piątek, 13 kwietnia 2018

Od Kiyuki'ego CD Niyumi "Papierowy żuraw"


Dlaczego to musiało się tak skończyć? Chciałem dla niej jak najlepiej... Pragnąłem ją bronić przed wszelkim złem, uszczęśliwiać przy każdej nadarzającej się okazji oraz wspierać, gdy najdzie na to potrzeba. Teraz niestety nie mogłem nic. To za daleko poszło... Bez pomocy kogoś z zewnątrz nie dam sobie rady. Miałem w prawdzie parę bóstw, których znałem i szanowałem, jednak tylko jedno z nich znało wystarczająco dobrze tą sprawę, by nie musieć jej na szybko opowiadać. Chodziło tu rzecz jasna o Aorine - Drobne bóstwo Nadziei o charakterystycznej kobiecej urodzie. Musiałem się z nim skontaktować i porozmawiać...może razem damy rade okiełznać Niyumi, a przy okazji oczyszczę umysł od negatywnych myśli. 
Miałem świadomość, że Lisica najprawdopodobniej nie ruszy się z pokoju, dlatego ruszyłem od razu w stronę świątyni czarnowłosego. Już z daleka mogłem dostrzec mały budynek na lekkim wzniesieniu. Wokół były jedynie ciemne rośliny, które otoczone zostały białymi kamieniami w celu rozjaśnienia kompozycji. Na ganku dostrzegłem lekki ruch należący do nieznanego mi chłopaka , który właśnie zamiatał piasek z jasnego drewna. Ciemnobrązowe włosy spięte miał w kucyk opadający na jego prawe ramię. Z daleka jednak rzucały się w oczy jego tęczówki- intensywne czerwone niczym róże. Przechyliłem lekko głowę na bok, gdy ten zmarłszy lekko brwi zapewne realizując , kim ja tak właściwie jestem i czemu zakłócam spokój tego miejsca.
- Kto ty? - Spytał podpierając się na miotle. Mogłem jedynie podejrzewać, że jest to chowaniec bóstwa Nadziei... a przynajmniej pasował do jego opisów.
- Kiyuki, bóstwo sprawiedliwości - przedstawiłem się i lekko skinąłem głową. Chowaniec broni jeszcze przez chwile bacznie mi się przyglądał, po czym burknął coś pod nosem wchodząc do wnętrza budynku. Nie musiałem długo czekać na przybycie czarnowłosego chłopaka o oczach niczym ocean. Miałem wrażenie, że spodziewał się mojej wizyty, choć pewnie tylko mi się wydawało.
Aorine zaprosił mnie do środka, gdzie mniej a więcej objaśniłem mu całą sytuację, jednak coś nam przerwało...i nie chodziło tu o broń bóstwa, który krzątał się bez celu po pomieszczeniu i lekko irytował niebieskookiego. W mojej głowie rozniósł się czyjś znajomy głos... uroczy, delikatny, a zarazem wystraszony. Wzywał o pomoc. Wiedziałem do kogo należy i to mnie najbardziej martwiło. Przeprosiłem na szybko Bóstwo nadziei i wróciłem do świątyni z nadzieją, że znajdę tam moją lisiczkę.
Pusto.
Musiała wyjść przez okno, albo gdy ja udałem się na rozmowę.
Nie wiedziałem dokładnie gdzie jest, lecz musiałem ją znaleźć, co wiązało się z pójściem za przeczuciem...a ono niestety mi podpowiadało, że udała się an ziemię.
- Nie dobrze... bardzo nie dobrze - wymruczałem pod nosem zachodząc do mojego pokoju w którym od paru dni , na szafce leży katana w białym pokrowcu zdobionym złotymi elementami. Zdobyłem go na mieście, w celach obronnych...w końcu czasami musiałem schodzić na ziemię , gdy Niyumi nie wyłaniała się z pokoju. Bez broni wolałem nie chodzić po świecie ludzi w szczególności, że ta katana parę razy przydała się do samoobrony. Przyczepiłem ją do paska i jak najszybciej zwróciłem się w stronę portalu. Szybka podróż wyniosła mnie za miasto... niedaleko była drobna polana z niewielką ilością drzew. Miałem złe przeczucia co do tego sądząc po panującej ciszy... zero ptaków, nawet wiatr zamilkł. Jedynymi dźwiękami była trawa w której się coś poruszało. Wyciągnąłem katanę z pochwy i ruszyłem w stronę jednego z drzew pod którym zauważyłem drobne postacie... jednak z nich należała do jaszczurzego Youkai, a druga do Niyumi .
Przenajświętszy ojcze... czy one nie mogą się uspokoić już?
Westchnąłem zrezygnowany , a zarazem gotowy na najgorsze. Akumy były w pobliżu, a dziewczyny pewnie znów będą drzeć ze sobą koty. Musiałem działać szybko, by ściągnąć je z powrotem do Kami no Jigen...w innym wypadku mogłoby się to skończyć tragicznie dla całej naszej trójki. Byłem już niedaleko, gdy nagle wszystko ucichło.
Zbyt gwałtownie.
Zdecydowanie zbyt gwałtownie jak na taką sytuację.
Lisiczka spojrzała na mnie z lekką iskierką, której nie potrafiłem bliżej określić. Nadzieja? Radość? Strach? Jej uszka powoli opadły, a ja poczułem dziwny powiew wiatru na karku, któremu towarzyszyły dźwięki typowe dla oddychania. Nie zdążyłem nawet zareagować, gdy wielka łapa wbiła mnie w ziemię i odebrała zdolność do jakiegokolwiek ruchu. Katana wypadła mi z dłoni , przez co znów znałem się bezbronnym bóstwem , które nigdy nie może sobie poradzić bez pomocy chowańca.
Bezużyteczny .... Żałosny .... Bezbronny
Zagryzłem wargę odganiając czym prędzej od siebie te myśli. Dlaczego w takich chwilach pojawiały się w mojej głowie? Tak znikąd... Dlaczego ten cały "cień" nie chciał zostawić mnie w spokoju choćby w takich chwilach?
Korzystając z chwili, gdy Akuma chciała mnie złapać w zęby zdejmując przy tym łapę , przeturlałem się w bok łapiąc moją broń by po chwili wbić ją w brodę potwora.
- Niyumi pomóż! - Zawołałem , choć lisiczka nie ruszyła się nawet o krok. Spojrzałem na nią błagalnie, lecz to co zobaczyłem na jej twarzy, było tym czego nigdy bym się nie spodziewał. Chytry , a zarazem zadowolony uśmiech gościł na jej ustach, a w jej oczach można było zauważyć zaciekłość, która niestety nie wiązała się z próbą ocalenia mnie.
Zdradziła cię 
- Nie.... -  Szepnąłem cicho. Nie mogłem w to uwierzyć... to była pułapka? Na mnie? Chciała mnie tu specjalnie ściągnąć, bym trafił prosto w szpony Akum? Nie... nie nie nie nie.... nie ... to nie mogła być prawda. Ona nie mogłaby tego zrobić nikomu ... jest za słodką istotką, nawet po ostatnich zdarzeniach w moim sercu nadal jest ta samą osobą.
Ty naprawdę jesteś naiwny ...
Poczułem napływające do oczu łzy, które zniknęły wraz z nagłym atakiem dwóch mniejszych akum przypominające psy z dziwnymi maskami na twarzy. Jeden z nich wgryzł mi się w ramię, a drugi w łydkę próbując mnie jednocześnie wywalić. Mimo bólu i powoli ściekającej krwi ze splugawionej rany musiałem walczyć .... sam. Miałem marne szanse biorąc pod uwagę fakt, że akum przybywało, jak byłem już poturbowany, a Niyumi jak i drugi youkai nadal obserwowały moje zmagania.
Poddaj się w końcu 
Odepchnąłem kolejną akumę , która spróbowała się na mnie rzucić. One nie odpuszczały, a ja nie mogłem ich unieszkodliwić. Nie miałem mocy, ani boskiego oręża ...Nic nie świadczyło o tym, że nadejdzie jakiś ratunek ze strony jakiegoś innego bóstwa lub chowańca. Opadałem coraz szybciej z sił, a niektóre z akum powoli zaczęły się wycofywać. Podparłem się na katanie, by jakoś ustać na nogach obserwując jak ostatnie stworzenia znikają w mroku nocy zostawiając mnie sam na sam z dwoma duszami. Spojrzałem na nie akurat w chwili, gdy Niyumi powoli zaczęła do mnie podchodzić szurając przy tym ostrzem po ziemi. Miałem złe przeczucia, lecz ciągle jak głupi trzymałem się przekonania, że po prostu się do mnie przytuli i wszystko wróci do normy. Niestety jej oczy mówiły co innego - płonęły nienawiścią i pragnieniem krwi... niestety mojej krwi.

<Niyu?>

1107 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz