Siedząc pod ścianą skromnego mieszkania, zastanawiam się, co ja tutaj tak w ogóle robię i gdzie ja do jasnej cholery jestem.
Rozglądając się po pomieszczeniu, zauważam białe ściany, które mocno kontrastują z kilkoma meblami wykonanymi z ciemnego dębu.
Wyciągnęłam moją harmonijkę i zaczęłam grać melodie, której nauczyłam się jakiś czas temu. Ta czynność mnie odprężała, pozwalała się uspokoić i zapomnieć o wszystkich głupich problemach.
Minęła może godzina, więc wstałam i chwytając równowagę, wyszłam z mego mieszkania, zarzucając na głowę kaptur czarnej bluzy i ruszyłam w nieznanym mi kierunku.
Idąc tak przez jakiś czas, zorientowałam się, że pada.
Oh bogowie zlitujcie się!
Ciekawe, jaki to śmieszek, pomyślał, aby spadł jakiś głupi deszcz. Na co to, komu potrzebne, szczególnie tutaj?
Wkurzona zaczęłam biec, aż w końcu wpadłam na jakiś wieżowiec. Tak wieżowiec, inaczej tego nie dało się nazwać. Gość miał przy sobie parasolkę, pomyślałam, że nie był na tyle głupi, aby wychodzić bez zabezpieczenia, lecz po chwili zobaczyłam jego włosy. Odynie, czy on uciekł z jakiejś szczotki? Jego włosy były straszne. Miały kolor fioletowy i sięgały mu do.. właśnie dokąd? Przyglądając mu się dokładniej, zauważyłam, że używa ich nawet jako paska. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym. Nie rozumiem, jak można nosić aż tak długie włosy, na dodatek facet? U faceta musi być co poczochrać i to wystarczy. Mnie to wręcz odrzucało.
- Długo będziesz się tak patrzeć?
- Tak długo, jak mi się podoba wieżowcu - warknęła i odpaliłam papierosa, którego nosze od rana za uchem.
- Dlaczego tak się wyrażasz?
- Co proszę? Jesteś moim ojcem, aby mówić mi, co mam robić i jak się odzywać?
- Powinnaś być milsza dla obcych - rzekł, kładąc sobie złożoną parasolkę na ramie.
- A ciebie nie nauczyli, jak ma zachowywać się facet? Czy wywodzisz się z jakiegoś rodu, gdzie kręci się dupą z parasolką na ramieniu?
Mężczyzna stał lekko skołowany, więc ja ruszyłam w swoją stronę.
Jak mi przykro, że zgasiłam go przy w miejscu publicznym. Nie lubię, jak mi się zwraca uwagę, wole wtedy odpyskować, aby poprawić sobie humor. Zaciągnęłam się tytoniem i patrzyłam na chmury, z których siąpił deszcz.
Przyśpieszając kroku, przeskoczyłam płot i wparowałam do sklepu, aby zdobyć paczkę papierosów, gdyż one mi się już kończyły.
Wychodząc ze sklepu, pozbyłam się chwilowo kaptura, przez co moje uszy zostały wystawione na światło dzienne.
Wsłuchując się dokładnie w to, co się dzieje dookoła mnie, usłyszałam kroki. Nie zdążywszy się obrócić, usłyszałam ten sam głos, który chciał, abym była milsza.
- Czy ty mnie śledzisz?
- Możliwe - na jego twarzy dostrzegłam uśmiech.
- Psujesz moją ponurą atmosferę, wynoś się stąd, kim ty w ogóle jesteś, żeby chodzić za mną.
- Jestem jedynym w swoim rodzaju bogiem pogody, to ja i tylko ja odpowiadam za deszcze, upały, tor..
- Zajmij się w końcu, gówno mnie to obchodzi.. - wysyczałam - świat świrów i popaprańców - rzekłam pod nosem.
- Jak możesz się tak do mnie zwracać?
- Tak samo, jak do każdego innego popaprańca z tego świata. Sajonara - odwróciłam się teatralnie na pięcie i już chciałam ruszyć w swoją stronę.
- Jesteś nowa - to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.
- Jak jestem nowa, to uważasz mnie za gorszą?
- Nie, skądże. Jestem Tarou, wybacz, że źle zaczęliśmy naszą znajomość.
- Znajomość? Co proszę? - parsknęłam śmiechem. - Żadnej znajomości nie było i nie będzie. Tobie wystarczy jedno. Jestem Black i miej się na baczności, bo moja druga osobowość, chętnie by cię.. - w tej chwili pojawia się tylko łeb mej przemiany, gdzie mój głos staje się o wiele bardziej agresywny. - poćwiartowała - wracając do normalności, zauważyłam lekko przestraszoną twarz. - Z cykorami się nie zadaje, wybacz.. - ruszyłam w stronę moczar, ale czułam, że ten cymbał idzie za mną...
621 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz