niedziela, 24 lutego 2019

Od Hibiki'ego CD Asami "Dzienniki z życia ziemskiego"


Byłem przerażony. Drobniutkie ciało bogini pokryte było licznymi ranami zadanymi przez już drgającego w pośmiertnych drgawkach potwora. Bez namysłu pochwyciłem blondynkę w ramiona i unosząc ją jak pannę młodą, przycisnąłem do piersi. Serce biło mi jak oszalałe a ręce drżały. Wciąż niespokojnie tuląc do siebie boginię, jakby pragnąc ochronić ją przed wszelkimi złem, szepnąłem:
-Najpierw trzeba to opatrzyć, Panienko
Ruszyłem do łazienki by po chwili usadzić dziewczynę na prastarej pralce. Teraz nadszedł czas na dokładne oględziny. Każdą raną zajmowałem się jak najdelikatniej i jak najdokładniej, tak by sprawdzić najmniej bólu jak to możliwe. Do oczu cisnęły się łzy jednak twarz pozostała nieruchoma. Tę umiejętność wyniosłem jeszcze z poprzedniego życia. Nie okazuj emocji. To pierwsza rzecz jakiej trzeba się nauczyć żyjąc na ulicy.
Chwyciłem delikatnie w dłonie rękę Asami i zacząłem odkażać kolejne cięcia. Najbardziej zmartwiła mnie szarpana rana pozostawiona przez potwora na szyi bogini. Przybliżyłem, się więc do niej nieco bardziej i zająłem się tamowaniem krwi. Przy tej czynności zauważyłem powoli opadające powieki siedzącej przede mną dziewczyny.
-Kami! Kamisama! Nie zasypiaj! - Ująłem jej przepiękną twarz , kierując jej spojrzenie w moim kierunku - Jeszcze nie możesz zasnąć Panienko. Proszę się trzymać!
To rzekłszy czym prędzej ukończyłem opatrywanie rannej i ponownie biorąc ją na ręce zaniosłem do kuchni. Tam w garnuszku zostało trochę zupy. Podgrzałem ją i podsunąłem kiwającej się ze zmęczenia blondynce.
-Proszę to zjeść. Musi Panienka nabrać sił
Następnie wziąłem się za parzenie mocnej herbaty. To były moje ostatnie liście. Czas wracać do świątyni… Lecz… Co z Kishimurą? Będę musiał porozmawiać z boginią.
Westchnąłem ciężko. Jakże wszystko się komplikuję. Muszę zabrać z Ziemi Asami, bo następnej walki z tak potężnym Youkai może nie przetrwać. Na samą myśl po moich plecach przebiegły ciarki.
Odwróciłem się do dziewczyny i widząc że skończyła jeść i pić, zaniosłem ją z powrotem do pokoju, gdzie okryłem jej wątłe ciało ciepłą kołdrą. Spojrzałem na jej spokojną, pogrążoną we śnie twarzyczkę, a serce któryś raz tej nocy zatrzepotało. Przez zwykle poważną twarz przebiegł mi delikatny uśmiech.
-Asami… Kocham Cię… Ale przepraszam. Nie jestem, dla Ciebie dość dobry. Kiedyś znajdziesz swojego księcia na białym koniu. Jakiegoś wysoko postawionego boga, który będzie cię kochał. Przepraszam, że nie jestem ciebie wart…
Z moich oczu pociekły łzy, których nawet nie miałem sił ocierać.
-Bądź szczęśliwa Asami-san…


< Asamiś? >

376 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz