- Zgadzam się, zostanę twoim chowańcem. - powiedziałam po dłuższym wahaniu. Nie miałam pewności co tak właściwie się dzieje, czy śnię czy naprawdę umarłam, kim był ten podejrzanie wyglądający typ z włosami wyglądającymi jak poczerniały mop, ani czym właściwie był ten kontrakt, o którym mówił. Jednak jeśli naprawdę umarłam, a to była moja jedyna nadzieja by pozostać na Ziemi, to...
- To
pozwolisz, że przypieczętuję kontrakt – uśmiechnął się dziwnie
– Ale nie będę ci mówić, jak się to robi, tylko pokażę. - poczułam się dziwnie zagrożona, lecz zanim zdążyłam zadać pytania, ten cholerny zboczeniec złapał mnie za ramiona, przyciągnął i pocałował.
- Co ty wyp... - odskoczyłam wstrząśnięta i uderzyłam na ślepo ręką, chcąc odgonić natręta, ten jednak tylko złapał mnie za nadgarstek i zmierzył chłodnym spojrzeniem.
- To przypieczętowanie kontraktu. Gdybyś grzecznie mogła się nie trzepać, to jużbyśmy to mieli za sobą, a tak? To jak z zastrzykiem: rachu ciachu i po sprawie... - spojrzał na mnie karcąco - ...więc...
- Mogłeś jednak uprzedzić. - wzdrygnęłam się - To trochę komplikuje sprawę.
- To tylko głupi pocałunek. W dodatku nawet nie cielesny. Chciałbym ci przypomnieć, że jesteś martwa i zawieszona pomiędzy światem żywych a wielką otchłanią, z której, w swej łaskawości, cię wygrzebałem. Trzymacie swojej gęby otwartej przez moment i nie wydobywanie z niej piskliwych i irytujących dźwięków, to tak dużo w zamian za to?
- Technicznie całowanie dziewczyn z zaskoczenia może być widziane jako molestowanie seksualne. - zmarszczyłam czoło i spojrzałam na niego wilkiem - Jako młody dżentelmen, jednak powinieneś wciąż spytać o pozwolenie. - mój rozmówca prychnął tylko z przekąsem.
- Molestowanie. - żachnął się - A kto niby tutaj chce molestować mopa. Słuchaj, ja tylko uprzejmie wydobyłem cię z grobu i staram się przypieczętować głupi kontrakt, to nie ja ustaliłem, że kontrahenci powinni się ze sobą migdalić, okej? - po tym zapadła krótka cisza, podczas której wiele emocji, których nie potrafię ubrać w jednoznaczne słowa, wszystkie jednak związane z głębokim wstrętem do zaistniałej sytuacji, przetaczały się przez mój zdezorientowany umysł.
- Okej, dobrze, powoli. - wzięłam głęboki oddech i spojrzałam na mojego "wybawcę" - W zasadzie mam parę pytań odnośnie tego całego kontraktu. Mam służyć bóstwu, tak?
- No. - skrzyżował ręce na piersi, zniecierpliwiony.
- Czego dokładnie bóstwem jesteś? - z niewiadomych mi przyczyn mój rozmówca skrzywił się i uciekł gdzieś wzrokiem, wyraźnie niezadowolony z owego pytania. Lub... ogólnie pytań, jako takich. - I jak ci na imię.
- Okej, może na sam początek: w sumie to myślę, że nie powinniśmy się tak bardzo spoufalać: w końcu ja jestem twoim panem, a ty moim chowańcem, więc możesz mi na przykład mówić "o panie", albo "o najwyższy", albo...
- Jeszcze nie jestem twoim chowańcem. - wycelowałam w niego palcem wskazującym - I zanim mi zaczniesz grozić, że wrócę do tej całej "otchłani śmierci", czy coś, musisz wiedzieć, że w sumie chciałam tam zawitać od dłuższej chwili, więc jeśli chcesz już osobistego niewolnika, bo zgaduję, że do tego dupek taki jak ty może dążyć, to chociaż udawaj, że nie jesteś aż takim wrzodem... i ładnie się przedstaw. - poczułam jak przez moje ciało przenika jakby sto lodowatych spojrzeń na raz, gdy chłopak zamrugał w moim kierunku, bez żadnej konkretnej emocji na swojej twarzy.
- Chyba popełniłem błąd. - wymruczał do siebie - Trzeba było zbijać bąki w pokoju, a nie, gosposi mi się zachciało... kobiety to same problemy...
- Patrząc na ciebie, to wydaje mi się, że masz wiele problemów - spojrzałam na niego i uśmiechnęłam z przekąsem - ...i żadnym z nich bynajmniej nie jest kobieta. - stał nieruchomo i mordował mnie spojrzeniem, ale przyrzekłabym, że w chwili, gdy to usłyszał, nadął się jeszcze bardziej niż uprzednio. - Więc spokojnie, mam wrażenie, że byłabym małym punkcikiem na końcu baaaaardzo długiej listy.
- Dobrze! - warknął i przeczesał włosy palcami - Skoro tak bardzo nalegasz, głupia dziewucho, aby poznać moją niezwykłą tożsamość, to musisz wiedzieć, iż... - spojrzał mi prosto w oczy i uśmiechnął się z niemałą satysfakcją - ...jestem Aki, bóg zemsty.
Przyznać muszę, że tego kompletnie się nie spodziewałam. Imię Akiego było mi doskonale znane i to wcale mnie nie pocieszało. Oznaczało to bowiem, że właśnie do jego świątyni wędrowałam niemalże codziennie...
- To do mojej kapliczki pielgrzymowałaś z takim oddaniem niemalże codziennie... - uśmiechał się dalej, patrząc z zadowoleniem jak wszystkie kolory odpływają z mojej twarzy, by potem powrócić jako krwawy rumieniec - ...jak jakaś cholerna psychofanka. To ja powinienem cię obwiniać o nękanie! I w dodatku nigdy nic nie wrzuciłaś do tej misy! Jesteś najbardziej bezużytecznym wiernym jakiego miałem. No ale, oto jestem! - rozłożył ręce, prezentując mi się z wyrazem uwielbienia dla samego siebie - Najcudowniejszy bóg ze wszystkich, istota niemalże...
- Zostaw mnie. - burknęłam cicho, a Aki umilknął i spojrzał na mnie pytająco.
- He? - nachylił się do mnie - Co?
- Powiedziałam, zostaw mnie. - spojrzałam na niego wrogo - Wyciągnąłeś akurat mnie z objęć śmierci, tylko dlatego, że chciałeś się ze mnie ponabijać z racji mojego życia, prawda? Widziałeś jak przychodzę codziennie do twojej kapliczki i pomyślałeś "teraz, kiedy jest już martwa, mogę ją męczyć dalej, osobiście i w ten sposób zrekompensować ten ubytek w moich spodniach, ponieważ jestem skończonym dupkiem!" - spojrzałam na niego ze złością, ale w kącikach moich oczu zakręciły się łezki - Dlatego chciałeś wykorzystać moje zdezorientowanie do szybkiego zawarcia ze mną kontraktu i skazać mnie tym samym na docinki z twojej strony przez całą wieczność, podczas której w dodatku musiałabym ci służyć. Wiesz co, chyba już wolę tę śmierć, w zasadzie żadna krzywda mi się tam nie działa... - pociągnęłam nosem i zaczęłam wycierać twarz z łez.
>Aki?<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz