czwartek, 26 lipca 2018

Od Desideriusa "Jak nie stracić głowy"

Desiderius'e, proszę, wesprzyj mojego brata. Oboje bardzo przeżyliśmy śmierć rodziców, nie mam już sił go pocieszać, a on na dodatek zamknął się w sobie. Proszę, zrób coś. Nie chce, by coś sobie zrobił.

Odwiedził ludzki świat. Chociaż większość ludzi wiodła za nim wzrokiem z powodu jego innego ubioru, który zapewne przypominał im strój magika, szedł przez chodnik z szeroką miną, wpatrzony w niewidzialny punkt przed sobą. Niekiedy bawiły go miny przechodniów, a tym bardziej dzieci, które na jego widok wyciągały palce w jego kierunku, chcąc, by wyczarował im królika. Przeszedł obok popularnej cukierni, w której, pomimo starań pracowników, kolejka sięgała aż do samych drzwi. Zajrzał na chwilę do środka przez szybę i wpatrzył się w słodkości, które leżały w szklanej szafce. Ciasta, babeczki, bezy, ciasteczka i inne wymyślone desery były takie piękne, że miał ochotę wstąpić do środka, ale z tego zrezygnował. Miał na głowie ważne zadanie: dwa dni temu pomodlił się do niego młody mężczyzna, prosząc o pomoc dla swojego czternastoletniego braciszka, który zamknął się w sobie i nie chciał wychodzić z pokoju, ponieważ trzy dni wcześniej dowiedzieli się o śmierci swoich rodziców, którzy mieli wypadek samochody. Chociaż walczyli o życie, nie dało ich się odratować. Strata najbliższych to poważna sprawa i gdyby nie to, że wrócił do świątyni bardzo późno, zapewne załatwiłby tę sprawę jeszcze wczoraj. Odsunął się od szyby i kontynuował drogę. Gdy znalazł się naprzeciwko bloku, który był jego celem, wmieszał się w tłum czekający na zielone światło, umożliwiające przejście na drugą stronę. Gdy kolor się zmienił, ruszył z innymi na pasy, a następnie wszedł do bloku.
Stanął przed chłopcem, który leżał na łóżku i miał zaczerwienione oczy. Nachylił się nad nim, by spojrzeć w jego brązowe oczy i chociaż człowiek go nie widział, wyglądało to, jakby patrzyli sobie w oczy.
- Wstań i pójdź do swego brata. Wypłacz mu się na ramieniu i odezwij - użył swej mocy, "pchnął" rozkaz w jego myśli. Chłopiec zamknął oczy i złapał się za głowę, czując dwu sekundowy ból w skroniach, a następnie wstał i wyszedł z pokoju. Desiderius ruszył za nim, obserwował, jak rzuca się na szyje brata i zaczyna płakać. - Niech ta tragedia was do siebie zbliży - dodał bardziej do siebie, a następnie zniknął z bloku.
Przechadzał się po mieście, zaglądając do każdej cukierni. Miał ogromną ochotę na coś słodkiego, a najbardziej to na dużą szklankę ciemnego kakao. Jego przemyślenia przerwała ciemna postać, stojąca tuż za nim, gdy przechodził właśnie przez boisko do gry w kosza. Automatycznie się odwrócił, wyciągając z kieszeni szary długopis, odskakując do tyłu, nim Akuma zdążyła do zranić. Wcisnął przycisk na pisaku, po czym zmienił się on w długą czarną Kosę z trzema ostrzami. Zamachnął się nią w kierunku wroga, ale ten nagle się rozpłynął. Przez chwilę stał w miejscu, rozglądając się w poszukiwaniu wroga, aż przed nim pojawiły się dwie Akumy. Wydały z siebie dźwięk podobny do wycia, a po chwili pojawiały się kolejne. Ich grupa nie była liczna. Zgiął nieco kolana i skierował w ich stronę broń. Gdy ruszyli na niego, on zaczął wirować z Kosą, tnąc wszystko, co znajdowało się obok niego. Czuł, jak trafia w niektóre osobniki, a reszta nawet się do niego nie zbliżyła. Gdy widział, że demony czekają na jego ruch, zarzucił broń na ramię i czekał. Słyszał, jak za nimi toczy się walka, ale nie widział, kto w niej uczestniczył. Chowaniec? Broń? Czy może inny bóg? Ewentualnie mogli walczyć sami ze sobą o jakąś ofiarę.
Walka była kontynuowana. Uniki, ciosy, cięcia. Desederius obecnie nie miał za sobie żadnych ran, a połowa wrogów została zniszczona. Ponownie zaczął kręcić się wokół własnej osi, gdy został otoczony przez Akumy, natykając na jakąś przeszkodę, która zatrzymała go wraz z brzękiem metalu. Spojrzał na osobę, trzymającą w rękach miecz, ale nim zdążył uważniej jej się przyglądnąć, kontynuowali walkę, jednocześnie ignorując swoje obecności, a jednocześnie współpracując, kiedy jedna z Akum miała zamiar atakować od tyłu i była niszczona przez drugiego wojownika. Została ostatnia. Cyferka zamachnął się szybko Kosą, która przecięła w pół wroga, przypominającego zmutowanego wilkołaka. Gdy ten się rozpłynął, okazało się, że broń była blisko szyi nieznajomego, który także walczył z demonami. Popatrzył wpierw na Kosę, potem na jego właściciela, a Desi powoli zabrał broń spod jego krtani i przywrócił jej pierwotny stan - czyli w jego rękach pojawił się z powrotem długopis.
- Przepraszam, rozkręciłem się - powiedział z lekkim uśmiechem, chowając pisak do kieszeni.

<Higeki?>
Nie obrażę się, jeżeli ktoś jeszcze postanowi odpowiedzieć ^^


słów: 727

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz