Od kilkunastu minut leżałam na brzuchu pod jakimś drzewem i obserwowałam poranne słońce, którego promienie przebijające się przez pierwszą warstwę liści skakały po pniach drzewa, od czasu do czasu znikając zasłonięte przez jakąś chmurę płynącą po lekko niebieskim niebie. Lecz nawet coś takiego jak leżenie i obserwowanie wszystkiego wokół bez żadnego towarzystwa, może się znudzić, więc szybko straciłam chęci do dalszego kontynuowania czynności. Wstałam i odgarnęłam te okropnie różowe włosy z oczu. Rozciągnęłam wszystkie mięśnie i rozruszałam wszystkie kości, które przez te kilkanaście minut trwania w kompletnym bezruchu zdążyły się odzwyczaić od ruchu. Zniechęcona do dalszego pozostawania w jednym miejscu postanowiłam trochę pospacerować na zewnątrz, w końcu nie można spędzać całego życia w jednym miejscu, nawet jeżeli to jest bardzo przytulne i wygodne miejsce. Wyszłam na zewnątrz i gwałtownie wciągnęłam powietrze w płuca.
- Ciekawe co mi ten dzień przyniesie - mruknęłam sama do siebie, szczerze zastanawiając się nad swoimi słowami. Lekko przyspieszyłam kroku mając na celu wysiłkiem fizycznym odciągnąć mój umysł od rozmyślań, które czasami są dla mnie wręcz zgubne. Miałam nadzieję, że coś się zablokuje i już nic niechcianego nie będzie zaprzątało moich myśli. Powoli przechodziłam w trucht mijając coraz to kolejne obiekty. Nagle zderzyłam się z kimś, straciłam równowagę i przechyliłam się do tyłu, upadając na plecy. Westchnęłam cicho, gdy tylko spotkałam się z podłożem, którym wyłożona była ulica. Po kilku sekundach wstałam i otrzepałam się z pyłu, drugi raz w tym dniu zgarniając włosy z czoła.
- Przepraszam... - mruknęłam cicho, jednocześnie mając wrażenie, że owa postać mnie nie usłyszała. Zaczęłam szykować się do odejścia, ale rozum mi podpowiadał by zerknąć okiem na przybysza. Skierowałam na niego, albo na nią, nie mam pojęcia, swoje spojrzenie.
<ktoś, coś?>
Liczba słów: 297
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz