Zwalniam cię z tego obowiązku, więc nie musisz już przychodzić do mojej świątyni. Jesteś zagrożeniem, który ściąga nas na dno....
Po tych wypowiedzianych słowach wszystko się zmieniło. W świątyni stało się pusto i cicho co wyjątkowo wprawiało mnie w dobry nastrój. Od Tamtego dnia nie widziałem tej małej lisiczki, tak jak bóstwa Nadziei, który odszedł po tym jak dowiedział się o moich poczynaniach. Nie wtrącał się , za co go szanowałem. Jednak mimo to nie chciałem, by pałętał się do mnie tylko dlatego, że się martwi... jest to zbędne i po prostu żałosne. Inną zmianą mniej dobrą było to, że YIN dawał o sobie znać. Próbował coś powiedzieć, zachwiać moją kontrolą, lub zrobić coś, czego ja nie chciałem. Nie miałem zamiaru mu na to pozwalać. Chciałem go uśpić już na wieki, by ludzie poznali prawdziwą sprawiedliwość wynikającą jedynie z czystego prawa rządzącego tym światem.
- Silniejszy wygrywa, słabszy odpada z gry - Oglądałem mały kwiatek zrobiony z białego papieru. Znalazłem go na stoliczku w jednym z pokoi... leżał sam... musiał go wykonać jaśniejsza część mnie, bo szczerze wątpiłem w takie umiejętności u dziewczyny. Była zerem , które przetrwało tylko dlatego, że miała czyste serce i chciała kogoś pilnować, a ostatecznie zapomniała o tym pozwalając zginąć przyjacielowi. Nie potrafiła nawet tej obietnicy dotrzymać.
Nagły podmuch wiatru wyrwał mi z ręki lekki papierowy kwiat i poniósł go wprost na podmokłe tereny, gdzie nastał go straszny koniec. Woda przesiąkła go pozbawiając sztywności, jak i kształtu oraz piękna. Nie szkoda mi było w szczególności, że moje myśli szybko zajęły ciche słowa. Dziewczęcy głos... zapłakany, wystraszony i słaby. Mówiła coś o prześladowaniu , że nie może tak dłużej żyć... że nie chce już dłużej cierpieć. Pokręciłem jedynie zażenowany głową. Uczucia... słabe i naiwne. Przysłuchałem się dalszej części modlitwy, która powiedziała mi przyczynę całej tej sytuacji. Nie wzięła na siebie winy dziewczyn z jej klasy, które paliły w szkolnych łazienkach. I wszystko nagle stało się jasne. Może i to była samoobrona , lecz ucierpiało 5 dziewczyn zamiast jednej. Samolubna dziewucha.
Zebrałem się z tarasu mijając po drodze katanę w śnieżnobiałym pokrowcu z złotymi i srebrnymi zdobieniami. Nie potrzebowałem jej... nie miałem powodu obawiać się schodzenia na ziemię bez jakiegokolwiek uzbrojenia. Nikt nie miał powodów nie atakować, gdyż nie zlazłem nikomu za skórę. Niyumi nie miałaby odwagi mnie znowu zaatakować, gdyż wtedy moje słowa by się potwierdziły - Potwór, który atakuje własne bóstwo nie zależnie od zerwanego paktu.
Droga na ziemię była krótka, tak jak dotarcie do szkoły niedoszłej samobójczyni. W trakcie wędrówki dotarły do mnie jeszcze parę innych jej słów świadczących o tym, że chce skrócić swój żywot, by uciec od tego Problemu. Tchórzliwe stworzenie bez godności i chęci walki. Nie spieszyło mi się...jeżeli zginie to z własnej winy, a nie mojej. Jestem jedynie bóstwem o którym nikt nie wie ,że tak naprawdę istnieje, choć i tak wierzą w moje czyny. Nie rozumiałem tego, a może nie chciałem? Kogo to obchodziło... żyłem dzięki temu.
Korytarz za korytarzem, aż dotarłem do damskiej toalety. W jednej z kabin ukrywała się wierząca, a ze był czas lekcji łatwo było ją znaleźć.
- Chcesz to zakończyć? - Odezwałem się spokojnie opierając plecami o ścianę. Dzięki temu zwróciłem swoją uwagę, wiec mogła mnie zobaczyć i usłyszeć. Musiałem ciągle do niej mówić, by nie zapomniała, gdyż kolejna Gatka mogła być stratą czasu. Na Kabinach siedziała Akuma która obserwowała uczennice i szeptała wszystkie wyzwiska, jakie wcześniej usłyszała. Potęgowało to jej ból i chęć samobójstwa. Gdyby zabiła sie z jej winy, to jej dusza byłaby potępiona i nie miłaby szans trafienia przed osąd ojca.
- Zważ na to, że masz w domu kochającą rodzinę, która po twojej stracie będzie cierpieć... czy jakoś tak - Przechyliłem głowę na bok zastanawiając się nad sensem tych słów. Dziewczyna pisnęła cicho uświadamiając sobie, że w damskiej łazience siedzi facet, który wie co ma zamiar zrobić.
- I...idź sobie! Poza tym nie wiem o czym mówisz - Próbowała zaprzeczyć, jednak i tak to było na marne.
- W takim razie otwórz drzwi. - Zapukałem lekko.
- Chyba cię powaliło zboczeńcu! - A tak... dziewczyny i ich problemy. Westchnąłem zrezygnowany. Ludzie są głupi.
- Masz w ręku scyzoryk, który ukradłaś starszemu bratu. Mnie nie okłamiesz...ja chce ci tylko pomóc. - Miałem już dość jej uporu. Chciałem już wrócić do siebie i zostawić ją po prostu, ona otworzyła drzwi ukazując tym obraz który przewidziałem. Zapłakana blondynka o zielonych jak szafiry oczach siedziała zapłakana na toalecie z nożem przy nadgarstku.
- I co z tym zrobisz? Nic nie zrobisz... nie mam życia w tej szkole, jak i w całym mieście, gdyż one mają znajomości. Prześladują mnie tutaj jak i w domu. Nawet moi rodzice usłyszeli plotki na mój temat i uwierzyli im! Nie możesz znać mojego bólu! - Miałem wrażenie, że powiedziała to wszystko na jednym wdechu. Jej chuda dłoń zacisnęła się mocniej na rączce scyzoryka, a kolejne łzy spłynęły po jej policzku.
- Krzykiem tylko zwrócisz uwagę ludzi, którzy będą przechodzić korytarzem. Poza tym czemu tego nie zakończysz? Siedzisz tu już dwie godziny i nic... nie potrafisz po prostu zrezygnować z życia.
- Potrafię! - Nie dawała za wygraną swoim uporem, który był już nieco wkurzający.
- W takim razie to zrób - Wzruszyłem ramionami klękając przy niej. Nie uśmiechałem się... chciałem zachować powagę i znudzenie, by nie dawać jej złudzenia, że takie sytuacje mnie nieco zadowalają. - Modliłaś się do mnie , więc moim obowiązkiem jest ci pomóc. - W tej chwili delikatnie ująłem ją za rękę i bez jej oporu wykonałem cięcie. Wystarczająco głębokie, by już po chwili z nadgarstka dziewczyny zaczęła sączyć się szkarłatna krew.
- Dziękuje ...- Szepnęła nim powoli zaczęła opadać z sił. Szkarłatna ciecz zaczęła spływać na podłogę zmuszając mnie do wycofania się. Nie chciałem być brudny, a moja pomoc się tu kończyła.
- Ładnie...pachnie.... - Dziwny głos Akumy tym razem był skierowany do mnie. Balansowała na ściance toalety zbliżając się w moją stronę. Nie wiedziałem do czego to było podobne... niby kot, choć z jednym okiem i bez uszu. Zamiast łap miał za to bardziej jaszczurze kończyny, które były bardziej przydane do poruszania się po takich krawędziach.
- Ty czujesz swoje, a ja swoje... nie zabierzesz jej duszy ze sobą - Machnąłem w jego stronę uznając, że nie jest zagrożeniem. Miałem zamiar jak najszybciej wrócić do świątyni, więc ruszyłem w stronę wyjścia... na moje nie szczęście do końca tracąc gardę. Akuma nagle otworzyła pysk rzucając się w moją stronę. rząd ostrych zębów wbiły się w moje ramię, a pazury uczepiły się pleców. Cholera by ją trafiła... Próbowałem ją zrucić, lecz była poza moim zasięgiem, a z każdym ruchem szpilki wbijały się coraz głębiej w moje ciało. Nie była duża, choć siłę jako taką miała. Musiała być serio głodna i zdesperowana....
- Puszczaj ty mały! - Uderzyłem plecami, a zarazem ją o ścianę, choć nic to nie dało. Zaczęła kręcić głową, jakby zamierzała odgryźć mi tą część ramienia... Małe stworzenie, a duży problem. Gdzie tu logika? Czułem jak krew spływała mi po szacie, a czucie w ręce zanikało .Dochodziło do tego splugawienie, które wyjątkowo szybko się pojawiło, przez moje osłabienie z ostatniej potyczki. Musiałem jakoś walczyć, gdyż nie miał mi kto pomóc... nikt mnie nie widział, a dziewczyna już zapomniała o całej rozmowie. Kuroki myśl i walcz, tak jak powinno się walczyć.
<Niyu? .-. >
1207 słów
Nagły podmuch wiatru wyrwał mi z ręki lekki papierowy kwiat i poniósł go wprost na podmokłe tereny, gdzie nastał go straszny koniec. Woda przesiąkła go pozbawiając sztywności, jak i kształtu oraz piękna. Nie szkoda mi było w szczególności, że moje myśli szybko zajęły ciche słowa. Dziewczęcy głos... zapłakany, wystraszony i słaby. Mówiła coś o prześladowaniu , że nie może tak dłużej żyć... że nie chce już dłużej cierpieć. Pokręciłem jedynie zażenowany głową. Uczucia... słabe i naiwne. Przysłuchałem się dalszej części modlitwy, która powiedziała mi przyczynę całej tej sytuacji. Nie wzięła na siebie winy dziewczyn z jej klasy, które paliły w szkolnych łazienkach. I wszystko nagle stało się jasne. Może i to była samoobrona , lecz ucierpiało 5 dziewczyn zamiast jednej. Samolubna dziewucha.
Zebrałem się z tarasu mijając po drodze katanę w śnieżnobiałym pokrowcu z złotymi i srebrnymi zdobieniami. Nie potrzebowałem jej... nie miałem powodu obawiać się schodzenia na ziemię bez jakiegokolwiek uzbrojenia. Nikt nie miał powodów nie atakować, gdyż nie zlazłem nikomu za skórę. Niyumi nie miałaby odwagi mnie znowu zaatakować, gdyż wtedy moje słowa by się potwierdziły - Potwór, który atakuje własne bóstwo nie zależnie od zerwanego paktu.
Droga na ziemię była krótka, tak jak dotarcie do szkoły niedoszłej samobójczyni. W trakcie wędrówki dotarły do mnie jeszcze parę innych jej słów świadczących o tym, że chce skrócić swój żywot, by uciec od tego Problemu. Tchórzliwe stworzenie bez godności i chęci walki. Nie spieszyło mi się...jeżeli zginie to z własnej winy, a nie mojej. Jestem jedynie bóstwem o którym nikt nie wie ,że tak naprawdę istnieje, choć i tak wierzą w moje czyny. Nie rozumiałem tego, a może nie chciałem? Kogo to obchodziło... żyłem dzięki temu.
Korytarz za korytarzem, aż dotarłem do damskiej toalety. W jednej z kabin ukrywała się wierząca, a ze był czas lekcji łatwo było ją znaleźć.
- Chcesz to zakończyć? - Odezwałem się spokojnie opierając plecami o ścianę. Dzięki temu zwróciłem swoją uwagę, wiec mogła mnie zobaczyć i usłyszeć. Musiałem ciągle do niej mówić, by nie zapomniała, gdyż kolejna Gatka mogła być stratą czasu. Na Kabinach siedziała Akuma która obserwowała uczennice i szeptała wszystkie wyzwiska, jakie wcześniej usłyszała. Potęgowało to jej ból i chęć samobójstwa. Gdyby zabiła sie z jej winy, to jej dusza byłaby potępiona i nie miłaby szans trafienia przed osąd ojca.
- Zważ na to, że masz w domu kochającą rodzinę, która po twojej stracie będzie cierpieć... czy jakoś tak - Przechyliłem głowę na bok zastanawiając się nad sensem tych słów. Dziewczyna pisnęła cicho uświadamiając sobie, że w damskiej łazience siedzi facet, który wie co ma zamiar zrobić.
- I...idź sobie! Poza tym nie wiem o czym mówisz - Próbowała zaprzeczyć, jednak i tak to było na marne.
- W takim razie otwórz drzwi. - Zapukałem lekko.
- Chyba cię powaliło zboczeńcu! - A tak... dziewczyny i ich problemy. Westchnąłem zrezygnowany. Ludzie są głupi.
- Masz w ręku scyzoryk, który ukradłaś starszemu bratu. Mnie nie okłamiesz...ja chce ci tylko pomóc. - Miałem już dość jej uporu. Chciałem już wrócić do siebie i zostawić ją po prostu, ona otworzyła drzwi ukazując tym obraz który przewidziałem. Zapłakana blondynka o zielonych jak szafiry oczach siedziała zapłakana na toalecie z nożem przy nadgarstku.
- I co z tym zrobisz? Nic nie zrobisz... nie mam życia w tej szkole, jak i w całym mieście, gdyż one mają znajomości. Prześladują mnie tutaj jak i w domu. Nawet moi rodzice usłyszeli plotki na mój temat i uwierzyli im! Nie możesz znać mojego bólu! - Miałem wrażenie, że powiedziała to wszystko na jednym wdechu. Jej chuda dłoń zacisnęła się mocniej na rączce scyzoryka, a kolejne łzy spłynęły po jej policzku.
- Krzykiem tylko zwrócisz uwagę ludzi, którzy będą przechodzić korytarzem. Poza tym czemu tego nie zakończysz? Siedzisz tu już dwie godziny i nic... nie potrafisz po prostu zrezygnować z życia.
- Potrafię! - Nie dawała za wygraną swoim uporem, który był już nieco wkurzający.
- W takim razie to zrób - Wzruszyłem ramionami klękając przy niej. Nie uśmiechałem się... chciałem zachować powagę i znudzenie, by nie dawać jej złudzenia, że takie sytuacje mnie nieco zadowalają. - Modliłaś się do mnie , więc moim obowiązkiem jest ci pomóc. - W tej chwili delikatnie ująłem ją za rękę i bez jej oporu wykonałem cięcie. Wystarczająco głębokie, by już po chwili z nadgarstka dziewczyny zaczęła sączyć się szkarłatna krew.
- Dziękuje ...- Szepnęła nim powoli zaczęła opadać z sił. Szkarłatna ciecz zaczęła spływać na podłogę zmuszając mnie do wycofania się. Nie chciałem być brudny, a moja pomoc się tu kończyła.
- Ładnie...pachnie.... - Dziwny głos Akumy tym razem był skierowany do mnie. Balansowała na ściance toalety zbliżając się w moją stronę. Nie wiedziałem do czego to było podobne... niby kot, choć z jednym okiem i bez uszu. Zamiast łap miał za to bardziej jaszczurze kończyny, które były bardziej przydane do poruszania się po takich krawędziach.
- Ty czujesz swoje, a ja swoje... nie zabierzesz jej duszy ze sobą - Machnąłem w jego stronę uznając, że nie jest zagrożeniem. Miałem zamiar jak najszybciej wrócić do świątyni, więc ruszyłem w stronę wyjścia... na moje nie szczęście do końca tracąc gardę. Akuma nagle otworzyła pysk rzucając się w moją stronę. rząd ostrych zębów wbiły się w moje ramię, a pazury uczepiły się pleców. Cholera by ją trafiła... Próbowałem ją zrucić, lecz była poza moim zasięgiem, a z każdym ruchem szpilki wbijały się coraz głębiej w moje ciało. Nie była duża, choć siłę jako taką miała. Musiała być serio głodna i zdesperowana....
- Puszczaj ty mały! - Uderzyłem plecami, a zarazem ją o ścianę, choć nic to nie dało. Zaczęła kręcić głową, jakby zamierzała odgryźć mi tą część ramienia... Małe stworzenie, a duży problem. Gdzie tu logika? Czułem jak krew spływała mi po szacie, a czucie w ręce zanikało .Dochodziło do tego splugawienie, które wyjątkowo szybko się pojawiło, przez moje osłabienie z ostatniej potyczki. Musiałem jakoś walczyć, gdyż nie miał mi kto pomóc... nikt mnie nie widział, a dziewczyna już zapomniała o całej rozmowie. Kuroki myśl i walcz, tak jak powinno się walczyć.
<Niyu? .-. >
1207 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz