piątek, 16 lutego 2018

Od Akane CD Sekhme "Kwiaty cmentarne"


   Patrzyłam przez dłuższą chwilę na mężczyznę, który mówił coś wprost do mnie, jednak szum wszystkich myśli, które w jednej sekundzie opanowały mój umysł. Większość z nich dotyczyła osoby Youkai siedzącego w mojej sypialni, pozostałe innych mniej lub bardziej istotnych rzeczy, które akurat w tamtym momencie nie miały większego znaczenia.
 - Sekhme... - Powtórzyłam niczym echo, skupiając momentalnie całą swoją uwagę na tym jednym słowie. Już je gdzieś słyszałam, byłam tego pewna, tylko za nic nie mogłam sobie przypomnieć gdzie i od kogo. Zerwałam się gwałtownie na równe nogi, wybiegając z pomieszczenia, by po krótkiej chwili znaleźć się w innym i zatonąć tam w stercie zdjęć.
   Wyciągnęłam z samego dna kilka związanych ze sobą sznureczkiem zdjęć i wróciłam do pokoju, w którym Sekhme siedział w niezmienionej pozycji. Uderzyłam lekko kolanami w twardą ziemię, nie zwracając na to większej uwagi, gdyż całą poświęciłam rozplątywaniu supełka z czerwonej nici, która trzymała razem plik kartek. Że też nie miałam dłuższych paznokci.
   Nagle jedna myśl spośród całej masy pozostałych wyrwała się na powierzchnię i na chwilę przyćmiła pozostałe, przez co zamarłam na ułamek sekundy w bezruchu. Podniosłam powoli spojrzenie na mężczyznę, który szaroniebieskimi oczami obserwował mnie uważnie spod swojej kościanej maski. Pstryknęłam nagle palcami, uśmiechając się szeroko, gdy w końcu uświadomiłam sobie, że mój gość mi się grzecznie przedstawił, a ja zamiast odpłacić mu sie tym samym, uciekłam do innego pomieszczenia.
 - Wybacz, za mój brak manier, mój drogi. - Powiedziałam łagodnie, prostując kolana, po czym skłoniłam się lekko w jego stronę. - Nazywam się Akane, bogini mądrości. I proszę, nie traktuj mojej troski jako coś, za co trzeba się odwdzięczyć. Taka postawa mogłaby mnie urazić.. - Uśmiechnęłam się lekko, odwracając w stronę drzwi. Wtedy przypomniałam sobie o niesprzątniętych wacikach, które prawdopodobnie nie umknęły uwadze rannego. Obeszłam powoli siedzącego mężczyznę i szybkim ruchem ręki sprzątnęłam, uważając przy tym by nie dotknąć czasem krwi. Wrzuciłam je do obszernej kieszeni kimona, by wyrzucić je potem do śmieci.
 - Chciałbyś może coś zjeść? - Rzuciłam przez ramię, idąc w stronę kuchni, gdzie w garnku na blacie stał do połowy przygotowany ramen, który wystarczyło właściwie tylko podgrzać i odpowiednio doprawić. Oczywiście z tym musiałam poczekać na Saku, który był świetnym kucharzem, w przeciwieństwie do mnie. Zerknęłam na zegar wiszący na ścianie, którego wskazówki leniwie przesuwały się po białej tarczy, zbliżając do godziny oznaczającej obiad. Czyli za jakieś dziesięć minut powinni wpaść...
   Wróciłam do swojego tajemniczego gościa, który, o dziwo, wrócił do pozycji leżącej. Najwyraźniej tak czuł się lepiej, co było dość logiczne, mięśnie nie były obciążone, nie napinały się, cały organizm mógł odpocząć. Usiadłam pod ścianą, stawiając między naszą dwójką talerz z różnokolorowymi dango. Zostały jeszcze z poprzedniego dnia, więc były świeże, a szkoda by było, gdyby się zmarnowały. Może to nie był najlepszy posiłek, żeby przywrócić siły, ale w końcu cukry także są potrzebne. Niestety zupełnie zapomniałam, że skończyła mi się zielona herbata, co było bolesnym uświadomieniem. Trzeba będzie się w takim razie przejść do miasta. 
 - Więc Sekhme, możesz mi powiedzieć, co doprowadziło cię do tak opłakanego stanu? - Zmrużyłam delikatnie oczy, przyglądając się temu jak reaguje jego ciało. Wyraźnie widziałam, że mięśnie mężczyzny się spięły. Czyli zrozumiał, że nie pytałam tylko o aktualny stan, ale także ten ogólny. W czasie swojego pobytu w kuchni udało mi się rozciąć sznurek, którym związane były stare zdjęcia. Na jednym z nich, tak jak podejrzewałam, znalazłam bardzo podobną postać, do tej, która aktualnie leżała w mojej sypialni. Z tą różnicą, że tamta miała w sobie więcej życia i nie nosiła na twarzy zwierzęcej czaszki.
   Po zobaczeniu tego zdjęcia przypomniało mi się, jak swego czasu wypytywałam kilka bóstw o postacie z tego zdjęcia, gdyż zawierało ono naprawdę nieprzeciętnie wyglądające osobniki. Niestety skory do rozmowy o nich był tylko pewien starszy Inugami, który w ostatniej chwili zrezygnował z opowiedzenia mi tej historii. A byłam niemal pewna, że wiedziałam o nim coś więcej...
   Otworzyłam usta, żeby ponownie zagadnąć milczącą postać, ale w tym samym czasie usłyszałam głosy dochodzące sprzed wejścia do mojej świątyni. Przeprosiłam na moment Sekhme, by wpuścić do środka brązowowłosego chłopaka i towarzyszącą mu fioletowooką.
 - Przyniosłam więcej bandaży! - Zawołała uradowana Koume, wręczając mi spory pakunek wprost do rąk i ruszając w głąb budynku, zapewne prosto do kuchni, by zapolować na coś słodkiego.
 - D-dziękuję.. - Odparłam lekko zdezorientowana, ale szybko sie otrząsnęłam i odprowadziłam Saku pod kuchenne drzwi.
 - Mógłbyś dokończyć ten ramen, który wczoraj zacząłeś?
 - A co? Masz na niego ochotę? - Zaśmiał się, zakasując rękaw do pracy. Uśmiechnęłam się lekko i wróciłam do blondwłosego mężczyzny.
   Już miałam zabierać się za zmienianie opatrunków, kiedy w progu pomieszczenia stanęła zawstydzona Koume, spoglądając tęsknym wzrokiem na słodkości leżące na talerzu. Zaśmiałam się i lekko skinęłam głową, dając tym samym dziewczynie znak, że może spokojnie zajadać się dango bez obaw, że ktoś ją za to skarci. W końcu Kon nie było w pobliżu.
 - Akane? - Do pomieszczenia wparowała kolejna osoba, na szczęście ostatnia, która mogła mi przeszkodzić w zmienianiu opatrunków. Westchnęłam cicho i spojrzałam na przyjaciela, unosząc lekko brwi.
 - Tak?
 - Nie pałętał się tu może ostatnio Danny?
 - Nie, dlaczego pytasz? - Momentalnie ściągnęłam brwi, zerkając odruchowo w bladoniebieskie oczy.
 - Zniknął bez śladu, nie widziałem go już kilka dni. -Wzruszył ramionami, wyraźnie poruszony zaginięciem swojego najlepszego kumpla. - Wiem, że lubi znikać, ale nigdy nie trwało to tak długo. No i zawsze mówił cokolwiek przed taką akcją... - Spuścił głowę, jakby zastanawiał się co może robić teraz jego przyjaciel, po chwili jednak porzucił to zajęcie i machając ręką na odchodnym, wrócił do kuchni.
   Mruknęłam przeciągle, przenosząc spojrzenie na Sekhme. Chyba w końcu mogłam zająć się na spokojnie jego ranami, a przy tym poświęcić część swojej uwagi na rozmyślanie nad tym nagłym zaginięciem. Zauważyłam, że mój pacjent także wyraził krztę zainteresowania tym tematem.
 - Więc wytłumaczysz mi, jak to się w ogóle stało? - Wróciłam do poprzedniego tematu.

Sekhme? Sumimasen! (/ω\)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz