Pierwsze modlitwy Natsumi usłyszała w swojej głowie około godziny dwudziestej. I o tej porze z szczerą chęcią opuściła swoją świątynię, udała się do ludzkiego świata. Wyjątkowo nie miała ochoty zostawać dłużej w swoim domu, dziwnym trafem ciągnęło ją dzisiaj do jej codziennych zajęć. Świat ostatnimi czasy poprawił się nieco. Skazanych na koszmar trafiało się niewielu, jeśli już byli w ten sposób karani następnego dnia się poprawiali. Czegóż mogła chcieć więcej? W jej lampionie kłębiły się teraz same przyjemne marzenia, mniej i bardziej realistyczne. Widziała je. Sny o kucykach, pięknych krainach, byciu superbohaterem.
Ludzie byli prości w obsłudze. Rodzili się i umierali, mieli niewiele potrzeb, łatwych do zrealizowania. Mogli być zupełnie różni, ale wszystkich dało się tak łatwo kontrolować. Wystarczyło ich ukarać, wznosili wtedy modły i poprawiali się zgodnie z zapewnieniami. A jeśli nie, to wystarczyło ich karać kilka dni z rzędu. Dla każdego z nich brak snu był bardzo szkodliwy, miała więc nad nimi kontrolę. Podobało jej się to. Uśmiechnęła się, gdy w jednym z okien dostrzegła zasypiającą dziewczynkę przytulającą małego, pluszowego pieska. Jeden z motyli wyczuwając zainteresowanie białowłosej poleciał w stronę dziecka i przysiadł na jego czole, by po chwili rozwiać się niczym poranna mgła.
Nie musiała nic mówić. Motyle same kierowały się ku ludziom, którym były przeznaczone, dotykały ich i znikały. A ona nie odczuwała potrzeby by usypiać kogoś osobiście. Nie, wystarczyło, że obserwowała łagodnym spojrzeniem jak świat powoli zasypia, jak gasną światła pogrążając pustoszejące ulice w świetle księżyca. Panował spokój, którego nic nie powinno zmącić przez całą noc. A tak przynajmniej myślała dopóki nie zobaczyła pod sobą akum krążących między budynkami.
Westchnęła cicho i machnęła dłonią, dwa koszmary pofrunęły ku stworom i niepostrzeżenie przysiadły na ich głowach. To powinno je na chwilę zatrzymać, jeśli zasną w miarę szybko. Chyba, że byłyby silniejsze, wtedy mogłyby złamać czary motyli. To jednak nie było na ten moment ważne. Co je mogło tu sprowadzać? Gdyby czaiły się na nią, zaatakowałyby już dawno. W dodatku wydawały się być nieco poranione, musiały z kimś lub z czymś walczyć. Inne bóstwo czy może chowaniec?
Natsumi zniżyła lot i sama zaczęła przyglądać się wąskim uliczkom. W jednej z nich panował niemały bałagan. Śmietniki były powywracane, śmieci walały się po ulicy. Tak, zdecydowanie z kimś się biły. Pokręciła z dezaprobatą głową, tyle z dobra i spokoju. Przemknęła cicho dalej nie przestając się rozglądać, dopóki jej wzrok nie padł na drobną sylwetkę posuwającą się powoli do przodu.
- Dziecko? - zapytała cicho wbijając zdziwione spojrzenie w małego chłopca ukrywającego się w cieniu budynków.
Kobieta sfrunęła nieco niżej, by móc mu się przyjrzeć. Maluch usilnie próbował przeć na przód opierając się o ściany budynków, jednak nie dało się nie dostrzec plam krwi, które za sobą zostawiał. W oczy od razu rzuciły jej się również uszy i ogon, tak charakterystyczne dla większości chowańców z Kami. Czyżby Inugami? Taki młodziutki? Najwyższy chyba lubił wybierać do tej funkcji najbardziej nieodpowiednie osoby, które powinny zasłużyć na wieczny spoczynek. Przecież to dziecko. Ha, wielki i wspaniały ojciec bogów, a jednocześnie bezczelny. Żeby zmuszać nieletnich do walki z akumami. Chyba będzie mogła wytknąć mu kolejny błąd, jaki popełnił.
Widząc, że jeden z motyli krążących wokół niej zaczyna kierować się ku obserwowanemu zawróciła go do lampionu. W takiej sytuacji sen mógł być dla małego zgubny, nawet jeśli miał zapewnić ulgę w bólu. Bogini powoli wylądowała na ziemi zaraz za młodym chowańcem, wzięła swoją laskę do ręki. Inugami musiał wyczuć jej obecność, bo drgnął i obrócił się.
- Co taki maluch robi sam tutaj o tej porze? - zapytała spokojnie nie odrywając od niego wzroku. - Zgubiłeś się i wdałeś w walkę z akumami?
Ludzie byli prości w obsłudze. Rodzili się i umierali, mieli niewiele potrzeb, łatwych do zrealizowania. Mogli być zupełnie różni, ale wszystkich dało się tak łatwo kontrolować. Wystarczyło ich ukarać, wznosili wtedy modły i poprawiali się zgodnie z zapewnieniami. A jeśli nie, to wystarczyło ich karać kilka dni z rzędu. Dla każdego z nich brak snu był bardzo szkodliwy, miała więc nad nimi kontrolę. Podobało jej się to. Uśmiechnęła się, gdy w jednym z okien dostrzegła zasypiającą dziewczynkę przytulającą małego, pluszowego pieska. Jeden z motyli wyczuwając zainteresowanie białowłosej poleciał w stronę dziecka i przysiadł na jego czole, by po chwili rozwiać się niczym poranna mgła.
Nie musiała nic mówić. Motyle same kierowały się ku ludziom, którym były przeznaczone, dotykały ich i znikały. A ona nie odczuwała potrzeby by usypiać kogoś osobiście. Nie, wystarczyło, że obserwowała łagodnym spojrzeniem jak świat powoli zasypia, jak gasną światła pogrążając pustoszejące ulice w świetle księżyca. Panował spokój, którego nic nie powinno zmącić przez całą noc. A tak przynajmniej myślała dopóki nie zobaczyła pod sobą akum krążących między budynkami.
Westchnęła cicho i machnęła dłonią, dwa koszmary pofrunęły ku stworom i niepostrzeżenie przysiadły na ich głowach. To powinno je na chwilę zatrzymać, jeśli zasną w miarę szybko. Chyba, że byłyby silniejsze, wtedy mogłyby złamać czary motyli. To jednak nie było na ten moment ważne. Co je mogło tu sprowadzać? Gdyby czaiły się na nią, zaatakowałyby już dawno. W dodatku wydawały się być nieco poranione, musiały z kimś lub z czymś walczyć. Inne bóstwo czy może chowaniec?
Natsumi zniżyła lot i sama zaczęła przyglądać się wąskim uliczkom. W jednej z nich panował niemały bałagan. Śmietniki były powywracane, śmieci walały się po ulicy. Tak, zdecydowanie z kimś się biły. Pokręciła z dezaprobatą głową, tyle z dobra i spokoju. Przemknęła cicho dalej nie przestając się rozglądać, dopóki jej wzrok nie padł na drobną sylwetkę posuwającą się powoli do przodu.
- Dziecko? - zapytała cicho wbijając zdziwione spojrzenie w małego chłopca ukrywającego się w cieniu budynków.
Kobieta sfrunęła nieco niżej, by móc mu się przyjrzeć. Maluch usilnie próbował przeć na przód opierając się o ściany budynków, jednak nie dało się nie dostrzec plam krwi, które za sobą zostawiał. W oczy od razu rzuciły jej się również uszy i ogon, tak charakterystyczne dla większości chowańców z Kami. Czyżby Inugami? Taki młodziutki? Najwyższy chyba lubił wybierać do tej funkcji najbardziej nieodpowiednie osoby, które powinny zasłużyć na wieczny spoczynek. Przecież to dziecko. Ha, wielki i wspaniały ojciec bogów, a jednocześnie bezczelny. Żeby zmuszać nieletnich do walki z akumami. Chyba będzie mogła wytknąć mu kolejny błąd, jaki popełnił.
Widząc, że jeden z motyli krążących wokół niej zaczyna kierować się ku obserwowanemu zawróciła go do lampionu. W takiej sytuacji sen mógł być dla małego zgubny, nawet jeśli miał zapewnić ulgę w bólu. Bogini powoli wylądowała na ziemi zaraz za młodym chowańcem, wzięła swoją laskę do ręki. Inugami musiał wyczuć jej obecność, bo drgnął i obrócił się.
- Co taki maluch robi sam tutaj o tej porze? - zapytała spokojnie nie odrywając od niego wzroku. - Zgubiłeś się i wdałeś w walkę z akumami?
Makoto?
Liczba słów: 598
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz