niedziela, 18 lutego 2018
Od Shiarou CD Soushiego "Odbicie w krzywym zwierciadle"
Szliśmy wprost do parku, dość żwawym, ale spokojnym krokiem, rozmawiając o tym, co tylko przyszło nam do głowy. Z Soushim rozmawiało mi się nad wyraz swobodnie, do czego nie byłam przyzwyczajona, w związku z czym odczuwałam pewien dyskomfort. O ironio losu, czuć się niepewnie, bo dobrze się z kimś dogadujesz, to takie logiczne.
Pokręciłam szybko głową, odpychając od siebie te rozmyślania i wracając do rozmowy z Bielusiem. Właściwie to nawet nie wiem o czym rozmawialiśmy, gdyż większa część mojego umysłu była wciąż przyćmiona po tej akcji u mnie w domu. Niewiarygodne, że ten mężczyzna, swoją drogą z ogromnym ego, tak mocno na mnie działał. Chociaż może też zawinił tutaj mój post, który własnowolnie sobie zrobiłam od takich przyjemnych rzeczy. Ale skoro teraz miałam Liska, to mogłam się z nim podroczyć i poniekąd zrobić z niego zabaweczkę, czyż nie?
Uśmiechnęłam się delikatnie na tą myśl, przyciskając mocniej ramię mężczyzny do swoich piersi, a kiedy ten odchrząknął, by zwrócić moją uwagę, uśmiechnęłam się niewinnie, udając, że nie mam pojęcia o co mu chodzi. Zabawa na ten wieczór zapowiadała się wręcz szampańsko.
Do parku dotarliśmy w stosunkowo krótkim czasie. Dopiero kiedy tam dotarliśmy i zastaliśmy spore grono osób, uświadomiłam sobie, że powolnymi krokami zbliża się wieczór, a to oznaczało przeróżne spotkania chowańców, bogów i mieszanych grup w parku, mieście i w każdym innym miejscu, gdzie mogli albo poszaleć, albo spokojnie posiedzieć.
Wypatrzenie znajomych twarzy nie zajęło mi sporo czasu. Zresztą czerwone tęczówki Macka też nie potrzebowały niewiadomo jak długiego czasu, by wypatrzeć mnie w tłumie. Młody Youkai wyciągnął rękę w górę i zamachał do mnie przywołującym gestem. Uśmiechnęłam się nieco szerzej, widząc znajomego. Mack był jedną z tych osób, z którymi dogadywałam się znacznie lepiej, chociaż nasza znajomość polegała głównie na wzajemnym dogryzaniu sobie.
Puściłam rękę białowłosego ruszając truchtem w stronę grupki bawiących się chowańców. Oczywiście nie zapomniałam o swoim towarzyszu, którego w ostatniej chwili złapałam za palce, ciągnąc za sobą.
- Mack, ty stara sprzątaczko, gdzieś ty się podziewał tyle czasu? - Zawołałam na dzień dobry, nawiązując tym samym do stworzenia, z jakim spokrewniony był blondyn. Ten parsknął tylko pogardliwie i skrzyżował ręce na klatce piersiowej.
- Widzę, że piesek znalazł sobie pana i jest w końcu szczęśliwy. - Zaśmiał się, wywracając oczami. - A to gdzie byłem, nie powinno cię obchodzić, mały szczochu.
- Miły jak zawsze. - Uśmiechnęłam się półgębkiem, przytrzymując Soushiego za sobą. Byłam pewna, że wykonał gwałtowny ruch w stronę czerwonookiego, który przecież nic takiego nie zrobił. Nie był to z pewnością ktoś pokroju tamtych dupków, których mieliśmy okazję spotkać przy naszym poznaniu.
- Uczę się od najlepszej w tym fachu, pamiętasz? - Puścił mi oczko i odwrócił się do drewnianego stolika w całości zastawionego różnorodnym jedzeniem. Zmrużyłam lekko oczy, przesuwając biodrami, niby to przypadkowo, po udach mężczyzny za moimi plecami. Zerknęłam na niego kątem oka, po czym odwróciłam się do niego przodem i przesuwając dłonią od paska od spodni, wzdłuż klatki piersiowej chwyciłam za krawat, ściągając go nieco w dół, wprost do moich ust, które natychmiast połączyły się z jego w gorącym pocałunku. Nie byłam pewna, czy powinnam tak publicznie okazywać uczucia, ale w tamtej chwili było mi to wszystko jedno. Liczyło się tylko podpuszczenie Soushiego.
Muzyka była głośna, najwyraźniej było to jakieś większe, zorganizowane spotkanie, ale nie na tyle głośno bym nie usłyszała jak jedne z obecnych dziewczyn zarządziła konkurs tańca pomiędzy kobietami a mężczyznami. Słysząc to, posłałam Liskowi wredny uśmieszek, wiedząc dobrze, że wykorzystam to w stu procentach. Soushi niechętnie puścił moją rękę, pozwalając wycofać się na parkiet, którym była po prostu pusta drewniana altanka niedaleko.
Wraz z kilkoma innymi Youkai przeszłam do wyznaczonego miejsca, które już otoczyli szeroko uśmiechnięci mężczyźni, którzy byli pewni swojego zwycięstwa ze względu na naszą niewielką liczbę. Właściwie to nie interesowała mnie wygrana ani żaden z duchów, którzy, nieco już podpici swoja drogą, ślinili się na sam widok okrężnych ruchów bioder. Skupiłam swój wzrok i całą uwagę na różnobarwnych tęczówkach, które obserwowały każdy mój ruch bardzo uważnie.
Poruszyłam biodrami w takt muzyki, przesuwając jednocześnie rękami po swoim ciele, ukazując tym samym jego kształty, które bardzo kręciły Bielusia. Przygryzłam dolną wargę, zaciskając palce na piersiach i patrząc wprost na niego prowokacyjnym spojrzeniem. Wystarczyło kilka chwil i dwa obroty, odsłaniające trochę za dużo, by Soushiemu puściły wodze.
Bez uprzedzenia wszedł na ten pseudo parkiet, stając tak blisko mnie jak to tylko było możliwe i przez ułamek sekundy spoglądał na mnie z góry błyszczącymi oczami. Wykorzystałam szybko ten krótki czas, by odwrócić się do niego plecami, stanąć na palcach i przesunąć powoli pupą po jego kroczu. Ręce białowłosego wylądowały niemal natychmiast na moich biodrach, przyciskając mnie do niego, kiedy ten schylił się do mojej szyi. O nie, kochaniutki, nie tutaj. Wyrwałam się z jego uścisku i obróciłam, zwracając się twarzą w jego kierunku. Zmrużyłam lekko oczy, ciągnąc go do siebie za krawat, który w takich chwilach okazywał się bardzo przydatny. W
Wyprowadziłam nas z tańczącego tłumu, w nieco bardziej odludne miejsce, jednak nie pozbawione zupełnie widowni. Niestety. Zarzuciłam mu ręce na szyję, ściągając go niżej do siebie, gdzie ponownie zaczęliśmy się namiętnie i gorąco całować. Nasze oddechy przyśpieszyły, a ciała stały się jeszcze bardziej gorące i to wcale nie za sprawą tańców czy tłumu. Chciałam wrócić. Wrócić do siebie, tam gdzie nikt nie mógł nas zobaczyć i wykorzystać okazję, by zdobyć to czego tak bardzo teraz pragnęłam.
- Soushi... - Mruknęłam mu wprost do ucha, delikatnie gryząc jego płatek. Puściłam mężczyznę i odwróciłam się dokładnie w momencie, gdy niewielka kulka błota uderzyła w mój brzuch brudząc cały mój strój. Normalnie zapewne bym się wściekła, ale dzięki zabawie w wodzie z parkowych zraszaczy i błocie, które przez nie powstało, zaświtał mi w głowie pewien chytry plan.
Z radosnym okrzykiem wskoczyłam w sam środek tej brudnej zabawy. Oczywiście ciągnąc za sobą swojego Bielusia. Błoto to był genialny pomysł, chociaż wielkim minusem było późniejsze pranie wszystkich naszych ciuchów. Ale kto by się wtedy tym przejmował? Bawiliśmy się niczym małe dzieci, czerpiąc radość z każdej garści mokrej ziemi, którą mogliśmy wsmarować komuś w twarz.
Po kilku minutach miałam błoto nawet pod stanikiem, więc zaraz po sprawdzeniu, czy białowłosy kitsune jest w podobnym stanie, stwierdziłam, że czas wracać do domu. Napadłam na Lisa, przewracając go na plecy i przygniatając do ziemi swoim ciężarem, przy okazji przygniatając nieco boleśnie swoje piersi. Pochyliłam się nad jego twarzą, przesuwając wargami po jego ustach i ukradkiem, na bardzo krótki czas wkradając się językiem do jego ust.
- Jesteś brudna. - Odparł z uśmiechem, zsuwając swoje dłonie z moich pleców w dół. W ramach protestu ugryzłam go mocno w górą wargę nie zwracając większej uwagi, że twarze także mamy w błocie.
- Ty też. Więc chodźmy do mnie się umyć... - Mruknęłam, przesuwając biustem po całym jego tułowiu. Kucnęłam między jego nogami i opierając się delikatnie ręką na jego biodrach, podniosłam się do pozycji stojącej, po czym, nawet na niego nie czekając, spokojnym krokiem ruszyłam w stronę własnego domu.
Soushi?
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz