piątek, 22 lutego 2019

Od Akiego cd Aurory "Obrońca Wszechświata i jej bóg"


Odbywałem właśnie mój codzienny spacer, uwzględniał on między innymi wizytę w mojej świątyni, gdzie i tym razem natknąłem się na białowłosą, sponiewieraną dziewczynę. W sumie nawet nie wiem co ona tutaj robiła, chodziła tutaj każdego dnia, jeśli nie częściej, ale nigdy nie usłyszałem od niej żadnej modlitwy, czyżby za bardzo żydziła, a może... Nie, co prawda nigdy nie starałem się zajrzeć do jej duszy, jednak i bez tego wyczuwałem promieniująca na kilka kilometrów nienawiść. Może jednak za bardzo żydziła...
Oparłem się o kapliczkę. Ile może jej to zająć nim stąd sobie pójdzie? Z doświadczenia niestety długo, ale i tak nie miałem lepszego zajęcia. Zarówno obecność ludzi, jak i innych bogów spływała po mnie niczym woda po psie. Każda rozumna istota była podatna na nienawiść i pragnienie zemsty, nigdy nie potrafiłem ich zrozumieć (mimo, że to był poniekąd mój atrybut). No cóż, darmową kasą nie pogardzę, bo pragnień typu „chcę, aby ta osoba złamała nogę” nawet wysłuchiwać nie zamierzałem, a co dopiero spełniać. W sumie... Gdyby nie fakt, że ludzie lubią sobie dokopać wzajemnie to pewnie nie mógłbym prowadzić tak komfortowego i leniwego trybu życia.
Nie wiem ile ile minęło czasu, nim się wyrwałem z moim rozmyśleń, ale mop białych włosów opuścił w międzyczasie mój teren. Moje spojrzenie wróciło do celu mojej wycieczki, mianowicie do miedzianej misy z monetami, którą pobieżnie opróżniłem. Może i pieniądze jakieś tam przynosili, tylko że nominały trochę za niskie, albo mogliby tak zadbać dla odmiany o otoczenie.
Przypomniało mi się, jak to jeden z youkai mieszkających w mieście raz wspomniał, że ja też mógłbym zadbać o moją świątynię, ale odrzuciłem tę myśl. Ja? Sprzątać świątynię, gdy mogą to za mnie zrobić istoty niższ...ludzie, no chyba nie.

Następnego dnia powróciłem do kapliczki o tej porze. Z zadowoleniem zauważyłem, że białowłosy mop się dzisiaj tutaj nie pojawił. Mogłem więc szybciutko spenetrować misę i powrócić do miasta, a dokładniej do mojego pokoju.
Już miałem zamiar ulotnić się ze świata ludzi, lecz nagle zacząłem się zastanawiać czemu w sumie białowłosa dziewczyna się tutaj nie pojawiła. Nie wyczuwałem nigdzie też nigdzie aury jej nienawiści, którą zwykle nawet jeśli słabą wyłapywałem wśród innych, gdy dziewczyny tutaj nie było. Zmarszczyłem brwi. Może zwykle nie miałem ochoty tego przyznać, ale przyzwyczaiłem się już do jej obecności. No i była ciekawsza od większości śmiertelników, którzy po prostu by tutaj przyszli ukrywając się, wrzucili monety i by się nigdy do tego nie przyznali. Tylko ona była w mojej świątyni dłużej niż musiała, a nawet o nic nie prosiła.
Zacząłem iść w kierunku wyjścia z ogrodu. W stronę, którą dziewczyna zwykle się udawała. Przeszedłem kilka ulic, aż w końcu dotarłem do mostu. Co przykuło moją uwagę był jego zerwany fragment, mniej więcej w połowie długości chodnika była dziura wielkości kilku płytek, więcej niż wystarczająco, aby jakiś pechowiec spadł w przepaść. Zwłaszcza taka tyczka, jaką był białowłosy mop.
Niestety nie posiadałem żadnej mocy, która umożliwiłaby mi potwierdzenie mojej teorii. No ale od czego są kioski z gazetami ludzi. Te szare istotki może i są dosyć słabe, ale jeśli chodzi o przekazywanie informacji nikt nie jest im równy i tym ich tak zwanym mediom pod każdą postacią.
Podążyłem dalej chodnikiem, omijając ogrodzony fragment podobnie, jak reszta przechodniów, aż w końcu dotarłem do najbliższego kiosku. Podszedłem i zacząłem przeszukiwać witrynę w nadziei, że znajdę tutaj powód zniknięcia aury dziewczyny, jako że nie znalazłem niczego na pierwszych stronach magazynów, podszedłem do okienka z obojętną miną i zakupiłem lokalną gazetę.
Szybko przekartkowałem gazetę, mniej więcej około 20 strony zobaczyłem nagłówek „Tragiczny wypadek na Moście XXXX, jedna śmiertelna ofiara spadła do rzeki” wraz ze stroną A4 opisującą krótko wypadek i dziewczynę. Z opisu brzmiała dosyć podobnie do przypadku, który pałętał się pod moją kapliczką.
No cóż, przynajmniej teraz nie muszę czekać, aż sobie pójdzie – pomyślałem. W końcu będę miał spokój, zresztą widok białowłosej czupryny mi się już dosyć znudził. Chociaż.... Może trochę będzie mi jej brakować, może żydziła, ale mimo wszystko była jedyną osobą, która tam przychodziła nie chcąc jakieś przysługi ode mnie. Od kiedy pamiętam nie zdarzył się nigdy żaden inny taki przypadek.
Cóż, jako że nie miałem już nic do roboty "na dole", jak to nazywałem świat ludzi, postanowiłem powrócić do Miasta, a bardziej konkretnie do mojego pokoju. Miałem nieco zły humor nie wiedzieć czemu, jednak go zignorowałem w wyższym celu mojej klasycznej pasożytniczej hibernacji na łóżku. W tym celu jednak musiałem już ominąć niemałe sterty artystycznego chaosu.
"Przydałoby się tutaj zrobić porządek – pomyślałem. – Niestety pokojówka za droga jak na moje skromne „zarobki” boga zemsty. O ile ludzie zawistnie tam chodzą to i tak są żydami i rzucają tylko grosiki, a sam oczywiście nie zamierzałem się babrać w takie rzeczy jak sprzątanie. To było poniżej mojej godności.
Przydałaby mi się jakaś darmowa siła robocza bez żadnych wymagań – zacząłem dumać – najlepiej żeby nie chciała też wynagrodzenia. Najlepiej ktoś dłużny wobec mnie. Hmmmm... Ktoś kto nie mógłby odmówić i nie ma nic lepszego do roboty
Przed oczami przemknął mi obraz białowłosej dziewczyny. Hmmm... Niby do tej pory nie miałem chowańca. Może to by rozwiązało moje problemy artystycznego nieładu, ale... Musiałbym się tym czymś zajmować, chociaż z drugiej strony, jak ona tam ślęczała bez powodu przed kapliczką kilka godzin to chyba nie jest zbyt wymagająca. Teraz w mojej wyobraźni pokazała się jeszcze ciekawsza wizja białowłosej w stroju pokojówki, ale szybko się jej pozbyłem.
Nigdy do tej pory nie odprawiałem rytuału przywołania chowańca. Słyszałem, jak on wyglądał i widziałem wielu chowańców w Mieście, aczkolwiek sam nie chciałem posiadać jednego. Nie tak, żebym mógł zaoferować dobre warunki, albo nawet chciał próbować, no ale... Mogę spróbować tego szalonego pomysłu zanim mi przejdzie, przynajmniej życie nie byłoby już tak nudne, a jeśli odmówi to nic nie stracę.
Tylko... Jak się w sumie za to zabrać. Zastanawiałem się, jako że to był mój pierwszy rytuał przywołania chciałbym, żeby wyglądał jakoś efektywnie. Wstałem z łóżka i podążyłem do mostu, gdzie zaginął białowłosy mop. W sumie spotkanie w miejscu, gdzie umarła... Hmm... Brzmi dobrze.
Ominąłem barierki i stanąłem na skraju dziury. Zamknąłem oczy i skupiłem się na obrazie białowłosej i na przywołaniu jej duszy w to miejsce.
- Biedne, biedne dziecko! – zaśmiałem się na jej widok, jak przestraszona otworzyła oczy i rozejrzała się niewidzącym wzrokiem. Dusze nie znajdowały się dokładnie w wymiarze ludzi, więc ciężko było mi określić co ona widzi. – Jak wielkie szczęście trzeba mieć, żeby trafić na taki niestabilny punkt w moście, po którym chodzą codziennie tysiące ludzi? Niezwykłe! Gratuluję moja droga!
Dopiero teraz wyszła z szoku i zorientowała się, że jest nad wielką przepaścią. Wydarła się na pół miasta bliżej nieokreślonym piskliwym mordującym uszy dźwiękiem, ale śmiertelnicy i tak jej nie słyszeli, w końcu duch itd. Po chwili zamilkła w przerażeniu.
Najpierw się drze, a potem nie umie wydusić nawet jednego słowa... Kobieta, a może po prostu śmiertelnik.
- Spokojnie – objąłem ją ramionami i przyciągnąłem bliżej – już trochę za późno na przejmowanie swoim życiem – puściłem jej oczko. – Ale myślę, że tego już nie muszę ci mówić. W końcu niecodziennie się umiera.
- Umiera? – powtórzyła przerażonym tonem cicho. – O czym ty mówisz?
- Ooo... Jednak nie pamiętasz? – Zdziwiłem się. – A może jednak nie chcesz pamiętać? Wyobraź sobie załamujący się most pod twoimi nogami, zgadując po ranie na twojej głowie musiałaś  nieźle oberwać zanim zaczęłaś spadać. Po prawdopodobnie wydłużającym się w twojej wyobraźni momencie spadania uderzyłaś w powierzchnię wody, która biorąc pod uwagę twoją wagę i prędkość... no, powiedzmy to było niczym uderzenie w cement, możliwe że nawet połamałaś sobie kilka kości, wiec nawet gdybyś umiała pływać to trochę byś się poruszała pod wpływem szoku, a ostatecznie i tak twój los był przesądzony. Coś takiego mniej więcej.
Słuchając tego, zachwiała się i stłumiła krzyk. Cóż, podejrzewam, że taka śmierć jest dosyć traumatycznym przeżyciem. Odciągnąłem ją dalej od krawędzi.
- No, ale co się stało to się stało, już tego i tak zmienisz – wzruszyłem ramionami.
- Czemu tutaj jestem? Skoro nie żyję... – Zapytała.
- Hmmm... Teoretycznie teraz jest moment, w którym możesz zadecydować o swoim losie. Niewiele osób ma ten przywilej. Możesz udać się i próbować zadomowić się w raju, nigdy tam nie byłem, ale słyszałem, iż jest całkiem przyjemnie.
Kiwnęła głową.
- A drugi wybór?
- Dobra dziewczynka, widzę że już się trochę ogarnęłaś. Drugim wyborem jest służba bóstwu, jako chowaniec. Zamieszkasz w Mieście pełnym istot, które nie są ludźmi i będziesz mi służyć.
- Co to jest dokładnie chowaniec? Jaką rolę pełni?
- Cóż... Chowańce zasadniczo dzielą się na dwie kategorie. Zwierzęce chowańce oraz chowańce broni. To którym chowańcem się staniesz zależy już od ciebie, ale jednocześnie nie jest twoim świadomym wyborem – wyjaśniłem.
Aurora na chwilę zamilkła pogrążona w rozmyśleniach.
- Czy jako chowaniec będę mogła schodzić na ziemie?
- Tak, będziesz mogła. Nie wiem w jakim celu chciałabyś to robić, jeśli by tak wziąć twoje dotychczasowe życie ale podróże między Miastem, a wymiarem śmiertelników nie są niczym wyjątkowym. I nie pytaj się skąd wiem o twoim życiu, jestem bóstwem – tak naprawdę moja wiedza brała się z nieco innych źródeł, ale nie uznałem za stosowne o tym wspominać. Jeszcze bym ją odstraszył i moje plany darmowej siły roboczej by uległy.
- Zgadzam się. Zostanę twoim chowańcem – w końcu padły jej słowa.
- To pozwolisz, że przypieczętuję kontrakt – na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu. – Ale nie będę ci mówić, jak się to robi tylko pokażę.
I z tymi słowami wziąłem ją w ramiona i złożyłem na jej ustach pocałunek.

1573 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz