wtorek, 8 maja 2018

Od Kiyuki'ego CD Niyumi "Papierowy żuraw"


-Ona nie jest zła. Zrozumiała swoje winy. Dlaczego nie możesz dojrzeć tego promyku w jej sercu? 
Ten głos w mojej głowie stawał się coraz bardziej wyraźny... jakby druga osoba stała obok mnie. Byłem niestety sam, gdyż lisiczka opuściła świątynie .... na moje nieszczęście znaczyło to, że Yin nieco się przebudził przez ten wypadek. Musiałem na to uważać, gdyż w innym wypadku, by następnej walce to ja stracę kontrolę. 
- Zabiłaby cię, gdyby nie fakt, że byłem w tobie przez ten cały czas. twoja dusza uleciałaby, a ja ją zatrzymałem zajmując jej miejsce. Więc zadaj sobie pytanie, dlaczego nie mogę jej zaakceptować. - Odburczałem cicho do siebie na wypadek, gdyby ktoś był w tym domu. Wolałem, by nikt się nie dowiedział, że Kiyuki ma świadomość co się dookoła dzieje. 
- Nie zabiłaby. Ufam jej nawet po tym wszystkim. Nie niszcz jej do końca życia
- Oj zamilcz w końcu - Moja cierpliwość powoli się kończyła. Wstałem szybko z posłania co skończyło się palącym bólem w okolicach ran i poszedłem  stronę ganku. Miałem dość rozmowy z nim... kompletnie dwa odmienne charaktery, które za nic w świecie siebie nie zrozumieją i nie dojdą do jednoznacznego zdania. 
- Ona i tak już dużo przeszła... w prawdziwym życiu i tutaj w Kami. Jej wcześniejsze życie nawet tutaj nie daje jej spokoju, wiec nie dziwię się czemu tak zareagowała. Nie potrafiła sobie z tym poradzić, a ja nie wiedziałem jak jej pomóc....
- No właśnie.Nie umiałeś jej pomóc, gdyż ludzkie uczucia zawsze prowadzą do zguby. Jeszcze tego nie zrozumiałeś? Twoje uczucia cię zgubiły, tak samo jak uczucia tego nieodpowiedzialnego chowańca doprowadziły do takiej sytuacji. 
- Nie
Po prostu mnie załamał tą jedną prostą odpowiedzią. Po co się wysilać i dyskutować z nim? No nie ma po co, bo i tak nie zmienimy swojego zdania. Beznadziejna sytuacja. Dałem sobie spokój z dalszą rozmową i oparłem się łokciami o drewnianą belkę. Słońce już chyliło się w stronę moczar, więc przed wejściem do świątyni otaczał mnie przyjemny cień. Było już chłodno, a ja miałem na sobie jedynie spodnie i bandaż zawiązany na klatce piersiowej. Spodziewałem się konsekwencji tego, lecz wraz z zmianą dusz zmieniała się również odporność. Ja tak łatwo nie zachoruje w porównaniu do Yin'a
- Kuroki.... 
Westchnąłem cicho przymykając na chwile oczy. Spróbowałem go zignorować, lecz on nie dostając żadnej reakcji z mojej strony zaczął bez przerwy powtarzać moje imię. Irytujący idiota, który nie myśli o niczym innym jak o innych. 
- Czego ty znowu chcesz - Syknąłem powstrzymując wyższy ton głosu. Mimo , że w okolicy byłem pewnie jedyną osobą, to i tak wolałem uważać. Youkai nie znające prawdy mogłyby mnie uznały za chorego psychicznie, gdyby zobaczyły, że gadam do siebie.
- Otwórz oczy i spójrz na schody.
- Nie mów mi co mam robić - Mimo to otworzyłem je kierując spojrzenie na wskazane miejsce. Przed chodami leżała jak kłoda drobna postać o białych włosach przykrywającymi jej ciało. Wiedziałem kto to jest, lecz zbytnio się tym nie przejąłem. Niyumi mnie uratowała, lecz wciąż była winowajcą tych wszystkich ran i osłabienia organizmu. 
- Pomóż jej , a nie stoisz niewzruszony! - Skrzywiłem się na te słowa, gdyż pojawiły się zdecydowanie za głośno. 
- Nie mam obowiązku jej pomagać - Odburknąłem masując się jedną ręką po skroni. Przez to wszystko zaczynała mnie boleć głowa. Tak czy siak czułem się słabo, więc takie coś stawało się jeszcze większym utrapieniem niż powinno. Chciałem wrócić do pokoju... lecz ciało nagle odmówiło mi posłuszeństwa. Obraz przed moimi zaczął się powoli rozmazywać, jakby nagle dookoła pojawiła się biała mgła. Nie... to na bank nie było jakieś nagłe zmiany pogodowe... on walczył ze mną. Złapałem się mocniej barierki by nie upaść. Zrozumiał, że teraz jestem nieco osłabiony i łatwiej będzie ze mną walczyć o kontrolę.  Jak teraz przejmie ciało , ja zapewne na chwilę usnę, by móc później ponownie odebrać to co mi się należy- ciało, którego nie mogłem przejąć przez tak długi czas. Nie był to głupi plan, wiec po prostu dałem za wygraną dając się porwać ciemności.

~~~*~~~

Nie sądziłem, że naprawdę mi się uda... poczułem lekkie podmuchy chłodnego powietrza na skórze, a wszystko widziałem z pierwszej osoby... nieco dziwnie to brzmi, lecz taka była prawda. Nie mogłem zbyt wiele czasu przeznaczyć an cieszenie się z tej chwili, dlatego szybko się otrząsnąłem i podszedłem do nieprzytomnej lisiczki. Była poważnie ranna, a na dodatek nadal krwawiła. Nie podobało mi się to ani trochę, więc mimo własnego bólu podniosłem ją i zaniosłem do jej pokoju.... a raczej dawnego...  Wszystkie rzeczy były jednak na miejscu, jakby cała ta afera nie miała miejsca. Ja jednak czułem tą drobną różnicę...pustkę w sercu, którą chciałem zapełnić. Niczego jednak nie mogłem zrobić, gdyż ciało wciąż było opętane przez czarny kolor. Jak długo będę miał kontrolę?  Na ile mi pozwoli? Obecnie milczy, tak jak to było wcześniej.
Szybko przystąpiłem do opatrywania ran , a przede wszystkim... do odkażania ich. Widać było na pierwszy rzut oka, że wyrządziła je akuma. Splugawienie jeszcze zbyt bardzo się nie rozniosło, więc miałem większe szanse na pozbycia się go. Namoczyłem ręczniki w czystej wodzie święconej i polowi zacząłem je układać na plamach. Jej ciało było w opłakanym stanie... aż czułem się winny temu wszystkiemu... że dałem tak łatwo się pokonać.... gdyby nie moja słaba wola, to wszystko nie miałoby miejsca.
- Jestem złym bóstwem.... - Westchnąłem cicho do siebie i zacisnąłem ręce na kolanach. Naprawdę zawaliłem i ucierpiała przy tym najdroższa mi osoba. Cierpiała wcześniej bo nie mogłem jej pomóc, cierpiała później bo poddałem się i cierpi teraz próbując mnie odzyskać. Wstałem i skierowałem się do kuchni, by zaparzyć sobie herbatę na ukojenie nerwów. Bałem się... mogę ją przecież stracić i do końca zniszczyć jej życie w tym raju. Pewnie i tak nie ma już za łatwo. Wraz z wejściem na taras z kubkiem parującego naparu zacząłem się zastanawiać, czy nie lepiej byłoby odejść, póki Niyumi się nie ocknie. Nie będzie wiedziała gdzie jestem, więc nie będzie się pchała bez potrzebnie w niebezpieczeństwo. Jeżeli Kuroki zginie nikomu nie zrobi już krzywdy. Usiadłem przed stolikiem i zapatrzyłem się w zachodzące nad moczarami słońce. Po żurawiach nie było już śladu...nadeszła w końcu jesień, więc odleciały gdzieś, gdzie jest cieplej. Oznaczało to chyba, że ten wymiar jest większy niż sto miasto i otaczające je lasy i pola. Za nimi musiał się dalej rozciągać ten piękny świat, który kochałem.
Nie wiedziałem w sumie ile tak rozmyślałem. Słońce już zaszło, a mnie otoczyła ciemność nieco rozjaśniana przez zapalone lampiony. Czas za szybko minął... i znów poczułem tą lekką pustkę w moim sercu. Czułem się po prostu samotny, mimo że w środku miałem drugą duszę.
Wróciłem do pokoju lisiczki chcąc sprawdzić , czy wszystkie opatrunki się trzymają. Ku mojemu zdziwieniu lisiczka siedziała nieco zdezorientowana. W jednej rączce trzymała ręcznik, który wcześniej przyłożyłem do jej an, zaś w drugiej kołdrę, którą zasłaniała swoje ciało.
- Niyumi? - Wypowiedziałem cicho jej imię przechylając głowę na bok. Musiała poznać tą różnice w w tonie... nawet posiadając ten sam głos łatwo nas odróżnić. Lisiczka spojrzała na mnie jeszcze nieco nieprzytomna, po czym jej uszka się podniosły. - Cieszę się, że mogę cię znów zobaczy.

<Niyu? >-< Nie umiem... nie wiem nic...  meh >-< >

1179 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz