– To dobra specjalizacja – podsumował Higeki na wieść o tym, czego patronem jest Muir. Bycie bóstwem roślinności brzmiało tak… mało kontrowersyjnie. Pierwszym, co przychodziło do głowy było zajmowanie się roślinami, by ładnie kwitły lub przynosiły plony. O to chyba ludzie zazwyczaj się modlili, prawda? W takim przypadku trudno było chyba nadużyć własnej mocy lub przez przypadek skrzywdzić śmiertelników.
Można było powiedzieć, że wszystko w drugim bóstwie mówiło o tym, że ma niewielkie doświadczenie życiowe. Dosłownie. Bóstwa różniły się od chowańców i śmiertelników tym, że nie miały dzieciństwa. Tak po prostu – Najwyższy stwarzał je od razu dorosłe i wyposażone w umiejętności i wiedzę o świecie, które umożliwiały im funkcjonowanie w społeczeństwie i wykonywanie swoich zadań. Jednak taka wiedza otrzymana z góry niestety nie do końca równoważna była nabytemu doświadczeniu. Ono mogło przyjść tylko z czasem.
Skoro Muir nie przebywał na tym świecie zbyt długo, Higeki postanowił nawet bardziej przyłożyć się do tego, by poczuł się tu nie aż tak wyobcowany. Chociaż było to dawno, sam pamiętał swoje pierwsze dni w Kami no Jigen, kiedy gubił się bez przerwy i popełnił dobre parę gaf. Dlatego postanowił podać chłopakowi dłoń, jednak zamiast uspokoić tym swojego rozmówcę i wywołać na jego twarzy uśmiech, Higeki osiągnął efekt odwrotny do zamierzonego.
– Nic się nie stało – odpowiedział na jego przeprosiny. To musiała być kwestia tego, czego był patronem, nie było innej możliwości. Bo chyba nie był aż tak onieśmielony samą obecnością innego bóstwa, które przecież różniło się od niego wyłącznie długością stażu na tym świecie.
Higeki chciał powiedzieć coś jeszcze, ale krzyk który rozdarł gwałtownie nocne powietrze skutecznie mu to uniemożliwił. Nie zwiastowało to niczego dobrego – mężczyzna bardzo łatwo rozpoznawał krzyczenie dla zabawy lub samego krzyczenia, a krzyk przerażenia lub bólu. Teraz brzmiało to jak to ostatnie.
Bóg katastrof nie zwrócił nawet uwagi na to, że dół jego hakamy jest mokry. Wychodził z założenia, że nie jest z cukru i jak trochę zmoknie to nic mu nie będzie. Popatrzył porozumiewawczo na drugie bóstwo. On już wiedział co robić. Nigdy się nie wahał, gdy miał wkroczyć do akcji, a ratowanie ludzi (i innych istot) z opresji było jego powołaniem i chlebem powszednim. Higeki różnie sobie radził z rzeczami, które nie były bezpośrednio związane z jego powołaniem, czego doskonałym przykładem była jego “gra” na koto, ale jeśli chodziło o pracę to był przygotowany na każdą kryzysową sytuację.
Ostrożnie przedzierał się przez las w kierunku źródła dźwięku, od czasu do czasu zerkając tylko, czy Muir nadal za nim podąża. Higeki musiał przyznać, że tradycyjne geta nie były najlepszym wyborem do tego typu wycieczek i zdarzyło mu się parę razy potknąć na jakimś wystającym korzeniu lub zachwiać, gdy stanął na szyszce, ale na szczęście się nie przewrócił ani nie zgubił buta.
Złamana gałązka przyciągnęła uwagę tego, co majaczyło gdzieś na ścieżce. Higeki instynktownie położył dłoń na rękojeści miecza widząc, że cokolwiek to było, nie miało ludzkiego kształtu. Było o wiele za duże i sam kształt też nie do końca pasował. Cokolwiek to było, Higeki był gotowy, ale kiedy księżyc oświetlił istotę, bóg katastrof opuścił dłoń i wyprostował się.
Centaur. Głowa i tułów człowieka, zaś reszta należała do konia – to dlatego wydawał się taki masywny i groźny. Kiedy jednak stało się jasne, co się stało, Higeki bez wahania wyszedł z chaszczy i zaczął zbliżać się do chowańca.
Biedak, noga uwięziona w potrzasku wyglądała bardzo źle i na pewno strasznie bolała. Do tego Higeki nie był pewien, czy kość nie była złamana lub chociaż pęknięta. Biorąc pod uwagę to, z jaką siłą potrafiły zatrzasnąć się pułapki na niedźwiedzie to był prawdziwy cud, że centaur nadal miał nogę.
Widać było, że był spanikowany i nie wiedział, co ma robić. Ból dawał mu się we znaki, do tego był przestraszony, więc na widok mężczyzny wyłaniającego się znikąd, centaur momentalnie dobył łuku i wymierzył prosto w Higekiego.
– Nie zbliżaj się – warknął, jednak słychać było, że jego głos nieco drżał. Higeki stanął w miejscu, unosząc ręce w pojednawczym geście.
– Nie chcemy zrobić ci krzywdy, spokojnie – powiedział łagodnie i powoli, patrząc chowańcowi prosto w oczy. Ręka centaura lekko drgnęła, ale nie opuścił on łuku, nadal nieufny. – Nazywam się Higeki, to jest Muir. Możemy ci pomóc.
Podanie imion w jakiś niezwykły sposób sprawiało, że spanikowani ludzie jakoś się uspokajali i pozwalali sobie pomóc. Może była to kwestia tego, że łatwiej było zaufać osobie, która nie była tylko bezimiennym nieznajomym, a może podanie własnego imienia kojarzyło się z otwartością? Trudno powiedzieć, dość jednak przyznać, że centaur w końcu opuścił łuk, choć z jego twarzy nie zniknął wyraz lekkiej nieufności.
– T-tylko bez sztuczek – rzucił, dając za wygraną.
Higeki skinął na Muira i zbliżył się nieco do uwięzionej we wnykach kończyny, jednak nie podchodził do centaura od tyłu. Wiedział dobrze, że centaury były nieporównywalnie silniejsze od zwykłych koni i jeden kopniak takim kopytem był w stanie spokojnie posłać kogoś na tamten świat. Na dodatek takie kopnięcie w to, co znajdowało się zbyt blisko końskiego tyłu było u nich często odruchem, nad którym do końca nie panowali.
Kopyto nie wyglądało dobrze. Zęby wnyków wbiły się głęboko w ciało, a sama pułapka wyglądała na wyjątkowo solidną. Żeby ją otworzyć i uwolnić nogę potrzeba by było jakiegoś lewarka, jednak jakoś tak się złożyło, że Higeki nie zabrał ze sobą tego typu sprzętu na spacer po lesie. Gołymi rękami też raczej nie dało się tego otworzyć – Higeki był silny, ale bez przesady. Egzamin zdać mogłaby dźwignia z gałęzi, ale istniało ryzyko, że suche drewno złamie się w trakcie podważania, a potrzask ponownie zaciśnie się na nodze czyniąc jeszcze więcej szkód. Poza tym dochodziła jeszcze kwestia tego, że kończynę trzeba było opatrzyć po uwolnieniu jej z wnyk. Do tego trzeba było jakiegoś środka odkażającego i bandaży. O ile Higeki był gotów poświęcić własne kimono, by opatrzyć nogę, o tyle nie miał niczego, co zapobiegłoby zakażeniu.
– Jak to się w ogóle stało? – zapytał centaura, chcąc rozmową odwrócić jego uwagę i trochę skrócić mu czas oczekiwania na to, aż obaj bogowie coś wymyślą.
– Jakieś pomysły? – rzucił szeptem do Muira. Miał nadzieję, że skoro jest bóstwem roślinności, to będzie w stanie jakoś zapanować nad ich wzrostem i… coś zrobić z wnykami? Higeki nie był pewien, czego miałby oczekiwać, bo i nie znał umiejętności Muira.
Liczba słów: 1042
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz