piątek, 17 sierpnia 2018

Od Natsumi cd. Makoto "Biedny piesek"


Natsumi drgnęła, gdy dziecko złapało za skraj jej ubrania i osunęło się na ziemię po wypowiedzeniu jednosłownej prośby o pomoc. Przez ułamek sekundy wpatrywała się w nie zaszokowana do granic możliwości, jej wzrok w szczególności skupił się na zakrwawionych ubraniach i ranach, którymi naznaczone było całe ciało. Tak, tego zdecydowanie nie przewidziała. Poruszyła się znowu, gdy w okolicy usłyszała dziwaczne powarkiwania. Akumy musiały wyczuć krew chowańca, mieli coraz mniej czasu. Nie żeby od momentu przyuważenia inugamiego miała go wiele.
Puściła swoją laskę pozwalając jej swobodnie unosić się w powietrzu, upewniła się tylko, że znajduje się w zasięgu ręki. Przykucnęła przy chłopcu i ostrożnie go podniosła. Jęknął cicho, jednak nie obudził się, niebieskooka była tylko pewna, że brak motyla skazał go na sen niezbyt mocny. Nie zdziwiłaby się, gdyby pomimo nieprzytomności odczuwał wszystko, co wokół niego się dzieje. Na to jednak nie mogła nic poradzić, wolała nie podsuwać mu snów. Jeszcze pogorszyłaby sytuację i stałaby się odpowiedzialna za cudzą śmierć.
Upewniwszy się, że czarnowłosy nie wysunie się nagle z jej rąk usiadła na swojej lasce i wzbiła się w niebo. Portal do Kami znajdował się w sąsiadującym z miastem lesie, więc niewiele myśląc udała się tam przy okazji zastanawiając się, co dokładniej powinna począć. Po pierwsze, nie znała się na medycynie, potrzebowała więc jak najszybciej odnaleźć lekarza. Po drugie... nic nie wiedziała o rannym. Z jej obserwacji wynikało, że ludzie, w takim przypadku, kontaktowali się z lekarzami i podawali informacje na temat poszkodowanego. Chociaż... W Kami pewnie działało to inaczej. Czy w takim razie powinna wykreślić drugi problem? 
Delikatnie przyłożyła dłoń do czoła chłopca. Był rozpalony, a jego pierś unosiła się nierównomiernie. Dziecko, kto posyła dzieci na walki z akumami, parsknęła w myślach i pokręciła głową. Przecież nie miały one jakichkolwiek szans w walce z wielokrotnie od nich większymi potworami. Czy Najwyższemu już do końca wyłączyło się współczucie? Żeby wyniszczać dziecko po jego śmierci, ha, szczyt wszystkiego. Te istotki jako jedyne potrafiły okazać dobroć, jeśli tylko ich dusze nie zostały skażone czynami i naukami dorosłych. Czym mogły sobie zasłużyć na zostanie podwładnym bóstw. Czy zrobiły coś niedopuszczalnego, że dostały rozkaz walki z akumami? Ha! Niech tylko ten stary buc znowu ją odwiedzi, osobiście zrobi mu kazanie. Niech tylko upewni się, że małemu nic nie grozi.
~*~ 
O dziwo wszystko przebiegło łatwiej niż z początku zakładała. Pośpiesznie wróciła do swojej świątyni i tam w jednym z pokoi zostawiła na chwilę dalej nieprzytomnego chowańca. Bez problemu odnalazła medyka, a ten, pomimo później pory, zgodził się zająć rannym. Kobieta zostawiła go w pokoju samego, gdy tylko zapewniła mu wszystko, o co poprosił. Odnosiła wrażenie, że nie dałaby rady przyglądać się zaszywaniu i oczyszczaniu ran. Wzięła więc na siebie obowiązek zajęcia się ubraniami, czy może raczej, podartymi łachmanami inugamiego. Były one sporo za duże na tak małe dziecko, jednak teraz to nie miało już znaczenia. Nadawały się tylko na śmietnik, choćby i rok spędziła przy maszynie do szycia nie dałaby rady ich zszyć. Jednocześnie nie wiedziała czy na pewno powinna to zrobić, nie miała w świątyni chłopięcych ubrań, swoich też raczej mu nie da. Czy powinna zaproponować mu uszycie nowych, jak się obudzi? Gdy będzie przytomny łatwiej będzie pobrać wymiary, a materiałów na pewno starczy.
Podjęła w końcu decyzję i wyrzuciła zakrwawione ubrania a następnie zajęła się sobą. Noszenie malca poskutkowało ubrudzeniem jej własnych ubrań, więc uciekła do łazienki w celu zmycia krwi, po drodze zgarnęła z szafy czyste, długie kimono. Nie spędziła tam dużo czasu. Choć chciała, nie mogła na to pozwolić dopóki ktoś był w jej domu. Mogła marzyć o ciepłej kąpieli, ale nie chciała, by lekarz zwiedził świątynię tylko dlatego, że nie mógł jej znaleźć. Jej wejście tam, nawet jeśli spędziła tam kilkanaście minut, nazwać mogła tylko wejściem i wyjściem, było to dla bogini zdecydowanie za mało czasu by doprowadzić się do stuprocentowego porządku.
Na ten moment jednak wstrzymała się od narzekania. Po chwili namysłu wróciła do pokoju, w którym lekarz skończył właśnie zajmować się najcięższymi ranami chłopca i skupił się na pomniejszych zadrapaniach.
- Jego stan jest ciężki, ale przeżyje - powiedział starszy chowaniec, kiedy usiadła obok. - Zostawiłem kilka bandaży, trzeba je zmieniać, co kilka godzin. Natomiast gorączka powinna zacząć niebawem spadać, prosiłbym o częste zmienianie okładu. 
Białowłosa skinęła głową spokojnie przyglądając się jak mężczyzna zręcznie bandażuje skaleczenia.  Nie wydawało się to trudne, jednak wiedziała, że przyjdzie jej to ocenić, gdy sama będzie musiała to zrobić. Kiedy skończył, osobiście odprowadziła go do wyjścia, dziękując za pomoc. Nie umknął jednak jej uszom cichy komentarz, który medyk wypowiedział, kiedy już się odwrócił i zostawił ją za sobą.
Kto posyła dzieci do walki? Zlustrowała go chłodnym spojrzeniem, chyba nie spostrzegł się, że to usłyszała. Jeśli uważał, że mały jest jej chowańcem to zdecydowanie za słabo ją znał. Większość lokalnych chowańców wiedziała, że Natsumi działała samodzielnie i nie miała żadnego pomocnika. Jak już kogoś miał obwiniać, to powinien razem z nią wytknąć kilka grzechów Najwyższemu.  Może powinna mu to powiedzieć? Co by nie rozniósł innym plotek na jej temat? Chociaż tych i tak pewnie mogłaby trochę poznać, jakby postanowiła się w to zagłębić.
Kobieta wzruszyła ramionami i wróciła do świątyni. Co powinna teraz zrobić? Mały spał, po prostu musiała raz na jakiś czas do niego zajrzeć i sprawdzić, czy wszystko gra. Zrobiła to nawet teraz. Między innymi gnała ją ciekawość, wcześniej nie poświęciła nawet chwili, by mu się przyjrzeć. Czarnowłosy wyglądał teraz bardziej jak opatulona wszystkim, co się napatoczyło pod rękę, kukła, aniżeli żywy człowiek. Jedyne, co świadczyło o tym, że żyje to głęboki oddech, który dało się usłyszeć w cichym pomieszczeniu i unoszące się na wysokości piersi koce, którymi był dokładnie przykryty. Natsumi wpatrywała się jeszcze przez chwilę w jego spokojną twarzyczkę, po czym na palcach wycofała się z pokoju. Zatrzymała się w salonie i spojrzała na stojący przy niskiej sofie koszyk z wełną i druty oraz zaczęty szalik leżące na oparciu.
- No cóż, mam sporo czasu - westchnęła cicho uchylając w tym samym momencie drzwi tarasowe. Gestem wygoniła motyle, które wzbiły się w niebo, by kontynuować swoją pracę. Trochę im zajmie, zanim samodzielnie dolecą do ludzkiego świata, ale na ten moment nie mogła nic na to poradzić. Rozsiadła się wygodnie na sofie i wróciła do dziergania. Jej myśli nie oderwały się jednak od jednego pytania. Skąd ten mały chowaniec się tam wziął? Nawet jeśli już został pomocnikiem bóstw, sam by raczej nie poszedł na pewną śmierć. Kto był na tyle głupi i go tam wysłał? I czemu nie zatroszczył się o niego, tylko zostawił samemu sobie?

Makoto? Bez pośpiechu lol
Liczba słów: 1075

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz