- Dziękuję Ash.. - skłonił się lekko, co w jego stanie wyglądało to.. Dosyć poważne, nie to żebym się przejmował tym chodzącym bucem, który pozwolił mi nawiązać z nim ten walony kontrakt. Ale.. - Za ratunek ... i za ogół.- Dokończył po czym bez ostrzeżenia runął na ziemię.
Cały pokój tego dzieciaka wyglądało jak pobojowisko, nie miałem z tym nic wspólnego oraz nie chciałem. Aorine leżał na ziemi, cały uwalony w swojej krwi. To była idealna szansa na ucieczkę, jakże nie mogłem z tego skorzystać. Uśmiechnąłem się do siebie, wkładając dłonie do kieszeni. Ruszyłem do progu pokoju, w drzwiach zaś się zatrzymałem. Złapało mnie coś w rodzaju sumienia? Czyżby nieprzytomny bożek umiał mną sterować.? Nie, niemożliwe.. To chyba była moja własna wola. Minęła dobra chwila zanim to nie wróciłem się do "zwłoka" Obejrzałem go dokładnie z każdej strony, za dobrze to on nie wyglądał. Będzie mi winny tak cholernie wielki dług.. Nie odpuszczę mu, nie ma mowy. Wziąłem strasznie głęboki wdech, mężczyzna okazał się lżejszy niż w rzeczywistości myślałem. A ten jeszcze krzyczał, że ja jestem ślepy. No przepraszam bardzo, ale skoro facet wygląda jak dziewczyna to serio musi być z nim coś nie tak. Nieprzytomny został przełożony przez ramię, dzięki takiej pozycji miałem o wiele bardziej swobodne ruchy. Mogłem się szybciej poruszać. Szybko wyszedłem z domu tej rodziny, mam nadzieje że już nigdy nie będę musiał chodzić z tym debilem na zlecenia. Właśnie, mogę poprosić o rozwiązanie kontraktu skoro teraz nawet nie wie co się dzieje. W ten sposób oboje sobie wyświadczymy przysługę, a jeden pomoże drugiemu. Tak. To jest plan doskonały. Nie wytrzymam z nim ani chwili dłużej, nie będę niczyim służącym.
~~*~~
Droga do świątyni Aorine była dosyć długa i wyczerpująca, odetchnąłem z ulgą kiedy stanąłem w jej progu. Wszedłem do środka, potem do pokoju boga, gdzie położyłem go na łóżku. Obszedłem całą świątynie wzdłuż i wszerz, dopiero w łazience znalazłem interesujące mnie materiały. Obładowany wróciłem do miejsca spoczynku bożka. Zabrałem się do pracy, w końcu ktoś musiał to zrobić inaczej debil się wykrwawi i wierzący stracą bóstwo.. Nie żeby mnie to coś obchodziło, ale nie chce potem dostać opierdolu, że mu nie pomogłem.
Całe to zawijanie i opatrywanie tego zioma potrwało dobre dwie godziny. Namęczyłem się przy tym cholernie. Wyrzuciłem brudne rzeczy to śmieci, żegnając się z tą świątynią. Cieszyłem się, że nie zobaczę jej już nigdy w życiu, jednak.. Moje burczenie w brzuchu zatrzymało mnie na jej progu. Po dosyć długim zastanowieniu się wróciłem do środka i poszedłem do kuchni. Zacząłem wyjmować wszystkie rzeczy z szafek, chcąc przekąsić coś w szybkim tempie. Widziałem tylko przyprawy i ryż.. ryż.. więcej ryżu... No cóż, ugotuje sobie coś. Nie będę przecież z pustym żołądkiem latał. Bez zbędnego pieprzenia zabrałem się za przyrządzanie posiłku. Po godzinie leżałem rozwalony na sofie, zjadłem chyba mu wszystko co miał. Brzuch miałem pełen, chciało mi się cholernie spać.. Moje oczy robiły się senne, powieki same opadały. Ugh, w sumie godzinka albo dwie mi nie zaszkodzą. Wątpię że Ao do tego czasu się obudzi..
- No to.. dobranoc- szepnąłem do siebie, tuląc się do jednej z poduszek.
Ao ?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz