ponownie dłonią – Zdawał się być pokryty futrem od zewnętrznej strony, wewnątrz mieściła się gładka, delikatna tkanka. „Och, nie!” - Pomyślał. - „To nie może być ucho!”. Sięgnął drugą dłonią, ku swej głowie i od razu wyczuł drugi obiekt, który był identyczny w dotyku. Musiał wyglądać, jak idiota, macając się po swoich uszach, ale ta niecodzienna zmiana w wyglądzie tak go zaskoczyła, że nawet nie był w stanie zrobić nic innego. Niby był Chowańcem Inugami, więc nie powinno to tak nim wstrząsnąć, ale cóż począć... „Zaraz, zaraz. Skoro mam uszy, to chyba mi nie powiecie, że mam też ogon?!”. Jego dłoń wystrzeliła ku kości ogonowej, z której to bezczelnie wystawała sobie miękka, psia kita.
- Och! - Jęknął, opierając policzek o drzewo. - Stałem się psem. - Wymamrotał z niedowierzaniem, zamykając powieki.
Pomacał się też rękoma po twarzy, ale nie wyczuł tam futra, więc nie można było jednoznacznie stwierdzić, że stał się psowatym. Mimo wszystko wciąż towarzyszyła mu myśl, że musi wyglądać okropnie. „Chociaż może w Wymiarze to normalne?” - Głosik, będący przysłowiowym światełkiem w tunelu, rozbrzmiał w jego głowie, a on machinalnie mu przytaknął, próbując nie dać się nawiedzić ponownie strasznym myślą, komentującym jego wygląd.
- Dobra. - Odparł sam do siebie. - Wezmę się w garść i kogoś poszukam, przecież nie mogę tkwić tu zupełnie sam, bo najzwyczajniej zwariuję... - Mówiąc to ześlizgnął się z gałęzi i ruszył w zupełnie przypadkowym kierunku, zdającym mu się być tym odpowiednim.
Po krótkiej wędrówce „Donikąd”, słuchem wyłapał jakiś głos. Szczerze ucieszony tym faktem, dojrzał w oddali zamazaną sylwetkę, którą ciężko było mu zidentyfikować z tej odległości. Postanowił, więc, podejść bliżej, licząc na to, że ta postać nie będzie wrogo nastawiona.

Ktoś?

910 słów 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz