Słońce jak każdego dnia niespiesznie wstało na wschodzie, powoli pnąc się ku górze, aż w końcu zaczęło wdzierać się przez dziurawe okiennice porzuconej świątyni do jego wnętrza. W ten jakże naturalny sposób pełnio funkcję swoistego budzika dla śpiącego w niej wilka. Wspomniany chowaniec, bo "niestety" nie był to po prostu dziki zwierz, mieszkał w niej już całkiem długi czas. Nie zwracał na to specjalnie uwagi, ale minęła wiosna, lato, jesień i teraz nadeszła zima. Drzewa już dawno temu stracił wszystkie liście, a wszystko dookoła pokryła kilkunastu centymetrowa warstwa białego puchu. Normalnie warunki mieszkaniowe, jakie oferowało schronienie Nex'a wołały o pomstę do boga. Którego? Licho wie, ale Nex sam je sobie wybrał i dlatego nie winił nikogo za to, jakie były. Budynek był stary i zaniedbany, dzięki czemu posiadał teraz naturalną "klimatyzację" aktywną przez cały rok, i całą dobę. Nie było oczywiście tutaj prądu, gazu, wody, czy kanalizacji, a w nocy mogłeś liczyć tylko na światło gwiazd, albo ognika lecz... Dla wilka warunki były jednak całkiem optymalne. Cisza i spokój. Daleko od ludzi. Również bez względu na pogodę nie było mu zimno, nawet gdy chodził zupełnie nago, a dodatkowo zebrał dla swej wygody pokaźny zapas skór ze zwierząt, które upolował, a następnie zjadł. Miał również zapas drewna do rozpalania ogniska, nad którym szykował sobie posiłki oraz balię z wodą, która po podgrzaniu służyła mu za wannę.
Wracając jednak do dnia dzisiejszego po tym, jak wilk się rozbudził i stwierdził, iż przyszła właśnie pora, aby zapolować na kolejny posiłek. Nie musiał tego robić, mógł pozyskać żywność w bardziej cywilizowany sposób, ale ten jakoś bardziej mu odpowiadał. Na górze nie było żadnego drapieżnika, który mógłby stanowić dla niego zagrożenie, czy konkurencje, więc nie powinno to potrwać długo. Przeciągając się i ziewając, taki jak stworzył go bóg, jeśli wierzysz w te bajki, wyszedł przed swoje "mieszkanie" stawiając parę kroków w świeżym śniegu, jaki napadał w nocy. Spojrzał na niebo i nabrał przekonania, że na tym dzisiejsze opady raczej się nie skończą. Niebo było ciemne od chmur, wiatr porywisty i przeszywający. Lada moment bez cienia wątpliwości miała rozpocząć się śnieżyca, ale czy miało to dla niego znaczenie? Nie. Przybrał po prostu swą prawdziwą postać i wielkimi susami ruszył w kierunku, z którego wyczuł swoją zdobycz, i coś jeszcze.
373 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz