czwartek, 6 grudnia 2018

Eredin, zadanie 1, Walka z Akumą (+16)

Stałem przed płótnem i przyglądałem się temu, co przed chwilą skończyłem. Pozornie błogi i piękny krajobraz, kolejny z wielu, jakie stworzyłem. Następny z serii tych idealnych, bo przecież innych nie potrafiłem wykonać. Moim zwyczajem, wzięło mnie na przemyślenia. A niech cię, Eredin, jesteś bóstwem sztuki, nie umiesz inaczej, niż doskonale i bezbłędnie. Choćbym nie wiem, jak bardzo starał się zepsuć moje kolejne dzieło, to i tak będzie idealne, że aż oczy zaczynają łzawić z tego wszystkiego. Nie to jednak najbardziej zaprzątało moje myśli dzisiejszego dnia. Obraz był tylko przykrywką dla tego, co naprawdę mnie męczyło.
W okolicy pojawiła się silna Akuma. Doszły mnie słuchy, że to, z czego czerpie moc, to cierpienie innych. Eredin, nie masz się za bardzo czym przejmować, pomyślałem, przecież jeszcze się na nią, przynajmniej dotychczas, nie natknąłeś. Po chwili jednak skarciłem sam siebie, bo to wszystko nie było przecież takie proste. Ten demon żywił się już kilkunastoma osobami, a znając te podstępne gady, ma już na pewno na oku kolejną ofiarę. Pomijając tak oczywisty szczegół, ze zagraża poważnie również i mnie. Cholera, muszę się tym zająć. Odłożyłem pędzle i paletę i podszedłem do stołu, by ponownie przejrzeć notatki.
Po raz kolejny przyjrzałem się opisowi wyglądu Akumy. Jak to mają w zwyczaju, wyglądała dość specyficznie. Ta przybrała postać czegoś na kształt węża. Była podłużna, jednak dość gruba i poruszała się podobnie jak te gady. Cały jednak problem polegał na tym, że ciała nie pokrywała skóra, lecz kruczoczarne pióra. Ludzie lubowali się w osobliwościach natury, ale żeby w czymś takim? Nie mogłem wyjść ze zdziwienia, że ktoś mógł chcieć przygarnąć takie coś i myśleć, że to fajne zwierzątko domowe. Jak bardzo można się mylić...
Następnie skupiłem się na notatkach dotyczących zachowania ofiar Akumy. Ta powodowała u człowieka niewyobrażalne cierpienie. Zabierając to „coś:” do domu ofiara nie wiedziała, jak bardzo myli się co do tego, czym to owo coś jest.  Akuma, jak węże miały w zwyczaju, kusiła i zwodziła. Człowiek, w wyniku jej działań, robił najgorsze rzeczy, jakie mógł robić – znęcał się nad rodziną, dopuszczał się przemocy, krzywdził, zostawiał. Generalnie stawał się bestią. A gdy już wszystko tracił, Akuma wkraczała do akcji, stopniowo wyniszczając jego duszę i ciało, w wyniku człowiek popełniał samobójstwo. Ten konkretny demon prawie już wykończył swoją obecną ofiarę, musiałem więc działać szybko, by ją unicestwić i nie dopuścić, by opętała kolejnego naiwnego człowieka.
Postanowiłem zająć się tym wszystkim sam. Po co miałem mieszać w to kogokolwiek, skoro akurat nie miałem i tak nic lepszego do roboty? Zresztą... Trzeba popracować trochę w terenie, a nie siedzieć samemu w domu i tworzyć kolejne beznadziejnie piękne dzieła. Porzuciłem notatki i udałem się do swojego gabinetu, by przygotować broń. Za pasek czarnych dżinsów wetknąłem mój pistolet. Tak na wszelki wypadek, gdyby coś jednak poszło nie tak. Na tę konkretną okazję wybrałem dyskretny nóż i coś, by podpalić gadzinę. Wybrałem klasyczną zapalniczkę, którą dostałem od... Po jaką cholerę ja w ogóle to jeszcze trzymałem? Palnąłem się w czoło, odpędziłem nieprzyjemne wspomnienia i ruszyłem do wyjścia.
Był już późny wieczór, gdy wyszedłem z mieszkania. Tak, teraz najlepiej będzie to  zrobić, pomyślałem, i żwawym krokiem udałem się w kierunku mieszkania człowieka, do którego przyczepiła się ta wężowa Akuma. Byłem ubrany dyskretnie, w moją ukochaną czerń, więc w tej ciemności nie rzucałem się w oczy. Po kilku minutach marszu stanąłem przed kilkupiętrowym budynkiem. Wszedłem szybko do środka i udałem się do tego mieszkania.
Stanąłem przed drzwiami. Cisza. Eredin, nie dziw się, w końcu to noc, każda względnie normalna istota ludzka o tej porze śpi. W momencie,gdy chciałem zapukać do drzwi zobaczyłem, że są otwarte. Cholera, zły znak, bardzo zły. Ostrożnie wszedłem do środka i zamknąłem drzwi. Lepiej, żeby nikt mi nie przeszkadzał.
Rozejrzałem się pospiesznie i usłyszałem cicho syk. Oho, Akuma tu jeszcze jest. Na szczęście moje, albo i zgubę. Ruszyłem przez kolejne pokoje, kiedy spostrzegłem lekko widoczne światło w sypialni. Cicho podkradłem się do drzwi i nasłuchiwałem. Tylko cichy syk i płacz. Wszedłem szybko.
Przy łóżku zobaczyłem siedzącą na ziemi kobietę. Płakała, widać było, że jest zrozpaczona. W ręku trzymała pistolet. Cholera jasna, przekląłem w myśli. Wtedy spostrzegłem i Akumę. Wiła się wężowym ruchem wokół słupka łóżka z baldachimem. Syczała i spoglądała na mnie bezczelnie. Wiedziała...
– Hej, nie wiem, jak masz na imię. Ale, błagam, odłóż ten pistolet – rzekłem spokojnie do kobiety.
– Odejdź... - załkała i podstawiła pistolet do skroni.
– Hej, spokojnie. Na pewno nie jest za późno, bym zdołał ci pomóc. Jak masz na imię? - uniosłem ręce i odsunąłem się kawałek, żeby nabrała poczucia, że nie jestem jej wrogiem.
– Cassandra. I tak, dla mnie już dawno jest za późno... - rzekła kobieta,a  pistolet w jej rękach wypalił.
Kurwa, tego się nie spodziewałem... Głowa kobiety w miejscu, gdzie kula przeszła na wylot, wręcz eksplodowała. Odłamki kości, skóry i tkanki mózgowej wraz z krwią obryzgały nie tylko łóżko, ale też ścianę. Zepsułeś Eredin, kompletnie zepsułeś. Mogłeś poprosić kogoś o pomoc to nie, wolałeś iść sam. Idiota, kompletny idiota. W dodatku nieodpowiedzialny. Już miałem się ruszyć, kiedy poczułem coś na nodze. O cholera, Akuma. Kompletnie o niej zapomniałem. W kolejnym momencie poczułem już tylko, jak wężowe ciało, choć z ptasimi piórami, zaciska się na moim gardle... Ja pierdole, pomyślałem... Zacząłem się szarpać z całych sił bo wiedziałem, że nie mam zbyt wiele czasu. Ten demon za chwilę mnie udusi...
Już czułem, jak uciekają ze mnie resztki sił. Już myślałem, że nie podołam... W ostatniej chwili udało mi się zerwać to coś z własnej szyi. Popatrzyłem na to cholerstwo.
- Ale jesteś paskudna, Akumo – rzekłem wściekły i zdyszany, po czym szybkim ruchem odciąłem jej głowę nożem. Ups, skończyło się życie tej paskudy. Zebrałem szybko do worka to, co zostało z demona i zadzwoniłem po odpowiednich ludzi. Przyjechali, wyjaśniłem im całą sytuację. Nie pytali i zajęli się ciałem. Popatrzyłem z nieukrywanym smutkiem na tą kobietę. Przynajmniej na to, co z niej zostało. I wyszedłem z mieszkania.
Dotarłem do mojego mieszkania. Zamknąłem za sobą drzwi i udałem się do piwnicy. Czym prędzej musiałem spalić tego gada. Usiadłem na podłodze i wyciągnąłem to cholerstwo z worka. Dalej wrednie się na mnie gapiło. Dobrze, że zdechłeś, pomyślałem. Potem jednak przypomniało mi się, co przez tę  Akumę zrobiła ze sobą Cassandra... Od razu posmutniałem. Nie zdążyłem, zawiodłem... Położyłem ciało demona na worku i odmówiłem krótką modlitwę. Po chwili wstałem, polałem to benzyną z kanisterka i podpaliłem.
– Won do piekła kurwo wściekła – wysyczałem wściekle przez zaciśnięte zęby.
Popatrzyłem i zaczekałem, aż wszystko doszczętnie spłonie. Zebrałem popiół i wrzuciłem do pieca. A potem poszedłem do kuchni się upić.

1075

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz