Poprzednie opowiadanie
Naprawdę nie wiedziałem co się ze mną działo przez ostatni czas, a ten wypadek nieco mną wstrząsnął...a przynajmniej na tyle, bym zdał sobie na poważnie sprawę, że coś powinienem zmienić. Nie Kage, nie moje zdanie, lecz po prostu swoje podejście. Powinienem był mówić o wszystkim otwarcie zamiast ukrywać to i rozsiewać wokół mojej osoby atmosferę nieufności i kłamstw. To... To nie było częścią mnie.... nie byłem taki przed tym wszystkim, więc co się właściwie zmieniło? Spojrzałem na drewniany sufit pomieszczenia w którym się znajdowałem. Znałem to miejsce.... nawet za dobrze, gdyż właśnie w tym pokoju miałem okazje zamieszkiwać nim przeprowadziłem się do świątyni mojego bóstwa. Przetarłem lekko twarz, choć nie był to dobry pomysł ze względu na rękę w bandażach ..no... przynajmniej nie taszczyli mnie do szpitala, by tam wsadzili mnie w gips. Tego na pewno bym nie przeżył, gdyż na bank byłbym bezużyteczny jako boski oręż...jak już nim nie byłem. Głowę miałem zabandażowaną na tyle by zasłaniało mi prawe oko, więc pozostało mi odgarnianie za długiej grzywki , by cokolwiek widzieć.
- I co ja z sobą zrobiłem? - Zadałem sobie to samo pytanie chyba po raz setny tego dnia nim do mojego pokoju wszedł nie kto inny jak Kagehira. Naprawdę on był ostatnią osobą, której tu potrzebowałem, jednak nie mogłem go prosić, by mnie teraz zostawił. Złamałbym mu serce, jak i wprowadził w większą panikę. Już w jego oczach widziałem, że się obwinia o ten cały wypadek, choć on nie był niczemu winien. Jego następne słowa tylko mnie utwierdziły w tym przekonaniu.
- S-Shinaru... T-To moja w-wina... - Czułem w jego głosie ból... tak wielki, że aż z jego oczu zaczęły lecieć łzy i to nie byle jakie. Miałem wrażenie, że staje mi serce, gdy z jego pięknych, dwukolorowych oczu zaczyna lecieć krew. To było w ogóle możliwe? Nikt przecież nie może ronić krwi z oczu. Czy to zły znak, jeżeli on był Bóstwem? Doprowadziłem go aż do takiego stanu?
- Kage.... - Szepnąłem cicho wyciągając w jego stronę zdrową rękę, którą położyłem na jego głowię. I co ja miałem mu powiedzieć? Przecież zwykłe "Nie obwiniaj się" , czy " To nie twoja wina" nie wystarczy.... Może nawet wszystko pogorszyć. - Dlaczego tak bardzo się obwiniasz? Nawet nie było cię przy tym wypadku... sam się wpakowałem pod koła. Nie jesteś niczemu winien, nie masz wpływu na czas.
- Ale mam wpływ na to, aby być przy tobie... Gdybym nie był taką łamagą... Taką ciotą... Uratowałbym cię... - Słuchałem jego słów nieco zdezorientowany. Co ja z nim zrobiłem... naprawdę. Nie wiedziałem już co zrobić, gdy mówił to taki wystraszony i zapłakany. Miałem go chronić przed złem, a sam okazałem się najgorszym z nich. Spuściłem wzrok na swoje dłonie w tym jedną połamaną. Ten ból był niczym z tym co on czuł. Dlaczego okazałem się dla niego taką trucizną? Przecież... chciałem by był szczęśliwy, a zapoczątkowałem ciąg fatalnych wydarzeń.
- Chyba... Wybrałeś złą broń. Tylko cię ranie... jestem... jestem dla ciebie największym zagrożeniem, choć powinienem był cię od tego chronić Kage... - Grzywka ponownie spadła mi na oko, lecz nie miałem zamiaru już jej odgarniać. Nie chciałem patrzeć już jak on cierpi i płacze z mojego powodu. - Tak bardzo chciałem uniknąć takiej sytuacji... - Słowa same płynęły z moich ust i były jak najbardziej szczere. Czy istnieje możliwość by broń i bóstwo żyły razem jak szczęśliwa para? Przecież... Oręż musi się poświęcać, by chronić swojego pana, a nie na odwrót... czemu nie da się tego zrozumieć?
- Shin-chan... Jesteś moją bronią... Jesteś moją bronią i moim ukochanym... Nie oddam ciebie... Nikomu... Bo jesteś tylko mój... - Szeptał, a mi coraz bardziej serce krwawiło. Chciałem by był mój , chciałbym by był bezpieczny, jednak te pragnienia musiałem jak najszybciej porzucić, by nie narażać go na splugawienie z mojej strony.
Pokręciłem jedynie lekko głową na znak, że zbytnio nie rozumiał o co mi chodzi. Źle to odebrał... naprawdę źle. Nie rozumiał mojego powołania na tym świecie.
Pokręciłem jedynie lekko głową na znak, że zbytnio nie rozumiał o co mi chodzi. Źle to odebrał... naprawdę źle. Nie rozumiał mojego powołania na tym świecie.
- Kage... nie musisz mnie nikomu oddawać. Chce... chce byś zrozumiał, że jestem tylko bronią, która ma za zadanie cię chronić. Jak myślisz...co by mnie czekało, gdybym naraził cie na niebezpieczeństwo? Stwórca pewnie by mnie odesłał... gdzieś, gdzie nie miałbym już wolnej świadomości i ciała... - Uśmiechnąłem się lekko kątem ust. Taka była prawda... musiałem nieco nim wstrząsnąć, a jak to nic nie da, to pozostaje mi tylko.... nic. Nie miałem pojęcia jak z tej sytuacji wybrnąć. - Nie możesz mnie chronić, jeżeli ja mam to robić....
- Muszę... Jak ciebie stracę, nie chcę innej broni. Chcę tylko ciebie. Chcę żyć z tobą. Chcę tak mocno ciebie kochać, Shin-chan... - Jego głos łamał się coraz bardziej. - S-Shin... P-Proszę... J-Ja nie chcę być sam...
- Ale jeżeli obaj zginiemy, to wyjdzie tak, że nikt z nas nie będzie szczęśliwy! Zawalimy to wszystko - Mój głos może nie potrzebnie się podniósł, lecz powoli miałem tego dość. Naprawdę tego nie chciałem... on nie mógł tak bardzo się do mnie przywiązać. Trułem go swoją obecnością w jego życiu.... Naprawdę chciałem by to zrozumiał, gdyż nie chciałem zrywać kontraktu z nim, a chyba to będzie ostatecznym rozwiązaniem.
<Kaguś? ;-; >
831 słow
<Kaguś? ;-; >
831 słow
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz