Chyba najbardziej w całym tym byciu chowańcem podobało mu się bycie "niewidzialnym". Przechadzki po szkolnym korytarzu jeszcze chyba nigdy go tak nie satysfakcjonowały. Jakby nie było, nigdy dotąd nie przyglądał się budynkowi na tyle szczegółowo, żeby dostrzec, jak duży i ładny on jest. Szkoda, że jego rocznik zakończył naukę. Ale za to pamiętał drugo licealistów, którzy również z niego szydzili. Ich ciche, zamyślone twarze i wzrok wbity w popękane płytki po jego śmierci był taki... przyjemny?
Przeczesał gęste włosy i popatrzył do góry zerkając na zeszłorocznych absolwentów liceum, uśmiechając się przy tym chytrze. Wyszedł najprzystojniej ze wszystkich chłopców na zdjęciu, a przynajmniej jego mama tak mówiła.
A właśnie, rodzina.
Przeszedł przez główny korytarz do dużych, szklanych drzwi, po czym zbiegając po schodach spokojnym krokiem pospacerował w stronę dużego białego dworku. Zatrzymał się przy bramie, mrużąc oczy. Jego dom był jedynym miejscem, gdzie chciał wracać, jednak nie dla osób, które w nim mieszkają. W końcu w garażu odpoczywało jego cudeńko, jego drugie ja. Podszedł spokojnym krokiem, delektując się wolnością i przeszedł przez dom do garażu. Z początku lekko zdziwniony, wszedłwszy do pomieszczenia, szybko zrozumiał, dlaczego brakuje jednego ścigacza. Chłopak cicho się zaśmiał i podszedł do kawasaki, przejeżdżając palcem po czarno-zielonej kierownicy.
- Ciekawe co z tobą zrobią. A może zostawią, jako pamiątkę...
Westchnął cicho, zawiedziony, że nie może zabrać go zabrać do wymiaru, raz, że było by to co najmniej dziwne, dwa, że tam jego ścigacz by tylko stał i się kurzył. Bo gdzie na spokojnych, owianych delikatnym wiaterkiem łąkach i usłanych pachnącym kwieciem polanach może rozwinąć maksymalną prędkość sprzętu. Po raz pierwszy od długiego czasu zaśmiał się szczerze na samą myśl o takiej sytuacji i usiadł na kawasaki, przypominając sobie czasy, kiedy po całym dniu jeździł po autostradach, przysparzając innych kierowców o zawał serca. Oddychał głęboko, uspokojony brakiem męczarni na ziemi. Coraz bardziej lubił swój teraźniejszy wymiar.
Wyciągnął chudą rękę i zabrał szybko kluczyki, upychając je w kieszeni garnituru na pamiątkę.
Już po chwili był w zaświatach, stojąc na jakiejś drużce.
Właśnie teraz blondyn postanowił porozglądać się po okolicy, której do tej pory nie miał chęci ani czasu "zwiedzać". Obkręcając na palcu breloczek od kluczyków założył jedną rękę za plecy i przechadzał się po trawie, co rusz kopiąc jakiś kamień. Na dworze było przyjemnie, w miarę ciepło, jak na jesień przystało. Kolorowe liście zaczęły opadać na ziemię, co bardzo cieszyło zielonookiego - każda jesień zwiastuje zimę. Miał jedynie nadzieję, że będzie ona znacznie mroźniejsza i bielsza niźli te na ziemi. Uwielbiał ubierać ciepłe, czarne, grube zimowe bluzy i siedzieć tak przy biurku, patrząc pusto przez okno. Rozmarzony chłopak nawet nie zauważył, kiedy zaszedł do pobliskiego lasu. Siadając przy drzewie patrzył na małą łączkę, odchylając głowę. Włosy opadły mu jak zwykle na oczy, a on sam uniósł je do góry, patrząc na puszyste chmury. Nawet nie zauważył mężczyzny, leżącego na trawie. Zniesmaczony czyjąś obecnością podniósł się, otrzepał garnitur i już miał do sobie iść, kiedy w oczy rzuciły mu się nogi chłopaka. Chyba pierwszy raz widzi takiego człowieka, ale co mu się dziwić, czy on miał kiedykolwiek z taką osobą styczność? W ten sposób William zamiast odejść, nie rzucając się w oczy stał jak wryty, przypatrując się bacznie towarzyszowi.
Shigeru?
Słów 528
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz