sobota, 24 lutego 2018

Od Soushiego CD Shiarou "Odbicie w krzywym zwierciadle"


Widziałem całą walkę Shiarou z sługusami czarnowłosego nekomaty, patrzyłem jak osobnik zbliża się do niej z scyzorykiem, bierze zamach, wtedy stanął czas a ze mnie zaczęły wyciekać ognie, chciałem ją ochronić, ale nie mogłem jak, nawet z pomocą mojej mocy nie dam rady jej uratować. Czas leciał wolno, ostrze już leciało w stronę mojej miłości, poczułem nienawiść i smutek jednocześnie z swojej bezradności, smutek zaczął zanikać a ostrze co raz bliżej było ciała, teraz został gniew, który ciągle rósł, poczułem uciekające zemnie płomienie i całe ciepło z blizny na piersi. Przed Tsume a na drodze ostrza stanęła końcówka skrzydła ogromnego niebieskiego phoenixa, czas zaczął poruszać się normalnie a ostrze spopieliło się poprzez kontakt z skrzydłem, właściciel ostrza sam się częściowo poparzył. Baru jak poparzony, dosłownie odskoczył dmuchając na rękę, a nieznajomi trzymający Shiarou od razu spostrzegli phoenixa który wylądował za plecami kobiety i kierował swoje obydwa skrzydła w nich i i ją. W ostatniej chwili uciekli z zasięgu ptaka, a skrzydła zamiast poparzyć ją po prostu ją oplotły i nie zamierzały ujść.
-Kolejna iluzja kundlu jeden?!- Spytał pełen gniewu nekomata.
-Ale to nie jest iluzja i to nie ja.- Zaprzeczyła zdziwiona Shiarou.
W tej chwili oczy dziewczyny skierowały się na mnie, patrzyła we mnie zszokowana, jedyne co w tej chwili mogłem zrobić to się uśmiechnąć. Sam nie wiedziałem o takich możliwościach swojego ciała, które było po urazie koszmarnej walki. Baru wraz z swoimi kolegami zaczął rozglądać się nad przyczyną poparzenia dłoni. Jego wzrok utknął na mnie, był pełen nienawiści i szału występującego u morderców, zaczął szperać po swoich kieszeniach w poszukiwaniu czegoś, zrezygnował i skierował się w moją stronę, klęknął przy mnie i zaczął mnie dotykać po plecach.
-No lisku, powiedz co zrobiłeś, bo inaczej będzie źle.
-Jeszcze raz spróbujesz ją zranić, a pożałujesz tracąc nie tylko skórę.
-Co mi niby zrobisz sierściuchu? Nie możesz sam wstać.
-Spróbuj to zobaczysz czy stracisz tylko skórę, czy całą dłoń.
-To miała być groźba? Teraz to ty możesz stracić niektóre części.
Gotowy na uderzenie od Baru i jego sługusów patrzyłem na Shiarou, zamiast spokojnie patrzeć zaczęła biegnąć w moją stronę a phoenix leciał nad nią machając skrzydłami. Baru już dotykał mojego ciała, gdy Shiarou wykonała jeden kopniak w jego plecy posyłając go za mnie. Jego koledzy z obawy przed phoenixem bali się zadać ciosu dziewczynie, ona ich po kolei zaczęła tłuc, Baru wyjął z tylnej kieszeni pistolet, strasznie podobny do tamtego. Wycelował i strzelił, kula zaczęła lecieć a ptak zniżył się do ziemi i leciał w stronę lecącej kuli, pożarł ją tym samym spopielając ją, nie przerywał swojego lotu, kierował się w stronę nekomaty, napastnik stał w miejscu nadal trzymając pistolet i strzelając z niego. Phoenix pożerał po kolei pociski i zaatakował końcem skrzydła pistolet Baru, przeciął go pozostawiając wciąż palący metal, Baru momentalnie rzucił broń na ziemię, złapał się za prawą dłoń i uciekł z kumplami. Phoenix zaczął lecieć w moją stronę, unosił się moment nade mną, wzleciał w niebo i spadał w dół wprost na mnie, Shiarou stanęła obok mnie próbując mnie ochronić, ptak zamiast ją zranić wleciał wprost we mnie, poczułem wielkie ciepło na klatce piersiowej. Stworzenie znikło a Tsume rzuciła się na mnie i przytuliła mnie, i pocałowała mnie po chwili w policzek.
-Co to było?
-Sam nie wiem, moja nowa moc?
-Nie strasz mnie tak więcej.
-Spróbuję.
Po moich słowach uwolniła mnie uścisku i pomogła mi wstać, przytuliła się do mojej ręki i spojrzała na mnie z uśmiechem.
-Gdzie byłeś?
-Jak będziemy u ciebie to ci wszystko wyjaśnię, dobrze?
Shiarou pokiwała tylko głową i zaczęła mnie ciągnąć w stronę swojego mieszkania. Przeszliśmy razem przez próg wejścia, to jej lokum ani trochę się nie zmieniło, usiadłem na łóżku i zacząłem się rozbierać z ubrań powyżej pasa.
-Co ty robisz?
-Zobaczysz.
Zdjąłem marynarkę, krawat i koszulę, teraz siedziałem z gołą klatką piersiową, patrzyłem w ścianę, nie chciałem patrzeć na Shiarou, ta blizna była częściowo moją oznaką słabości, poczułem ciężar na lewym kolanie i palec chodzący po moim ciele.
-Kto ci to zrobił i kiedy?
-Jakiś potwór i jak byłem w świecie ludzi na ochronie bogini, spokojnie żyję.
-Biedactwo.-Powędrowała palcami aż do mojego podbródka, złapała za policzki blokując wydostanie się z uścisku.-Jakoś ci tego bólu ulżę.
Pocałowała mnie namiętnie, zacząłem kierować swoją prawą rękę na jej pośladki, nagle zgiąłem się w pół z bólu blizny, oddech mi gwałtownie przyśpieszył.
-Wszystko dobrze Soushi?- Patrzyła na mnie zmartwiona.
Pokiwałem tylko głową, ona przybliżyła się do mnie i zaczęła delikatnie rozluźniać moje ciało. Ból mijał a dotyk dziewczyny był przyjemny, siły wracały, pewność siebie rosła z każdą sekundą, złapałem ją w ręce i stałem z nią w ramionach z łóżka.
-Pójdźmy do jednego miejsca może?
-Gdzie chcesz mnie zabrać lisku?
-Tam gdzie nie ogranicza nas ten wymiar.
-Czyli do świata ludzi?
-Chcę tam zawitać.
-Ale na krótko, nie chcemy chyba kłopotów.
-Spokojnie, obronię cię.
Ruszyliśmy w drogę do portalu, nadal miałem ją w swoich ramionach, jej cudowny zapach, tuż przed portalem puściłem ją, przeszliśmy trzymając się za ręce przez portal. Szliśmy przez miasto, następnie wychodząc z niego zawitaliśmy na wiejską dróżkę, spacerując patrząc się na siebie, coś znajomego podrażniło mój nos. Zza drzew pobliskiego lasku wyłoniły się tysiące akum, najbliższa z nich wyskoczyła na spotkanie mnie i Shiarou, byłem zbyt wolny tak samo ona, momentalnie poczułem chęć opieki nad Shiarou i pojawił się płonący ptak otaczający nas swoimi wielkimi skrzydłami, każda akuma spalała się jeśli uderzyła w niego, był jak bariera nie do pokonania. Kolejny raz te przeklęte akumy atakują, ziemia zaczęła mi uciekać spod nóg, upadłem na kolana.
-Dlaczego zawsze muszą się one pojawić.-Trzymałem się za głowę i leciały mi łzy z oczu.-Zawsze muszą mi sprawiać ból, zawsze pozostawią pamiątkę, a teraz chcą moją ukochaną uszkodzić, dlaczego?!
Moje myśli był jasne, smutek mnie przybijał bo zawsze ktoś cierpiał w moim towarzystwie, nie mogłem polegać w takich sytuacjach na innych wyłącznie na sobie. Podszedłem do skrzydeł, spróbowałem przejść przez nie, były jak ściana, możesz je uderzać, ale ich nie ruszysz. Waliłem dłoniami o tą ścianę, chciałem wyjść i uratować Shiarou, nie mogę pozwolić nawet na najmniejszą ranę na jej ciele, ugięły mi się kolana i poleciały mi wszystkie łzy nazbierane w oczach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz