czwartek, 3 maja 2018

Od Niyumi CD Kiyuki'ego "Papierowy żuraw"


   Wślizgnęłam się do wielkiego budynku szkoły, rozglądając się na boki. Oczywiście musiałam go zgubić, bo jakżeby inaczej mogło się stać. Mruknęłam ponuro, strzygąc uszami i obracając się wokół własnej osi. Znalazłam się w szkole... Poczułam jak w jednej chwili ogarnia mnie niezbyt przyjemne uczucie.
   Szkoła to było jedno z najbardziej obleganych miejsc przez Akumy. Zresztą co się dziwić, dzieciaki, które do niej chodziły były najmniej stabilne i najłatwiej było do nich przemówić, z czego często korzystały również bóstwa. Tak ogromna ilość ludzi podatnych na działania demonów skumulowana w jednym miejscu. Najgorsze było to, że ten tłum działał niekiedy jak jeden organizm. Wystarczyło jednemu coś podsunąć, by po chwili zajmowała się tym cała szkoła.
   Wtem po pustych korytarzach rozszedł krzyk, który natychmiast zwrócił moją uwagę. Moje ciało zareagowało już odruchowo, dobywając katany jeszcze nim zdążyłam wbiec na schody. Dźwięk dobiegł z wyższego piętra i nie brzmiał jak okrzyk radości, wiec przeskakiwałam po kilka stopni, chcąc się tam jak najszybciej znaleźć.
   Wpadłam na kolejne piętro, spoglądając od razu w prawo, a tam moim oczom ukazał się szamotające się Bóstwo Sprawiedliwości z jakimś stworzeniem na plecach.
 - Kuroki-sama! - Zawołałam, ściągając na siebie ich uwagę, jednak tylko na ułamek sekundy. Skoczyłam w ich stronę, zaciskając palce mocniej na rękojeści broni i zamachując się do ataku. Kiedy tylko ostrze katany spotkało się z ciałem Akumy, ta poluzowała uścisk swoich zębów na ramieniu, dzięki czemu mogłam posłać ją w głąb korytarza. Zerknęłam szybko na czarnowłosego, który oparł się o ścianę, dysząc ciężko.
   Mruknęłam ponuro pod nosem, ruszając wprost na koto-podobne stworzenie, które również skoczyło wprost na mnie. Metalowa część zniknęła na moment w pysku potwora, zderzając się z rzędami ostrych zębów. Tym razem jeden cios nie wystarczył, żeby odepchnąć demona, a zęby były osadzone zbyt blisko siebie, żeby ostrze mogło się przez nie przebić. Uniosłam szybko jedną nogę, uderzając stworzenie prosto w brzuch. Poleciał prosto w metalowe szafki, osuwając się po chwili na posadzkę z pociągłym krzykiem. Ten dźwięk nie przypominał zawodu bólu, prędzej nawoływanie.
   Przymknęłam na moment oczy, skupiając się na swoich mocach. Gdy tylko uniosłam powieki, lodowe ostrze spadło wprost na kulącą się Akumę, zabijając ją jednym ruchem. Już miałam odetchnąć z ulgą, kiedy coś uderzyło wprost w moje plecy, wbijając w nie ostre pazury. Krzyknęłam głośno, przelatując w powietrzu kilka dobrych metrów, lądując ostatecznie na drugim końcu korytarza tuż pod ścianą. Niestety broń wypadła mi z ręki i została gdzieś za mną, dlatego kiedy tylko poczułam, że coś się nade mną pochyla, wyciągnęłam lewą rękę w bok, zaciskając dłoń na niebieskiej rękojeści, po czym obróciłam się gwałtownie na plecy. Wodne ostrze gładko przeszło przez niewielkie, czarne ciało stworzenia, które przypominało sowę z ogromnymi szponami, jakby zapożyczonymi od jakiegoś dużego kota.
   Cholerne Akumy... Podniosłam sie w trybie natychmiastowym, kiedy moich uszu doszedł kolejny pomruk, świadczący o obecności jeszcze jednego przeciwnika. Na końcu szarego korytarza mniej więcej na przeciwko bóstwa stała na czterech łapach kolejna Akuma. Ta przypominała swoim wyglądem trochę wilka, przynajmniej do momentu, w którym nie otworzyła pyska, rozszerzając szczęki o ponad sto osiemdziesiąt stopni.
   Ryk rozniósł się po całym budynku, wprawiając szyby w drgania. Zachwiałam się lekko na nogach, jednak nie spuszczałam spojrzenia ze stwora ani na moment, czekając na odpowiedni moment. Kiedy tylko czarny wilk drgnął, puściłam się biegiem w ich stronę, łapiąc po drodze swoją katanę. Nawet nie zwróciłam większej uwagi na ból, który rozchodził się już nie tylko od rąk, ale i od pleców po całym moim ciele. Niestety byłam ostatnio zbyt wyczerpana, biegłam za wolno, widziałam to dokładnie. Nie miałam szans, by zdążyć do Kuroki'ego przed Akumą, dlatego zdecydowałam się po prostu skoczyć między tą dwójkę.
   Syknęłam głośno, kiedy długie kły wbiły się prosto w moje żebra. Że też nie mogła ich wbić trochę niżej... Uderzyłam w ziemię rękami, koziołkując razem z potworem aż do schodów. Wylądowałam na brzuchu, a Akuma puściła mnie w końcu, robiąc jeszcze dodatkowe dwa obroty, aż w końcu zatrzymała się na grzbiecie. Uderzyłam szybko ręką w podłogę, w wyniku czego od miejsca uderzenia aż do stworzenia pojawiła się gruba warstwa lodu, pokrywając część korytarza. Po chwili spod stwora wystrzelił w górę lodowy kolec ociekający czarną mazią.
   Przewróciłam się resztkami sił na plecy, oddychając głęboko. Już dawno nie miałam takiego treningu, w dodatku to cholerne ugryzienie tak bolało... Rana na plecach też. Wyciągnęłam dłonie w górę, przyglądając się brudnym bandażom i poruszyłam lekko palcami. One też bolały i pewnie były już w większej części zamarznięte. Po chwili uderzyłam nimi boleśnie w kafelki, nie mając nawet siły utrzymać ich wyprostowanych. Chciałam tylko zamknąć oczy i po prostu zasnąć. Wszystko tak bolało i było mi tak bardzo zimno...
   Ale musiałam się podnieść. Przecież Kuroki nie wróci sam do świątyni, prędzej znowu go coś napadnie, a wtedy... Z cichym jękiem przewróciłam się na bok, podnosząc się powoli na proste nogi z pomocą swojej katany, która służyła mi teraz raczej za laskę niż broń. Oddychając ciężko, ale powoli podeszłam do czarnowłosego, który siedział oparty o ścianę i podobnie jak ja, nie był w najlepszym stanie. Wyprostowałam się, chcąc pokazać, że nie jest ze mną aż tak źle i dam radę zabrać go do Kami.
 - Wstawaj. - Wyciągnęłam w jego stronę rękę, patrząc prosto na czarną czuprynę.
 - Nie potrzebuję twojej pomocy. - Odtrącił moją rękę, odwracając głowę w bok. Wywróciłam oczami, chowając katanę do pochwy uczepionej mojego pasa.
 - Ach, więc chcesz tu umrzeć splugawiony przez Akumy, tak? - Mruknęłam mało entuzjastycznie, pochylając się nieco w stronę czerwonych tęczówek, które już po chwili zgromiły mnie swoją wrogością. Wyprostowałam się, w milczeniu przyglądając się temu jak jego mimika nieco się zmieniła. Bolało go i choć próbował to ukryć, nie udawało mu się to, zbyt dobrze znałam tą twarz. Oparłam dłonie na biodrach i po raz kolejny spróbowałam, tracąc powoli cierpliwość do tej jego upartości. W tym aspekcie obaj byli bardzo podobni.
 - Nie bądź głupi. Nie doczłapiesz się sam do swojej świątyni, a już na pewno nie opatrzysz sobie ran. - Zastrzygłam uszami, mając nadzieję, że nie napadnie nas już żadna Akuma, bo ledwo stałam na nogach. Nie umiałabym nas już obronić. Jego.
   Zamrugałam zdziwiona, przyglądając się w bezruchu jak ciemna postać podnosi się powoli i z trudem, ale uparcie. Przytrzymując się ściany Kuroki stanął na prostych nogach i chociaż zwykle był wyższy ode mnie, teraz wyglądało to bardziej jakbyśmy byli jednego wzrostu.
 - Twoja łaska jest tu zbędna. Nie musisz się o mnie martwić, a przede wszystkim śledzić.
   Warknęłam głośno, zaciskając dłonie w pięści mocno zirytowana już jego zachowaniem. Jak można było być tak głupio upartym?
 - Czy możesz pomyśleć choć przez chwilę i schować dumę do kieszeni? Nie dasz rady, rozumiesz? - Popatrzyłam na niego, wściekła. - Nie zdążysz nawet przenieść się do Kami i kolejna Akuma cię zaatakuje, nie przeżyjesz tego. - Przymknęłam oczy, pocierając palcami jednej dłoni zatoki. Za bardzo podniosło mi się ciśnienie.
 - Pomóż... mi... - Dwa słowa wypowiedziane z trudem zupełnie innym tonem niż dotychczas. Zastrzygłam uszami, wpatrując się zaskoczonym spojrzeniem w bóstwo. Nie było już tego chłodu, bardziej stłumiony ból... Czerwone oczy wbite były w ziemię, a jedna dłoń pocierała delikatnie skroń. Ocknęłam się po chwili, dopadając do mężczyzny, wsuwając się pod jego rękę. Wolnym ramieniem objęłam go w pasie, a drugą dla pewności złapałam dłoń, która zwisała obok mojej głowy. Nogi ugięły się nieco pode mną, kiedy część ciężaru Sprawiedliwości spadła na mnie, jednak zacisnęłam tylko zęby, nie chcąc pokazać, że jestem słaba.

~*~

   W świątyni znaleźliśmy się niedługi czas potem. Jedyny problem jak do tej pory stanowiła odległość od domu bóstwa w jakiej wylądowaliśmy, którą musieliśmy pokonać kuśtykając chwiejnym krokiem. Kuroki milczał przez całą drogę, za co właściwie byłam mu wdzięczna, bo gdyby znowu miała słuchać o tym jak bardzo bezużyteczna jestem...
   Odsunęłam się nieco od czarnowłosego, upewniwszy się wcześniej, że ustoi przez chwilę w miejscu i zaczęłam odwiązywać jego szaty. Zrobiłam tu zupełnie odruchowo, bez najmniejszego namysłu o czym zdałam sobie sprawę dopiero, kiedy moje palce prześlizgnęły się po nagiej skórze.
   Odskoczyłam w tył, rumieniąc się lekko na policzkach i kładąc uszy po sobie. Już dawno tak nie reagowałam, ale jego ciało... Pokręciłam głową, chwiejąc się nieco. Mruknęłam do mężczyzny, żeby zdjął z siebie górne ubrania, a ja udałam się po miseczkę do kuchni i jakieś waciki. O dziwo czerwonooki nie protestował, co nieco mnie zdziwiło i zbiło z tropu. Dlaczego tak nagle przestał się odzywać?
   Odpowiedź na to pytanie przyszła dużo szybciej niż się tego spodziewałam. Kiedy weszłam do jego sypialni z bandażami, gazikami i miską ze świętą wodą, sama poza w której siedział, powiedziała mi, że był po prostu obrażony. No tak, urażona duma, bo przyjął pomoc od chowańca, którego ma za nic. Oczywiście...
   W milczeniu kucnęłam za plecami mężczyzny, przyglądając się przez chwile tym ranom. Nie wyglądały dobrze, szczególnie, że wdało się w nie splugawienie. Zerknęłam szybko na miskę z wodą, którą przyniosłam, mając nadzieję, że jej zawartość wystarczy na te rany. Oparłam kolana o podłogę i zamoczyłam kawałek waty w wodzie.
 - Może zaboleć... - Powiedziałam cicho, skupiając całą uwagę na wykonywanej czynności, co w sumie przychodziło mi z lekkim trudem. Przesunęłam powoli opuszkami palców po karku mężczyzny, obserwując to jak zaczarowana. Po chwili jednak się otrząsnęłam i zajęłam przemywaniem ran, tak jak powinno to wyglądać. Nie mogłam się jednak pozbyć myśli, że przecież to cały czas jest to samo ciało. Ten sam mężczyzna, do którego się przytulałam i którego kocham, nawet jeśli wygląda nieco inaczej.
   Kończyłam już bandażować ramię czarnowłosego, kiedy wszystko przed oczami zaczęło mi się dwoić i troić, zmieniać swoje miejsce i wirować. Zacisnęłam mocno powieki, potrząsając lekko głową. Nie teraz, do cholery... Wzięłam kilka głębszych wdechów i zawiązałam koniec bandaża, tak by w razie potrzeby można go potem było rozwiązać.
   Jeszcze nim odsunęłam się od Kuroki'ego i wstałam, przyłożyłam na moment czoło do jego pleców, zaciskając dłonie na swoich kolanach. Kiyuki, Kuroki, Kiyuki, Kuroki... 
   Bóstwo poruszyło się niespokojnie, więc wyprostowałam się natychmiast i po chwili wstałam, patrząc na niego smutno z góry. Nadal siedział do mnie tyłem i nadal się nie odzywał, ale przynajmniej wyglądał trochę lepiej niż przed opatrzeniem ran.
 - Ktoś powinien ci to jutro zmienić. - Nieobecny ton głosu rozniósł się po pomieszczeniu, docierając do moich uszu jakby z daleka, choć przecież to ja wypowiedziałam te słowa. Chwiejnym krokiem ruszyłam do wyjścia, starając się ze wszystkich sił zachować równowagę i zignorować ból, który nagle uderzył do mojej świadomości. Wcześniej jakby o nim zapomniałam, bo ważniejszą sprawą było zdrowie Sprawiedliwości. Wszystko wokół wirowało gorzej niż na karuzeli, aż zaczynało mi być niedobrze...
   Zamknęłam drzwi za sobą i przytrzymałam się ich jeszcze, by nie zaryć od razu twarzą w ścieżkę. Zawiał lekki wiatr i choć było to tylko delikatne dmuchnięcie, mnie ogarnął natychmiast chłód. Ten sam chłód, który poczułam, kiedy Kuroki zerwał pakt. Ale teraz dochodził jeszcze ból i to cholernie wirowanie całego świata... Spojrzałam w górę, łapiąc od razu spojrzeniem małą, białą drobinkę, która sfruwała z góry. Wyciągnęłam dłoń przed siebie, a na jej powierzchni po chwili wylądowała mała śnieżynka.
 - Śnieg? - Zapytałam sama siebie półgłosem, po czym bezwładnie runęłam na ziemię, pogrążając się w ciemnościach i chłodzie.

<Hmmm... Yuki?> 
Słów 1820

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz