piątek, 27 lipca 2018

Chowaniec Inugami - Makoto


Imię: Makoto
Przezwisko: Brak
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Inugami
Moc: Na czas walki Makoto potrafi zmienić się w olbrzymiego, czarnego psa. Staje się wtedy nieporównywalnie silniejszy i sprawniejszy, i niewiele jest w stanie go zatrzymać. Mężczyzna mógłby walczyć wyłącznie mieczem, ale robi to bardzo rzadko - preferuje po prostu zmienić się w groźną bestię i rozprawić się z przeciwnikiem jak najszybciej. Im bardziej wściekły jest mężczyzna, tym szybsza jest regeneracja jego ran i tym bardziej zabójcze stają się jego ataki i ugryzienia.
Liczba PD: 2850 ( Praktykujący )


Makoto jest w gorącej wodzie kąpany i na pewno najpierw robi, a potem dopiero myśli. Łatwo się domyślić, że takie podejście często wpędza go w kłopoty. 
Mężczyzna jest z natury pogodny i raczej bezkonfliktowy, a do innych stara się podchodzić bez żadnych uprzedzeń. Wesoły charakter szybko zjednuje mu ludzi, a nieodparta chęć działania sprawia, że go zapamiętują. Jest bardzo otwarty w okazywaniu swoich uczuć, więc każdy bardzo szybko się dowie, na czym stoi.
Dla przyjaciół zrobi wszystko - pocieszy, wyciągnie za uszy z tarapatów i zemści się na ich wrogach tak, że popamiętają go na długo. 
Akumy darzy zapiekłą nienawiścią i żadnej nie przepuści. Pojawienie się demona na horyzoncie to dla niego jasny sygnał do ataku i Makoto zapomina o wszystkim innym, a już na pewno nie analizuje sytuacji i nie patrzy, czy ma w ogóle jakieś szanse. Na szczęście Najwyższy postanowił zrekompensować tę wadę Makoto dając mu moc przemiany w bestię, której nie da się tak łatwo pokonać.

Włosy: Długie, czarne włosy zdecydowanie dominują w jego wyglądzie i sprawiają, że można go rozpoznać z daleka. Makoto nosi je prawie zawsze rozpuszczone, ale o dziwo właściwie nigdy się nie plączą.
Twarz: Ma szczerą i pogodną twarz, na której zawsze gości uśmiech - nawet wtedy, kiedy śpi, ale o tym, że Makoto uśmiecha się przez sen nie wie nikt.
Postura: Jest wysoki i smukły. Idzie zawsze trochę za szybko i trudno za nim nadążyć.
Inne: Na co dzień starannie chowa swoje uszy i ogon - jest nie do odróżnienia od zwykłego człowieka.
Głos: Kimura Seiji

Bóstwo: Brak
Relacje:
Przyjaciele: Na razie brak. Ale potencjalnie - wszyscy.
Wrogowie: Chyba brak
Druga połówka: Brak


Uwielbia zwierzęta - wszystkie bez wyjątku.
Ma dryg do zajmowania się dziećmi, a te same idą mu na ręce. Makoto sądzi, że w swoim ziemskim życiu musiał mieć liczne rodzeństwo, ale nie jest tego pewien.
Kiedy jest ranny lub przemęczony, zaczyna tracić kontrolę nad swoim wyglądem. Pojawiają się jego uszy i ogon, a gdy rany i zmęczenie naprawdę dają mu się we znaki, Makoto przybiera postać dziecka z uszkami i ogonem. Gdy jego życie jest zagrożone, zmienia się w małe, czarne szczenię. Mężczyzna uważa, że to jakiś rodzaj mechanizmu obronnego, który sprawia, że łatwiej mu uzyskać pomoc od osób postronnych - w końcu kto nie pomógłby dziecku lub nie przygarnął szczeniaczka, prawda?
Potrafi rozpoznać innych po zapachu, ale się do tego nie przyznaje.
Jego ulubione sporty to te, do których potrzebna jest piłka.
Umie pływać, ale niespecjalnie to lubi.
Makoto z jednej strony chciałby mieć jakieś bóstwo, ale z drugiej nieco się tego boi. Wie, że byłby bardzo wiernym i oddanym chowańcem, który za swoim panem skoczyłby w ogień. Problem pojawiłby się, gdyby jego pan okazał się niegodny tego oddania...
Operator: you.make.me.laugh.silly.boy@gmail.com

Od Nexaron'a CD Mauvais "Noc, księżyc i gwiazdy"


Czy skończy jako kolacja? Taka możliwość naprawdę istniała, bo Nex, mimo iż "z powołania" miał niby bronić bóstwa od krzywdy, jakoś nigdy nie czuł się przekonany. Miał wrażenie, że ktoś próbował mu "coś sprzedać", ale gdy tylko zaczynałeś pytać, to robił uniki, a każdy kolejny był coraz głupszy. Dlatego właśnie był wolnym strzelcem i jakoś nie miał ochoty dobrowolnie zostać czyimś niewolnikiem w najbliższym czasie.
Nie pamiętał praktycznie nic ze swego poprzedniego życia, ale inaczej miała się sprawa wiedzy, czy pewnych umiejętności. Gdy doda się do tego fakt, że odrodził się jako wilk i to wielki jak chole** to mieszkanie w lesie nie było żadnym wyzwaniem. Jak miał ochotę, to schodził do miasta i korzystał z zalet cywilizacji. Na co dzień jednak wystarczyło mu upolowanie łani lub innego zwierza w lesie.
Dzisiaj zaś trafiło mu się spotkanie, z której istotę jeszcze nie miał w swym jadłospisie. Miał jednak pewność, że w przeciwieństwie do demonów ta dziewczynka, którą miał przed sobą po tym, jak ją zabije, nie rozpłynie się jak mgła. Pozostanie po niej ciało, które będzie mógł zjeść. 
Pozostawało więc tylko pytanie, czy warta była zachodu i wypowiedzenia poniekąd wojny bogom. Ważne jest tutaj słowo "poniekąd", bo nos Nexaron'a mówił mu, że w okolicy nie było żadnych świadków tego, co miało nastąpić. Zarazem biorąc pod uwagę to jak różne moce, potrafił posiadać chowańce nie mógł wykluczyć możliwości, iż wypłynie to prędzej, czy później na światło dzienne. Sama jednak o tym myśl jakoś nie przerażała wilka. Bogowie byli strasznymi mięczakami i może dlatego wierzył, że w najgorszym wypadku będzie w stanie zawsze uciec.
Co się jednak tyczyło samej kolacji to.... Cóż... Nie ważne jak na to spojrzeć nie można byłoby jej nazwać apetycznej, bo, mimo iż Nex był teraz wilkiem, to wolał mięso od kości, a w dzieciach też nie gustował. Jedyne to przemawiało w "obronie" Mau to słodka woń, jaką roztaczała wokół siebie. Wiecie, po czym jeden drapieżnik rozpoznaje drugiego? Po strachu, a dokładniej rzecz ujmując po jego braku. Dziewczyna zaś na sam jego widok się spięła i na moment wstrzymała oddech, jej źrenice się rozszerzyły i niemal mógł usłyszeć, jak serce zaczęło jej bić jak dzwon. W tej kwestii młoda bogini świetnie wpisywała się w archetyp ofiary i aż szkoda byłoby to tak po prostu zostawić.
Dlatego po chwili zastanowienia, która bez wątpienia trwała dla niej wieczność powoli ruszył w jej kierunku. Ostrożnie stawiając swe łapy, zbliżał się do niej, nie spuszczając z niej wzroku i gardłowo powarkując. Nie zapomniał również o tym, aby pokazać swoje ząbki, którymi mógł ją rozerwać na strzępy.

424 słowa

Boska broń - Fjorgyn


Imię: Fjorgyn
Przezwisko: Isete
Płeć: Mężczyzna
Broń: Brak (Aczkolwiek zawsze przybiera wygląd broni palnej)
Liczba PD: 150 ( Nowicjusz )
Gdy jest w pobliżu, można odnieść wrażenie, iż nagle zrobiło się o wiele chłodniej. Zimny, niejednokrotnie nazbyt oficjalny i gotowy wytknąć każdemu najmniejszy błąd. Istny perfekcjonista, uważający siebie za byt pozbawiony nieprawidłowości, a przynajmniej taki wydaje się z pozoru. Fjorgyn to zamknięty w sobie introwertyk, w szczególności niemogący znieść zatłoczonych miejsc. Jest nieufny, choć trafniejszym słowem, którego sam nigdy by nie użył, będzie strachliwy. Po prostu obcy wzbudzają w nim obawę i traktuje ich, jako potencjalne niebezpieczeństwo. Z tego tytułu zawsze nosi przy pasku broń (SW1911TA E-SERIES kalibru 45).
To on ustala warunki swoich kontraktów i fakt ten, nie podlega żadnej dyskusji. Jednakże, gdy dojdzie już do przypieczętowania umowy, wykazuje się bezwzględną wiernością i posłuszeństwem a także honorem. Wyjątek jest jeden. Mianowicie, gdy pan jego złamie jedną z zasad, bez wahania zerwie łączącą ich więź. Przestrzega, bowiem kodeksu honoru i stawia go zawsze, ponad wszelkie inne idee. Mężczyzna nigdy nie dobije bezbronnego przeciwnika, a nawet możliwe, że udzieli mu pomocy. Zmuszenie go do innego czynu, może skończyć się tragicznie. Gdyż traktuje to, jak splugawienie jego osoby, oraz dumy.  Mimo, nie można mu odmówić wręcz bezwzględności. Potrafi okazać komuś troskę i ciepło. Bez wahania obroni istotę słabszą, lub wyciągnie rękę do kogoś, kto niezwłocznie potrzebuje pomocy, gdyż tak nakazują jego przekonania.
Nocami dręczą go koszmary, to, o czym nikomu nie mówi, przelewa na stronnice dzienników oraz malunków. Nielubi jednak pokazywać swej twórczości, wrażliwość jest słabością, a słabość upokorzeniem.  Ta zasada na szczęście w nieszczęściu, tyczy się jedynie jego i nie krytykuje innych za chwile niemocy. Chyba, że zdarzają się ,,zbyt często’’.

Włosy: Posiada śnieżnobiałe, średnio długie falowane loki, które zwykle pozostawia rozpuszczone.
Twarz: Delikatna, blada nieznacznie zaróżowiona cera, oraz wąskie sine usta, perfekcyjnie komponują się z pozbawionym wyrazu ,,ślepym’’ spojrzeniem, któremu nie brakuje naturalnego chłodu. Bezbarwne tęczówki tylko nieznacznie odznaczają się od białek, co wielu może uznać za wręcz niesmaczne.
Postura: Nie jest wysoki, jak na mężczyznę, mierzy około 176 centymetrów wzrostu. Zawsze był drobnej budowy, aczkolwiek nie można go nazwać słabym
Głos: Hollywood Undead (Danny)

Bóstwo: Brak
Relacje:
Przyjaciele: Brak
Wrogowie: Możliwe, iż jakiś posiada, nie interesuje go to
Druga połówka: Brak (Możliwe, że nikt nie może go znieść na dłuższą metęXD)

Posiadał w przeszłości kontrakt z kilkoma bóstwami.
Od lat nie posiada ,,pana’’
Przepada za zwierzętami oraz sztuką
Na plecach ma nordyckie runy ochronne

Operator:  GG:59306757|Discord: Nanna matka boska#6018|Email: nannanatushi@gmail.com


czwartek, 26 lipca 2018

Od Mauvais CD Nexaron'a "Noc, księżyc i gwiazdy"


Z perspektywy przeciętnego człowieka chodzenie po górach wydaje się być niebezpiecznym zajęciem. A co by było, gdyby ktoś mu opowiedział o wspinaczkach w czasie ciemnej nocy, podczas której jedynym źródłem światła jest księżyc. Właśnie tutaj mamy taki przypadek. Do tego ta osoba wybrała dosyć niekorzystny czas na spacery po kamieniach. Mimo, że zima nie była znowu aż tak niedawno, to nadal można zauważyć jej obecność, zwłaszcza w górach. Ale to zdaje się nie przeszkadzać panience, która wysokogórskie obserwacje nocnego nieba traktuje jako codzienną rozrywkę, a zarazem przyjemność. Już dawno przestała zwracać uwagi na warunki panujące dookoła. Ubóstwiała noce i tylko to się dla niej liczyło. 
W tym momencie ta dziewczyna pokonywała po raz setny tę samą trasę, ale jednak codzienne czuła to samo podekscytowanie na samą myśl ponownego zobaczenia tego samego w trochę innej odsłonie. Przecież nocne niebo codziennie się zmienia, chociażby minimalnie, nieprawdaż? 
Mauvais dotarła do pewnego lasu na jednym ze zboczy góry, na którą się wdrapywała. Już przyzwyczajona do wszędzie panującego mroku nie miała problemu z wymijaniem wyrastających korzeni czy pojedynczych skał, które przypadkowo znalazły się na jej drodze. Sprawiała wrażenie kogoś, kto na pamięć zna drogę do jakiegoś punktu czy zna historię pewnego człowieka słowo w słowo. Nie odbiegało to zbytnio od prawdy, bowiem Mauvais szła tędy tyle razy, że zbudzona w środku nocy mogłaby całkowicie z głowy wyrecytować dokładną ścieżkę do najlepszego stanowiska, z którego można oglądać gwiazdy. 
Lecz nagle przystanęła wpół kroku. Poczuła się... obserwowana. Niezbyt podobało jej się to uczucie, zwłaszcza, że inni bardzo często po prostu jej nie zauważali. To jej stuprocentowo pasowało, ponieważ za żadne skarby nie chciała się znaleźć w centrum uwagi. Chcąc odnaleźć tego, kto ją obserwuje, rozglądnęła się gwałtownie wokół siebie. Jasny księżyc ułatwiał to zadanie, bo po chwili jej wzrok zawiesił się na jasnych, wilczych ślepiach. Przez chwilę Patronka stała jak sparaliżowana, ślepo wpatrując się w te oczy. Czy to prawda, że drapieżniki wyczuwają czyjś strach czy panikę? Zresztą, teraz to i tak bez znaczenia. Czy Patronce przyjdzie skończyć jako kolacja dla wilka? Ona sama miała nadzieję, że nie. Chciała jeszcze w tym swoim życiu coś produktywnego czy wartościowego zrobić, bo raczej jej dotychczasowych zajęć nie można określić mianem "wartościowych".

362 słowa

Od Desideriusa "Jak nie stracić głowy"

Desiderius'e, proszę, wesprzyj mojego brata. Oboje bardzo przeżyliśmy śmierć rodziców, nie mam już sił go pocieszać, a on na dodatek zamknął się w sobie. Proszę, zrób coś. Nie chce, by coś sobie zrobił.

Odwiedził ludzki świat. Chociaż większość ludzi wiodła za nim wzrokiem z powodu jego innego ubioru, który zapewne przypominał im strój magika, szedł przez chodnik z szeroką miną, wpatrzony w niewidzialny punkt przed sobą. Niekiedy bawiły go miny przechodniów, a tym bardziej dzieci, które na jego widok wyciągały palce w jego kierunku, chcąc, by wyczarował im królika. Przeszedł obok popularnej cukierni, w której, pomimo starań pracowników, kolejka sięgała aż do samych drzwi. Zajrzał na chwilę do środka przez szybę i wpatrzył się w słodkości, które leżały w szklanej szafce. Ciasta, babeczki, bezy, ciasteczka i inne wymyślone desery były takie piękne, że miał ochotę wstąpić do środka, ale z tego zrezygnował. Miał na głowie ważne zadanie: dwa dni temu pomodlił się do niego młody mężczyzna, prosząc o pomoc dla swojego czternastoletniego braciszka, który zamknął się w sobie i nie chciał wychodzić z pokoju, ponieważ trzy dni wcześniej dowiedzieli się o śmierci swoich rodziców, którzy mieli wypadek samochody. Chociaż walczyli o życie, nie dało ich się odratować. Strata najbliższych to poważna sprawa i gdyby nie to, że wrócił do świątyni bardzo późno, zapewne załatwiłby tę sprawę jeszcze wczoraj. Odsunął się od szyby i kontynuował drogę. Gdy znalazł się naprzeciwko bloku, który był jego celem, wmieszał się w tłum czekający na zielone światło, umożliwiające przejście na drugą stronę. Gdy kolor się zmienił, ruszył z innymi na pasy, a następnie wszedł do bloku.
Stanął przed chłopcem, który leżał na łóżku i miał zaczerwienione oczy. Nachylił się nad nim, by spojrzeć w jego brązowe oczy i chociaż człowiek go nie widział, wyglądało to, jakby patrzyli sobie w oczy.
- Wstań i pójdź do swego brata. Wypłacz mu się na ramieniu i odezwij - użył swej mocy, "pchnął" rozkaz w jego myśli. Chłopiec zamknął oczy i złapał się za głowę, czując dwu sekundowy ból w skroniach, a następnie wstał i wyszedł z pokoju. Desiderius ruszył za nim, obserwował, jak rzuca się na szyje brata i zaczyna płakać. - Niech ta tragedia was do siebie zbliży - dodał bardziej do siebie, a następnie zniknął z bloku.
Przechadzał się po mieście, zaglądając do każdej cukierni. Miał ogromną ochotę na coś słodkiego, a najbardziej to na dużą szklankę ciemnego kakao. Jego przemyślenia przerwała ciemna postać, stojąca tuż za nim, gdy przechodził właśnie przez boisko do gry w kosza. Automatycznie się odwrócił, wyciągając z kieszeni szary długopis, odskakując do tyłu, nim Akuma zdążyła do zranić. Wcisnął przycisk na pisaku, po czym zmienił się on w długą czarną Kosę z trzema ostrzami. Zamachnął się nią w kierunku wroga, ale ten nagle się rozpłynął. Przez chwilę stał w miejscu, rozglądając się w poszukiwaniu wroga, aż przed nim pojawiły się dwie Akumy. Wydały z siebie dźwięk podobny do wycia, a po chwili pojawiały się kolejne. Ich grupa nie była liczna. Zgiął nieco kolana i skierował w ich stronę broń. Gdy ruszyli na niego, on zaczął wirować z Kosą, tnąc wszystko, co znajdowało się obok niego. Czuł, jak trafia w niektóre osobniki, a reszta nawet się do niego nie zbliżyła. Gdy widział, że demony czekają na jego ruch, zarzucił broń na ramię i czekał. Słyszał, jak za nimi toczy się walka, ale nie widział, kto w niej uczestniczył. Chowaniec? Broń? Czy może inny bóg? Ewentualnie mogli walczyć sami ze sobą o jakąś ofiarę.
Walka była kontynuowana. Uniki, ciosy, cięcia. Desederius obecnie nie miał za sobie żadnych ran, a połowa wrogów została zniszczona. Ponownie zaczął kręcić się wokół własnej osi, gdy został otoczony przez Akumy, natykając na jakąś przeszkodę, która zatrzymała go wraz z brzękiem metalu. Spojrzał na osobę, trzymającą w rękach miecz, ale nim zdążył uważniej jej się przyglądnąć, kontynuowali walkę, jednocześnie ignorując swoje obecności, a jednocześnie współpracując, kiedy jedna z Akum miała zamiar atakować od tyłu i była niszczona przez drugiego wojownika. Została ostatnia. Cyferka zamachnął się szybko Kosą, która przecięła w pół wroga, przypominającego zmutowanego wilkołaka. Gdy ten się rozpłynął, okazało się, że broń była blisko szyi nieznajomego, który także walczył z demonami. Popatrzył wpierw na Kosę, potem na jego właściciela, a Desi powoli zabrał broń spod jego krtani i przywrócił jej pierwotny stan - czyli w jego rękach pojawił się z powrotem długopis.
- Przepraszam, rozkręciłem się - powiedział z lekkim uśmiechem, chowając pisak do kieszeni.

<Higeki?>
Nie obrażę się, jeżeli ktoś jeszcze postanowi odpowiedzieć ^^


słów: 727

Od Nexaron'a DO Mauvais "Noc, księżyc i gwiazdy"

Noc, księżyc i gwiazdy. Tak w wielkim skrócie można było opisać obecnie panującą sytuację. Naturalnie jednak takie opis niewiele co daje, więc pozwolę sobie powiedzieć na ten temat trochę więcej. Zacznijmy od tego, że obecnie panowała wiosna, więc po ziemie noce jeszcze były mroźne i wychodzenie lekko ubranym w najlepszym wypadku kończyło się na gęsiej skórce i dreszczach przy podmuchach wiatru. Wiatr zaś lubił sobie powiać, bo przecież wszystko miało miejsce w górach, a dokładnie rzecz biorąc na jednym z zalesionych zboczy, co tylko potęgowało panujący dookoła mrok. Nie każdy miałby odwagę wybrać się w takie miejsce na spacer i bardzo słusznie, ale jednocześnie byli też tacy, którym to wcale nie przeszkadzało, bo byli naturalnymi mieszkańcami tego miejsca.
Wilki byłby oczywiście jednymi z nich, ale tego konkretnie nie można było po prostu w taki sposób zaszufladkować, ponieważ rozmiarem nie przypominał typowych przedstawicieli tej rasy. Ciężko zarazem opisać w prosty i poważny sposób jego rozmiar, więc ograniczmy się do stwierdzenia, że spokojnie były w stanie wozić człowieka na swym grzbiecie i nie odczuwać jego ciężaru, a gdybyś miał to szczęście i przycisnąłby cię łapą do ziemi, to złapanie oddechu byłoby nie lada wyzwaniem. Dodajmy do tego mrok, błyskające w ciemnościach sporadycznie oczy i kły większe niż twoje palce, a mamy stworzenie niczym z koszmaru. Takie to właśnie stworzenie wędrowało teraz przez las, zwinnie przemykając pomiędzy drzewami i krzakami, wywołując przy tym niespodziewanie mało hałasu, gdy pamiętało się o jego gabarytach. Nie zdawało się jednak krążyć bez celu, a raczej zmierzać w jakimś kierunku. Może wyczuł coś nowego na swym terytorium i chciał się temu przyjrzeć. Może kolacja?

266 słów

środa, 25 lipca 2018

Bóg Świadomości - Desiderius



Imię: Desiderius
Przezwisko: Pan Cyferka, lub po prostu Cyferka, chociaż przyjmuje skróty swojego imienia, jak Desi, Deri, Dus, Derius itd.
Typ bóstwa: Bóg Świadomości
Płeć: Ta "Piękna" z antenką - facet
Dar: Dominacja umysłowa - umiejętność pozwalająca na wydawanie rozkazów ludziom. Polega ona na tym, że Desiderius mówi zadanie, które jest kierowane do umysłu człowieka, a on to zadanie wykonuje. Im człowiek jest inteligentniejszy, tym moc działa silniej.
Liczba wierzących: 3125 ( Mały kult bóstwa )

"Nie możesz być lwem, bądź lisem" - tym mottem kieruje się Cyferka. To typowe duże dziecko, bardzo inteligentne, które zawsze ma plan, nawet jeśli chodzi tylko o zwędzenie cukierka. Szczera do bólu osóbka, nie przejmująca się uczuciami i zdaniem drugiej osoby, co stawia go w świetle egoisty - może tak jest, Desi robi wszystko w taki sposób, by jemu było wygodniej. Zachowuje się w stosunku do drugiej osoby tak samo, jak ona zachowuje się w stosunku do niego, jednak zazwyczaj to miły i przyjazny gość, lubiący dobrą zabawę i głupie żarty. Lubi wymyślać coś głupio-logicznego, by rozśmieszać towarzyszy wokół. Jego uśmiech jest zaraźliwy, a większość osób uważa go za osobę godną zaufania, przez co często Cyferka jest skazany na męczące prywatne rozmowy, które rzadko go interesują. Jego głowa jest pełna dobrych rad, którymi nie chce się dzielić. Sądzi, że każdy odpowiada za siebie i powinien zadbać o swoją naukę. Potrafi postawić się na miejscu drugiej osoby, może ją zrozumieć, ale tego nie chce; nie chce zaprzątać sobie głowy smutnymi i zbędnymi rzeczami, ponieważ, chociaż tego nie widać, Desiderius jest osobą bardzo uczuciową i wrażliwą. Nie rażą go słowa innych na swój temat, bo dobrze wie, ile potrafi i co jest wart (można więc stwierdzić, że ma wysoką samoocenę), ale boli go to, do czego ludzie są zdolni i jakimi bezdusznymi osobami mogą się okazać. Dlatego stara się pomóc swoim wierzącym w pokonaniu wszelkich przeszkód, które niszczą ich od środka. Towarzyska osóbka, nie lubiąca pracy w grupie - należy do tych osób, które pracują indywidualnie i nie potrzebna mu jest żadna pomoc. Uparty osioł, zawsze wtrącający swoje pięć groszy i posiadający własne, odmienne zdanie. Często jego tok myślenia jest inny i praktycznie zawsze niezrozumiały dla osób postronnych - temu też bóg ten nie lubi tłumaczyć tego, co siedzi mu w głowie. Nienawidzi, gdy zadaje mu się zbyt wiele pytań, chociaż jest bardzo rozgadany i zdarza się, że jego buzia się nie zamyka, chociaż gadulstwo często narzuca innym.

Włosy: Burza żółtych kosmyków, niewiarygodnie puszystych i mięciutkich w dotyku układają się jak chcą, często wpadając mu na oko. Sięgają do połowy szyi i chowają jego uszy, chociaż czasem są zakładane za, by nie wpadały mu do ust. Przez jakiś czas golił tył głowy, aż stwierdził, że nie lubi, gdy go obwiewa. Gdy może, stara się przerzucać włosy na prawy bok.
Twarz: Trójkątny kształt, z małym spiczastym noskiem, blado kremowymi kreskami, tworzącymi usta w połączeniu z jego dużymi, złotymi oczami, które wręcz się iskrzą, okalane ciemnymi krótkimi rzęsami, tworzą specyficzną urodę, która nie wyróżnia się z tłumu, a mimo to większość ludzi twierdzi, że jest śliczny. Bynajmniej podoba się innym, póki nie dowiedzą się, że jego prawe oko zostało wydłubane. Nie ma tam nic, prócz czarnej pustki, dlatego nosi opaskę, często porównując się do pirata bez statku.
Postura: Dobrze rozbudowany z wyraźnymi mięśniami o średnim wzroście i odpowiedniej wadze mężczyzna, poruszający się pewnym krokiem, zawsze wyprostowany i spoglądający na wszystkich z góry. Jego plecy są ozdobione formą, którą może przyjąć, a na ramionach ma napisy w innym języku. Chociaż zna ich tłumaczenie, nigdy w życiu nikomu ich nie tłumaczył. Ma słabość do żółtego koloru, dlatego stara się go wmieszać, do swojego eleganckiego stroju, najczęściej wyposażonego w koszule, spodnie, oraz buty bez żadnego zapięcia oraz na niewysokim obcasie. Gdyby był kobietą, pewnie uwodziłby ludzi ruchem bioder. Jego najważniejszymi częściami garderoby, jest czarna muszka, oraz czarny wysoki i wąski kapelusik, bez których nigdzie się nie rusza.
Inne: Przypomina bogatego panicza, który patrzy na wszystkich z góry i wie wszystko najlepiej. Do tego wszystko gestykuluje, mówi płynnie i wyraźnie, bez jąkania i zastanawiania się. Czasem, gdy nałoży dłuższą koszulę, a wiatr powieje i machnie nią, niczym peleryną, w połączeniu z resztą eleganckiego stroju i, najważniejsze, melonika, wygląda jak czarodziej z baśni.

Chowaniec: Jest ich wiele, każdy jest cudowny, ale nie odnalazł tego jedynego.

Broń: Jak powyżej

Przyjaciele: Każdy przyjaciel, jest jego wrogiem, a każdy wróg, przyjacielem!
Wrogowie: To samo co wyżej
Druga połówka: Kocha i nienawidzi całego świata, dzięki czemu jest w idealnym związku.


Oko zostało mu wydłubane lata temu. Był wtedy niedoświadczonym bożkiem, który dopiero uczył się wszystkiego. Zapewne myślicie, że to walka z Akumami zabrała mu oko, ale historia jest inna: chciał potrenować walkę. Wybrał wtedy nieznaną mu kosę z podwójnym ostrzem. Chociaż przez chwilę wydawało mu się, że ma talent, jedno z brzytew wylądowało w jego oku. Pod wpływem impulsu zaczął się miotać z bólu, przez co oko zostało wydłubane. Mimo tej historii jego bronią jest duża czarna kosa o potrójnym ostrzu (jedno większy, drugie mniejsze nieco niżej, a trzecie jest umiejscowione po drugiej stronie).
Uwielbia kakao, można nim go przekupić. Nie cierpi za to kawy, jest dla niego zbyt gorzka, ewentualnie wypiłby cappuccino, ale kakao jest jego życiem.
Uwielbia żółty kolor, ale nie taki neonowy, tylko bardziej złotawy, który może porównać do zbóż. Prawdą jest, że Desi uwielbia przebywać na polu wśród zbóż, ponieważ nie tylko cudnie wyglądają, ale i ślicznie pachną. 
Ma słabość do bzu i piwonii, które jego zdaniem, pachną piękniej niż najsoczystsza róża.
Jego taktyka w walce polega na zebraniu jak największej liczby Akum w jedno miejsce, a następnie obracanie się razem ze swoją kosą, która rani wszystko, co jest wokół. Mimo wszystko taktyka ta jest bardzo ryzykowna, więc gdy nie czuje się na siłach, ucieka, póki Akumy się nie rozproszą, a następnie niszczy jedno po drugim.
Ma słabość do długich i gorących kąpieli. Jeśli chodzi o sprawy łazienkowe, przypomina kobietę: potrafi siedzieć w niej godzinę, nawet na samym układaniu włosów (pomińmy fakt, że to i tak nic nie daje).
Nie wyobraża sobie paradowania po mieście z wielką Kosą przyczepioną do pleców, dlatego została ona tak stworzona, że pierwotnie przypomina zwykły długopis.

Operator: Pandemonium.

wtorek, 24 lipca 2018

Podliczenie bóstw 24.07

Higeki ( 9 opowiadań + 1 quest) - 2900 wierzących
Aorine ( 1 opowiadanie) - 250 wierzących
Muir ( 3 opowiadania ) - 750 wierzących
Kiyuki ( 1 opowiadanie) - 100 wierzących

Podliczenie chowańców 24.07

William ( 1 opowiadanie) - 250 PD
Shinaru ( 1 opowiadanie) - 100 PD
Nexaron ( 1 opowiadanie) - 50 PD
Shigeru ( 2 opowiadania) - 350 PD
Niyumi ( 1 opowiadanie) - 250 PD
Nao ( 3 opowiadanie) - 400 PD
Asher ( 1 opowiadanie ) - 200 PD
Yuudai ( 1 opowiadanie) - 100 wierzących

Z powodu braku aktywności żegnamy się z Soushi'm oraz Hyorin.

Od Mauvais "A co by było gdyby..."

   Od kilkunastu minut leżałam na brzuchu pod jakimś drzewem i obserwowałam poranne słońce, którego promienie przebijające się przez pierwszą warstwę liści skakały po pniach drzewa, od czasu do czasu znikając zasłonięte przez jakąś chmurę płynącą po lekko niebieskim niebie. Lecz nawet coś takiego jak leżenie i obserwowanie wszystkiego wokół bez żadnego towarzystwa, może się znudzić, więc szybko straciłam chęci do dalszego kontynuowania czynności. Wstałam i odgarnęłam te okropnie różowe włosy z oczu. Rozciągnęłam wszystkie mięśnie i rozruszałam wszystkie kości, które przez te kilkanaście minut trwania w kompletnym bezruchu zdążyły się odzwyczaić od ruchu. Zniechęcona do dalszego pozostawania w jednym miejscu postanowiłam trochę pospacerować na zewnątrz, w końcu nie można spędzać całego życia w jednym miejscu, nawet jeżeli to jest bardzo przytulne i wygodne miejsce. Wyszłam na zewnątrz i gwałtownie wciągnęłam powietrze w płuca.
- Ciekawe co mi ten dzień przyniesie - mruknęłam sama do siebie, szczerze zastanawiając się nad swoimi słowami. Lekko przyspieszyłam kroku mając na celu wysiłkiem fizycznym odciągnąć mój umysł od rozmyślań, które czasami są dla mnie wręcz zgubne. Miałam nadzieję, że coś się zablokuje i już nic niechcianego nie będzie zaprzątało moich myśli. Powoli przechodziłam w trucht mijając coraz to kolejne obiekty. Nagle zderzyłam się z kimś, straciłam równowagę i przechyliłam się do tyłu, upadając na plecy. Westchnęłam cicho, gdy tylko spotkałam się z podłożem, którym wyłożona była ulica. Po kilku sekundach wstałam i otrzepałam się z pyłu, drugi raz w tym dniu zgarniając włosy z czoła.
- Przepraszam... - mruknęłam cicho, jednocześnie mając wrażenie, że owa postać mnie nie usłyszała. Zaczęłam szykować się do odejścia, ale rozum mi podpowiadał by zerknąć okiem na przybysza. Skierowałam na niego, albo na nią, nie mam pojęcia, swoje spojrzenie.

<ktoś, coś?>
Liczba słów: 297

Patronka Zwycięstwa - Mauvais

Imię: Mauvais, dosyć rzadko spotykane o nieznanym dla samej Mauvais znaczeniu
Przezwisko: Mau, Vais, czasami nawet zdarza się, że ktoś ją zawoła Karasu
Typ Patrona: Patronka zwycięstwa, patronka osób rywalizujących czy współzawodniczących.
Płeć: Patronka
Charakter: Na początek powiem, że Mauvais jest wyjątkowo aspołeczną osobą, która nawet nie lubi towarzystwa innych osób. Nie lubi być w centrum uwagi, woli być raczej altruistyczną obserwatorką niźli aktorką. Często traci kontakt z rzeczywistością, kiedy nad czymś rozmyśla lub się zastanawia. Mau nie mówi o sobie czy o swojej rodzinie, po prostu nie lubi opowiadać żadnych historii czy tym podobnych, mimo, że zdaniem niektórych zaszczyconych robi to bardzo dobrze. Zdarza się, że kogoś polubi na tyle, że będzie swój czas organizowała wokół tego człowieka. Gdy zostaniesz obdarzony takim zaufaniem to wszystkich zachowań Mauvais nie da się zmieścić w jednym punkcie. Vais jest na tyle nieprzewidywalna, że w sumie można powiedzieć, że w ogóle nie ma charakteru. Ale jednak - ma, lecz on się ciągle zmienia. Jednak praktycznie przez większość życia Mauvais była wyjątkowo ironicznym osobnikiem, który uwielbiał sarkazm i wszystko co z nim związane. Tia, właśnie. Młoda Karasu jest... skomplikowaną osobą. Można powiedzieć, że z zewnątrz dla niektórych wygląda jak "waniliowy budyń z białą czekoladą", ale w środku jest pełna jadu niczym "potrawka z pająka". Potrafi doskonale udawać uprzejmą i zaciekawioną dziewczynę, kiedy wymaga tego sytuacja, ale pod maską kryje się osoba, która potrafi być demonem z rogami. Wszystko zależy od tego, czego wymaga obecna sytuacja. Vais jest osobą lubiącą robić wszystko na przekór. Powiedź jej "idź w prawo!" - ona pójdzie w lewo. Gdy z nią rozmawiasz przyzwyczaj się do wiecznie istniejącego sarkastycznego tonu i słów, które płyną potokiem i w ogóle bez przemyślenia tego co one znaczą i jakie niosą za sobą konsekwencje. Można powiedzieć, że tak zwana Mauvais posiada znieczulicę totalną na swoim punkcie, bowiem nie ruszają ją wyzwiska i obelgi. Młoda Vais lubi się kłócić, oh jak ona uwielbia się kłócić, zwłaszcza, gdy wie, że ma rację, co z resztą dosyć często się zdarza. Dziewczyna ta umie bardzo dobrze udawać różne emocje, a także je ukrywać. Na koniec dodam tych cech dodam, że Vais czasem kłamie jak z nut, czasem jest szczera do bólu. No cóż. Dziewczyna ta nie uważa się za dobrą osobę i nawet nienawidzi, jak ją ktoś ją nazwie miłą bądź dobrą. Niektórymi innymi cechami naszej bohaterki jest to, że jest ona lojalna, czasem nawet do przesady, w stosunku do prawdziwych przyjaciół, a także do tych fałszywych, którzy myślą, że mogą tak łatwo manipulować naszym demonem. Czy Mauvais ma jeszcze jakieś cechy? Hmmm... Ona sama wie o ich istnieniu, ale nie potrafi ich nazwać. Na koniec dodam, że ta dziewczyna jest wręcz mistrzem w skradaniu się, podglądaniu i podsłuchiwaniu, ale robi to bez większego celu. Po prostu lubi wiedzieć wszystko o wszystkich, nawet jeżeli te informacje jej nie dotyczą.
Tak więc... z grubsza znasz nasz waniliowy budyń. Będziesz umiał to wykorzystać?
Aparycja:

  • Włosy: Mauvais ma długie, nawet bardzo długie, gęste i wiecznie nieokiełznane różowe włosy. Ona sama nie lubi tego koloru, ale co ma poradzić jeżeli taka już jest. Dosyć długa grzywka opada jej na czoło i sięga gdzieś mniej więcej do końca nosa, a po bokach Mauvais puszcza dwa, bardzo gęste kosmyki częściowo zasłaniające jej uszy. Bo bokach głowy ma dwie jakby gumki do włosów, przypominające nietoperze skrzydła, które podtrzymują dwa kucyki, które mimo wszystko całkowicie zlewają się z pozostałą gęstą masą włosów.
  • Twarz: Karasu ma kremową karnację, nie za bladą, ani nie za ciemną. Oczy Mauvais są duże, lekko skośne i czerwone Według niektórych wyglądają niczym dwa lśniące rubiny z podłużną, ciemną źrenicą, które patrzą na świat prawie kompletnie wyprane z emocji. Tak z grubsza można opisać oczy Mauvais. Są one niemal identyczne, trzeba się bardzo dobrze przyglądać, żeby zobaczyć jakąkolwiek różnicę między nimi. Oczy te spoglądają spod ciemnych rzęs, a nieco ponad nimi są proste, wyregulowane brwi. 
  • Postura: Sylwetką i ogólnym wyglądem Vais wygląda jak młoda dziewczynka dopiero wchodząca w wiek dorosły. To prawda, Mauvais jest dosyć niska, ale nie wstydzi się tego, czasami uważa to nawet za atut. Ciężarem również nie grzeszy, bo kolejnym faktem jest to, że Karasu waży dosyć mało. 
  • Inne: Gdy się patrzy na Mauvais po prostu trzeba zauważyć jej dosyć... niecodzienny strój. Bowiem Patronka Zwycięstwa ubiera się w krótką, falbaniastą na końcach i głównie czarną sukienkę. Dół jest częściowo przysłonięty białym kawałkiem materiału. Sama konstrukcja sukienki przypomina trochę gorset, na brzuchu i klatce piersiowej dziewczyny w dwóch rzędach są przyszyte złote guziki, a obok nich lekko czerwone wstążki. Dekolt w ubraniu Vais przypomina kroplę czy łzę, zależy jak kto woli, a cała sukienka jest przytrzymana przez dwa sznurki, krzyżujące się w okolicy obojczyków i związane na szyi Karasu. Sam węzeł jest przysłonięty białym, koronkowym kołnierzem spiętym jasnoczerwoną wstążką. Rękawy są oddzielone od reszty ubrania i stopniowo się rozszerzają do tego stopnia, że na końcu są całkowicie rozkloszowane. Pod nimi dziewczyna nosi przylegające do ciała rękawice, kończące się mniej więcej w okolicy nadgarstka. Jeżeli tego wymaga sytuacja, Mauvais może zdjąć szerokie rękawy, bo po prostu bez nich jest wygodniej. Czasami można ją spotkać z czarną peleryną z czerwonawą podszewką sięgającą jej do kostek. Dla odmiany, buty Mau są zwyczajne, to po prostu wysokie, czarne kozaki z wcięciem w kształcie trójkąta na kolanie. 

Głos: Halsey
Chowaniec: Chwilowo brak
Broń: Chwilowo brak
Relacje:

  • Przyjaciele: Na razie Mauvais nie posiada przyjaciół
  • Wrogowie: Odwiecznymi wrogami Mau są wszelkiego rodzaju owady i insekty
  • Druga połówka: Brak, bo kto by ją chciał? 

Ciekawostki:
  • Jej śmiech jest piękny i czarujący, ale niewielu było w stanie go usłyszeć
  • Uwielbia kruki
  • Jej ulubionym połączeniem kolorów jest czarny i czerwony
  • Nigdy nie choruje, nie pamięta kiedy ostatni raz się przeziębiła
  • Ma jedną słabość, a mianowicie są nią małe zwierzątka
  • Można spróbować ją przekupić słodyczami
  • Kocha noc, księżyc i gwiazdy
  • Bardzo dobrze gotuje, można powiedzieć, że to jej pasja

Operator: Konikowo05/howrse | hedwiga.katarzyna@gmail.com


czwartek, 19 lipca 2018

Od Nao cd. Higekiego "Chwila ciszy"


Białowłosy w milczeniu zlustrował Higekiego, dokładnie analizując jego słowa. Zamrugał dwukrotnie i skierował swój wzrok na ogród. Gałązki krzaczków i drzew poruszały się lekko pod wpływem wiatru, który wpadał również do pomieszczenia, co raz owiewając ich chłodniejszym powietrzem. Dwa wróble przefrunęły tuż obok wejścia do salonu, by po chwili zniknąć wśród zielonych liści różanego krzewu, a samotna mysz przemknęła z trawy do salonu i schowała się za najbliższą shouji doniczką. Znał ją, była jego stałym gościem lubującym się w okruchach ciastek i chleba.  Jednak nie powinien się teraz na niej skupiać. Skoro się ukryła, to znaczyło, że wiedziała, iż teraz rogacz nie ma czasu na częstowanie jej przysmakami.
Nie wiedział, jak odpowiedzieć na pytanie bóstwa. Jak to następuje? Czy chodziło mu o sam dar, czy o to, jak sam Yoshi go wykorzystuje pomagając innym? Jeśli szło o to pierwsze... Cóż, z miłą chęcią sam by się tego dowiedział. Odnosił wrażenie, że spora część chowańców nie potrafiła wyjaśnić swoich mocy. Jak działają, owszem, to potrafił każdy. Mogę kontrolować ogień, ja wpływam na emocje, ty potrafisz się teleportować. Jednak wyjaśnić, skąd to się bierze, jak to wygląda krok po kroku... Większość z pewnością powiedziałaby, że po prostu o tym myślą i to się dzieje. Kiedy pojawiali się w Kami Najwyższy również nie zdradzał im krok po kroku, jak to działa. Sami to odkrywali i uczyli się z tym żyć, wykorzystywać otrzymany dar. Te umiejętności stawały się dla nich przez to czymś naturalnym. Jest i będzie, nie trzeba wyjaśniać.
- Gdybym tylko mógł to opisać, z pewnością bym to zrobił - zaczął spokojnie i ponownie spojrzał na ciemnowłosego. - Jednakże nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Nie potrafię tego wyjaśnić, to po prostu się dzieje. Sam wiem tylko, kiedy to rozpoczynam i kiedy kończę, reszta jest odruchową reakcją. Można by powiedzieć, że działam jak marynarz na statku podczas sztormu bądź sarna w obliczu zagrożenia.
W tym samym czasie pozwolił sobie nieco wpłynąć na emocje Higekiego, nieco go rozluźnić, pomimo jego słów, że ten najpierw wolałby się czegoś jeszcze dowiedzieć o darze Nao. Nie uciekło uwadze białowłosego, że jego postawa gościa była nieco sztywna. Mogło to być uwarunkowane usposobieniem, bóg wyglądał na tradycjonalistę i osobę trzymającą się starych zasad kultury, które mało kto już praktykował. Wówczas można by było powiedzieć, że po prostu nie chciał być nieuprzejmy. Jednak negatywne emocje, przepracowanie czy katastrofy, z którymi miał do czynienia w świecie ludzi, też mogły mieć na to wpływ, sprawiać, że w codzienne życie powolnie wkradała się gorycz, a powaga wzmacniała się i powoli odcinała go od innych mieszkańców Kami czyniąc z niego odludka ograniczającego kontakt z innymi. Nawet jeśli sam nie widział w tym nic złego, w końcu jego działania dalej były takie same i uznawał to za normalne, bo taki był jego charakter. Po prostu mógł nie podejrzewać, że jego praca przejmuje nad nim kontrolę, a to nigdy nie niosło pozytywów.
Nie było to wszystko w sumie dziwne, Higeki był bóstwem, słuchał modlitw, pomagał ludziom i dało się zauważyć, że jest temu niezwykle oddany. Tutaj również wskazywała na to jego postawa. Chowaniec mógł się tylko domyślać, czym dokładniej zajmuje się mężczyzna jako bóg katastrof, jednak coś podpowiadało mu, że ciemnowłosy należy do osób, których zadania zawsze były trudniejsze. Postanowił więc na początek delikatnie osłabić właśnie tę powagę, podsunął tylko odrobinkę spokoju, by Higeki mógł się odprężyć podczas trwania ich rozmowy. Na początek leciutko, by gość się nie zorientował.
Kiedy mężczyzna skinął głową na jego słowa upił mały łyk herbaty. A jeśli jednak chodziło mu o to, jak dar wykorzystuje Yoshiyuki?
- Każda moc jest zagadką - odezwał się ponownie chcąc w razie faktycznej pomyłki naprostować swoją gafę. - Każdy z nas, chowańców, wie tylko jaki sam ma na to wpływ. Czy to się dzieje za pomocą myśli, czy wywołują to gesty. Ja swój dar wywołuję myślami i chęcią pomocy osobie, która przybywa do mojego domu w poszukiwaniu wytchnienia. I nie potrafię objaśnić, jak sam dar wpływa na innego człowieka. To po prostu się dzieje, wymazuje negatywne emocje. Natomiast to jak ja go używam i w jakim momencie... - zaciął się na chwilę. - Wolałbym by pozostało to tajemnicą. Obawiam się, że gdybym zdradził ci, jak to przebiega, efekt nie byłby taki sam. Wszystko potrafi odnieść lepszy skutek, gdy się tego nie spodziewamy i nie wiemy kiedy następuje.

Higeki?

715 słów

środa, 18 lipca 2018

Od Asher'a CD Aorine "Przeciwieństwa się przyciągają"


- Ojciec czeka na nas w świątyni, porozmawiam z nim a ty w tym czasie poczekaj u siebie albo na tarasie, dobrze..?- złapał mnie za dłonią. 
-Um.. czemu nie moge z wami siedzieć? nie będę wam przeszkadzał..
- Po prostu ojciec ma do mnie sprawę- pogłaskał mnie- Szybko to złatwimy i będę całt twój i tylko twój. 
- Nie w kręcasz mnie?- spytałem, przechylając głowę w danym kierunku. Poczułem przyjemne ciepło, bijące od jego skóry. W jakiś sposób działało na mnie kojąco.
- Jakże bym śmiał Ash..- zapytał, takim głębokim tonem głosu, aż ciarki przeszły mi po plecach. Zanim zdążyłem powiedzieć coś jeszcze ucałował mnie. Ah ta rozkosz.. Nie chcąc jej tracić odwzajemniłem gest, licząc tym samym na kolejny. Ku mojej uciesze otrzymałem go jaki cichy śmiech ze strony mojego ukochanego..?
- No dobrze Ao, poczekam na Ciebie- pokiwałem głową, ruszając niepewnie przed siebie- Spokojnie, nie martw się o mnie. Trafię do pokoju
- Tylko nie zrób sobie krzywdy- powiedział i oddalił się powoli.
Poczekałem, nasłuchując jego kroków, brzmiały one dosyć donośnym echem po świątyni. Musiałem się upewnić, że już sobie poszedł dopiero wtedy niezdarnym krokiem poszedłem jego śladami. Musiałem być bardzo ostrożny, żeby nie wydawać żadnych dźwięków. Nasłuchiwałem rozmowy pomiędzy Aorine i wszech-ojcem, to ona naprowadzała mnie na odpowiedni tor. Z tego co zrozumiałem, to mój bożek pytał się go czy nie chce czegoś do jedzenia lub picia. Uśmiechnąłem się do siebie, Aorine zawsze był gościnny.. W środku najbardziej. Kucnąłem obok drzwi, nadstawiając ucho. 
- A więc Aorine.. dowiedziałem się ostatnio, że z twoim chowańcem jest coś nie tak.
- Asher miewa się dobrze- odparł jak gdyby nigdy nic- Doszliśmy do porozumienia, więc wszystko się uspokoiło.
-Nie o to mi chodzi i ty dobrze o tym wiesz..- mruknął.
- Nie oddam go, nawet jeżeli stracił wzrok z mojej winy nie pozwolę Ci go zabrać- wypalił, a ja wstrzymałem oddech. Mój bóg.. stawiał się stwórcy? To było niedorzeczne, głupie, niemądre.. Jemu chyba serio życie nie było miłe.. Z drugiej strony jednak pozytywnie mnie zaskoczył.. ryzykował dla mnie, dla chowańca który tyle mu już namieszał.. Poczułem jak moje oczy zaczynają piec, tak bardzo nie chciałem umierać po raz drugi. Nie chciałem zostawiać mojego Ao..
- Jest bezużyteczny- stwierdził bez namysłu- nie jest w stanie Cię teraz obronić.
- Jest bronią, a jednocześnie ludzką czującą duszą. Nazywanie go bezużytecznym zdecydowanie by go zraniło. Poza tym jest moją bronią.. Broni mnie dzięki moim dłoniom.
- Jakoś tego nie widać. Znasz zasady Aorine bóstwo ma być bezpieczne. Jedyne co Ci mogę zaproponować to nowego, silniejszego, lepszego chowańca. 
-Stanowczo domawiam- syknął niezadowolony- Asher jedyny w swoim rodzaju chowańcem z którym chce żyć. 
Słowa boga.. uderzyły we mnie z ogromną siłą, czułem się jak całe moje ciało zalewa gorąc. Miałem wrażenie, że się zaraz popłaczę, on mnie.. bronił. Chciał mnie zatrzymać mimo wszystko.. 
-Sprzeciwiasz się mi?- spytał- A co w nim jest takiegoniezwykłego, że chcesz z nim żyć?
- Po prostu dostrzegłem w nim to co pozwoliło mu tutaj przybyć. Dlatego wciąż się trzymam nadziei, że on odzyska wzrok.. Czemu ty ojcze nie możesz również mieć takiej nadziei? W ogóle jej nie masz skoro uciekasz się do takich decyzji.
- Bo to jest niemożliwe- odpwoeidział 
- Jest możliwe, póki się wierzy. Niby nadzieja matką głupich, lecz czasami opłaca się na niej polegać. 
- masz czas do końca tygodnia. Zastanów się dobrze, możesz sobie sam wybrać chowańca. Jak nie to sam Ci go wybiorę.
- Nie poddam się tak łatwo..
- Nie słyszę słowa sprzeciwu- mruknął wyraźnie już zażenowany.
- Odmawiam tak czy siak.... Nie dogadam się z nikim innym ...
-Zobaczymy- usłyszałem skrzypienie paneli.
To był dla mnie znak, że już powoli można wchodzić. Odczekałem dla bezpieczeństwa dwie minuty i rozsunąłem drzwi.
- Em... Coś się stało?- usłyszałem głos Ao, który był dosyć sztuczny. Nie spodziewał się mnie..
- On chce mnie..- zacząłem niepewnie, na co bóg mi nie odpowiedział więc podszedłem do niego uważając na swoje kroki, starałem się kierować jego głosem- Ao..?
- C...chciał jedynie porozmawiać o tobie...to nic
- Ta.. chce Ci dać nowego chowańca
- i tak nie da... - przejechał dłonią po moim ramieniu, kiedy byłem w jego zasięgu.
Znalezione obrazy dla zapytania 泣い てる イラスト 綺麗- Bez oczu mogę pomoc ci tylko w jeden sposób.. ale gdyby ktoś cię napadł.. nie zareagowałbym w porę..
- dlatego ja bede twoimi oczami - przeczesał palcami mój kucyk.
Nie odpowiedziałem od razu, skupiłem się na jego gestach. 
-Pewnie się teraz uśmiechasz, prawda? - zapytałem
- tak - zaśmiał się cicho, zaraz poczułem jak nasze czoła się stykają. 
- Nawet nie wiesz jak bardzo tęsknie za twoim uśmiechem.. wiele bym dał abym go znowu zobaczyć.. tak samo jak rysy twojej twarzy... w końcu, nadzieja umiera ostatnia prawda?- ucałowałem go ciepło
- pozwol mi spelnic twoje pragnienie - Ujął mnie delikatnie za policzki, i musnął moje usta.
- Nie wiem czy to możliwe.. mój bozku
- uwierz w to... Na pewno się spełni
-Wierze..- odpowiedziałem po chwili- przytulając się do niego. 
Własnie wtedy poczułem jak po mojej skórze ściekają łzy. 
-Dziękuje Ci Aorine...
- nie masz za co Ash...naprawdę - Objął moją szyje
-Mam.. jesteś mój- wziąłem go na ręce- Oraz mam nadzieje, ze tak będzie si końca naszych dni.
- dopilnuje tego. Będę o ciebie walczyć a w ostateczności....ucieknijmy. Na ziemie.... Tam ojciec nie będzie miał władzy
- Mam żyć razem z moim ukochanym.. poza boską krainą..?- spytałem ruszając ostrożnie przed siebie
- Tak... Tylko miałbym problem z wierzącymi... Zacząłbym ich pewnie tracić 
-Dlatego muszę udowodnić ojcu, ze jetem godzien.

916 słów

Od Higeki'ego CD Muira "Gwiazdy mają oczy"


 – To dobra specjalizacja – podsumował Higeki na wieść o tym, czego patronem jest Muir. Bycie bóstwem roślinności brzmiało tak… mało kontrowersyjnie. Pierwszym, co przychodziło do głowy było zajmowanie się roślinami, by ładnie kwitły lub przynosiły plony. O to chyba ludzie zazwyczaj się modlili, prawda? W takim przypadku trudno było chyba nadużyć własnej mocy lub przez przypadek skrzywdzić śmiertelników.
   Można było powiedzieć, że wszystko w drugim bóstwie mówiło o tym, że ma niewielkie doświadczenie życiowe. Dosłownie. Bóstwa różniły się od chowańców i śmiertelników tym, że nie miały dzieciństwa. Tak po prostu – Najwyższy stwarzał je od razu dorosłe i wyposażone w umiejętności i wiedzę o świecie, które umożliwiały im funkcjonowanie w społeczeństwie i wykonywanie swoich zadań. Jednak taka wiedza otrzymana z góry niestety nie do końca równoważna była nabytemu doświadczeniu. Ono mogło przyjść tylko z czasem.
   Skoro Muir nie przebywał na tym świecie zbyt długo, Higeki postanowił nawet bardziej przyłożyć się do tego, by poczuł się tu nie aż tak wyobcowany. Chociaż było to dawno, sam pamiętał swoje pierwsze dni w Kami no Jigen, kiedy gubił się bez przerwy i popełnił dobre parę gaf. Dlatego postanowił podać chłopakowi dłoń, jednak zamiast uspokoić tym swojego rozmówcę i wywołać na jego twarzy uśmiech, Higeki osiągnął efekt odwrotny do zamierzonego.
 – Nic się nie stało – odpowiedział na jego przeprosiny. To musiała być kwestia tego, czego był patronem, nie było innej możliwości. Bo chyba nie był aż tak onieśmielony samą obecnością innego bóstwa, które przecież różniło się od niego wyłącznie długością stażu na tym świecie.
   Higeki chciał powiedzieć coś jeszcze, ale krzyk który rozdarł gwałtownie nocne powietrze skutecznie mu to uniemożliwił. Nie zwiastowało to niczego dobrego – mężczyzna bardzo łatwo rozpoznawał krzyczenie dla zabawy lub samego krzyczenia, a krzyk przerażenia lub bólu. Teraz brzmiało to jak to ostatnie.
   Bóg katastrof nie zwrócił nawet uwagi na to, że dół jego hakamy jest mokry. Wychodził z założenia, że nie jest z cukru i jak trochę zmoknie to nic mu nie będzie. Popatrzył porozumiewawczo na drugie bóstwo. On już wiedział co robić. Nigdy się nie wahał, gdy miał wkroczyć do akcji, a ratowanie ludzi (i innych istot) z opresji było jego powołaniem i chlebem powszednim. Higeki różnie sobie radził z rzeczami, które nie były bezpośrednio związane z jego powołaniem, czego doskonałym przykładem była jego “gra” na koto, ale jeśli chodziło o pracę to był przygotowany na każdą kryzysową sytuację.
   Ostrożnie przedzierał się przez las w kierunku źródła dźwięku, od czasu do czasu zerkając tylko, czy Muir nadal za nim podąża. Higeki musiał przyznać, że tradycyjne geta nie były najlepszym wyborem do tego typu wycieczek i zdarzyło mu się parę razy potknąć na jakimś wystającym korzeniu lub zachwiać, gdy stanął na szyszce, ale na szczęście się nie przewrócił ani nie zgubił buta.
   Złamana gałązka przyciągnęła uwagę tego, co majaczyło gdzieś na ścieżce. Higeki instynktownie położył dłoń na rękojeści miecza widząc, że cokolwiek to było, nie miało ludzkiego kształtu. Było o wiele za duże i sam kształt też nie do końca pasował. Cokolwiek to było, Higeki był gotowy, ale kiedy księżyc oświetlił istotę, bóg katastrof opuścił dłoń i wyprostował się. 
   Centaur. Głowa i tułów człowieka, zaś reszta należała do konia – to dlatego wydawał się taki masywny i groźny. Kiedy jednak stało się jasne, co się stało, Higeki bez wahania wyszedł z chaszczy i zaczął zbliżać się do chowańca.
   Biedak, noga uwięziona w potrzasku wyglądała bardzo źle i na pewno strasznie bolała. Do tego Higeki nie był pewien, czy kość nie była złamana lub chociaż pęknięta. Biorąc pod uwagę to, z jaką siłą potrafiły zatrzasnąć się pułapki na niedźwiedzie to był prawdziwy cud, że centaur nadal miał nogę. 
   Widać było, że był spanikowany i nie wiedział, co ma robić. Ból dawał mu się we znaki, do tego był przestraszony, więc na widok mężczyzny wyłaniającego się znikąd, centaur momentalnie dobył łuku i wymierzył prosto w Higekiego.
 – Nie zbliżaj się – warknął, jednak słychać było, że jego głos nieco drżał. Higeki stanął w miejscu, unosząc ręce w pojednawczym geście. 
 – Nie chcemy zrobić ci krzywdy, spokojnie – powiedział łagodnie i powoli, patrząc chowańcowi prosto w oczy. Ręka centaura lekko drgnęła, ale nie opuścił on łuku, nadal nieufny. – Nazywam się Higeki, to jest Muir. Możemy ci pomóc.
   Podanie imion w jakiś niezwykły sposób sprawiało, że spanikowani ludzie jakoś się uspokajali i pozwalali sobie pomóc. Może była to kwestia tego, że łatwiej było zaufać osobie, która nie była tylko bezimiennym nieznajomym, a może podanie własnego imienia kojarzyło się z otwartością? Trudno powiedzieć, dość jednak przyznać, że centaur w końcu opuścił łuk, choć z jego twarzy nie zniknął wyraz lekkiej nieufności.
 – T-tylko bez sztuczek – rzucił, dając za wygraną.
   Higeki skinął na Muira i zbliżył się nieco do uwięzionej we wnykach kończyny, jednak nie podchodził do centaura od tyłu. Wiedział dobrze, że centaury były nieporównywalnie silniejsze od zwykłych koni i jeden kopniak takim kopytem był w stanie spokojnie posłać kogoś na tamten świat. Na dodatek takie kopnięcie w to, co znajdowało się zbyt blisko końskiego tyłu było u nich często odruchem, nad którym do końca nie panowali. 
   Kopyto nie wyglądało dobrze. Zęby wnyków wbiły się głęboko w ciało, a sama pułapka wyglądała na wyjątkowo solidną. Żeby ją otworzyć i uwolnić nogę potrzeba by było jakiegoś lewarka, jednak jakoś tak się złożyło, że Higeki nie zabrał ze sobą tego typu sprzętu na spacer po lesie. Gołymi rękami też raczej nie dało się tego otworzyć – Higeki był silny, ale bez przesady. Egzamin zdać mogłaby dźwignia z gałęzi, ale istniało ryzyko, że suche drewno złamie się w trakcie podważania, a potrzask ponownie zaciśnie się na nodze czyniąc jeszcze więcej szkód. Poza tym dochodziła jeszcze kwestia tego, że kończynę trzeba było opatrzyć po uwolnieniu jej z wnyk. Do tego trzeba było jakiegoś środka odkażającego i bandaży. O ile Higeki był gotów poświęcić własne kimono, by opatrzyć nogę, o tyle nie miał niczego, co zapobiegłoby zakażeniu. 
 – Jak to się w ogóle stało? – zapytał centaura, chcąc rozmową odwrócić jego uwagę i trochę skrócić mu czas oczekiwania na to, aż obaj bogowie coś wymyślą.
 – Jakieś pomysły? – rzucił szeptem do Muira. Miał nadzieję, że skoro jest bóstwem roślinności, to będzie w stanie jakoś zapanować nad ich wzrostem i… coś zrobić z wnykami? Higeki nie był pewien, czego miałby oczekiwać, bo i nie znał umiejętności Muira.

Liczba słów: 1042

wtorek, 17 lipca 2018

Od Muira CD Higeki'ego "Gwiazdy mają oczy"


 – Jestem bogiem katastrof, nazywam się Higeki. Jestem w Kami już od dość długiego czasu – Higeki udokładnił odpowiedź na moje pytanie.
   Powiedział to spokojnie, tonem jakby po prostu oznajmiał, że jest głodny, śpiący lub ma ochotę na jabłko, dlatego nie wzbudziło to we mnie jakiegoś strachu, czy zmieszania. Kiedy jednak mój mózg przetrawił jego wypowiedź, a przez moje zmęczenie zajęło mu to dobre kilkanaście sekund, najzwyczajniej w świecie mnie zamurowało.
   Bóg katastrof? Oj, to nie brzmiało zbyt zachęcająco. Pierwsze wrażenie wywierało to okropne. Gdyby powiedział mi to w momencie, kiedy się spotkaliśmy, najprawdopodobniej powoli bym się wycofał. Nasza znajomość trwała zaledwie kilka minut, dlatego nie zdążyłem wyrobić sobie o nim zdania. Sprawiał wrażenie przyjaznego, ale… mój wzrok nieustannie wracał teraz w stronę jego daisho – niby bogowie potrzebowali ich do ochrony i walki z akumami, ale… czy tylko do tego? I nie chodzi tu o przycinanie nimi drzewek czy krojenie kapusty.
   Właśnie poznałem mordercę działającego na ogromną skalę, czy może bohatera?
  Niewiedza na ten temat przyprawiła mnie o nieprzyjemne dreszcze, dlatego, choć może nie powinienem, postanowiłem zagłębić się w temat pracy Higeki’ego.
 – Miło poznać i dobrze wiedzieć – oznajmiłem, siląc się na ton równie spokojny, jak w wypowiedzi mężczyzny. Odliczyłem w myślach do dziesięciu, co pomogło mi opanować zbędne emocje. Potem po prostu się uśmiechnąłem. – W Kami nie mieszkam zbyt długo. Właściwie to zbyt długo nie stąpam po świecie. Jestem Muir, bóg amator, specjalista od roślinności.
   Higeki podał mi rękę, prawie przyprawiając mnie o zawał serca. Zrobił to tak niespodziewanie, że trudno było mi ukryć niepokój z tym związany, dlatego, kiedy tylko się otrząsnąłem, podałem mu dłoń czym prędzej. Budowanie muru między mną a nim – i to tylko na podstawie moich przesądów – było ostatnią rzeczą, którą chciałem zrobić.
 – Przepraszam, nie spodziewałem się – wytłumaczyłem pośpiesznie, nie chcąc, aby bóstwo błędnie zinterpretowało moje zaskoczenie. – Jesteś pierwszą osobą, z którą mam okazję rozmawiać dłużej niż kilka minut.
 – Rozumiem – odparł, podnosząc koto z ziemi. Wyprostował się, dyskretnie spróbował się rozciągnąć.
   Uznałem, że to chyba dobra pora, aby powoli się rozchodzić w swoje strony.
  Podniosłem się z zimnej ziemi, niemal natychmiast tego żałując. Wiatr wiał mocniej, niż odczuwalne to było na dole, oczywiście drażniąc moją skórę, w miejscach, gdzie przylegała do niej mokra odzież.
   Higeki miał ten sam problem, kolor jego kimona był ciemniejszy na kolanach, co jednoznacznie wskazywało na to, że i jego ubranie z zapałem piło rosę, kiedy siedzieliśmy na ziemi. Problem tkwił w tym, że on niekoniecznie dawał oznaki tego, że marznie, więc i ja nie chciałem pokazywać, że taka błahostka jakoś daje mi się we znaki.
   Stałem prosto, głowę miałem uniesioną wysoko, choć nie na tyle, aby sprawiać wrażenie zadufania w sobie.
   Już chciałem się pożegnać, spokojnie tłumacząc, że pora nie jest wczesna, a chodzenie w nocy po lesie może być niebezpieczne, że wcale nie chodzi o to, kim jest, bo aż tak mnie to nie obchodziło.
   I wtedy usłyszałem krzyk. Nie mogłem powstrzymać mimowolnego wzdrygnięcia. Natychmiast omiotłem wzrokiem okolicę, jednak w ciemności niczego nie dostrzegłem. Moje oczy skierowały się na twarz towarzysza, który właśnie wymienił ze mną porozumiewawcze spojrzenie (a przynajmniej tak mi się wydawało). Krzyk zdawał się dochodzić daleko od polany, jednak nie dochodził z głębi lasu, a ze ścieżki, która do głębi prowadziła. Nie zastanawiając się długo, wraz z Higekim zamierzałem sprawdzić, co to było. Szliśmy w milczeniu, jednak nasze kroki sprawiały w tej sytuacji wrażenie, jakby usłyszeć je można było nie tylko tu, ale i na drugim końcu Kami. Serce mi przyspieszyło, a mój niepokój przed nieznanym zmuszał mnie do dziwnej, może trochę komediowej myśli, która odbijała się w mojej głowie jak kauczukowa piłeczka.
   “Jesteś bogiem” – powtarzałem w myślach. Tylko w czym miało mi to pomóc? Bóg roślinności sam w sobie raczej nie posiadał ponad normalnych zdolności fizycznych, a moja moc nie była silna, bo kilku wierzących to zbyt mało, aby efekty robiły, choć minimalne wrażenie. Nie miałem nawet broni – dlatego jedyną nadzieję w razie kłopotów, pokładałem w swoich nogach, które jako jedyne zrozumiałyby mnie podczas ucieczki.
   W tej chwili miałem przy sobie Higeki’ego, a co zaskakujące, jego daisho nagle przestały mi przeszkadzać.
   Idąc po leśnej drodze, ciężko było mi zobaczyć dłoń, którą od mojej twarzy dzieliło zaledwie pięćdziesiat centymetrów, dlatego kroki stawiałem ostrożnie. Bogu katastrof, tak mi się zdaje, jakoś nieszczególnie przeszkadzał słaby widok. Mimo iż dla mnie widoczna była jedynie ciemna sylwetka, na niewiele jaśniejszym tle, to doskonale widziałem, z jaką pewnością stąpa pomiędzy korzeniami drzew — zachwiał się jedynie kilka razy, jednak nie na tyle mocno, aby zaszkodziło mu to choć minimalnie. Obserwowałem go z nadzieją, że kiedyś nabiorę wprawy w fizycznych zmaganiach — nie tylko z naturą, ale i z prawdziwymi przeciwnikami, którzy bez wahania potrafiliby mnie zamordować.
   W miarę jak posuwaliśmy się dalej, coraz lepiej słyszalne były jęki bólu oraz głośne sapnięcia,  sugerujące, że ktoś właśnie się nad czymś trudzi.
  W pewnym momencie dostrzegłem zarys czegoś dużego. Chwyciłem przewodnika za ramię, próbując powstrzymać go przed kolejnym krokiem. Efekt był nieco opóźniony, a zaskoczony mężczyzna zrobił fałszywy ruch, stając na zbyt suchym patyku. Drewko pękło, cień przestał się poruszać. Czułem, że się na nas patrzy. Instynktownie zastygliśmy w bezruchu. Widocznie nie zwrócono na nas uwagi, bo cień zmienił formę. Dosłownie przybyło mu z metr.
   Chmury odsłoniły księżyc, ten zaś skąpał las w swoim delikatnym świetle. Teraz można było poznać, cóż za stworzenie postanowiło zagłuszyć nam spokój. Odetchnąłem w duchu, widząc, że to tylko centaur, jednak nie mogliśmy po prostu odejść. Noga chowańca… uwięziona była w sidłach na niedźwiedzie. Pułapka zacisnęła się dosłownie na jego pęcinie u prawej tylnej nogi. Byłem zaskoczony, że nie pogruchotało jej bardziej. Zdesperowany centaur nieustannie próbował dosięgnąć do sideł, jednak spory koński tułów mocno ograniczał ludzkiej części zasięg do nich.
   Księżyc znów się skrył, ciemność ponownie opanowała okolicę. Nie wiem, kto był w gorszej sytuacji — poszkodowany, czy my? Z jednej strony centaury uchodziły za spokojne i zrównoważone osoby, z drugiej jednak… zdążyłem usłyszeć kilka opowieści, w których te stworzenia rzekomo dziczały. Stawały się bezlitosne i nieprzewidywalne — i tylko to sugerowała bogata wyobraźnia mieszkańców. Ile było w tym prawdy, chyba nikt prócz kopytnych nie wiedział… Prawdą jednak było, że centaur potrafił zabić jednym, ale celnym kopnięciem.
   Wybór czy odejdziemy, czy zostaniemy i pomożemy, zostawiałem bogu z dłuższym stażem. Mimo że wątpiłem, że potrafiłbym zostawić kogoś w potrzebie.

<Higeki?>

Liczba słów 1052

niedziela, 15 lipca 2018

Od Higeki'ego "Cień przeszłości" II

Był późny wieczór, gdy drogą prowadzącą przez bambusowy zagajnik podążały trzy osoby.
– Dziękuję, że zechciał nas pan odprowadzić – powiedziała na oko czterdziestoletnia kobieta do idącego obok niej mężczyzny.
Był on już w podeszłym wieku, a jego szata i gładko ogolona głowa wyraźnie mówiły, że był mnichem. Mimo to jego krok był ostry i sprężysty, przez co zdradzał, że mężczyzna poświęcił się służbie innym dość niedawno, wcześniej zaś podążał drogą wojownika.
– To drobiazg, Sadako. Mi samemu przyda się trochę spaceru by rozruszać stare kości.
– Wcale nie jest pan taki znowu stary, panie Gennosuke – wtrącił drugi z mężczyzn.
– Teraz to “ojcze Gennosuke”, Taro – poprawił go mnich, grożąc palcem.
Widać było, że cała trójka była ze sobą zżyta. Wymieniali między sobą uprzejme i łagodne słowa, a ich twarze zdobiły szczere uśmiechy. Wieczór, choć późny, był dość ciepły i pogodny, a powolny spacer mógłby ciągnąć się w nieskończoność. Wydawało się, że nie ma takiej siły, która mogłaby ten wieczór w jakikolwiek sposób zepsuć.
– Szkoda, że dziadek nie doczekał narodzin naszych wnuków – powiedział Taro do swojej żony, a ta odpowiedziała nieco smutnym uśmiechem. Dziadek Taro dożył niemalże stu lat. O wiele dłużej, niż jakikolwiek człowiek, którego którekolwiek z nich znało, co oczywiście odczytywano jako znak wyjątkowej pomyślności. Do samego końca pozostał pogodny i relatywnie zdrowy, a odszedł spokojnie i we śnie, z uśmiechem na ustach.
– Teraz to ty jesteś dziadkiem, Taro.
– A ty babcią. Jak się z tym czujesz?
– Dobrze, ale chyba będę potrzebowała nowego zestawu kimon. Takich bardziej stonowanych i odpowiednich do wieku, nie sądzisz? – odparła, wywołując na twarzy męża wyraz lekkiego przerażenia, a u byłego ronina – salwę śmiechu.
– Wygląda na to, że jutro czekają cię poważne wydatki, Taro.
Mężczyzna miał coś odpowiedzieć, ale w tym momencie jego wzrok padł na osobę, która właściwie znikąd pojawiła się na ścieżce przed nimi, i głos uwiązł mu w gardle.
To był on, nie było co do tego żadnych wątpliwości. To samo niebieskie kimono, którego nie dało się pomylić z żadnym innym, nawet pomimo panującego wokół mroku. Ta sama złota ozdoba we włosach, te same miecze i co najważniejsze – to samo nieugięte spojrzenie.
W tym momencie również i jego towarzysze spostrzegli samuraja, a Sadako wręcz wypuściła z dłoni torebkę, która z cichym dźwiękiem upadła na ziemię. Nic się nie zmienił. Nie postarzał się nawet o rok. Momentalnie w głowach całej trójki pojawiło się wspomnienie tamtego straszliwego dnia, kiedy przez Edo przetoczyły się trzy katastrofy, jedna po drugiej – trzęsienie ziemi, pożar i tsunami. Miasto zostało niemalże doszczętnie zniszczone, a liczby ofiar w końcu nigdy nie ustalono. Sadako nie liczyła już nawet, przez ile nocy po tym wydarzeniu budziła się z krzykiem w nocy mając wrażenie, że wali się na nią sufit lub dom zmywa olbrzymia fala.
– To ty! – wykrzyknął Gennosuke pod wpływem impulsu, a samuraj skinął tylko głową.
– Obiecałem, że jeszcze się zobaczymy, miałem jednak nadzieję, że stanie się to w spokojniejszych okolicznościach.
Taro uniósł brwi. Okoliczności były doprawdy spokojne, ale sposób w jaki samuraj wypowiedział to zdanie sprawił, że mężczyźnie zjeżyły się włosy na karku.
– Musicie stąd uciekać.
To były te same słowa, które Sadako usłyszała od niego pierwszy raz. Wtedy, kiedy pojawił się na nabrzeżu i ocalił ludzi przed tsunami. Teraz zaś, gdy kobieta usłyszała je ponownie poczuła, jak mimowolnie zaczynają jej drżeć ramiona. Znów nadciągało coś groźnego i niebezpiecznego, znów będzie musiała uciekać! Popatrzyła na Taro i złapała go za rękaw, jakby instynktownie starając się ochronić to, co było dla niej najcenniejsze.
– To trzęsienie ziemi, prawda? – zapytał mnich, ale samuraj pokręcił głową przecząco.
– Tym razem to demon. Nie macie szans się z nim mierzyć. – To mówiąc dobył tkwiącej przy pasie katany.
Ludzie popatrzyli po sobie z niepokojem, ale nikomu nie przyszło nawet do głowy, by kwestionować słowa samuraja. Udowodnił on już, że można mu zaufać i że jest kimś więcej, niż się wydaje. Gennosuke przez chwilę jeszcze patrzył mu w oczy, a potem skinął głową i ruszył przed siebie, a za nim podążyli również Sadako i Taro.
– Spotkamy się jeszcze?
Samuraj ponownie pokręcił głową, uśmiechając się smutno, jednak Gennosuke czuł, że to dobrze. Czuł, że nieznajomy pojawia się jedynie wtedy, kiedy sytuacja robi się naprawdę poważna, więc skoro mieli się już nigdy nie zobaczyć, to musiało oznaczać to spokojne życie. Mnich po raz ostatni spojrzał na samuraja, starając się niemalże wyryć obraz jego postaci w swej pamięci, a następnie zaczął uciekać, nie oglądając się za siebie.
***
Higeki odetchnął głęboko, starając się skupić myśli na czekającym go zadaniu. To tutaj według raportów miała grasować wyjątkowo zajadła Akuma. Z jej rąk zginęło już dobre kilkanaście osób, jednak demon pozostawał nieuchwytny i krył się skutecznie przed bóstwami, które próbowały się go pozbyć. Akuma była inteligentna, a przez to śmiercionośnie niebezpieczna, Higeki zaś przyszedł po nią sam jak palec. Mogło wydawać się to ryzykowne, i na pewno takie było, jednak mężczyzna świadomie podjął owo ryzyko – chciał sprawić, by Akuma go nie doceniała, by myślała, że jest nieprzygotowany i ją lekceważy. I żeby dzięki temu się pokazała.
– No dalej! – zawołał, obracając miecz w dłoni. – Ile będziesz się chować po krzakach? Wyłaź! Twój smród i tak czuć nawet tutaj, zabawa w chowanego nic ci nie da!
Nie musiał długo czekać. Coś zaszeleściło w bambusowym zagajniku, a do uszu Higekiego doszedł dźwięk ciężkich kroków i łamanych gałęzi. Odwrócił się w tamtą stronę i momentalnie dźwięk ucichł, jak ucięty nożem. Mężczyzna spiął się w sobie – oczywiście, że Akuma nie wyjdzie tak po prostu i nie da się grzecznie nadziać na miecz.
– Strach cię obleciał? Ludzi żresz jak gruby bachor dango, a boisz się jednego bóstwa?
Gdzieś z głębi lasu wydobył się gniewny warkot, a Higeki starannie zanotował sobie w głowie spostrzeżenie, że dźwięk pochodził z kompletnie innej części, niż uprzednio kroki. Albo Akuma była bardzo zręczna, albo jakimś cudem potrafiła posłużyć się prostą dźwiękową iluzją. Tak czy inaczej, czekała go tu ciężka przeprawa.
– Rozczarowujesz mnie! Widać jesteś takim samym bezmózgim bydlęciem, jak wszystkie inne. Szkoda trochę! Liczyłem na to, że trochę się zabawię urzynając ci ten ohydny łeb…
Higeki chciał jeszcze coś dorzucić, ale musiał się uchylić w ostatniej chwili – inaczej ciśnięta spomiędzy bambusów włócznia przebiłaby go na wylot. Odwrócił się instynktownie tylko po to, by ujrzeć demona na wyciągnięcie ręki i równie instynktownie wzniósł miecz, by osłonić się przed ciosem. Siła uderzenia sprawiła, że ugięły się pod nim kolana, a Akuma tylko zarechotała obrzydliwie. Stwór uderzył gołą ręką i trafił z całej siły prosto w ostrze, jednak metal nawet nie zarysował olbrzymiej łapy. Higeki odskoczył, nabierając nieco dystansu do przeciwnika i dobył również wakizashi.
Pierwszy raz zobaczył Akumę, która miała tak bardzo ludzką postać. Przypominała upiornego wojownika – jej olbrzymie ciało było muskularne i częściowo okryte zbroją, a łapy uzbrojone miała w pazury długie i ostre niczym noże. Śnieżnobiałe włosy spływały daleko na plecy, zaś twarz wykrzywiona była w grymasie najczystszej nienawiści. Akuma roztaczała wokół siebie drażniącą woń rozkładu i zgnilizny. Znaczyło to, że niedawno musiała kogoś pożreć i Higeki mimowolnie wzdrygnął się na samą tę myśl. Najgorsze były jednak oczy – nie miały w sobie tego niemal zwierzęcego obłędu, którym charakteryzowały się wszystkie Akumy. Nie, te oczy błyszczały sprytem i inteligencją, a do tego zajadłością, która ukierunkowana była w całości na zamordowaniu Higekiego. Żądza krwi demona wręcz przytłaczała i niejednego by pewnie sparaliżowała. Mimo to Higeki nie zwątpił, tylko od razu przeszedł do realizacji swojego planu. Najwyższy musiał wyposażyć go w chłodny umysł zdolny do szacowania sytuacji na bieżąco, nawet jeśli była trudna. W końcu co komu po bogu katastrof, który traciłby głowę w obliczu pierwszego z brzegu problemu.
Higeki rzucił się w kierunku demona z głośnym kiai, specjalnie pozwalając, by ten go wyminął i dopadł do swojej włóczni. Teraz Akuma była uzbrojona, zaś bóg katastrof zagryzł wargi udając, że tego nie przewidział. Chciał, żeby go nie doceniała. Żeby wydawało jej się, że przyszedł do niej bez żadnego planu i że będzie w stanie go pokonać. Teraz musiał tylko popełnić jeszcze kilka błędów… Tak, to była najtrudniejsza część jego taktyki – wytrzymać na tyle długo, by Akuma opuściła w końcu gardę, a potem zabić ją jednym ciosem. Higeki nie mógł pozwolić sobie na nic innego. Gdyby tylko ją zranił, mogłaby zacząć uciekać, a mężczyzna nie był pewien, czy byłby w stanie ją dogonić i dokończyć dzieła. Poza tym po takim manewrze Akuma na pewno trzymałaby się już na baczności i podobna taktyka by nie zadziałała.
Dlatego właśnie ponownie rzucił się na demona, wyprowadzając szerokie cięcie na odlew, które wcale nie było zbyt dobrze dobrane przeciwko broni trzymanej przez Akumę. Nie trzeba było być genialnym szermierzem by wiedzieć, że człowiek uzbrojony we włócznię miał przewagę nad tym, który dzierżył miecz – przynajmniej dopóki pole bitwy nie było ciasnym pomieszczeniem, a włócznikowi udawało się zachować dystans. Higeki jednak dokładał wszelkich starań, by wyjść na idiotę z mieczem, zaś Akuma najwyraźniej się na to nabierała. Mężczyzna co i rusz wyprowadzał niezbyt mądre pchnięcia tylko po to, by cofnąć się kilka kroków, a następnie cudem uchylić przed ciosem yari. Kilka razy pozwolił nawet, by włócznia rozdarła jego kimono – nie mógł się przecież za każdym razem uchylić idealnie, bo wtedy jego rola “idioty z mieczem” nie byłaby tak wiarygodna.
W końcu jednak dostrzegł, że sam zaczyna się męczyć, zaś Akuma wyprowadza coraz mniej celne ciosy. Wyglądało na to, że czas najwyższy było kończyć tę farsę. Higeki odsunął się na bok ścieżki, a gdy demon za nim podążył, uskoczył w bok między bambusy. Akuma była zbyt pochłonięta walką, by zwrócić uwagę na to, jak niekorzystny był dla niej bambusowy zagajnik, dlatego bez namysłu skoczyła za bóstwem, prosto ku swej zgubie.
Na to tylko czekał Higeki. Już wcześniej w trakcie walki obserwował uważnie przeciwnika starając się dostrzec wszelkie słabe punkty jego pancerza. Łapy był starannie opancerzone, podobnie tors i nogi, ale zbroja musiała umożliwiać dość swobodny ruch, więc nawet jeśli okrywała cielsko Akumy, musiała mieć jakieś przerwy. Mimo zmęczenia, Higeki poderwał się do kolejnego ciosu. Akuma zamierzała zablokować go tak samo, jak i wcześniej, jednak jej yari uderzyło z tyłu o rosnące wszędzie bambusy i zaklinowało się między zielonymi pniami. Demon ryknął gniewnie, usiłując uwolnić broń, łamiąc przy tym kolejne pniaki i tworząc absolutny chaos wokół siebie, ale Higeki nie dał mu szans na uwolnienie broni. Momentalnie znalazł się tuż przy Akumie, a jej ohydny zapach uderzył go w nozdrza sprawiając, że mężczyźnie zrobiło się niedobrze. Wbił jednak miecz w bok Akumy, omijając chroniące jej ciało płyty zbroi i prowadząc ostrze do środka tam, gdzie miało być serce. Higeki wątpił, by serce akumy pełniło dokładnie takie same funkcje, jakie pełni u człowieka, ale zdecydowanie musiało stanowić jakiś słaby punkt ciała demona.
Ciemną noc rozdarł porażający ryk bólu, kiedy katana wbiła się w ciało demona po samą tsubę. Po rękach Higekiego popłynął wartki strumień czarnej, smolistej cieczy. Mężczyzna skrzywił się z bólu i cofnął ręce czując, jak ciecz parzy mu dłonie. Demon szarpnął się w konwulsjach, a następnie ostatnim zrywem zamachnął się w kierunku boga.
Higeki ten jeden raz nie zdążył zareagować na czas i monstrualna łapa trafiła go prosto w bark. Dobrze, że nie stało się to wcześniej w trakcie walki, bo mężczyzna wręcz przeleciał kawałek w powietrzu, taranując swoim ciałem kilka smuklejszych bambusów. Higeki upadł na ziemię, ale zaraz podniósł się, podtrzymując ręką zraniony bark i czekając, czy Akuma jeszcze się podniesie. Na szczęście jednak jego cios okazał się zabójczy i widać było, jak ciało martwego demona zaczyna się rozpadać. Unosiły się z niego smugi gryzącego, czarnego dymu, zaś samo truchło wyglądało tak, jakby zaczęło się roztapiać. Nie minęło dużo czasu, a w miejscu, gdzie do tej pory leżała Akuma pozostał tylko miecz i połamane bambusy. Higeki odetchnął głęboko i osunął się powoli na ziemię. Teraz, kiedy było już po walce i adrenalina opadła, docierało do niego całe zmęczenie.
W końcu mężczyzna podniósł się z trudem, podszedł i podniósł swój miecz. Połamane bambusy sprawiały, że w gaju zrobiło się jasno i Higeki podniósł instynktownie wzrok, by dojrzeć wąski sierp księżyca wyglądający zza chmur. Bóg katastrof uśmiechnął się z ulgą i odetchnął. To był już koniec. Ochronił ludzi i mógł w końcu wrócić do domu.

Liczba słów: 2023