sobota, 17 lutego 2018

Od Nexarona Do Yae "Ciekawe miejsce do odwiedzenia według Haku"

Petra z języka greckiego pétra, z arabskiego البتراء, al-Batrā co oznacza „skała”. Są to ruiny miasta Nabatejczyków, którego rozkwit miał miejsce w czasach antycznych, III w. p.n.e. do I w. n.e. Petra była wtedy stolicą królestwa Nabatejczyków. Znajduje się w południowo-zachodniej Jordanii. Położona jest w skalnej dolinie, do której prowadzi jedna wąska droga wśród skał – wąwóz As-Sik. Petra słynie z licznych budowli wykutych w skałach. Sami Nabatejczycy zwali Petrę Rqm (Rakmu), co oznacza „wielobarwna”.
Tyle mniej więcej znalazłby każdy, kto byłby zainteresowany wycieczką turystyczną do tego miejsca i postanowił poświęcić przynajmniej kilka minut na sprawdzenie jego w internecie. Nexaron'a nie można było jednak nazwać takim typowym turystą. Potrafił on co prawda docenić wartość kulturową, jakie to miejsce sobą reprezentowało, ale to nie ona skłoniła go, aby odwiedzić ten właśnie zabytek. Tak właściwie, to konkretne miejsce zostało mu polecone przez znajomego boga wędrowców jako miejsce "gdzie można się dobrze zabawić po zmierzchu". Nie był jednak pewien, czy dobrze go zrozumiał. Aby nie było żadnych wątpliwości, co miał przez to na myśli bóg dodam, że opisał to jako miejsce, gdzie "panuje czarna magia" i w którym naturalnie zwykły gromadzić się demony. Wspomniał nawet o kimś lub czymś, co można byłoby uznać za demona wysokiej rangi?
Sam fakt, iż boskie istoty wiedziały o takim miejscu i nic z nie robiły sprawił, że wilk uznał to miejsce za warte odwiedzenia przynajmniej raz za swego życia. Nawet jeśli trzeba było pokonać spory kawałek pustyni w palącym słońcu od ostatniego portalu nim się dotarło do kanionu. W związku z tym ubrał się też nieco lżej nim normalnie. Krótki rękaw miał zapewnić mu odpowiednią wentylację za dnia, długie spodnie i kurtka na razie przewiązana w pasie odpowiednio ogrzać w nocy, a ciężkie buty zadbać, aby nic go nieprzyjemnego niespodziewanie nie dziabnęło w stopę, oraz ograniczyć ilość piasku dostającą się do środka. Gdy w końcu dotarł do wejściu do wąwozu As-Sik słońce zaczynało powoli się chować, czyli w samą porę jak dla niego. Skrycie liczył na to, że mieszkańcy tego miejsca będą bardziej aktywny po zmierzchu. Gasząc więc pragnienie łykiem wody z butelki ruszył więc wąską ścieżką zadzierając przy tym głowę do góry, aby podziwiać niemal pionowe ściany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz