Jesień była kolejnym stanem rzeczy na który nie ma się wpływu. Widział ją tak wiele razy, iż przestał nawet podziwiać jej wybuchy kolorów. Była po prostu kolejną porą roku zwiastującą śnieg. Trochę zimniejszą od wiosny ale cieplejszą od zimy. Nawet słońce nie zachęcało do wyjścia na spacer.
Lecz szepty które czasami odbijały się echem w głowie sprawiały, iż nogi same niosły w ich stronę. Do osób które wypowiadając jego imię potrzebowały go najbardziej podczas swych ostatnich chwil. Wojna zawsze istniała w tej większej czy mniejszej postaci. Na szczęście ostatni czas gdy nie miał czasu nawet na dzień odpoczynku ostatni raz był podczas II Wojny Światowej. Wtedy… wtedy nie było łatwo. Kobiety i mężczyźni w przeróżnym wieku modlących się o to aby odwrócił od nich wzrok. Ci sami którym później przychodził na spotkanie. Codzienna warta na razie minęła nawet pomimo faktu, iż ludzie wciąż prowadzą swoje większe bądź mniejsze wojny. Czy to przez to poświęcał swoim wyznawcom więcej czasu? Czy to przez fakt, iż podczas drugiej wojny poznał swego, jak się później okazało, przyjaciela. Właściwie nie był do końca pewien czy mógł go tak nazwać. Wiedział jak ciemnowłosy podchodzi do kwestii nazywania kogokolwiek przyjacielem. Ale czy On sam mógł go tak nazwać?
Dzisiaj był udany dzień jeśli wychodzi wycieczki do Świata Ludzi gdyż nie musiał tam schodzić ani jednego razu. Wydawało mu się, iż wszystko w koło jest takie spokojne. Przez niemal połowę dnia robił swego rodzaju obchód po całym świecie bóstw. Bo tak zawsze robił, nieprawdaż? Sprawdzał czy wszystko jest w porządku i czy nikt nie potrzebuje pomocy. Jego przybycie poprzedzał brzęk jego zbroi. To właściwie był znak rozpoznawczy który nauczyli się już rozpoznawać chyba wszyscy w Kami No Jigen. Wtedy usłyszał ten cichy, cienki szept. Zatrzymał się gwałtownie i stanął na baczność jak to miał w zwyczaju. “Odwróć od mej osoby swój wzrok”. Brzmi jak mężczyzna. Odwrócił się i zrobił kilka kroków w stronę szeptu aby po chwili pojawić się na Świecie Ludzi obok swego wyznawcy. Zmarszczył brwi gdyż znalazł się najwidoczniej w swej własnej kapliczce. Przyglądał się przez chwilę mężczyźnie. Dosyć młody z nieśmiertelnikami na szyi. Dopiero szykował się na wojnę a raczej zapewne do odbycia służby w wojsku. Jego wyznawcy również wtedy często się modlili. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech po czym z chęcią odwrócił wzrok od mężczyzny.
Pod postacią duchową o wiele prościej i wygodniej się podróżowało, co miało również swoje inne benefity pod postacią swoistego rodzaju bycia duchem. Ludzie go nie dostrzegali. W mieście raczej nie liczył na kogoś kto będzie bliski śmierci spowodowanej walką lecz wtedy również przypomniał sobie wszelkiego rodzaju terrorystyczne. Śmierć podczas walki kiedyś była prosta. Gdy umierał wojownik trzymał w dłoni miecz a nie parasolkę. Westchnął cicho.
Lubił nawet czasami pod taką postacią patrolować Świat Ludzi, nawet jeśli nie był nic w stanie zrobić. W dni takie jak ten gdy nie musiał nigdzie się pojawić napawały spokojem. Wtedy przechodząc obok jednej z wielu kawiarni dojrzał charakterystyczną czuprynę. Nie był do końca pewny czy to on lecz gdy dojrzał już dobrze wysłużoną książkę o tytule “Jestem kotem” był tego zupełnie pewny, iż to On. Ruszył do kawiarni niemal mechanicznie po drodze zrzucając świat duchów jak i zbroję na rzecz ludzkiej postaci. Szybko zaciągnął mocniej kaptur na głowę i kierując się prosto do Higekiego. Usiadł naprzeciwko niego i pochylając się zapytał z delikatnym uśmiechem.
- Mówiłem Ci, że mogę podarować Ci jakąś inną książkę z mojej biblioteczki. - mówił cicho. Pomimo tego, iż cieszył się z spotkania przyjaciela jednocześnie pamiętał, iż jest teraz fizycznie w świecie ludzi. Którzy niezbyt dobrze reagowali na jego obszerną bliznę na twarzy. Zacisnął mocniej kaptur na lewą stronę twarzy. Zrobił to mechanicznie nawet niewiele o tym myśląc. Nie rozumiał również dlaczego Higeki lubił na przykład siedzieć w kawiarni i czytać książkę. Czy to w świecie ludzi czy duchów. Ale szanował jego ulubione zajęcia poprzez brak marudzenia na nie. Co jakiś czas spoglądał na boki jak zwierzę wypuszczone z klatki którą w jego przypadku była chyba po prostu zbroja.
Liczba słów: 660
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz