Nie posiadała jakiś super mocy którymi mogą pochwalić się Bóstwa czy inne Chowańce. Była raczej bardzo młodym Chowańcem z smykałką do elektroniki i hakowania. Jednakże i jedno i drugie nie przydawało się w Świecie Kami No Jigen. W tym całym Świecie Bóstw. Duchów. Czy jak tam je zwał. Ona wciąż bardziej należała do świata ludzi, nawet pomimo śmierci i nieoczekiwanego zwrotu akcji. Nie wiedziała dlaczego Najwyższy postanowił akurat ją uczynić Chowańcem. Nigdy nie była specjalnie religijna o ile pamiętała. Może dlatego też próbuje wciąż to wszystko sobie poukładać. I może również dlatego wciąż uparcie przebywa bardzo dużo w Świecie Ludzi. W otoczeniu które zna i rozumie. I aktualnie próbuje ją zabić. Albo przynajmniej bardzo ładnie jej wychodzi takowe udawanie.
Tak jak myślała, osoba która oglądała ją w ukryciu pojawiła się w momencie gdy przechyliła się przez krawędź dachu. Właściwie gdy zaczęła spadać zaczynała już żałować swojej decyzji a jej przypuszczenia o altruizmie przypadkowej osoby pękły jak bańka mydlana lecz wtedy poczuła jak ktoś ją łapie za nogę. Zdążyła tylko z tej perspektywy spojrzeć w kierunku tajemniczej osoby lecz wszystko co dojrzała to kolor żółty gdyż chwilę później leciała już rzucona w kierunku dachu. Musiała przyznać, iż dosyć efektywnie udało się jej całkiem zgrabnie wylądować na dachu dzięki swej zręczności. Nie zwracała raczej uwagi na nabite siniaki traktując je jako część planu. W końcu trudno żółtemu jegomościu było by wciągnąć siebie i ją jednocześnie na dach wisząc na jednej ręce. Praktycznie leżała na dachu dziękując Bogom, iż plan wypalił. Gdy doszło do niej co robi zaśmiała się krótko. Słysząc głos żółtego Pana podniosła obie brwi do góry. To chyba były pierwsze najdziwniejsze pierwsze słowa jakie ktoś do niej skierował. Potaknęła energicznie głową i zaśmiała się krótko.
- Cieszmy się, że nie odleciała gdy mnie za nią złapałeś! - ponownie się zaśmiała kładąc głowę na nowo na dachu. Leżąc na plecach podniosła dłoń do góry.
- Ach, tak poza tym dziękuję za ratunek Panie Dorito. Byłam pewna, iż już po mnie przez… a właśnie. - przechyliła głowę i wyciągnęła kartę z pamięcią zza prawego ucha robiąc przy tym minę niczym obrażony pięciolatek. Zgniotła kartę w palcach z charakterystycznym syknięciem po czym ponownie położyła dłoń na dachu. Podniosła się nagle do siadu z cichym “ouch!”. Spojrzała na żółtego jegomościa z jednym zamkniętym okiem.
- Jestem Kanako Yanagimoto! Kano vel Pupencja. - zaśmiała się krótko wciąż jednak siedząc na tyłku na dachu i chyba nie mając zamiaru w najbliższej przyszłości ruszać się stamtąd. Odezwała się ponownie z szerokim uśmiechem.
- Często bywasz na dachach i łapiesz ludzi za ich metalowe kończyny? - nie była pewna co do tego, czy Żółty Pan jest w jakikolwiek sposób powiązany z Kami No Jigen. Nawet jeśli patrzeć na jego niecodzienny wygląd… różni ludzie chodzili po Świecie, nieprawdaż? Prawdaż. Dlaczego też nie mógł okazać się człowiekiem? A nie spyta się go wprost “Hej, jesteś Bogiem?”. Chociaż musiała przyznać, iż chyba gdzieś go już widziała. Albo o nim słyszała? O osobie która jest cała żółta? Nie mogła po prawdzie oderwać od niego wzroku ze względu, iż żółć to jej drugi ulubiony kolor na równi z niebieskim.
Ilość słów: 508
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz