poniedziałek, 18 czerwca 2018

Od Shinaru CD Kagehiry "Zazdrość jest ślepa"


Nie wiedziałem co miałem tak właściwie robić. Moje czyny mogły mieć różnorakie skutki....nie koniecznie takie jakie zamierzałem. Naprawdę nie chciałem, by z mojego powodu cierpiał czy zamartwiał się. Nie od tego tu w końcu jestem. Musiałem otaczać go ramionami, by chronić go przed wszelkim złem, choć tak naprawdę ja zaliczyłem się do nich. 
Opuściłem pokój bóstwa przeznaczenia, a następnie świątynie. Przeciągnąłem się wstępnie na ganku biorąc jednocześnie głęboki wdech dla uspokojenia nerwów. Wieczorne powietrze działało na mnie kojąco i nim się spostrzegłem moje ciało zaczęło powoli biec w bliżej nieznanym mi kierunku. Rozpiąłem na dodatek bluzę, by chłodne powietrze na bieżąco chodziło moje ciało i nie pozwalało mi się zatrzymywać. Chciałem wyzbyć się w ten sposób wszystkich zmartwień i przekonać samego siebie, że jestem w stanie nagiąć własne limity by osiągnąć postawiony mi cel - a jest nim obrona mojego ukochanego bóstwa.
Przemierzałem wpierw ubite wiejskie drogi obserwując znajdujące się niedaleko centrum miasta. Wysokie budynki z tej odległości i o tej godzinie wydawały się takie odległe i niedostępne dla kogoś takiego jak ja. Zawsze mieszkałem na przedmieściach, gdzie każdy domek wyglądał prawie, że identycznie, dlatego duże miasta wydawały się dla mnie zbyt duże... a w szczególności to w Kami. Nie było tu w prawdzie samochodów, czy aż takich tłumów ludzi, lecz uczucie pozostawało niezmienne. 
Skręciłem w jedną z dróg prowadzącej do tej pięknej metropolii...o ile mogę to tak nazwać. Słońce akurat zachodziło za miastem, co dawało piękny efekt...jakby budynki były podświetlane. Aż przyjemnie się na to patrzyło, tyle że przez to nie patrzyłem zbytnio pod nogi. Normalnie bym zauważył i wyminął przejeżdżający wóz na moście, lecz tym razem... ani ja , ani youkai prowadzącego konia nie mieliśmy szans na uniknięcie tego. Koń ciągnący przyczepkę widocznie się czegoś wystraszył, przez co farmer siedzący na niej nie mógł nad nim zapanować. Była to dosłownie chwila, by koń na mój widok stanął na tylnych nogach . Próbowałem zahamować przed wierzgającymi kopytami, lecz skończyło się to jedynie spotkaniem z twardym gruntem....oraz na-na moje nie szczęście- z kołami drewnianego wozu. Koń zaczął biec dalej, przez co znalazłem się pod jego kołami. Jedno z nich przejechało mi po dłoni, a krawędź zaczepiła o moją głowę. Nie wiem jakim fartem to uderzenie nie odebrało mi przytomności, chociaż może i to lepiej. Poczułem jak ciepła ciecz powoli spływa po moim czole, mija oko i płynie dalej przez policzek aż nie zaczęło kapać na ziemie. Krew... no to się ładnie wkopałem. Już po chwili nie widziałem nic poza czerwienią na jednym oku... i to najgorsze, że to było prawe na które głownie patrzyłem. Grzywka nie radość. 
Mogłem przysiąść, że ktoś mnie wołał...albo pytał czy nic mi nie jest, jednak słyszałem to jakby z drugiego końca tunelu. Czułem jak w głowie mi się kręci, a ręka podejrzanie pulsuje. Na bank kości dłoni były połamane... wóz w końcu do lekkich nie należał. Podeszło do mnie dwa duszki... nie mogłem w na nich spojrzeć, zrozumieć czy nawet odpowiedzieć. Czułem się ogłuszony, a już po chwili obraz przed moimi oczami z czerwieni zmienił się w głęboka czerń. 
Miałem jedynie nadzieje, że Kage nie będzie zły jeżeli nie wrócę za szybko do świątyni. 

<Kaguś? ;-; Wiem, że mało... i kiepsko... > 

519 słow

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz