niedziela, 11 lutego 2018
Od Shiarou CD Soushiego "Odbicie w krzywym zwierciadle"
Otworzyłam powoli oczy i rozejrzałam się dookoła, przyglądając się uważnie ciemnym ścianom pomieszczenia, które z każdą upływającą chwilą stawały się coraz jaśniejsze. I coraz bardziej znajome. Przerażająco znajome. Cofnęłam się o krok, wpadając na jakąś niewidzialną ścianę, która nie pozwoliła mi uciec. Wręcz przeciwnie pchała mnie wprost do oświetlonego kąta, do którego bardzo nie chciałam wracać. Wydawał się taki przytulny, wygodny i ciepły, ale ja doskonale wiedziałam jaka jest prawda i że jeśli znowu tam trafię...
Nagle całe pomieszczenie wypełniło tykanie zegara i charakterystyczne brzęki towarzyszące przesuwającym się zębatkom. Po chwili wszystko to ucichło, tylko po to, by po kilku sekundach niemal rozsadzić moje uszy. Odruchowo się skuliłam, na moment spuszczając z oczu to co miałam przed sobą. I to był błąd.
Podniosłam głowę i ostatnie co zobaczyłam, to ogromnych rozmiarów but, a dokładniej mówiąc jego szpic, który uderzył wprost w moją klatkę piersiową. Posłał mnie w ten sposób za okno, którego szyba ustąpiła pod naciskiem bezwładnie lecącego ciała. Zaczęłam spadać w dół, wprost w bezdenną ciemność.
Podniosłam się gwałtownie, czując jak moje ciało gwałtownie się spina, jakbym naprawdę miała gdzieś spaść. Oczywiście od razu pożałowałam tego ruchu, gdyż wszystko na około zawirowało, a moje wnętrzności, których naturalny spokój został naruszony przez alkohol, stawiły temu bolesny protest. Odchyliłam się delikatnie w tył, szybko jednak zrozumiałam, że to zły pomysł, dlatego wygramoliłam się z pościeli i poczłapałam do łazienki, gdzie po krótkim przyglądaniu się własnemu odbiciu, zawisłam nad umywalką.
Czułam się na wpół martwa, a to nie było normalne. Owszem, lubiłam wypić, ale nigdy nie czułam się po tym aż tak źle. Moje zdziwienie nie trwało w sumie zbyt długo, gdyż widok zabandażowanego brzucha wiele tłumaczył.
- Ah... - Przemyłam twarz zimną wodą, zastanawiając się nad szczegółami poprzedniego wieczoru, bo o ile główne zdarzenia pamiętałam dość dobrze, to tych pomniejszych ani trochę. Chociaż z drugiej strony czy było co pamiętać?
Wzięłam kilka głębokich wdechów i powolnym krokiem ruszyłam w stronę łóżka, by się na nie rzucić. Oczywiście kiedy tylko moje ciało spotkało się z twardym materacem, syknęłam głośno, czując jak ból rozchodzi się po całym moim ciele. Zwinęłam się powoli w kłębek, przymykając oczy, by nie musieć patrzeć na te wszystkie wspomnienia, które w miniaturowej wersji pojawiły się w całym pokoju.
Leżałam tak ponad godzinę, czekając aż ból głowy zmniejszy się choć odrobinę, a kiedy to nastąpiło ubrałam się w końcu w swoje ciuchy, naciągnęłam rękawiczki na palce i opuściłam pokój hotelowy. W recepcji dowiedziałam się, że pobyt został z góry opłacony, co przywołało kolejne wspomnienie należące do tych bardziej przykrych. Pospiesznym krokiem wyszłam z budynku, ignorując mężczyznę kłócącego się bezgłośnie z niewielką dziewczynką. Pierwszy raz spotkałam się z przypadkiem, gdzie moje iluzje były nieme. Przeważnie towarzyszyły im jakieś dźwięki, nawet bezsensowne paplaniny czy szum, co swoją drogą było dość sprzeczne ze słowem iluzja.
- Nie cierpię tych pieprzonych... - Mruknęłam do siebie, wbijając wzrok w kamienną drogę. Na moment moje myśli pochłonęła postać Soushiego, któremu przecież musiałam się jakoś odwdzięczyć. Może i bywam wredną, zimną suką, ale wiem, że za pomoc należy dziękować.
Tak właściwie o jego osobie nie wiedziałam zbyt wiele, dlatego ciężko było mi cokolwiek wymyślić, dlatego albo musiałam znaleźć kogoś kto w miarę dobrze go zna, albo sama coś podpatrzeć. Z dwojga złego wolałam trochę poszpiegować, niż wdawać się w rozmowę z kimkolwiek.
W ten oto sposób znalazłam się w miejskim parku, siedząc na drzewie w towarzystwie białego kota, którego próbowałam od pięciu minut przegonić. Ale ten futrzasty złośliwiec nie chciał nawet drgnąć, nawet kiedy na niego warczałam czy próbowałam przegonić patykiem. Z ponurym mruknięciem wychyliłam się w stronę kota, starając się go dosięgnąć ręką, ale na próżno. Lewa noga zesunęła mi się w grubej gałęzi, na której siedziałam, ręka, którą próbowałam sięgnąć zwierzaka zahaczyła jedynie o białe łapki, po czym ściągnęła mnie w dół. Koniec końców zawisłam nad ziemią do góry nogami, zaczepiona o konar tylko prawą nogą.
Nie musiałam długo czekać, aż białowłosy spacerujący po parku w towarzystwie swojej bogini, zauważy moją osobę i podejdzie, na moment przepraszając boginię pokoju. Przyglądałam się jego osobie pod zupełnie innym kątem niż poprzednio, cały czas trzymając rękami swoją spódniczkę, by nie odsłaniała tego, co nie trzeba. Co swoją drogą, widząc do góry nogami nie było takie proste.
- Nie pytaj, nawet. - Ostrzegłam lisiastego, grożąc mu palcem. Szybko jednak przestałam, uzmysławiając sobie, że kraciasty materiał powędrował za bardzo w dół. - Lepiej powiedz, jak mogę ci się odwdzięczyć za wczoraj.
Soushi?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz