Sen poprzedniego wieczoru przyszedł bardzo szybko, co nie było szczególnym zaskoczeniem. Za to nieco mnie zdziwiło, że kiedy ja się obudziłam, Soushi jeszcze smacznie spał. Myślałam, że jestem większym śpiochem od niego, a tu się okazało, że jednak tak nie jest. Chociaż możliwe też było, że to jednorazowy wybryk padniętego Liska.
Podniosłam się z łóżka i na palcach przeszłam do łazienki, żeby wziąć szybki prysznic. Zimna woda dobrze mi zrobiła z samego rana. Otrząsnęłam się z resztek snu i rozkoszy, która snuła się po moim umyśle, nie pozwalając trzeźwo spojrzeć w lustro. Otuliłam się puchatym ręcznikiem i wyszłam z łazienki, kierując swoje kroki do kuchni.
Mijając łóżko, na którym smacznie spał Soushi, chwyciłam jedną z poduszek i rzuciłam nią w niego.
- Wstawaj Soushi, twoja bogini cię woła. - Zawołałam, zaglądając do lodówki. Puste lodówki, trzeba wspomnieć. No tak, uzupełnienie zawartości lodówki to było ostatnie o czym chciałam myśleć poprzedniego dnia. Trzasnęłam niewielkimi drzwiczkami, zastanawiając się gdzie w takim wypadku wybrać się coś zjeść. Odwróciłam się w stronę pokoju, żeby ponaglić Soushiego, jednak nie było go już na swoim miejscu. - Soushi, nie wygłupiaj się, powinieneś wrac...
Urwałam nagle, czując jak ręce białowłosego przesuwają się po mokrym materiale na wysokości moich bioder, a gorący oddech uderza w moją szyję. Momentalnie przygryzłam dolną wargę, odchylając lekko głowę w przeciwną stronę, szybko się jednak otrząsnęłam i wbiłam łokieć w jego żebra. Wyswobodziłam się z uścisku i zmierzyłam go badawczym spojrzeniem.
- Przynajmniej się ubrałeś. - Mruknęłam, rozglądając się za czystymi ciuchami. Zaciekawiło mnie jak kitsune ma zamiar opuścić moją posiadłość, gdyż jedyne jego ciuchy jakie u mnie miał, były całe w błocie. Kilka minut później dowiedziałam się, że mężczyzna nie ma z tym najmniejszego problemu, wykorzystał swoje moce do osuszenia wypranych ubrań i było po sprawie.
Z budynku wyszliśmy razem i rozmawiając doszliśmy aż do miasta, gdzie niestety musieliśmy się pożegnać. Stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek, odwracając od siebie jedną ręką i pchając przed siebie.
- Zobaczymy się za niedługo, panienko. - Ukłonił się na odchodnym, na co ja tylko skinęłam głową. Teraz wypadało znaleźć sobie jakieś zajęcie na resztę dnia. Westchnęłam cicho, ruszając spokojnym krokiem do portalu. Czasem naprawdę nie lubiłam być bezbożna, gdyż zwyczajnie mnie to nudziło. Ludzie inteligentni nigdy się nie nudzą. Uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie słów nauczycielki. Nawet nieszczególnie pamiętałam czego uczyła i czy ją lubiłam, liczył się sens słów.
~*~
Było już po wschodzie słońca, czyli dość późno, a ja nadal kręciłam się po mieście i to po coraz bardziej zapuszczonych jego częściach, co nie było mądrym pomysłem. Jednak im dłużej nie widziałam się z Soushim, tym bardziej miałam ochotę zrobić coś tak głupiego, że ten lis z bielactwem będzie po prostu musiał się pojawić. A nie widziałam go już miesiąc, co wprawdzie mnie niepokoiło, ale nie chciałam tego pod żadnym pozorem okazywać. Zresztą i tak nie miałabym komu.
Kopnęłam w pojedynczy kamyk na ulicy, posyłając go spory kawałek przed siebie wprost pod czyjeś nogi. Spojrzałam najpierw na buty osoby, która momentalnie się zatrzymała, a potem przesunęłam wzrok po jej ciele, aż do twarzy. Z każdym centymetrem w górę otwierałam oczy coraz bardziej, nie mogąc uwierzyć kogo widzę.
Różnobarwne tęczówki przez dłuższą chwilę wpatrywały się we mnie z dziwną mieszanką uczuć w oczach, której nie potrafiłam rozczytać. W pierwszym momencie odczułam ulgę widząc postać w garniturze i ciemnych rękawiczkach, jednak to uczucie szybko zmieniło się w złość. Zacisnęłam dłonie w pięści i kilkoma krokami zbliżyłam się do Soushiego, wymierzając mu cios w lewy policzek. Nim moja dłoń zetknęła się z jego skórą, wyprostowałam palce, bo mimo wszystko nie chciałam mu zrobić krzywdy. Białowłosy wygiął się w bok, szybko jednak spojrzał na mnie, po czym objął mocno ramionami, przytulając do siebie.
Znieruchomiałam całkiem, wpatrując się w ciemniejące powoli niebo. Chciałam być na niego dalej wściekła, ale kiedy zamknął mnie w swoim objęciu, cała złość wyparowała. Westchnęłam cicho i objęłam go rękami. Soushi zachwiał się nagle, po czym runął na kolana razem ze mną. Uderzyłam mocno w kamienną drogę, przyglądając się nieco spanikowana mężczyźnie.
- Soushi? Wszystko dobrze? - Złapałam go za policzki u zmusiłam, żeby na mnie spojrzał, ale niemal w tym samym momencie usłyszeliśmy znajomy śmiech.
- Znowu się spotykamy, moi kochani. - Spomiędzy pobliskich budynków wyłonił się czarnowłosy nekomata, którego sam widok przyprawiał mnie o mdłości.
- Baru... - Warknęłam, mierząc go nieprzyjaznym spojrzeniem spod przymrużonych powiek. Kitsune złapał mnie mocno za nadgarstek, chcąc się na nim wesprzeć i stanąć na równych nogach, ale średnio mu to wychodziło. Dlatego wyswobodziłam rękę z jego uścisku i stanęłam wyprostowana, patrząc prosto na ciemnowłosego.
- Tym razem twój wierny lisek cię nie ochroni. - Zaśmiał się i pstryknął palcami, a jeden z jego koleżków zaczął się do mnie zbliżać, błyskając pazurami w świetle latarni. Zacisnęłam dłonie w pięści, nie będzie tak łatwo.
- Shiarou... - Zerknęłam jeszcze szybko na Soushiego, po czym zaatakowałam przeciwnika. Ten niestety uniknął ciosu, w ostatniej chwili odchylając się w bok, po czym uniósł nogę i kopnął mnie prosto w brzuch, posyłając tym samym na środek ulicy. Zgięłam się z sykiem, utrzymując uważne spojrzenie na niebieskowłosym inugamim, który przez chwilę mi sie przyglądał, a następnie skupił swoją uwagę na białowłosym kitsune. Posłał mi złośliwy uśmiech i zbliżył się do na wpółleżącego z zamiarem kopnięcia go prosto w twarz.
Warknęłam głośno, żeby zwrócić na siebie jego uwagę i skoczyłam w jego stronę z połyskującą na złoto kataną w lewej ręce. Wymierzyłam tak, by ostrze znalazło się idealnie na wysokości szyi. Inugami cofnął się o krok, ale niewiele to dało, gdy złoty metal zetknął się z jego skórą, cała broń rozpadła się i zamieniła w błyszczący pyłek, który na moment zajął uwagę wszystkich zgromadzonych. Obróciłam się wokół własnej osi, by przy drugim podejściu do ataku złapać chłopaka za policzki, przy okazji wbijając w nie pazury i dosłownie wepchnęłam go w pobliską ścianę budynku. Trochę krwi polało się z tylnej części jego głowy.
Natychmiast zostałam złapana przez dwóch innych pomocników Baru, którzy prawie wykręcili mi ręce, przez co nie mogłam nawet sie za bardzo szarpać. Wyciągnęli mnie na ulicę tak, żebym dobrze widziała Soushiego, a on mnie, po czym zarobiłam trzy kopniaki prosto w brzuch.
- Naprawdę myślałaś, że ktoś taki jak ty z tak bezużyteczną mocą pokona kogokolwiek? - Czarnowłosy nekomata miał świetny ubaw, patrząc na swojego kolegę, który leżał półprzytomny pod ścianą. Szarpnęłam się mocno, jednak to tylko sprawiło, że krzyknęłam z bólu, bardzo żałując, że w ogóle się ruszyłam. Zastrzygłam uszami, słysząc jak mężczyzna otwiera scyzoryk. Zawiesiłam spojrzenie na srebrnym krótkim, ale ostrym ostrzu. Dlaczego dałam się tak głupio złapać?
Soushi?
Mijając łóżko, na którym smacznie spał Soushi, chwyciłam jedną z poduszek i rzuciłam nią w niego.
- Wstawaj Soushi, twoja bogini cię woła. - Zawołałam, zaglądając do lodówki. Puste lodówki, trzeba wspomnieć. No tak, uzupełnienie zawartości lodówki to było ostatnie o czym chciałam myśleć poprzedniego dnia. Trzasnęłam niewielkimi drzwiczkami, zastanawiając się gdzie w takim wypadku wybrać się coś zjeść. Odwróciłam się w stronę pokoju, żeby ponaglić Soushiego, jednak nie było go już na swoim miejscu. - Soushi, nie wygłupiaj się, powinieneś wrac...
Urwałam nagle, czując jak ręce białowłosego przesuwają się po mokrym materiale na wysokości moich bioder, a gorący oddech uderza w moją szyję. Momentalnie przygryzłam dolną wargę, odchylając lekko głowę w przeciwną stronę, szybko się jednak otrząsnęłam i wbiłam łokieć w jego żebra. Wyswobodziłam się z uścisku i zmierzyłam go badawczym spojrzeniem.
- Przynajmniej się ubrałeś. - Mruknęłam, rozglądając się za czystymi ciuchami. Zaciekawiło mnie jak kitsune ma zamiar opuścić moją posiadłość, gdyż jedyne jego ciuchy jakie u mnie miał, były całe w błocie. Kilka minut później dowiedziałam się, że mężczyzna nie ma z tym najmniejszego problemu, wykorzystał swoje moce do osuszenia wypranych ubrań i było po sprawie.
Z budynku wyszliśmy razem i rozmawiając doszliśmy aż do miasta, gdzie niestety musieliśmy się pożegnać. Stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek, odwracając od siebie jedną ręką i pchając przed siebie.
- Zobaczymy się za niedługo, panienko. - Ukłonił się na odchodnym, na co ja tylko skinęłam głową. Teraz wypadało znaleźć sobie jakieś zajęcie na resztę dnia. Westchnęłam cicho, ruszając spokojnym krokiem do portalu. Czasem naprawdę nie lubiłam być bezbożna, gdyż zwyczajnie mnie to nudziło. Ludzie inteligentni nigdy się nie nudzą. Uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie słów nauczycielki. Nawet nieszczególnie pamiętałam czego uczyła i czy ją lubiłam, liczył się sens słów.
~*~
Było już po wschodzie słońca, czyli dość późno, a ja nadal kręciłam się po mieście i to po coraz bardziej zapuszczonych jego częściach, co nie było mądrym pomysłem. Jednak im dłużej nie widziałam się z Soushim, tym bardziej miałam ochotę zrobić coś tak głupiego, że ten lis z bielactwem będzie po prostu musiał się pojawić. A nie widziałam go już miesiąc, co wprawdzie mnie niepokoiło, ale nie chciałam tego pod żadnym pozorem okazywać. Zresztą i tak nie miałabym komu.
Kopnęłam w pojedynczy kamyk na ulicy, posyłając go spory kawałek przed siebie wprost pod czyjeś nogi. Spojrzałam najpierw na buty osoby, która momentalnie się zatrzymała, a potem przesunęłam wzrok po jej ciele, aż do twarzy. Z każdym centymetrem w górę otwierałam oczy coraz bardziej, nie mogąc uwierzyć kogo widzę.
Różnobarwne tęczówki przez dłuższą chwilę wpatrywały się we mnie z dziwną mieszanką uczuć w oczach, której nie potrafiłam rozczytać. W pierwszym momencie odczułam ulgę widząc postać w garniturze i ciemnych rękawiczkach, jednak to uczucie szybko zmieniło się w złość. Zacisnęłam dłonie w pięści i kilkoma krokami zbliżyłam się do Soushiego, wymierzając mu cios w lewy policzek. Nim moja dłoń zetknęła się z jego skórą, wyprostowałam palce, bo mimo wszystko nie chciałam mu zrobić krzywdy. Białowłosy wygiął się w bok, szybko jednak spojrzał na mnie, po czym objął mocno ramionami, przytulając do siebie.
Znieruchomiałam całkiem, wpatrując się w ciemniejące powoli niebo. Chciałam być na niego dalej wściekła, ale kiedy zamknął mnie w swoim objęciu, cała złość wyparowała. Westchnęłam cicho i objęłam go rękami. Soushi zachwiał się nagle, po czym runął na kolana razem ze mną. Uderzyłam mocno w kamienną drogę, przyglądając się nieco spanikowana mężczyźnie.
- Soushi? Wszystko dobrze? - Złapałam go za policzki u zmusiłam, żeby na mnie spojrzał, ale niemal w tym samym momencie usłyszeliśmy znajomy śmiech.
- Znowu się spotykamy, moi kochani. - Spomiędzy pobliskich budynków wyłonił się czarnowłosy nekomata, którego sam widok przyprawiał mnie o mdłości.
- Baru... - Warknęłam, mierząc go nieprzyjaznym spojrzeniem spod przymrużonych powiek. Kitsune złapał mnie mocno za nadgarstek, chcąc się na nim wesprzeć i stanąć na równych nogach, ale średnio mu to wychodziło. Dlatego wyswobodziłam rękę z jego uścisku i stanęłam wyprostowana, patrząc prosto na ciemnowłosego.
- Tym razem twój wierny lisek cię nie ochroni. - Zaśmiał się i pstryknął palcami, a jeden z jego koleżków zaczął się do mnie zbliżać, błyskając pazurami w świetle latarni. Zacisnęłam dłonie w pięści, nie będzie tak łatwo.
- Shiarou... - Zerknęłam jeszcze szybko na Soushiego, po czym zaatakowałam przeciwnika. Ten niestety uniknął ciosu, w ostatniej chwili odchylając się w bok, po czym uniósł nogę i kopnął mnie prosto w brzuch, posyłając tym samym na środek ulicy. Zgięłam się z sykiem, utrzymując uważne spojrzenie na niebieskowłosym inugamim, który przez chwilę mi sie przyglądał, a następnie skupił swoją uwagę na białowłosym kitsune. Posłał mi złośliwy uśmiech i zbliżył się do na wpółleżącego z zamiarem kopnięcia go prosto w twarz.
Warknęłam głośno, żeby zwrócić na siebie jego uwagę i skoczyłam w jego stronę z połyskującą na złoto kataną w lewej ręce. Wymierzyłam tak, by ostrze znalazło się idealnie na wysokości szyi. Inugami cofnął się o krok, ale niewiele to dało, gdy złoty metal zetknął się z jego skórą, cała broń rozpadła się i zamieniła w błyszczący pyłek, który na moment zajął uwagę wszystkich zgromadzonych. Obróciłam się wokół własnej osi, by przy drugim podejściu do ataku złapać chłopaka za policzki, przy okazji wbijając w nie pazury i dosłownie wepchnęłam go w pobliską ścianę budynku. Trochę krwi polało się z tylnej części jego głowy.
Natychmiast zostałam złapana przez dwóch innych pomocników Baru, którzy prawie wykręcili mi ręce, przez co nie mogłam nawet sie za bardzo szarpać. Wyciągnęli mnie na ulicę tak, żebym dobrze widziała Soushiego, a on mnie, po czym zarobiłam trzy kopniaki prosto w brzuch.
- Naprawdę myślałaś, że ktoś taki jak ty z tak bezużyteczną mocą pokona kogokolwiek? - Czarnowłosy nekomata miał świetny ubaw, patrząc na swojego kolegę, który leżał półprzytomny pod ścianą. Szarpnęłam się mocno, jednak to tylko sprawiło, że krzyknęłam z bólu, bardzo żałując, że w ogóle się ruszyłam. Zastrzygłam uszami, słysząc jak mężczyzna otwiera scyzoryk. Zawiesiłam spojrzenie na srebrnym krótkim, ale ostrym ostrzu. Dlaczego dałam się tak głupio złapać?
Soushi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz