Przyglądałem się końskiej nodze, która pod wpływem takiej siły powinna być zmiażdżona. Ostre kolce wbijały się w ciało centaura tak boleśnie, że nie byłem w stanie sobie tego wyobrazić… Chyba że zdążył stracić czucie w tamtej okolicy. Albo był zszokowany tą sytuacją… W końcu próbował sam uwolnić się z pułapki, później bez wahania wymierzył we mnie i Higeki’ego swoją broń, a teraz – chociaż roztrzęsionym głosem – opowiadał o tym, w jaki sposób znalazł się w tej okropnej sytuacji. Obawiałem się, że niedługo adrenalina przestanie być produkowana w takich ilościach, a stan centaura może gwałtownie się pogorszyć.
— Po prostu tędy przechodziłem. Chciałem dojść na skróty do domu, było… Jest późno — tłumaczył, zerkając co jakiś czas w moją stronę. Najpewniej dalej nie darzył nas zaufaniem, ale nic innego prócz naszej obecności nie było w stanie mu teraz pomóc.
Powoli i delikatnie dotknąłem żelaznych szczęk, brudząc sobie tym samym dłonie. Myślałem, że to smar, którym zwyrodnialec posmarował sidła, aby lepiej się zamykały, ale zapach i konsystencja wskazywały na krew, czyli kolejny poważny powód do niepokoju. Jeśli uwolnimy nogę, możemy doprowadzić do krwotoku, którego nie damy rady zatamować – a wtedy mężczyzna może się wykrwawić.
— Mam dzieci — wypalił nagle — A one mają tylko mnie.
Zadrżał, objął się ramionami i spuścił głowę. Mimo że nie widziałem jego twarzy, dałbym sobie rękę uciąć, że właśnie płacze.
— Poczekaj tu — szepnąłem do Higeki’ego.
Nie chcąc tracić czasu, zapuściłem się w głąb lasu.
Jako bóg roślinności mogłem manipulować wzrostem roślin, ale moje umiejętności nie kończyły się wyłącznie na tym – doskonale poznawałem świat wokół siebie, znając gatunek, właściwości, a nawet wiek danych roślin. Wydawało się to dosyć intrygujące, może nawet i niesprawiedliwe, ale nie potrzebowałem lat nauki, aby to wszystko wiedzieć.
Podczas mojego niezgrabnego marszu przez las, znajdowałem wiele roślin, które mogłyby pomóc, ale… Tylko w formie naparu. Teraz, tutaj w lesie, raczej nie miałem dostępu ani do czajnika, ani do czystej wody. Ani nawet nie mogłem rozpalić ogniska, aby wszystko zagotować. Potrzebna była roślina, którą mogłem zmiażdżyć i wmasować w ranę.
I w pewnym momencie zastygłem w bezruchu. Minąłem właśnie redest pstasi.
Cofnąłem się powoli i przykucnąłem przy drobniutkiej kępce ziela. Urwałem delikatne łodyżki i… W którą to stronę powinienem iść, aby wrócić do Higeki’ego i rannego?
Zakręciłem się z zakłopotaniem wokół własnej osi i z bólem uświadomiłem sobie, że właśnie zgubiłem drogę powrotną. Okrążyłem kilka drzew, w nadziei, że w jakiś sposób przypomnę sobie, skąd wracałem. Ale nie — wszędzie naokoło tylko sosny, trawa i drobniejsze roślinki, na które nie zwracałem aż takiej uwagi.
Wrażenie, że tracę czas, napierało na mnie, wywołującą wrażenie noszenia wielkiego plecaka wypchanego po brzegi książkami. Wybór kierunku był ciężki, ale czas naglił, dlatego rzuciłem się w losowym kierunku.
Drzewa powoli zaczęły się przerzedzać, jednak nie zrezygnowałem z marszu. Musiałem gdzieś wyjść. Później mogło iść tylko z górki — obejść las naokoło, natrafić na dobrą ścieżkę, znaleźć rannego i go opatrzyć (o ile bóg katastrof wykazał się kreatywnością i rozwiązał problem niedźwiedzich wnyków, miażdżących kończynę).
Wyłoniłem się na polanie. Na tej samej polanie, na której słuchałem dziwnego instrumentu Higeki’ego. Nogi mi wręcz zmiękły.
Gdybym ruszył zaledwie 60° w prawo, prawdopodobnie rana byłaby już opatrzona, a uwolniony centaur mógł spokojnie wracać do swoich dzieci.
Otarłem pot z czoła i pobiegłem tam, gdzie już dawno powinienem być.
Higeki z dużym uporem szarpał bok pułapki, a chowaniec syczał, przeskakując z niecierpliwością z przednich kopyt — prawe kopyto, lewe kopyto, prawe, lewe i tak w kółko. W pewnym momencie bóg katastrof pociągnął zbyt mocno, przez co pół koń krzyknął.
Zrezygnowany Higeki odsunął się od niego, wzdychając przy tym ciężko.
— Musimy to pociągnąć, wtedy się otworzy. — wyjaśnił, wskazując palcem coś typu metalowej wysuwanej wajchy.
— Ale jest całe zardzewiałe, ciężko będzie — uzupełniłem jego wypowiedź. Wtedy oboje rzucili mi spojrzenia, które w jasny i prosty sposób wyjaśniły mi, że odkryłem Amerykę. W ironiczny sposób oczywiście.
Chyba każdy z nas zdążył zmęczyć się tą sytuacją, dlatego niekiedy otwarcie okazywaliśmy swoją złość i niezadowolenie, kiedy coś nie szło po naszej myśli. A nic nie szło po naszej myśli.
Najpierw nie mogliśmy rozgryźć mechanizmu sideł, później centaur zaczął słabnąć, prawie mdleć dlatego jeden z nas musiał go podtrzymywać (ktoś, czyli ja, a trzymanie takiego… dużego osobnika, do najłatwiejszej pracy nie należy). No a teraz to.
Mój wzrok kierował się na przypadkowe rośliny, kiedy próbowałem się skupić. Na myśl nie przychodziło mi nic innego, jak tylko delikatnie rozchylić metalowe szczęki i… dlaczego jeszcze tego nie zrobiliśmy? Ledwo powstrzymałem się od bolesnego uderzenia się w czoło.
Przykucnąłem przy nodze centaura, w szparę między żelaznymi „zębami” umieściłem nasionko sosny, które natychmiast wykiełkowało i za moją sprawą - rozpoczęło swój rozwój.
W zamierzeniu sidła miały się otworzyć na tyle, aby można było wyswobodzić zranioną pencinkę, ale… wyszło lepiej, niż przypuszczałem. Gruby już pień młodego drzewka sprawił, że pułapka pękła na pół. Oczy błysnęły mi z zachwytu, centaur odetchnął z ulgi. W końcu!
To nie był jeszcze koniec. Zacząłem rozgniatać delikatne liście redestu.
— Redest ptasi działa przeciwzapalnie, pomaga krzepnięciu krwi. Oczywiście o wiele lepiej działałby nasączony w nim gazik, ale na razie wystarczy — tłumaczyłem im, powoli wcierając „maść” w ranę.
Centaur nie słuchał, był zbyt skupiony na tym, co robię, niźli na tym, co mówię. A co do Higeki’ego… nawet nie zwróciłem na ten szczegół uwagi. Słuchał czy nie, mówiłem dalej. Redest ptasi był wart rozmów o nim.
- To fascynujące. Niby taki niepozorny, a jednak ma tak wiele zastosowań. Osoby starsze piją naparu z niego jako eliksir młodości. Dodatkowo pomaga na prace układu pokarmowego. O, albo zwalcza trądzik! Poza tym obniża poziom cukru we krwi, zapobiega krystalizacji w drogach moczowych, wzmacnia naczynia krwionośne i… - I chyba nikogo to nie obchodziło. Zamilkłem, nadymając lekko polika. Chyba dawno z moich ust nie płynął taki potok słów.
Wmasowałem w ranę wszystko. Teraz pozostało mi jedynie… skąd wziąć materiał, aby naprawdę opatrzyć ranę? Moja koszula była ze sztucznego tworzywa, wiec automatycznie odpadała. Gdybym ją owinął nogę centaura, najprawdopodobniej podrażniłaby jego skórę, lub co gorsze — rana by się zaczęła ślimaczyć.
Spojrzałem ze zmieszaniem Higeki’ego. Jego kimono było niemal idealne, lecz głupio było mi to mówić.
<Higeki?>
1019 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz