niedziela, 8 kwietnia 2018

Od Kiyuki'ego CD Niyumi "Papierowy żuraw"


Złe sny, a w nich szkarłatne oczy otoczone ciemnością. Naprawdę było źle... nie ważne jak bardzo starałem się nie myśleć o całej tej sprawie, to i tak nie potrafiłem w spokoju przespać nocy. Budziłem się przynajmniej raz na jakieś dwie godziny oblany zimnym potem, a zarazem przyspieszonym biciem serca. Nie panowałem nad tym .... potrzebowałem pomocy... tak samo jak Niyumi, która zamknęła się przed otaczającym ją światem, a zarazem przede mną - osobą , która chce ją teraz ochronić, pomóc, pocieszyć, by tylko nie czuła pustki w sercu, a zarazem poczucia winy. Niestety , każda moja próba nie przynosiła chociaż najmniejszej poprawy.... nie podnosiła na mnie nawet wzroku, choć tak bardzo brakowało mi tych iskierek radości, które pojawiały się za każdym razem gdy byłem w pobliżu, jej delikatnych rumieńców, gdy powiedziałem coś, co ona odebrała na swój sposób, oraz chwil, kiedy była blisko mnie, a ja miałem okazje wziąć ją na kolana, bądź przytulić.
Minął dokładnie tydzień od tamtego feralnego dnia, który nie powinien nadejść. Wciąż nie wiedziałem jak do niej przemówić, by nie skończyło się to zwyczajną ciszą jak to było za każdym razem. Tego dnia jednak musiałem zająć się nieco innymi sprawami... ważniejszymi nawet od modlitw, które musiałem jakoś spełniać ryzykując nieco schodzeniem na ziemię. Wezwał mnie jednak ojciec .... sam stwórca tego wymiaru. Nie wiedziałem co chciał mi przekazać, lecz nie mogłem tak po prostu tego zignorować. Udałem się do centrum miasta, by tam stanąć na moście prowadzącym do pięknego białego budynku, który zasługiwał nawet na miano pałacu. Moja świątyni przy tym była malusia i prosta, lecz nawet gdybym miał okazje , nie zamieniłbym jej na nic innego.  Za dużo wspomnień się z nią wiązało, a zarazem idealnie pasuje do otaczającego ją krajobrazu. Pewnym krokiem przeszedłem przez drzwi, które prowadziły do wielkiego holu. Ozdobne krzewy i fontanny nadawało temu miejscu majestatyczny wygląd, a zarazem spokój i harmonie, która tak bardzo ceniłem. Jednak nie przyszedłem tu, by wyciszać się... powoli zacząłem wspinać się po schodach prowadzących na najwyższe piętro, gdzie zamieszkiwał ojciec. Miałem wrażenie, że droga nie miała końca...schodek po schodku, a ja wciąż nie mogłem dotrzeć na sam szczyt.
Dlaczego więc nie zawrócisz? 
Zatrzymałem się czując jak wszystkie moje mięśnie się spinają. To nie była modlitwa, ani głos stwórcy... ten głos należał do nikogo innego, jak do mnie...tyle, że nigdy ja bym o tym nie pomyślał. Zagryzłem wargę i zacisnąłem dłonie w pięść... nie... nie zawrócę choćbym miał się tak wspinać w nieskończoność. Przyspieszyłem kroku docierając w końcu do kolejnych drzwi, które same się otworzyły.
Znalazłem się na czymś w rodzaju tarasu otoczonego kolumnami przytrzymującymi dach. Wiatr rozwiał lekko moje włosy przedzierając się przez szczeliny przymuszając mnie do przymknięcia oczu. Jednak gdy je otworzyłem mogłem dostrzec świetlistą sylwetkę patrzącą na widok rozciągającego się miasta oraz otaczających je terenów dzikich, jak i rolnych.
- Wzywałeś , ojcze? - Lekko się ukłoniłem przykładając prawą dłoń do serca.
- Nie musisz tak formalnie się do mnie zwracać - W jego głosie mogłem wyczuć ciepło, które koiło wszelkie nerwy, a jednocześnie działało pocieszająco. Wszystkie moje zmartwienia na chwile opuściły moją głowę, więc mogłem w końcu nieco odpocząć.
- Przepraszam - Wyprostowałem się uśmiechając do postaci, która gestem dłoni zachęciła mnie do zbliżenia się. Stanąłem obok niej przyglądając się uliczką miasta po której akurat szła grupka młodych youkai w wieku szkolnym. Nauczycielka z trudem poskramiała ich rozbrykane charakterki i co chwila musiała kogoś pouczać.
- Pewnie domyślasz się w jakiej sprawie cię wezwałem - Mogłem przysiąść, że teraz patrzy się na mnie, choć ja nie mogłem spojrzeć mu w oczy.
- Mogę się jedynie domyśleć, że chodzi o sprawę tamtego chłopaka sprzed tygodnia.... - Spuściłem wzrok na moje odbicie w posadzce. Z łatwością mogłem dostrzec lekkie cienie pod oczami, które wyróżniały się na mojej porcelanowej karnacji.
- To jest jedynie połowa, tego co chce poruszyć - Nieco się zdziwiłem na te słowa. Coś jeszcze? - Sprawa Patrica jest jedynie początkiem wszystkiego ....
Zmarszczyłem nieco brwi próbując zrozumieć słowa Najwyższego, jednak nic a nic nie przychodziło mi do głowy. Początkiem wszystkiego ... owszem, że wszystko się zaczęło od tego wypadku... Problemy z Niyumi, z moją osobowością...wszystko się zawaliło przez ten jeden wypadek.
Czy mogłem zapobiec całej tej tragedii? 
- Odpowiedź na swoje pytania znajdzie niebawem...niestety w tym nie mogę ci pomóc. Jesteś samodzielnym tworem, z własną wolą i z własną przyszłością, którą możesz ukształtować. To jak się ona potoczy zależy jedynie od ciebie - w Tej chwili świetlista dłoń znalazła się an moim sercu. Nie miałem więcej pytań ... Bóg miał racje. Zepsułem tyle rzeczy, więc powinienem je jakoś teraz naprawić...mimo , że nie mam szans przywrócić tamtego chłopaka do życia, muszę jakoś odzyskać moją niezastąpioną Yumi. 
- Jednak pamiętaj. Twoje ciało skrywa dwie dusze, które bez siebie by nie istniały. Są jak Yin i Yang...zachowują harmonię i zastępują się, gdy druga nie daje rady. Jesteś światłem, a w środku skrywasz mrok. Pewnie już o tym wiesz, jednak muszę cię przed tym ostrzec, gdyż jeżeli "cień" przejmie kontrolę, już nigdy "światło" może nie odzyskać kontroli. 
~~~*~~~
Opuściłem świątynie najwyższego kierując się od razu na główny rynek. Musiałem zrobić drobne zakupy zanim wróciłbym do świątyni i zajął się resztą modlitw przychodzących z ziemi. W głowię miałem jednak ostrzeżenie bóstwa przed cieniem... dobrze wiedziałem, że mam drugie oblicze, które teraz zaczęło się lekko objawiać. Nigdy jednak nie wiedziałem dlaczego tak się działo.
Przechodząc jedną z uliczek w stronę zaufanego straganu do moich uszu doszły dźwięki kłótni. W Kami takie rzeczy są rzadkością, a w szczególności w samym centrum miasta, dlatego wolałem się upewnić co się właściwie dzieje i w razie czego powstrzymać rozjuszone duchy przed broń boże rękoczynem. Wbrew pozorom zwierzęce youkai jak i poniektóre youkai posiadają wrodzone moce, które użyte na kimś mogą zrobić nie małą krzywdę. Idąc za głosami i szeptami innych mieszkańców dotarłem do źródła.  
- Co ty odwalasz? Oszalałaś do końca!? - Wrzasnęła powalona blondynką próbując zepchnąć jaszczurczym ogonem swoją napastniczkę. Drobna sylwetka którą tak dobrze znałem właśnie przygniatała jaszczurzycę trzymając w dłoni błękitny sztylet. Przed dźgnięciem w serce dzieliło ją niewiele, lecz blondynka wydawałabyś się nieco silniejsza , przez co jakoś dawała rade odpierać broń.
- Niyumi.... ? - Zamrugałem nieco zdezorientowany. Pierwszy raz widzę moją małą lisiczkę w takim stanie ... co się teraz tak właściwie stało?
- Panie... niech pan ją powstrzyma - Za moją szatę pociągnął youkai kapiara , który najwidoczniej domyślił się, że jestem jakoś związany z białowłosą. Zagryzłem wargę i wyszedłem przez tłum gapiów by złapać kitsune za kołnierzyk i odciągnąć ją od poszkodowanej. 
- Niyumi! - Warknąłem wkurzony, gdy chowaniec zaczął się wierzgać i celować we mnie wodnym sztyletem. Nie mogłem dłużej tego tolerować... nie chciałem by do takiej sytuacji kiedykolwiek doszło... nie chciałem nigdy używać tego drobnego elementu pozwalającego mi panować nad nią... jednak użycie "Posłuszeństwa chowańca" było tu na miejscu inaczej ktoś mógłby zostać ranny - Przestań! - Rozkaz był krótki, jasny i stanowczy, przez co ciało lisiczki od razu się zatrzymało. 
Byłem wkurzony na nią , jak i na siebie za to, że wcześniej nie zrobiłem czegoś więcej....że nie przymusiłem jej do rozmowy...że nie przytuliłem jej do siebie. Musiała sama sobie poradzić, choć powinna mieć moje wsparcie. Nie sprawdziłem się jako dobre bóstwo, gdyż dopuściłem do tego incydentu, który na pewno nie szybko pójdzie w zapomnienie. 
- Ona oszalała! Zaszła mnie od tyłu z nożem i chciała zabić! To wariatka - Jaszczurzyca podniosłą się z ziemi i wytarła strużkę krwi z lekko rozciętego policzka. - Powinieneś ją bardziej pilnować, a przede wszystkim wyszkolić. 
- Zamilcz.... - Miałem dość takiego gadania. Posłałem jej ostrzegawcze spojrzenie, na co ona jedynie prychnęła i cofnęła się o krok. - Nie waż się powiedzieć słowa o tym co tu było... a przede wszystkim nie waż się wchodzić w życie mojego chowańca . W innym wypadku znajdę cię. - Mój głos stracił lekko na wściekłości... stał się spokojniejszy , a przede wszystkim śmiertelnie poważny. Czułem, że miałem po prostu dość tego wszystkiego... chciałem wrócić do domu i zakończyć to wszystko raz na zawsze, by nikt już nie cierpiał. Jednak to było poza moją mocą.... 
- Wracamy do świątyni.... - burknąłem puszczając lisiczkę wiedząc, że już nic nie zrobi. 

<Niyumi?> 

1351 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz