Odruchowo zamachałam ogonem, zadowolona z pieszczoty, szybko jednak sobie przypomniałam, ze to ani nie Kiyuki, ani nikt kto miałby prawo tutaj przebywać. Strąciłam rękę ze swojej głowy i postąpiłam krok w tył, mierząc Yuudai'a złowrogim spojrzeniem.
- To bez znaczenia, nie masz prawa tu przebywać. - Warknęłam, strzygąc przy tym uszami. Mężczyzna nie wyglądał, jakby w jakimkolwiek stopniu się tym przejął. Jedynie zbliżył się do mnie i chciał przyłożyć rękę do mojego policzka, ale w pory schyliłam się i przemknęłam obok niego, stając spoty kawałek od niego.
Nie wyglądał na kogoś kto da się wypchnąć z tego miejsca, więc ostatecznie musiałam przystać na jego obecność. Zresztą po przemyśleniu sprawy, doszłam do wniosku, że Yuki nie byłby zachwycony, gdyby usłyszał, że wykopałam z jego świątyni kogoś kto potrzebował schronienia. Z drugiej strony, Kiyuki nie potrafi się złościć, więc co mi niby szkodzi?
Warknęłam pod nosem, wywracając przy tym oczyma. Mimo wszystko wypadało zachować się.... Jakoś. Z klasą, tak jakbym zachowywała się, gdyby Kiyuki to był. Gdyby Kiyuki tu był, ten gość nie dotknąłby mnie nawet palcem.
- Niyumi, jeśli już musisz wiedzieć. - Powiedziałam, stając jak na baczność i mierząc go badawczym spojrzeniem. - Ostatecznie mogę się zgodzić, żebyś tu spał, ale tylko tam. - Wskazałam dłonią miejsce obok ołtarza. - I ani kroku stamtąd, bo gorzko tego pożałujesz.
Warknęłam głośno na koniec, wskazując na niego ostrzem wodnego miecza. Szczerze wątpiłam, żeby przejął się moją groźbą, ale lepiej dla niego, żeby jednak wziął ja na poważnie. Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam wolnym krokiem do swojego pokoju, zostawiając za sobą lekko uchylone drzwi, by słyszeć wszystko wyraźnie, gdyby nieproszony gość zechciał zwiedzać wnętrze świątyni w miejscach, których widzieć nie powinien.
Usiadłam na posłaniu, spoglądając za okno i wzdychając ciężko. Brak bóstwa Sprawiedliwości kuł mnie w sercu, przy nim czułam się dużo lepiej, nie wspominając już o tym spokoju, który odczuwałam, kiedy mogłam zawsze mieć na niego oko. Kiedy mogłam być w stu procentach pewna, że jest bezpieczny i nic a nic mu nie grozi. Westchnęłam cicho i przewróciłam się na bok, kładąc na brzuchu z oklapniętymi uszami. Nie lubiłam zostawać sama...
Zacisnęłam palce na zimniej rękojeści lodowej katany, która powstała w mojej dłoni. Nie chciało mi się już szukać tej metalowej, a wolałam mieć coś tuż pod ręką w razie w. Zamknęłam powoli oczy, strzygąc ostatni raz uszami. Nie ruszysz się na krok bez mojej wiedzy.
Yuudai?
Słów 401
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz