środa, 10 października 2018

Od Duncana cd. Higekiego "Leniwe popołudnie"

Poprzednie opowiadanie
Bardzo sobie cenił to, iż Higeki podchodzi do niego jak do normalnej osoby bez blizny czy innego oka. Na początku co prawda nie wierzył, iż nie udaje lecz po tylu latach przekonał się o tym, iż przyjaciel naprawdę nie zwraca na to uwagi. Chyba dzięki temu potrafi trochę bardziej swobodnie zachowywać się w jego towarzystwie. Słysząc słowa ciemnowłosego najpierw uśmiechnął się szerzej słysząc część o wypiekach. Oczywiście, iż zrobiłby lepsze! I wiedział, iż ten konkretny Bóg wie o tym o wiele lepiej niż pozostali. Lecz słysząc dalszą część wypowiedzi podniósł wzrok na towarzysza, marszcząc przy tym brwi. “Zostawić w tyle”. Opuścił wzrok na kartę lecz nie skupiając się przy tym na niej w ogóle. I w momencie gdy sam pomyślał “czy to takie złe?”, Higeki stwierdził to samo. Przymknął delikatnie oczy i potaknął powoli głową. Z drugiej jednak strony jeśli nie będą mieli co robić to po co będą istnieć? Potaknął ponownie głową powoli z zastanowieniu.
Uchylił delikatnie usta lecz wtedy nadszedł kelner aby przyjąć zamówienia. Automatycznie zesztywniał co wyglądało jakby nagle zastygł w tej pozycji jaką zastał go mężczyzna, bez możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu. Odwrócił głowę delikatnie w przeciwną stronę i wymamrotał krótkie zamówienie. Kelner najwyraźniej coś tam usłyszał bo zanotował to w swoim notesie po czym zabierając karty, odszedł. W przeciwieństwie do ciemnowłosego On nie specjalnie uważał, iż warto wychodzić z domu na świat. Szczególnie gdy nie ma się na sobie zbroi. Jego twarz przeszył grymas, zupełnie jakby zjadł cytrynę.
Słysząc jednakże głos przyjaciela podniósł na Niego swój wzrok a jego twarz automatycznie się rozluźniła. Uśmiechnął się ciepło z odrobiną współczucia na twarzy. Znał Boga na tyle aby pamiętać o tym, iż jest perfekcjonistą. Często krzywdził przez to samego siebie ale przecież w takich momentach miał przyjaciół jak Duncan, którzy pokażą mu, iż wszystko jest już dobrze. Zaśmiał się krótko niskim głosem zanim mu odpowiedział.
- Czy wszyscy nie jesteśmy czasami za starzy? - spoważniał patrząc w jego oczy, jednocześnie odchylając brwi w zmartwieniu - Nie możesz być bardziej gruboskórny. Kto taki pije matchę do sernika? - uśmiechnął się delikatnie - Wyznawcy. Dobrze, jest kiedy wspominają Twoje imię również w złym świetle. To oznacza, iż wciąż w Ciebie wierzą, nieprawdaż? I tak. - uśmiecha się szerzej - I to w dodatku narzeka dzieciak który dostaje same piątki. - prycha delikatnie i udaje obrażonego co z szerokim uśmiechem wygląda całkiem zabawnie. Sam zawsze raczej starał się o tym nie myśleć i raczej obierać zasadę “im was mniej tym lepiej”. Nie ma przecież co się modlić do Patrona Poległych gdy nie ma wojen, nieprawdaż? Westchnął cicho przypatrując się ukradkiem ludziom w zasięgu jego wzroku. Odezwał się ponownie po przemyśleniu pewnych słów ciemnowłosego.
- Świat jest stary a ty wciąż wykonujesz swoje zadanie jak Bóg, najlepiej jak potrafisz. Wiele razy Ci to mówiłem ale będę powtarzał za każdym razem: radzisz sobie idealnie. Dobrze, że nie jesteś gruboskórnym gburem, który nie doceniłby moich wypieków. - uśmiechnął się szerzej kącikiem ust powracając wzrokiem na swego przyjaciela - Wiem, iż nie pamiętasz o tym ale po to jestem aby Ci o tym przypominać. Radzisz sobie doskonale. Nikt inny, nie poradziłby sobie lepiej. - opuścił powoli wzrok aby po chwili całkowicie go odwrócić wraz z głową. Zmarszczył delikatnie brwi zupełnie jakby czemuś się przysłuchiwał. Po prawdzie tak było. Modlitwy były nieodzowną częścią, iż życia. Głośniejsze i cichsze: zawsze tam były. Czasami jednak pochodziły również od tych najbardziej “oddanych” duszyczek które brzmiały jak dzwony. Duncan miał może z jedną albo trzy takie osoby. Wszystkie były kobietami. I wszystkie modliły się za swych mężów. Właściwie ostatnio słowa “to tylko wyznawcy” nie sprawdziło mu się gdy upewniał się, iż żołnierz któremu dotrzymuje towarzystwa to nie mąż jednej z kobiet. Może Higeki miał rację? Może istnieje pewien moment gdy stwierdzasz “jestem stary”. Czasami słowa opuszczały jego usta w zamyśleniu. Tak było i teraz.
- … zbyt bardzo… - zajęło mu dłuższą chwilę aby wszystko dokładnie jeszcze przemyśleć. Odwrócił wzrok od ulicy i spojrzał na swego przyjaciela z o wiele poważniejszą twarzą. - Nie można również zbyt bardzo się starać. Angażować w to co ma związek z naszymi wyznawcami. Szczególnie, iż piastujemy takim a nie innym dziedzinom. - wpatrywał się przez dłuższy moment w oczy ciemnowłosego, zupełnie jakby szukał tam jakiejś odpowiedzi. Po chwili jednak delikatnie się uśmiechnął i dodał ciszej. - Mam nowe kwiaty. - obwieścił to zupełnie jakby przed chwilą nie rozmawiali na dosyć ciężki temat. Nie lubił się do takich przyklejać na zbyt długo. To sprawiało, iż oboje nad tym rozmyślali a wiedział, iż to nie jest dobre. Poprawił kaptur na swej głowie gdy do kafejki weszła para nowych klientów.

Liczba słów: 744

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz