Patrzyłem z podziwem na wysprzątaną świątynię. Jednak polecenia wydane przez bóstwa mają potężną moc zmieniania leni w pracusiów, lecz.. mimo to czułem się po prostu źle. Nie chodzi tu o rany jakie odniosłem podczas ostatniego zlecenia. Czułem po prostu wielkie wyrzuty sumienia, że zmieniłem się w takiego potwora tylko po to by dać mu nauczkę. To nie w moim stylu by tak kogoś dręczyć....nawet Asher nie zasługiwał na to. Zakląłem pod nosem na siebie. Co się ze mną tak właściwie stało? Rozumiem, że jestem podatny na zbyt silne emocje, lecz nie spodziewałem się, że złość też do tego się zalicza. Musiałem to jakoś naprawić, ale to dopiero po tym jak chowaniec wróci do domu.
- Jak ja go przeproszę... - Mruknąłem pod nosem, lecz to pytanie było kompletnie bez sensu. Zwykłe przepraszam mu nie wystarczy... oleje je na pewno. Jedyna rzecz jaka by go uszczęśliwiła to zerwanie kontraktu, jednak nie wiedziałem jednak jak to zrobić. - Świetnie...wplątałeś się znów w jakieś bagno bo nie umiesz żyć w spokoju.... - Syknąłem po chwili i walnąłem się na kanapę.
Była już zimna, lecz wyraźnie wyczuwałem zapach chłopaka. W końcu jako jedyny jej używał, bo ja jakoś nie miałem okazji. Zacisnąłem ręce na poduszczę i się do niej przytuliłem próbując cokolwiek wymyślić. Nic jednak mi nie przychodziło do głowy, nie licząc opcji ze spytaniem się kogoś jak rozwiązać pakt. Nie byłem jednak do tego przekonany. Czy dałbym radę znów żyć sam? Mimo, że Asher nie przebywał ze mną zbyt długo... źle bym się czuł wśród ciszy.
Westchnąłem zrezygnowany i zamknąłem oczy wtulając buzie w poduszkę, która również na sobie miała zapach ciemnowłosego. Chciałem na chwilę się zdrzemnąć by stłumić wyrzuty sumienia, lecz nagłe kłucie w okolicach karku szybko mnie rozbudziło. Złapałem się za bolące miejsce nie ogarniając zbytnio co się dzieje... ból się nasilał, a ja zwinąłem się w kłębek, jakby to coś miało pomóc. Ból jednak nie ustawał, a ja zacząłem się martwić czy to wina starcia z Akumą. Pozbyłem się przecież całej narośli, więc co jest nie tak?
Asher...
Zerwałem się szybko na nogi, choć nie było to dobrym pomysłem. Ból nadal był silny, a połączenie z zawrotami głowy prawie zwaliło mnie z nóg. Nie mogłem jednak zwlekać. Poszedłem do siebie by się ubrać i zabrać katanę, gdyż nie wiadomo czy nie będzie potrzebna. W prawdzie był tam Ash, ale wolałem go nie przyzywać jeżeli będzie w zły stanie. Spłacę przy okazji swój dług o ile sam się nie wyplątał z kłopotów.
Ruszyłem na ziemię , lecz gdy tylko ujrzałem panoramę miasta zdałem sobie sprawę, że on mógł być dosłownie wszędzie. Okolice sklepu to były ostatnie miejsca, gdy bym się spodziewał, więc nie chciałem ich sprawdzać by oszczędzić sobie czasu. Musiałem go znaleźć. Ruszyłem szybko przed siebie uważając na ludzi i co jakiś czas łapiąc się za kark. Była małą szansa, że będzie wśród tłumu lub na głównej ulicy, więc skręciłem w bok - na bardziej ciemne i opuszczone, które znajdowały się między kamienicami. Zmarszczyłem nos czując odór śmieci i zgnilizny. Jak ludzie mogli żyć w takim świecie? Wróć... jak można było dopuścić, by ich świat tak wyglądał. To jest ohydne. Ostrożnie stawiałem kroki by na coś nie nadepnąć, a ostatecznie prawie wpadłem na bezdomnego kota, który na mnie prychnął. Biedne stworzenie, które pewnie nie ma łatwego życia tu.
- Micah, trzymaj go. Teraz moja kolej - Zgłębiałem się coraz dalej, aż udało mi się usłyszeć głos jakiegoś mężczyzny. Wychyliłem się za rogu spoglądając na rosłego mężczyznę... z opuszczonymi spodniami. Skrzywiłem się na sam widok jego nagiego tyłka , lecz to nie on najbardziej mnie interesował. Widziałem kawałek czarnego materiału i ciemnobrązowe włosy..,nic więcej, bo zasłaniano mi widok półksiężycami. Nie miałem pewności, czy to on, więc nie wychodziłem z ukrycia. Minęła chwila, gdy drugi z gości złapał ofiarę za ręce , pośladkowiec się odsunął.
Boże przenajświętszy... to jednak był Asher.
Poczułem, jak znów podnosi mi się ciśnienie, lecz tym razem nie była to wina broni. Ludzie to jednak w większości paskudne istoty... dobrze, że nie wszyscy mają dostęp do naszego pięknego wymiaru...tylko jakim u licha sposobem znalazł się tam Ash? Może to wypadek ... oby.
Odpiąłem pochwę katany od pasa, lecz nie wysuwałem ostrza. Jeszcze ich zabije przez przypadek, a tego bym raczej nie chciał....raczej....
- Ej panowie... - Odezwałem się zwracając przy tym uwagę na moją osobę. Dwóch ludzi spojrzało na mnie pytająco, po czym uśmiechnęli się w paskudny sposób wywołując u mnie kolejne skrzywienie w tym dniu.
- A kogo my tu mamy... Jakąś śliczną dziewkę - Odezwał się brunet. Dziewkę? No błagam... nie znowu.
- ON jest mój , więc łapy precz - Zgromiłem ich spojrzeniem. Ao nie... nie kłócimy się z głupimi ludźmi o twoją płeć. Wystarczy, że najbliżsi znają prawdę.
- A co taka lalka może nam zrobić? - Dostrzegłem jeszcze jednego mężczyznę, który niepostrzeżenie znalazł się za mną. - Szczególnie taką wykałaczką. Może pokażemy ci prawdziwe miecze, co? - Chciał zabrać mi broń, lecz w tej chwili dostał z łokcia w podbródek. Jego głowa odleciała do tyły z lekkim trzaskiem...oho... chyba za dużo siły w to poszło. Upadł na plecy oszołomiony, ale żył. Z Ust poleciała mu stróżka krwi świadcząca o ty, że prawdopodobnie przegryzł sobie wargę, lub język. Nie moja sprawa z resztą. Skupiłem się ponownie na dwóch facetach przy moim chowańcu.
- Ty mała Dziw...
- Nawet nie waż się mnie tak nazywać - Mój ton zrobił się nagle śmiertelnie poważny. Nie miałem zamiaru się z nimi bawić...chciałem po prostu zabrać stąd szybko Ashera.
Światła latarni na chwile zgasły dając mi przy tym szanse na szybki i skuteczny atak. Dwa ciosy, i dwójka nieprzytomnych mężczyzn którzy po chwili leżeli na zimnym betonie. Przypiąłem z powrotem broń do pasa, gdy wróciło światło. Ból w karku powoli ustawał, lecz nadal tam był...
- Asher...ja... - Zacząłem, ale zamilkłem. Przepraszam? To najgłupsze słowo w takiej chwili. To przeze mnie znalazł się w tej sytuacji. Gdyby nie ja... nie cierpiał by i a przede wszystkim nie upokorzyłby się aż tak bardzo. Tym razem to ja ponosiłem całą winę.
Zagryzłem wargę czując łzy lecące po moich polikach. Moje barki same zadrżały przez niekontrolowany szloch.
- Ja... przepraszam... Jestem złym bóstwem... możesz mnie teraz wyzwać jakkolwiek chcesz... nie krępuj się - Załgałem padając na kolana wycierając łzy, które teraz przypominały rzekę. Nie potrafiłem nad tym zapanować.... i pewnie nigdy mi się nie uda.
<Ash? >
- Jak ja go przeproszę... - Mruknąłem pod nosem, lecz to pytanie było kompletnie bez sensu. Zwykłe przepraszam mu nie wystarczy... oleje je na pewno. Jedyna rzecz jaka by go uszczęśliwiła to zerwanie kontraktu, jednak nie wiedziałem jednak jak to zrobić. - Świetnie...wplątałeś się znów w jakieś bagno bo nie umiesz żyć w spokoju.... - Syknąłem po chwili i walnąłem się na kanapę.
Była już zimna, lecz wyraźnie wyczuwałem zapach chłopaka. W końcu jako jedyny jej używał, bo ja jakoś nie miałem okazji. Zacisnąłem ręce na poduszczę i się do niej przytuliłem próbując cokolwiek wymyślić. Nic jednak mi nie przychodziło do głowy, nie licząc opcji ze spytaniem się kogoś jak rozwiązać pakt. Nie byłem jednak do tego przekonany. Czy dałbym radę znów żyć sam? Mimo, że Asher nie przebywał ze mną zbyt długo... źle bym się czuł wśród ciszy.
Westchnąłem zrezygnowany i zamknąłem oczy wtulając buzie w poduszkę, która również na sobie miała zapach ciemnowłosego. Chciałem na chwilę się zdrzemnąć by stłumić wyrzuty sumienia, lecz nagłe kłucie w okolicach karku szybko mnie rozbudziło. Złapałem się za bolące miejsce nie ogarniając zbytnio co się dzieje... ból się nasilał, a ja zwinąłem się w kłębek, jakby to coś miało pomóc. Ból jednak nie ustawał, a ja zacząłem się martwić czy to wina starcia z Akumą. Pozbyłem się przecież całej narośli, więc co jest nie tak?
Asher...
Zerwałem się szybko na nogi, choć nie było to dobrym pomysłem. Ból nadal był silny, a połączenie z zawrotami głowy prawie zwaliło mnie z nóg. Nie mogłem jednak zwlekać. Poszedłem do siebie by się ubrać i zabrać katanę, gdyż nie wiadomo czy nie będzie potrzebna. W prawdzie był tam Ash, ale wolałem go nie przyzywać jeżeli będzie w zły stanie. Spłacę przy okazji swój dług o ile sam się nie wyplątał z kłopotów.
Ruszyłem na ziemię , lecz gdy tylko ujrzałem panoramę miasta zdałem sobie sprawę, że on mógł być dosłownie wszędzie. Okolice sklepu to były ostatnie miejsca, gdy bym się spodziewał, więc nie chciałem ich sprawdzać by oszczędzić sobie czasu. Musiałem go znaleźć. Ruszyłem szybko przed siebie uważając na ludzi i co jakiś czas łapiąc się za kark. Była małą szansa, że będzie wśród tłumu lub na głównej ulicy, więc skręciłem w bok - na bardziej ciemne i opuszczone, które znajdowały się między kamienicami. Zmarszczyłem nos czując odór śmieci i zgnilizny. Jak ludzie mogli żyć w takim świecie? Wróć... jak można było dopuścić, by ich świat tak wyglądał. To jest ohydne. Ostrożnie stawiałem kroki by na coś nie nadepnąć, a ostatecznie prawie wpadłem na bezdomnego kota, który na mnie prychnął. Biedne stworzenie, które pewnie nie ma łatwego życia tu.
- Micah, trzymaj go. Teraz moja kolej - Zgłębiałem się coraz dalej, aż udało mi się usłyszeć głos jakiegoś mężczyzny. Wychyliłem się za rogu spoglądając na rosłego mężczyznę... z opuszczonymi spodniami. Skrzywiłem się na sam widok jego nagiego tyłka , lecz to nie on najbardziej mnie interesował. Widziałem kawałek czarnego materiału i ciemnobrązowe włosy..,nic więcej, bo zasłaniano mi widok półksiężycami. Nie miałem pewności, czy to on, więc nie wychodziłem z ukrycia. Minęła chwila, gdy drugi z gości złapał ofiarę za ręce , pośladkowiec się odsunął.
Boże przenajświętszy... to jednak był Asher.
Poczułem, jak znów podnosi mi się ciśnienie, lecz tym razem nie była to wina broni. Ludzie to jednak w większości paskudne istoty... dobrze, że nie wszyscy mają dostęp do naszego pięknego wymiaru...tylko jakim u licha sposobem znalazł się tam Ash? Może to wypadek ... oby.
Odpiąłem pochwę katany od pasa, lecz nie wysuwałem ostrza. Jeszcze ich zabije przez przypadek, a tego bym raczej nie chciał....raczej....
- Ej panowie... - Odezwałem się zwracając przy tym uwagę na moją osobę. Dwóch ludzi spojrzało na mnie pytająco, po czym uśmiechnęli się w paskudny sposób wywołując u mnie kolejne skrzywienie w tym dniu.
- A kogo my tu mamy... Jakąś śliczną dziewkę - Odezwał się brunet. Dziewkę? No błagam... nie znowu.
- ON jest mój , więc łapy precz - Zgromiłem ich spojrzeniem. Ao nie... nie kłócimy się z głupimi ludźmi o twoją płeć. Wystarczy, że najbliżsi znają prawdę.
- A co taka lalka może nam zrobić? - Dostrzegłem jeszcze jednego mężczyznę, który niepostrzeżenie znalazł się za mną. - Szczególnie taką wykałaczką. Może pokażemy ci prawdziwe miecze, co? - Chciał zabrać mi broń, lecz w tej chwili dostał z łokcia w podbródek. Jego głowa odleciała do tyły z lekkim trzaskiem...oho... chyba za dużo siły w to poszło. Upadł na plecy oszołomiony, ale żył. Z Ust poleciała mu stróżka krwi świadcząca o ty, że prawdopodobnie przegryzł sobie wargę, lub język. Nie moja sprawa z resztą. Skupiłem się ponownie na dwóch facetach przy moim chowańcu.
- Ty mała Dziw...
- Nawet nie waż się mnie tak nazywać - Mój ton zrobił się nagle śmiertelnie poważny. Nie miałem zamiaru się z nimi bawić...chciałem po prostu zabrać stąd szybko Ashera.
Światła latarni na chwile zgasły dając mi przy tym szanse na szybki i skuteczny atak. Dwa ciosy, i dwójka nieprzytomnych mężczyzn którzy po chwili leżeli na zimnym betonie. Przypiąłem z powrotem broń do pasa, gdy wróciło światło. Ból w karku powoli ustawał, lecz nadal tam był...
- Asher...ja... - Zacząłem, ale zamilkłem. Przepraszam? To najgłupsze słowo w takiej chwili. To przeze mnie znalazł się w tej sytuacji. Gdyby nie ja... nie cierpiał by i a przede wszystkim nie upokorzyłby się aż tak bardzo. Tym razem to ja ponosiłem całą winę.
Zagryzłem wargę czując łzy lecące po moich polikach. Moje barki same zadrżały przez niekontrolowany szloch.
- Ja... przepraszam... Jestem złym bóstwem... możesz mnie teraz wyzwać jakkolwiek chcesz... nie krępuj się - Załgałem padając na kolana wycierając łzy, które teraz przypominały rzekę. Nie potrafiłem nad tym zapanować.... i pewnie nigdy mi się nie uda.
<Ash? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz