wtorek, 27 lutego 2018
Od Niyumi CD Kiyuki'ego "Papierowy żuraw"
Znieruchomiałam natychmiast, kiedy mój umysł powoli przetwarzał to co się właśnie stało, a kiedy skończył, moja twarz spłonęła jeszcze większym rumieńcem niż do tej pory, więc szybko ukryłam ją w dłoniach. Naprawdę da się być jeszcze czerwonym...? Poczułam na plecach jak klatka piersiowa Kiyuki'ego drga przy cichym śmiechu, który wydobywał się z jego gardła. Mimo wszystko bardzo lubiłam ten dźwięk. Taki łagodny, spokojny, jakby się bał, że w wyższej tonacji zrobi komuś krzywdę.
Położyłam uszy po sobie, z delikatnym uśmiechem na ustach, oddychając głęboko. Czułam się trochę lepiej, po powiedzeniu bóstwu prawdy, cała zazdrość, która siedziała do tej pory we mnie uleciała jak powietrze z przekłutego balonu. To było jak zrzucenie z siebie części balastu ciążącego mi na barkach. Części, bo mimo zapewnień białowłosego nie byłam szczególnie radosna na wieść o porannym spotkaniu, jednak nie miałam innego wyjścia jak przystać na tą propozycję.
Chciałam wstać, żeby wrócić do swojego pokoju, ale nie mogłam, bo bóg sprawiedliwości cały czas trzymał ręce oplecione wokół mojej talii. Właściwie nie chciałam się ruszyć, było mi dobrze z tą bliskością, chociaż fundowała mi ona często rumieńce na policzkach.
- Y-yuki muszę iść... - Mruknęłam cicho, zaciskając lekko palce na rękach mężczyzny. Tak bardzo nie chciałam, żeby mnie puścił..
- Zostań ze mną na tą jedną noc.. - Powiedział cicho wprost do mojego ucha, a ciarki rozeszły się po całym moim ciele. Pokręciłam szybko głową, wiedząc doskonale jakie myśli biegną w stronę mojego umysłu, a nie miałam ochoty o tym teraz rozmyślać.
- Z-zgoda... - Kiwnęłam głową, zerkając kątem oka na Yuki'ego i typowy dla niego, łagodny uśmiech. Odwzajemniłam gest, układając się na posłaniu obok boga, który niemal natychmiast przytulił mnie do siebie. Przez chwilę nawet odniosłam wrażenie, że Kiyuki się czegoś boi, ale szybko odepchnęłam tę myśl. Czego miałby się niby bać? Wtuliłam się mocno w złotookiego i zamknęłam oczy, biorąc głęboki wdech. To będzie przyjemna noc...
~*~
Stałam ze spuszczoną głową i zawstydzona przyglądałam się własnym butom, nie mogąc, a może raczej nie chcąc, uwierzyć we własną naiwność. Oraz głupotę. Chociaż Aorine, Bóstwo Nadziei, sam przyznał, że często jest mylony z kobietą, więc miałam przynajmniej pocieszenie, że nie byłam w tym sama. Oczywiście Yuki śmiał sie ukradkowo z całej sytuacji, ale nadal próbował załagodzić moje zawstydzenie głaskaniem po głowie.
- Sumimasen... - Mruknęłam, kiedy na moment zostałam sama ze złotookim, ponieważ czarnowłosy musiał załatwić jeszcze jedną rzecz w sklepie, przed naszym zejściem na ziemię. Nim wielbiciel origami zdążył się odezwać, powrócił nasz nowy znajomy z informacją, że jest gotów do wyprawy. Popatrzyliśmy na siebie z Yuki'm, po czym kiwnęłam głową, zaciskając palce na rękojeści swojej katany. Jeszcze przed naszym wyjściem sprawdziłam, czy wszystko jest z nią w porządku i czy ostrza są wystarczająco ostre. Oczywiście musiałam się przy tym skaleczyć, więc teraz miałam dłoń w bandażu, który bóg zawiązał... Tak, żeby się trzymało.
Ao przeniósł całą naszą trójkę na ziemię, jednak... Nie była to Japonia, tego byłam pewna, zaraz po tym jak zobaczyłam ciemne chmury widzące nad zamglonym miastem. Chwilę potem poczułam na odsłoniętych częściach ciała drobne ukłucia zimna, które okazały się drobnym deszczem. Rozejrzałam się dookoła, przyglądając się uważnie każdemu budynkowi, odnosząc dziwne wrażenie, że znam to miejsce. Pewnie jeszcze z życia, chociaż tego też nie byłam pewna. Po śmierci moja pamięć zaczęła szwankować, nie tylko odnośnie poprzedniego życia.
Ruszyłam za mężczyznami, mając oczy i uszy szeroko otwarte w razie, gdyby jakiś stwór się przypałętał i chciał zaatakować znienacka. Co w takiej mgle nie było w sumie takim dużym wyzwaniem.
- To tutaj mieszkają i chyba oboje nawet są w domu. - Powiedział Kiyuki, zatrzymując się przed jednym z mniejszych domków, które połączone tworzyły długi korytarz ciągnący się... Właściwie tylko w jedną stronę, w tą z której przyszliśmy. Bogowie zaczęli między sobą rozmawiać o problemie, a ja przyglądałam się ciekawie widokowi przede mną, machając ogonem w tą i z powrotem i co chwila strzygąc uszami.
Dwa czy trzy domy dalej ulica łączyła się z jakąś inną, która biegła do niej prostopadle, a zaraz za nią zaczynał się most, na który wejście mieli tylko piesi. Mgła była w tym miejscu nieco rzadsza, dlatego z trudnościami, ale jednak udało mi się dostrzec przy barierce dwie postacie. Zaciekawiona powolnym krokiem ruszyłam w ich stronę, wytężając wzrok, by dostrzec jak najwięcej szczegółów. Może poznam te osoby?
Zastrzygłam uszami i zatrzymałam się będąc jakieś trzy metry od nich i nie do końca mogąc uwierzyć w to co widzę. Wysoka blondynka, którą zresztą dobrze znałam, stała obok szczupłego i niewiele wyższego młodego chłopaka o platynowych włosach, które opadały na jego spuszczoną twarz. Chyba ani jedno, ani drugie mnie nie zauważyło, więc przybrałam postać lisa, która ze względu na swój rozmiar była mniej widoczna i zbliżyłam się po cichu do nich.
Co Tsubashi tutaj w ogóle robiła? Z tego co pamiętam, to mówiła, że bardzo nie lubi wypraw na ziemię, bo źle się tutaj czuje. Między innymi dlatego zrezygnowała z przynależenia do jakiegoś bóstwa, wolała pomagać w Kami innym. Usiadłam niewielki kawałek od stóp blondyna w niewidocznym dla kobiety miejscu i przysłuchiwałam się jego smutnemu głosowi.
- Ona była dla mnie naprawdę ważna, rozumiesz...? Nikt wcześniej nie był aż tak ważny, oddałbym za nią wszystko, gdybym tylko mógł.. -Pociągnął nosem, po czym zaśmiał się krótko i bez humoru. - Teraz tak mówię, a wtedy byłem za bardzo uparty... I teraz jeszcze mieszkam tam blisko tego cholernego miejsca... Tego przeklętego mostu, który powinni spalić, żebym nie musiał na niego patrzeć. A wiesz co jest w tym wszystkim najgorsze? Że ona mi się śni. Co noc widzę jak płacze oparta o ramię mojej mamy, tylko po to, żeby po chwili spojrzeć na mnie z radosnym uśmiechem, tym, którym obdarzała mnie zawsze, nawet w najgorszej chwili... A potem po prostu przechyla się do tyłu i spada z tego pieprzonego mostu! - Uderzył ręką w metalową barierkę. Drgania rozeszły sie w obie strony, docierając też do mojego kręgosłupa, który stykał się z chłodną i mokrą powierzchnią. - Widzę te białe kosmyki, które znikają w oddali... Tak bardzo chciałbym sie cofnąć w czasie i to naprawić. Złapać ją w odpowiednim momencie...
Przechyliłam łeb w bok, rozmyślając nad tymi słowami. Nad smutkiem, który wypełniał tego chłopaka i który odczuwałam nawet ja. Miałam ochotę podejść i go przytulić, zapewnić, że ktokolwiek nie zginął wtedy, teraz na pewno jest dużo szczęśliwszy, ale... Przecież nie mogłam. Wyciągnęłam pysk w górę, czując jak po kilku chwilach woda zebrana na moim nosie spływa mi po pysku w postaci kilku kropli.
Drgnęłam nagle, słysząc w oddali odgłos pociągu zmieszany z wołaniem Kiyuki'ego, który najwyraźniej trochę się przestraszył moim nagłym zniknięciem. Podniosłam się z miejsca i truchtem wróciłam do dwójki mężczyzn, ponownie stając na dwóch nogach. Przeprosiłam za swoje nagłe zniknięcie, po czym zerknęłam w tył, marszcząc czoło. Coś nie grało mi w wizycie Tsubashi na ziemi i miałam co do tego złe przeczucia. Bardzo złe.
W pewnym momencie drzwi do domu, obok którego staliśmy, otworzyły się i wyszedł z niego przykościsty mężczyzna w garniturze, z którego twarzy można było łatwo odczytać, że jest zmęczony. Mimo to uśmiechnął się i pocałował w policzek kobietę, która stała w drzwiach i machała mężowi na do widzenia. Wpatrywałam się w jej twarz jak zaczarowana, coraz wyraźniej widząc dokładnie te same rysy twarzy we wspomnieniach.
- Kiyuki-sama, ja ich znam... - Szepnęłam nagle, gwałtownie łapiąc mężczyznę za ubrania prawą ręką, jednocześnie nie mogą odkleić wzroku od kobiety. Znam ją. Jestem tego pewna. Wiem nawet skąd, ale to znaczy... Odwróciłam się bokiem do mostu, z którego rozległ się przeraźliwy krzyk pełen rozpaczy. Kątem oka widziałam jak matka w drzwiach również spojrzała w tamtą stronę z przerażeniem wymalowanym na twarzy. Nawet mężczyzna, który wychodził do pracy, natychmiast się odwrócił.
Odepchnęłam bóstwo Sprawiedliwości w przeciwną stronę, samej ruszając w stronę krzyku najszybciej jak tylko umiałam. Początkowo moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa, uginając się w kolanach, jednak po chwili udało mi się zachować odpowiednią postawę i dotrzeć na miejsce, dokładnie w momencie, gdy blondyn powoli przechylał się do przodu.
- Patrick! - Krótki krzyk wyrwał się z mojego gardła, kiedy dopadłam do metalowej poręczy oddzielającej mnie od torów na dole. Ostatnie co widziałam to ciało chłopaka bezwładnie wpadające wprost pod piszczące koła trąbiącego pociągu. W ostatniej chwili zostałam odciągnięta przez kogoś w tył, żeby nie widzieć tego strasznego widoku. Natychmiast też zasłoniono mi otwarte usta, niezbyt mocno, ale skutecznie. Przez kilka długich sekund wpatrywałam się w miejsce, gdzie jeszcze minutę temu stał Patrick - mój stary przyjaciel, którego przecież obiecałam już za życia chronić przed wszelkim złem. I teraz on zginął, na moich oczach. Bo nic nie zrobiłam...
Poczułam jak coś wewnątrz mnie pęka na pół, oczy wypełniły się łzami, a kolana załamały pode mną ściągając wprost na mokry bruk mostu. Zgięłam się w pół zanosząc się szlochem na tyle, na ile pozwalała mi dłoń zaciskająca się na mojej buzi. Słyszałam uspokajające słowa Kiyuki'ego, który szeptał mi je wprost do ucha, jednak docierały do mnie one jakby zza jakiejś ściany, która z każdą kolejną sekundą stawała się coraz grubsza i grubsza, aż w końcu jedyne co słyszałam to dudniąca cisza. Ból rozchodził się po całym moim ciele, odbierając mi możliwość poruszenia się w jakikolwiek sposób. Jak mogłam pozwolić mu zginąć...? Przecież obiecałam...
Yuuuuki? #dramatime
Od Hibikiego CD Asami "Kropla krwi tego czego już nie ma"
***
Obudziłem się koło południa. Nie wiem ile czasu minęło od mojej ostatniej świadomości, ale teraz czułem się zdecydowanie lepiej. Wstałem ostrożnie i wyszedłem na krótki korytarzyk, odsuwając shoji. Lekko podpierając się ściany dotarłem do kolejnych drzwi i wyszedłem na zewnątrz. Stanąłem na małej altance i zacząłem w zachwycie przyglądać się różnorodności wszelkiego kwiecia. Delikatny głos słowika dobiegł mnie z głębi ogrodu, a ciche brzęczenie owadów i delikatny wietrzyk szumiący w gałęziach drzew tworzł przepiękną muzykę. Przez środek ogródka płyną uroczy strumyczek, nad którym ktoś wybudował śliczny mały drewniany mostek. Plusk wody o kamienie szeptał o starych czasach pełnych bóstw i przedziwnych stworów. Z przemyśleni wyrwał mnie krzyk strachu, a następnie tupot bosych stup bięgnących po tatami. Wtem shoij, przez które przed sekundą wszedłem wpadła przestraszona bogini. Spojrzała na mnie i stanęła jak wryta.
<Chyba Hibiki zdrowieje dzięki twojej nieustannej pomocy>
Od Nexarona CD Yae "Ciekawe miejsce do odwiedzenia według Haku"
Nos go nigdy jeszcze nie zawiódł. Nie oznacza to, że wilczego nosa oszukać się nie da, ale wymagałoby to ze strony ofiary specjalnych przygotowań konkretnie dla niego. Czy akumy mogły przewidzieć, iż odwiedzi ich akurat chowaniec z bardzo dobrym węchem i się przed tym zabezpieczyć? No raczej wątpliwe, bo Nex z nikim nie rozmawiał na temat tej wyprawy. Po prostu wstał dzisiaj rano i zdecydował się to zrobić. Gdy więc jego węch mówił, że tędy przechodziło dużo Akum to tak właśnie musiało być.
Trzeba było tylko znaleźć ukryte przejście. Rozglądanie się po pomieszczeniu nie wiele co dało, bo było tutaj mnóstwo śmieci, więc Nexaron zdecydował się na bardziej metodologiczne podejście. Idąc wzdłuż ściany, opukiwał ją co rusz, nasłuchując uważnie w poszukiwaniu przestrzeni za nią. Korytarz mógł równie dobrze być w podłodze albo suficie, lecz szczęście mu dopisało. Po paru chwilach dotarł do miejsca, gdzie wyraźnie dało się słyszeć echo.
Teraz gdy wiedział, że jest tam przejście, musiał tylko znaleźć sposób, aby się tam dostać. Ściana wyglądała na lity kamień, ale wilk zdecydował się uderzyć w nią parokrotnie pięścią. Nie uważał, iż to wystarczy, aby ją zniszczyć. Ba... Jeśli to była prawdziwa ściana, to znaczy, że była zabytkiem i nie powinien jej bez zastanowienia jej uszkodzić. W ten sposób chciał tylko sprawdzić, czy jest ona prawdziwa. Demony potrafiły kreować iluzje, nawet gdy były w pojedynkę, a co mogłyby zrobić, gdyby cała grupa współpracowała? Niestety wilk nie był ekspertem w tych sprawach, a ból knykci był nadzwyczaj realny. Już zamierzał zacząć szukać mechanizmu, który otworzyłby im drogę, gdy do akcji wkroczyła Yae. Odsunąwszy go na bok i nie dając nawet Nex'owi szansy, aby ją powstrzymał. Wykonała parę szybkich cięć i spojrzała na niego wyraźnie dumna ze swego dzieła. To, co jednak malowało się na twarzy wilka, to nie brak wiary w jej umiejętności niesienia zniszczenia, a przerażenie lekkomyślnością. Jak już wcześniej wspomniałem. Do dnia dzisiejszego Nex uważał siebie samego za dzikusa, prostaka i dziwaka. Teraz te dwa pierwsze przymioty musiał odstąpić królicy, a to o czymś świadczyło.
Gdy już więc Yae pchnięciem paluszka demonstracyjnie zniszczyła zabytek starożytnej cywilizacji, mogli ruszyć dalej korytarzem wyrytym w zboczu kanionu. Przejście zmusiło Nex'a do tego, aby iść trochę przygarbionym, ale co poradzić? Jeśli te tunele był tutaj od starożytności, nie mógł wymagać za wiele, biorąc pod uwagę poziom technologi, jaki wówczas ludzie posiadali. To, co jednak bardziej go zainteresowała to lepka substancja, która pokrywała zarówno podłogę, ściany, jak i sufit. Pierwsze skojarzenie było naturalne, oczywiste i chwilę później, gdy dotarli większej komory potwierdziło się. Pod sufitem na cienkich niteczkach wisiały 3 demony przypominające przerośnięte pająki. To, co martwiło Nex'a to fakt, że dostrzegli tylko te trzy akumy. Wilk był przekonany, że reszta się ewakuowała, albo czekała w zasadzce, bo każdy ich krok był przez nich monitorowany, odkąd weszli na sieć. Yae nie zdawała się myśleć nad tym wcale. Od razu jak strzała wystrzeliła w górę, aby po przecięciu nici, na których wisiały demony przygotować się do walki. Jej... Prostolinijność była nawet na swój sposób urocza, ale wilk obawiał się, że gdy zabraknie jej szczęścia, doprowadzi to do jej śmierci. Nawet teraz Nex miał tego świetny przykład. Gdy króliczek ruszył do walki w stronę strąconych przez siebie przeciwników coś, co zdawało się ziemią za jej stopami, poruszyło się niespodziewanie. Wilk nie był żadnym ekspertem od pająków, ale wiedział, że poza tymi, które wiły sieć, aby złapać ofiary, były również takie, które robiły norki, z których wyskakiwały, aby złapać nieostrożną zdobycz. Ten konkretny demon najwyraźniej brał z nich przykład i nawet by mu się udało, gdyby i Nex rzucił się do walki bez opamiętania. Zamiast tego niewidoczne ostrze rozpołowiło go i na tym by się skończyło, gdyby nie wybuchł on jakimś dziwnym dymem niczym purchawka. Wilk zakaszlał parę razy zaskoczony, ale ponieważ szybko on opadł, nie zwrócił wówczas na to większej uwagi.
Zwłaszcza że Yae skończyła się już bawić i od razu zaczęła go ciągnąć go za sobą na zewnątrz. Chciał ją zapytać co ona tak właściwie robi, ale nie zdołał, bo miał nagły atak kaszlu. Zapewne jeszcze po akumie, którego zabił. Gdy już wrócili do obozowiska, nie musiał jej już nawet o to pytać. Od razu wskoczyła do swojej "norki", czyli namiotu turystycznego. Najwyraźniej zamierzała tutaj spędzić noc nim ruszy z powrotem. Nie, żeby to było mądre, ale ona nie miała wyboru. Nexaron go miał i szczerze... Patrząc na to, jak przebiegło polowanie do tej pory, o niczym innym nie marzył jak szybki powrót i ciepła kąpiel. Nie wyczuwał ani nie słyszał innych demonów, więc musiał uciec, aby wrócić, gdy już sobie pójdą. Co więc go powstrzymało? Nagła utrata kontroli nad ciałem. Wpierw poczuł jak nogi mu wiotczeją i upadł na kolana, a następnie już na plecy całkowicie tracąc kontolę. Jego myśli zaczęły pędzić, bo mimo tego wszystkiego nie tracił świadomości. Szukał powodu takiego stanu rzeczy, ale jedyne co mu przychodziło na myśl to ten demon, którego zabił i dziwny gaz. Musiał być toksyczny. Może nawet trujący, ale co teraz mógł z tym zrobić? Nie mógł się ruszyć ani nic powiedzieć. Dobrze, że serce nadal mu biło i oddychał. Nawet jeśli dajmy na to, przeniósłby się teraz do szpitala, to nie będzie w stanie poprosić nikogo o pomoc. Już nawet nie wspominając o tym, że chwile po tym, jak lekarz by od niego odszedł po lekki, zapomniałby o wszystkim. Nie znał też żadnego chowańca ani boga, który miałby takiego w swej służbie z mocami uzdrawiającymi. Mówiąc nie delikatnie... Był w dupie. Leżał więc i myślał o tym, jak głupia była to pomyłka. Jak jedna chwila zadecydowała o jakie śmierci, ale ta nie nadeszła. Mijały minuty, potem następne, a on dalej leżał całkiem przytomny i trzeźwy na umyśle. Zrodziło to w jego myślach pewien promyk nadziei, że to nie była trucizna, a neurotoksyna. Mogły one mieć przeróżne działanie... Na przykład powodować niekontrolowaną erekcję, ale w tym wypadku chyba powodowała ona po prostu paraliż. Wilk miał zatem nadzieję, że z czasem po prostu przestanie ona działać. Nie mając zatem wielkiego wyboru, zasnął tam gdzie padł.
Po paru godzinach, gdy słońce już wstało, obudziło go coś, co uznał za głośne dudnienie. Gdy jednak otworzył oczy, zobaczył coś dziwnego. Dopiero po chwili pojął, że miał głowę włożoną w dekolt króliczki, dudnienie to tak naprawdę przyspieszone bicie jej serca, a to wynikało z tego, że właśnie na niego patrzyła. W szczerym popłochu szybko się podniósł. Nawet z początku nie zauważając, że znów mógł się ruszać, bo ważniejsze było, co właściwie się stało? Niby miał idealne alibi, bo nie mógł się ruszać przez większość, jeśli nie całą noc, ale... Nadal nie rozumiał jak skończył w takiej pozycji z Yae.
- Eee... Wybacz? - bąknął, nie widząc, co więcej, powiedzieć, bo choć tego rodzaju zabawy nie był mu obce, a królica brzydka nie była to ich relacje... Choć raczej ich brak powodował, że było to dziwne. Gdyby byli chociaż pijani to miałoby to sens, a tak... Cała ta wyprawa była coraz większą porażką i wilk chciał jak najszybciej się stąd wynieść.
- Wiesz, nie będę ci więcej przeszkadzał w zabawie, na razie - rzucił nadal lekko zmieszany i podchodząc do najbliższej ściany otworzył portal z powrotem do swojego "domu" przechodząc przez niego i od razu za sobą go zamykając.
Koniec
Od Yae CD Nexarona "Ciekawe miejsce do odwiedzenia według Haku"
Weszłam za wilkiem do pomieszczenia wypełnionego glinianymi naczyniami, patrząc na wilka zauważyłam, że czegoś szuka, następnie zaczął przykładać ucho do ścian i pukać w nie. Przy jednej z ścian niezbyt zagrodzonej naczyniami pukał zdecydowanie mocniej, z zainteresowaniem zaczęłam oglądać co on wyprawia. Następnie walnął mocniej w ścianę, ale nic to nie dało, chyba próbował ją rozwalić, podeszłam do niego złapałam za ramię i wypchnęłam, wyjęłam katanę z pochwy, chwilę się skupiłam i trzema szybkimi cięciami uderzyłam w kamień, nie było widać nawet zadrapania, spojrzałam na wilka, widać było po nim brak wiary we mnie, pchnęłam lekko palcem w ścianę i runęły kamienie, za tą już zniszczoną ścianą znajdowało się przejście, wilk puścił mnie przodem. Co chwilę patrzyłam czy idzie za mną, lekko się martwiłam o stratę tego giganta, naszym oczom ukazał się wielki pokój w którym znajdowały się kości ludzkie, nad nimi wisiały akumy w kształcie pająków, nie były zbyt ładne, ale zawsze jakąś rozrywkę mi dadzą. Nie patrząc na towarzysza impulsywnie skoczyłam i odbiłam się od najbliższej ściany, przeleciałam może niedaleko akum, ale nie one były moim celem, wylądowałam niedaleko Nexa a pająki spadły, w końcu jak pająk wisi na zerwanej sieci to spada. Gotowa do walki czekałam aż przeciwnicy jakoś się ogarną, nie ma żadnej zabawy z zabijania ofiary bez walki, to było takie zbyt proste i łatwe dla mnie. Potwory ruszyły w naszym kierunku, nie oczekując ani chwili skoczyłam na spotkanie im, lekkim niewidocznym ruchem przecięłam je, momentalnie zamienił się w czarną maź, poczułam się lekko zmęczona, prawdopodobnie na dworze była normalnie dawno noc, wzięłam wilczka za ramię i zaczęłam ciągnąć do namiotów, nie chciałam by uciekł bez pożegnania ode mnie. Zostawiłam go samego, położyłam się w własnym namiocie i co chwilę wyglądałam co osobnik rasy wielkolud robi. Jak zwykła, prosta istota położył się na śpiworze i zasnął, w śpiworze się zazwyczaj śpi, ale jemu było chyba lepiej bez, wyszłam z namiotu i z zaciekawieniem położyłam się na nim, jego klatka piersiowa stykała się z moimi plecami, nie czułam żadnego ruchu od niego oprócz oddychania, usnęłam, delikatnie obudził mnie głos Nexa, spojrzałam gdzie on jest i gdzie ja. Swoją głowę miał pod moimi piersiami, a jego klata dotykała teraz mojego brzucha. Kompletnie nie wiedziałam jak zareagować, to nie było w planach, nawet nie sądziłam o takim wypadku w stosunku do wilka, każdy ruch był zazwyczaj lekko przemyślany, ten zdecydowanie był czymś nietypowym u mnie. W mojej głowie nagle pojawił się pomysł wykorzystania wilka, mógł być dobrym materiałem do drażnienia lub innych zabaw słownych.
Od Nexarona CD Yae "Ciekawe miejsce do odwiedzenia według Haku"
O... A jednak królica miała jakieś imię. Znaczy się, to było oczywiste od samego początku, ale raczyła się w końcu nim podzielić z wilkiem, a nawet zdradzić, że jest "dziewczyną do zabawy". Chyba niczym niezwykłym nie będzie to, jakie było pierwsze spojrzenie Nexaron'a gdy usłyszał taką samoprezentację. Jak się jednak okazało po chwili, nie była ona dziwką, a... Kelnerką? Kto by pomyślał, prawda? Dziewczyna do zabawy to w dzisiejszych czasach kelnerka. Nex rozumiał, że nie mieszkał bezpośrednio pośród ludzi i jeszcze dalej od bogów, ale jeśli taki właśnie obecnie panował slang pośród tych drugich to, co tu dużo mówić. Wilk był przerażony poziomem kultury w boskim wymiarze...
Ogólnie rzecz biorąc, to był przerażony całą ich rozmową. Nie miał naturalnie wpływu na to, co mu odpowiadała Yae, ale on sam brzmiał jak potłuczony. "Zjem cię z chlebkiem"... Aż dreszcze przeszły wilka i zebrało mu się trochę na wymioty po samym wspomnieniu tego, co sam chwilę wcześniej powiedział. To musiały być objawy udaru słonecznego. Nie był przecież kimś takim, ale co poradzić. Niby pomyślał, że z królików robi się dobry pasztet i nadal tak uważał, lecz ona miała bardzo nie wiele w sobie z królika. Tyle, co uszy i może ogonek, ale tego nie był w stanie obecnie stwierdzić.
To MUSIAŁA być wina udaru słonecznego. Był on znacznie bardziej groźny, aniżeli wilk pierwotnie przypuszczał. Co najważniejsze nie czuł wcześniej żadnych jego objawów i nawet teraz zdawał się myśleć całkiem trzeźwo. Yae chyba jednak jeszcze nie do końca, bo zdecydowała się przebrać. Skąd to wiedział? Nie, nie zajrzał do środka, ale namioty naturalnie prześwitywały, a słuch też nie miał najgorszy. Gdyby byli na campingu wilk pewnie nie zwróciłby na to uwagi, ale byli w miejscu, które spokojnie można uznać za siedlisko demonów, a ona jeszcze robiła to w jakimś turystycznym namiocie. Tak w ogóle to KTO U LICHA ROZBIJA NAMIOT W ŚWIĄTYNI PEŁNEJ ZŁOTYCH KOLUMN I INNYCH KOSZTOWNOŚCI ?!! Turyści? Wątpliwe. Archeolodzy. Na pewno nie!! Oczywiście nigdzie nie było widać ich właścicieli. Może zostali już zgarnięcie przez lokalne władze za swoją bezgraniczną głupotę. Nie wyglądało na to, aby zabrali cokolwiek ze swoich nawet prywatnych rzeczy, czy żywności. Choć nie była to miła perspektywa to alternatywą było zostanie porwanym przez akumy, więc mimo wszystko Nex życzył im dobrze.
Wracając jednak do chwili obecnej, bardzo go korciło, aby po prostu iść dalej i mieć nadzieję, że demony zaatakują królicę jeszcze, gdy będzie miała spuszczone portki. Może wtedy zrozumiałaby, że pewnych rzeczy po prostu się nie robi, albo, że na wszystko jest odpowiednie miejsce i czas. Ostatecznie tego jednak nie zrobił. Po sprawdzeniu jeszcze raz namiotów w poszukiwaniu żywej duszy lub ich ciał usiadł przy jednym z nich i postanowił uzupełnić płyny. Nie skusił się na pozostawiony w obozowisku prowiant w obawie, że mogło coś w nim być dodanego. Demony, zwłaszcza te bardziej inteligentne potrafiły stosować bardziej wyszukane metody pozyskiwania ofiar aniżeli staromodna przemoc. Poza tym miał przy sobie dość wody i jedzenia na wieczór, ale gdyby chciał, to mógłby pozyskać tyle wody, aby całe to miejsce po prostu utopić. Czemu więc tego nie zrobić? Pomijając już zniszczenie bezcennych zabytków, to zepsułoby to całą zabawę z polowania. Odczekał, więc cierpliwie aż Yae skończy się przebierać i wyjdzie z namiotu. Gdy to już uczyniła, szybko jej się przyjrzał, chcąc zrozumieć czemu, zdecydowała się to uczynić akurat teraz, ale niestety... Nie był w stanie tego pojąć. Nowe ubrania były krótsze, przewiewniejsze, a nawet trochę tu i tam obcisłe. W sam raz, że tak powiem na randkę, lecz bez wątpliwości pożałuje ona takiego wyboru za góra kilkadziesiąt minut, gdy temperatura znacząco spadnie i będzie trząść się jak osika.
Dość jednak już czasu zmarnowali na przebieranki. Nex miał tylko nadzieję, że w zamian będzie przynajmniej z niej jakiś użytek i spełni funkcję żywej tarczy dla niego. Może któreś z demonów byli zboczeńcami w poprzednim życiu. Wtedy na pewno trafiłaby w ich gust. Oczywiście nie będą mogli tego specjalnie sprawdzić, bo jeśli kogoś spotkają, to od razu będą próbowali się nawzajem pozabijać, a nie wymienić spostrzeżeniami na temat ubioru królicy. Którędy jednak teraz pójdą? To akurat było bardzo proste. Jak wcześniej spośród wszystkich korytarzy Nex ruszył tym, który najbardziej zalatywał zgnilizną resztek ludzkich ciał. Szybko jednak trafiając do pustego pomieszczenia, w którym wzdłuż ścian stały resztki glinianych naczyń. Było to trochę zaskakujące dla wilka, ale nos go nie zawiódł. Tutaj musiało być jakieś przejście dalej, którego jeszcze nie dostrzegał.
Od Yae CD Nexarona "Ciekawe miejsce do odwiedzenia według Haku"
Podążałam za wilkiem skacząc po dachach, zatrzymał się przed drzwiami, a ja prawie wyrżnęłam hamując przed nim. Odwrócił się do mnie i spojrzał na mnie jak poprawiałam bluzkę, patrzyłam na niego z zaciekawieniem w oczach, od razu odwrócił się jak ujrzał mój wzrok na nim.
-Zapomniałabym się, jestem Yae, dziewczyna do zabaw.-Uśmiechnęłam się z uśmiechem na twarzy.
-Dziewczyna do zabawy? Taka tylko do jednego?-Patrzył na mnie z rozszerzonymi źrenicami.
-Nie jestem dziwką, ale jestem kelnerką w kawiarni.
-Wcześniej to się nie mogłaś odzywać?
-Przepraszam, ale byłeś początkowo wrogiem w mojej zabawie.-Skuliłam swoje uszka lekko.
-Zabawy?
-Zabijanie i dręczenie akum mój drogi.
-To jest akurat moja czynność moja przystawko.
-Przystawko?
-Materiał na pyszny pasztet.
-Mnie na pasztet chcesz?
-Nie wyglądasz na chorą, więc zawsze cię zjem z chlebkiem.
-Wpierw musisz mnie złapać i namówić do tego.-Przeszłam obok niego i ruszyłam wielkie drzwi.
Wrota się otworzyły a w środku były złote filary i całe pomieszczenie zrobione z jadeitu, w oddali dało się zauważyć kilkanaście ciemnych korytarzy. Po bokach przy filarach były namioty i pozostawiony prowiant koło nich, wyglądało mi to smakowicie, mój brzuch sam się rwał do pożarcia tych pyszności. Od razu złapałam jakąś część jedzenia i usiadłam koło namiotu, wilk gdzieś bujał oczami, mnie to zbytnio nie obchodziło, teraz muszę zjeść. Po zjedzeniu kanapki, która była nawet dosyć dobra, zajrzałam do namiotu, znalazłam tam śpiwór. Weszłam całym ciałem do namiotu i zaczęłam się rozbierać, przydałoby się zmienić te ciuchy na taki gorąc, trochę włosy mi przeszkadzały. Założyłam ciuchy i spięłam włosy spinką złotą, było mi teraz o wiele lepiej, nic mi nie przeszkadzało lub leciało na włosy, zbliżała się noc na zewnątrz, z chęcią bym teraz usnęła, ale ten wilk ucieknie. Wyszłam z namiotu trzymając mocno swój miecz i rozglądałam się za wilkiem, nie szczędził czasu na stanie w miejscu, siedział przy następnym namiocie i oglądał całe pomieszczenie. Oglądałam go z zaciekawieniem, po chwili ku mojemu zdziwieniu spojrzał w moją stronę, nie często chodziłam w takiej fryzurze, zawsze wolałam chodzić z wolnymi i długi włosami, nieraz wiatr w nie wiał, kilkakrotnie komplementy od bóstw były dawane, dawały mi mój własny, charakterystyczny urok. Nie raz mogłam się nimi bawić, były przyjemne w dotyku, ale te ubrania były trochę zbyt obcisłe. Przynajmniej było chłodniej i nie śmierdziały moje ciuchy potem w przeciwieństwie do wcześniej.
Z chęcią bym wzięła kąpiel, ale szczerze wątpiłam w znalezieniu gdzieś tu kąpieliska zdatnego do moich wymagań, jeśli w ogóle coś związanego z wodą znajdziemy to będzie cud.
Nex?
poniedziałek, 26 lutego 2018
Od Tomiji CD Soushi'ego "Samotność drogą do znajomości"
Gdy ostatnia kropla nadziei zdawała się tonąć w otaczającym mnie oceanie nędzy, a lawina gróźb wylatująca z ust niebezpiecznie wyglądających delikwentów niemalże całkowicie przygniotła mą osobę do ziemi, w oddali ujrzałem J E G O. Ma gwiazdka z nieba, jedyna nadzieja, latarnia morska ukazująca drogę wśród wcześniej wspomnianych głębin beznadziei. Oczywiście, mam tu na myśli białowłosego mężczyznę, który ni stąd ni zowąd pojawił się u wylotu ślepej uliczki, wewnątrz której obecnie miałem wątpliwą przyjemność dyskutować z agresorami bawiącymi się trzymanymi w dłoniach scyzorykami. Siwa ostoja spokoju przez dłuższą chwilę obserwowała odgrywaną przez nas scenkę, w rękach dzierżąc torbę z apetycznie wyglądającymi bagietkami. W momencie, gdy miły pan –nazwijmy go Bogdan – podniósł wyżej trzymaną przez siebie broń masowej zagłady, w oczach obserwatora dostrzegłem nutkę niepokoju. Nie musiałem długo czekać na reakcję z jego strony – mężczyzna upuścił na ziemię tytkę z pieczywem, tym samym zwracając na siebie uwagę zbirów. I tu zaczyna się akcja, na podstawie której mógłbym napisać scenariusz do wysokich lotów filmu akcja: sci-fi.
Mężczyzna rzucił w kierunku Bogdana-i-spółki niedosłyszaną przeze mnie, wyraźnie suchą zaczepkę. Ci, jak na zawołanie, skierowali tępe łby wprost na niego, natychmiastowo odpyskowując czymś równie słabym. Co prawda mówili w dobrze znanym mi języku, jednak mój obezwładniony strachem móżdżek nie był w stanie przetrawić ich konwersacji. Poruszenie jednym z kciuków wydawało mi się wyzwaniem nie do podjęcia – zrozumienie wypowiadanych przez nich zdań było tym bardziej niewykonalne.
Z tych też względów ostatecznie nie zostało mi nic innego, jak z szeroko rozwartymi ustami obserwować zapierającą dech w piersiach scenę walki rozgrywającą się tuż przed moimi oczami. Cóż, bez bicia przyznaję, że takiego obrotu sprawy w żadnym wypadku nie domyśliłbym się bez koła ratunkowego czy pytania do widowni. Po prostu n i e. I co tu się dziwić – prawdopodobnie nikt na moim miejscu nie pomyślałby, że stojący kilka metrów dalej, niepozorny mężczyzna nagle wydupi na karków z dziewięcioma lisimi ogonami oraz wyczarowanym, siejącym ogólny postrach feniksem. Koniec końców nie tylko napastnicy robili pod siebie – i ja poważnie zastanawiałem się nad tym, czy spierdolić czy umrzeć ze strachu tu, gdzie leżę.
- Matko Boska Częstochowska – wydukałem do siebie, widząc uciekających w popłochu zbirów.
Tymczasem białowłosy, nie zdradzając najmniejszej oznaki choć minimalnego zmęczenia, podszedł do mnie, wyciągając smukłą dłoń w mym kierunku. Ja natomiast, na wpół nieprzytomny ze strachu, śmiało podałem rękę nieznajomemu dżentelmenowi. Chwilę później stałem już na dwóch nogach, zawzięcie otrzepując swe tyły z osiadłego na nich brudu.
Zapadła niezręczna cisza, przerywana jedynie niewyraźnym szumem działającego na pełnych obrotach wywietrznika zamontowanego na ścianie jednego z otaczających nas budynków.
- To było… cholera – jęknąłem niewyraźnie, po czym w obawie przed ponownym bliskim spotkaniem z ziemią gwałtownie chwyciłem się wystającej ze ściany rury. Ta zaskrzypiała cicho pod moim ciężarem, dając upust swojej niemej nienawiści do otaczającego ją świata.
Mężczyzna z pewną dozą zainteresowania wpatrywał się we mnie, prawdopodobnie starając się wychwycić jak najwięcej informacji z samego wyrazu mej nieco zemdlonej twarzyczki.
- Dobrze się czujesz? – spytał z wyraźnym po wątpieniem w głosie.
- Tak, powiedzmy – odparłem bez namysłu, siląc się na możliwie przytomny ton głosu. – Twoje bułeczki stygną na ziemi. Wierząc zasadzie pięciu sekund, prawdopodobnie już nie nadają się do spożycia – dodałem po dłuższej chwili namysłu, starając się odciągnąć tok rozmowy od wcześniejszego incydentu.
Białowłosy spojrzał na mnie z politowaniem, jednocześnie kierując swe twarde kroki w stronę leżącej na ziemi siatki z pieczywem. Szybko schylił się, chwytając tytkę w swe objęcia.
- Jesteś blady – stwierdził aż nazbyt trafnie, dobitnie bodąc moje ego.
- Nie zdążyłem przywyknąć do bójek - tłumaczyłem się, nerwowo pocierając mokry od potu kark. – Przypuszczałem, że Bożki traktowanie są z większym szacunkiem. No, przynajmniej miałem nadzieję, że nie zostanę na wstępie zaatakowany przez bandę dresów.
Od Soushiego Do Tomiji "Samotność drogą do znajomości"
Wstałem z łóżka mojego chwilowego składziku na ubrania mieszczącego się w mieszkaniu Watanukiego, faktycznie był to składzik mieszczący na podłodze jedynie materac, nie dało się nic więcej tam położyć, jedynie ubrania trzymałem na półkach szafek. Wychodząc z pokoiku prawie wszedłem głową o futrynę, w ostatniej chwili lekko zniżyłem tułów, minimalnie udało mi się ominąć olbrzymiej krzywdy z strony przeklętego mieszkania przyjaciela. Minus bycia większym od znajomego, był na mój pech niższym sknerą oszczędzającym jak się da. Wyszedłem z jego mieszkania nawet nie patrząc czy mistrz wnerwiania w nim jest, skierowałem się w stronę mieszkania ukochanej, wchodząc do niej nadal nie mogłam odnaleźć wzrokiem jej ogonka. Podszedłem do kranu umyć twarz, nachyliłem się i zostałem pociągnięty za krawat w prawą stronę, moja twarz spotkała się z jej twarzą, pocałunek nie był krótki, był dosyć długi i namiętny, przerwaliśmy na chwilę i wytarłem twarz ręczniczkiem.
-Tak znienacka mnie atakować?
-Miałeś być wcześniej.
-Wybacz moja droga, ale Watanuki ma nawyk oszczędzania, a z racji niskich futryn to musiałem uważać.
-Szkoda, mogłeś się walnąć.
-Czy ty życzysz mi źle?
-Może, ale wtedy bym cię tam pocałowała.-Powiedziała te słowa z uśmiechem na twarzy i poszła się rzucić na sofę.
Podszedłem do niej i chciałem ją przytulić, ale w ostatniej chwili odwróciła się i pogroziła mi palcem zabraniając mojemu celowi.
-Dzisiaj idziesz szukać do pracy i to już.
-Piękna, ja mogę pracować, ale zarobki będą ogromne.
-Niby jako kto?
-Potrafię walczyć.
-Właśnie widzę, tylko nikogo nie zabij proszę, chcę cię jeszcze zobaczyć.
-Obiecuję.- Przytuliliśmy się mocno i ja wyszedłem z jej mieszkania wciąż będąc głodny.
Szedłem po dzielnicy handlowej, tutaj wszystko dało się znaleźć, ale mnie interesowały pożywne kanapki z wędliną i sałatą. Rozglądałem się po różnych straganach i sklepikach, tylko jeden miał takową ofertę do zaoferowania, pieniędzy mi nie brakowało, więc kupiłem sobie 3 kanapki i sok wieloowocowy. Znalazłem jakąś ławeczkę niedaleko, usiadłem, rozpakowałem pyszne jedzonko z folii, otworzyłem sok i zacząłem jeść popijając niektóre kęsy. Po wypiciu i zjedzeniu wszystkiego co kupiłem, wziąłem swoje śmieci i rzuciłem do najbliższego kosza. Zacząłem chodzić dalej po sklepach, z ciekawości szukałem jakiejś nowości lub prezentu dla Shiarou, musiałem jej coś dać, a na pierścionek lub coś podobnego jest za wcześnie. Zaczynał się wieczór a to była dla mnie oznaka zrobienia zakupów i wrócić zrobić kolację dla drugiej połówki, jedynym sklepem dobrym była biedronka, te świeże i tanie pomidory, pychota, ale zdziwiłem się obecnością tego sklepu w tym wymiarze. Myślałem na początku o bóstwach pracujących przy kasach i kasujących produkty, typu nuda i tylko byle do końca. Zakupy nie szły jak po mojej myśli, mały ruch kolejek i dosyć długie, ja miałem tylko parę bagietek w torbie do kupienia. Wreszcie wyszedłem z tego zakichanego sklepu, teraz skierowałem się w stronę mieszkania Shiarou, jak najszybciej chciałem tam dotrzeć, więc skróciłem sobie trasę przechodząc przez ciemniejsze uliczki. Przechodząc niedaleko ciemnej uliczki usłyszałem dosyć głośne groźby kilku mężczyzn, naturalnie z ciekawości pewnym krokiem wszedłem do alejki, nie było z niej wyjścia a pod ścianą był chłopak naprzeciwko czterech barczystych zwierzęcych chowańców. Przyglądałem się na moment sytuacji i nie zamierzałem interweniować póki jeden z nich nie wyjął scyzoryka. Rzuciłem torbę z pieczywem na ziemię skupiając uwagę przeciwników na mnie.
-Może moi drodzy panowie z kimś swoich rozmiarów zawalczycie?-Spytałem prowokującym głosem.
-Zginiesz zasrańcu jeden.-Krzyknął największy z nich i biegł w moją stronę kierując scyzoryk w prosto pierś.
Nie musiałem zbytnio nic robić, aktywowałem swoje dziewięć ogonów i zza moich pleców wyrósł ogromny phoenix, w ostatniej chwili przeciwnik się zatrzymał i końcówką ostrza prawie mnie trafił, palcem zablokowałem ostrze tym samym je lekko topiąc i wykrzywiając.
-Oj, coś ci się stało z bronią.-Uśmiechnąłem się wrednie.
-Kagami, wiesz może na kogo trafiliśmy?-Spytał zmartwiony kompan wroga.
-Nie wiem i wali mnie to!-Odpowiedział szybko.
-Drogi Kagami oglądałeś może kiedyś turnieje walk?-Spokojnie zagadał drugi kompan.
-Niezbyt a co?
-Był taki pewien lis, biały lis, z dziewięcioma ogonami, strasznie twarda sztuka z niego była, ani razu nie przegrał.
-Nie pieprz mi tu o jakiś legendach, nikogo takiego nie było, bajką o Shiro akumu każdy zna.
-W tym problem, ta informacja może jest legendą, ale ta legenda stoi przed tobą.
-Zobaczymy czy to prawdziwa legenda.
Kagami od razu się na mnie rzucił z pięściami, z łatwością blokowałem jego ciosy i inne nieoczekiwane ruchy, nawet nie musiałem używać mocy do przyśpieszenia lub zwiększania swojej siły. Napastnik zaczął sapać i zastygł w miejscu, prawdopodobnie już się zmęczył, to była moja okazja do wypróbowania nowych możliwości. Phoenix zaczął się ruszać, robił powolne ruchy wokół mnie, stopniowo przyśpieszał, gdy całego mnie zasłonił wokół swojego ciała nagle zniknął, wyskoczyłem w 1 sekundzie, ogony miałem zgaszone i stałem z wycelowanym mieczem w kompana napastnika.
-Już się dzieci pobawiły?
-Przepraszamy.
-Teraz uciekać, bo was spiorę na kwaśne jabłko.
Po moich słowa uciekli, oglądałem co robią, myślałem, że będą mieli więcej wytrwałości, a tu prosta ucieczka, odwróciłem wzrok od nich i spojrzałem z zaciekawieniem na leżącego pod ścianą chłopaka, naturalnie podałem mu dłoń.
Tomiji?
-Tak znienacka mnie atakować?
-Miałeś być wcześniej.
-Wybacz moja droga, ale Watanuki ma nawyk oszczędzania, a z racji niskich futryn to musiałem uważać.
-Szkoda, mogłeś się walnąć.
-Czy ty życzysz mi źle?
-Może, ale wtedy bym cię tam pocałowała.-Powiedziała te słowa z uśmiechem na twarzy i poszła się rzucić na sofę.
Podszedłem do niej i chciałem ją przytulić, ale w ostatniej chwili odwróciła się i pogroziła mi palcem zabraniając mojemu celowi.
-Dzisiaj idziesz szukać do pracy i to już.
-Piękna, ja mogę pracować, ale zarobki będą ogromne.
-Niby jako kto?
-Potrafię walczyć.
-Właśnie widzę, tylko nikogo nie zabij proszę, chcę cię jeszcze zobaczyć.
-Obiecuję.- Przytuliliśmy się mocno i ja wyszedłem z jej mieszkania wciąż będąc głodny.
Szedłem po dzielnicy handlowej, tutaj wszystko dało się znaleźć, ale mnie interesowały pożywne kanapki z wędliną i sałatą. Rozglądałem się po różnych straganach i sklepikach, tylko jeden miał takową ofertę do zaoferowania, pieniędzy mi nie brakowało, więc kupiłem sobie 3 kanapki i sok wieloowocowy. Znalazłem jakąś ławeczkę niedaleko, usiadłem, rozpakowałem pyszne jedzonko z folii, otworzyłem sok i zacząłem jeść popijając niektóre kęsy. Po wypiciu i zjedzeniu wszystkiego co kupiłem, wziąłem swoje śmieci i rzuciłem do najbliższego kosza. Zacząłem chodzić dalej po sklepach, z ciekawości szukałem jakiejś nowości lub prezentu dla Shiarou, musiałem jej coś dać, a na pierścionek lub coś podobnego jest za wcześnie. Zaczynał się wieczór a to była dla mnie oznaka zrobienia zakupów i wrócić zrobić kolację dla drugiej połówki, jedynym sklepem dobrym była biedronka, te świeże i tanie pomidory, pychota, ale zdziwiłem się obecnością tego sklepu w tym wymiarze. Myślałem na początku o bóstwach pracujących przy kasach i kasujących produkty, typu nuda i tylko byle do końca. Zakupy nie szły jak po mojej myśli, mały ruch kolejek i dosyć długie, ja miałem tylko parę bagietek w torbie do kupienia. Wreszcie wyszedłem z tego zakichanego sklepu, teraz skierowałem się w stronę mieszkania Shiarou, jak najszybciej chciałem tam dotrzeć, więc skróciłem sobie trasę przechodząc przez ciemniejsze uliczki. Przechodząc niedaleko ciemnej uliczki usłyszałem dosyć głośne groźby kilku mężczyzn, naturalnie z ciekawości pewnym krokiem wszedłem do alejki, nie było z niej wyjścia a pod ścianą był chłopak naprzeciwko czterech barczystych zwierzęcych chowańców. Przyglądałem się na moment sytuacji i nie zamierzałem interweniować póki jeden z nich nie wyjął scyzoryka. Rzuciłem torbę z pieczywem na ziemię skupiając uwagę przeciwników na mnie.
-Może moi drodzy panowie z kimś swoich rozmiarów zawalczycie?-Spytałem prowokującym głosem.
-Zginiesz zasrańcu jeden.-Krzyknął największy z nich i biegł w moją stronę kierując scyzoryk w prosto pierś.
Nie musiałem zbytnio nic robić, aktywowałem swoje dziewięć ogonów i zza moich pleców wyrósł ogromny phoenix, w ostatniej chwili przeciwnik się zatrzymał i końcówką ostrza prawie mnie trafił, palcem zablokowałem ostrze tym samym je lekko topiąc i wykrzywiając.
-Oj, coś ci się stało z bronią.-Uśmiechnąłem się wrednie.
-Kagami, wiesz może na kogo trafiliśmy?-Spytał zmartwiony kompan wroga.
-Nie wiem i wali mnie to!-Odpowiedział szybko.
-Drogi Kagami oglądałeś może kiedyś turnieje walk?-Spokojnie zagadał drugi kompan.
-Niezbyt a co?
-Był taki pewien lis, biały lis, z dziewięcioma ogonami, strasznie twarda sztuka z niego była, ani razu nie przegrał.
-Nie pieprz mi tu o jakiś legendach, nikogo takiego nie było, bajką o Shiro akumu każdy zna.
-W tym problem, ta informacja może jest legendą, ale ta legenda stoi przed tobą.
-Zobaczymy czy to prawdziwa legenda.
Kagami od razu się na mnie rzucił z pięściami, z łatwością blokowałem jego ciosy i inne nieoczekiwane ruchy, nawet nie musiałem używać mocy do przyśpieszenia lub zwiększania swojej siły. Napastnik zaczął sapać i zastygł w miejscu, prawdopodobnie już się zmęczył, to była moja okazja do wypróbowania nowych możliwości. Phoenix zaczął się ruszać, robił powolne ruchy wokół mnie, stopniowo przyśpieszał, gdy całego mnie zasłonił wokół swojego ciała nagle zniknął, wyskoczyłem w 1 sekundzie, ogony miałem zgaszone i stałem z wycelowanym mieczem w kompana napastnika.
-Już się dzieci pobawiły?
-Przepraszamy.
-Teraz uciekać, bo was spiorę na kwaśne jabłko.
Po moich słowa uciekli, oglądałem co robią, myślałem, że będą mieli więcej wytrwałości, a tu prosta ucieczka, odwróciłem wzrok od nich i spojrzałem z zaciekawieniem na leżącego pod ścianą chłopaka, naturalnie podałem mu dłoń.
Tomiji?
Od Ashera CD Aorine "Przeciwieństwa się przyciągają"
- Jestem złym bóstwem- Słowa Aorine krążyły mi po głowie, nie miały zamiaru wyjść, czy też zniknąć.
Nie wiedziałem co się ze mną dzieje, co dzieje się wokół mnie. Opadłem powoli na podłogę, co przypłaciłem nie małym bólem w dolnych partiach ciała. Drgnąłem, wydając z siebie cichy jęk. Czemu czułem się tak źle, czemu czułem się jak najgorsza osoba w całym wszechświecie. Skuliłem się, oraz okryłem ramionami swoje ciało najmocniej jak tylko potrafiłem. Dziwna gula w gardle przybierała na rozmiarach, panicznie chciałem się jej pozbyć. Przełykanie, czy szybsze oddychanie nie działało. Siedziałem tak dłuższą chwile, bijąc się ze swoimi emocjami. W pewnym momencie jednak usłyszałem dziwny odgłos, czyjeś kroki. Uniosłem delikatnie głowę, chcąc zobaczyć kogo to niesie. Moje oczy ujrzały Aorine, stał tuż przy mnie z płaszczem w dłoniach, zaraz wylądował on na moich barkach. Poczułem bijące od materiału ciepło, mimowolnie okryłem się nim szczelniej, nie pozwalając mu uciec.
- Proszę Asher- powiedział niepewnie- musisz mi dać sobie pomóc, musisz wstać. Sam Cię nie udźwignę, więc najlepiej by było gdybyś ze mną współpracował- dodał jeszcze ciszej, wyciągając do mnie swoją dłoń.
Wpatrywałem się w niego bezustannie, w głowie miałem nic. Totalne zero. Po jakimś czasie moje ciało zareagowało, skorzystało ono z pomocy. Ledwo podniosłem się do pionu na strasznie chwiejnych nogach, czułem ból.. I jeszcze raz ból, pierwszy krok przed siebie był również moim ostatnim. Zachwiałem się, lecąc w przód jak długi. Widziałem już to spotkanie z ziemią, jednak ono nie nastąpiło. Aorine wykazał się sprytem, szybkością, i zręcznością. Złapał mnie przed upadkiem, po prostu wleciałem w jego ramiona. Nie za bardzo chciałem, by taka sytuacja miała miejsce. Z drugiej strony jednak poczułem ciepło. Było ono jeszcze silniejsze niż to od płaszcza. Momentalnie objąłem boga ramionami, przytulając się mocno. Tak dawno tego nie robiłem, już zapomniałem jak to jest. Zacząłem dygotać, szczękać zębami i wszystkie inne możliwe rzeczy. Mój wybawiciel natomiast przypominał teraz posąg, zastygł w bezruchu w momencie kiedy go przytuliłem. Wiem, sam siebie zadziwiłem. Jednak to uczucie zastąpiła ulga, kiedy oparł dłonie na moich plecach i pogłaskał mnie lekko.
- Proszę Ao- wydukałem z siebie cicho- W-Wracajmy do domu, n-nie chcę już tutaj być..- zacisnąłem mocniej dłonie na jego kimonie.
- Dobrze - uśmiechnął się pociesznie, złapał mnie trochę pewniej, a po upewnieniu się że wszystko gra, zaczął się cofać.
Już miałem się pytać czemu to robi, jednak moim oczom ukazała się rozsypana siatka z zakupami. Miałem ją dostarczyć do świątyni.. Wziąłem głębszy oddech, opierając się mocniej o mojego boga. Zanim się obejrzałem znaleźliśmy się w świątyni, każdy jej kąt dosłownie błyszczał, co było efektem mojej pracy. Czułem się nieswojo. Z pomocą boga usiadłem na kanapie, co było nie lada wyzwaniem.
- Zrobię nam herbaty, co ty na to? - spytał spokojnie, wchodząc do kuchni. Zaraz równie szybko wrócił.
- Mnie odpowiada.. Chętnie się czegoś napije...
Ao ?
Nie wiedziałem co się ze mną dzieje, co dzieje się wokół mnie. Opadłem powoli na podłogę, co przypłaciłem nie małym bólem w dolnych partiach ciała. Drgnąłem, wydając z siebie cichy jęk. Czemu czułem się tak źle, czemu czułem się jak najgorsza osoba w całym wszechświecie. Skuliłem się, oraz okryłem ramionami swoje ciało najmocniej jak tylko potrafiłem. Dziwna gula w gardle przybierała na rozmiarach, panicznie chciałem się jej pozbyć. Przełykanie, czy szybsze oddychanie nie działało. Siedziałem tak dłuższą chwile, bijąc się ze swoimi emocjami. W pewnym momencie jednak usłyszałem dziwny odgłos, czyjeś kroki. Uniosłem delikatnie głowę, chcąc zobaczyć kogo to niesie. Moje oczy ujrzały Aorine, stał tuż przy mnie z płaszczem w dłoniach, zaraz wylądował on na moich barkach. Poczułem bijące od materiału ciepło, mimowolnie okryłem się nim szczelniej, nie pozwalając mu uciec.
- Proszę Asher- powiedział niepewnie- musisz mi dać sobie pomóc, musisz wstać. Sam Cię nie udźwignę, więc najlepiej by było gdybyś ze mną współpracował- dodał jeszcze ciszej, wyciągając do mnie swoją dłoń.
Wpatrywałem się w niego bezustannie, w głowie miałem nic. Totalne zero. Po jakimś czasie moje ciało zareagowało, skorzystało ono z pomocy. Ledwo podniosłem się do pionu na strasznie chwiejnych nogach, czułem ból.. I jeszcze raz ból, pierwszy krok przed siebie był również moim ostatnim. Zachwiałem się, lecąc w przód jak długi. Widziałem już to spotkanie z ziemią, jednak ono nie nastąpiło. Aorine wykazał się sprytem, szybkością, i zręcznością. Złapał mnie przed upadkiem, po prostu wleciałem w jego ramiona. Nie za bardzo chciałem, by taka sytuacja miała miejsce. Z drugiej strony jednak poczułem ciepło. Było ono jeszcze silniejsze niż to od płaszcza. Momentalnie objąłem boga ramionami, przytulając się mocno. Tak dawno tego nie robiłem, już zapomniałem jak to jest. Zacząłem dygotać, szczękać zębami i wszystkie inne możliwe rzeczy. Mój wybawiciel natomiast przypominał teraz posąg, zastygł w bezruchu w momencie kiedy go przytuliłem. Wiem, sam siebie zadziwiłem. Jednak to uczucie zastąpiła ulga, kiedy oparł dłonie na moich plecach i pogłaskał mnie lekko.
- Proszę Ao- wydukałem z siebie cicho- W-Wracajmy do domu, n-nie chcę już tutaj być..- zacisnąłem mocniej dłonie na jego kimonie.
- Dobrze - uśmiechnął się pociesznie, złapał mnie trochę pewniej, a po upewnieniu się że wszystko gra, zaczął się cofać.
Już miałem się pytać czemu to robi, jednak moim oczom ukazała się rozsypana siatka z zakupami. Miałem ją dostarczyć do świątyni.. Wziąłem głębszy oddech, opierając się mocniej o mojego boga. Zanim się obejrzałem znaleźliśmy się w świątyni, każdy jej kąt dosłownie błyszczał, co było efektem mojej pracy. Czułem się nieswojo. Z pomocą boga usiadłem na kanapie, co było nie lada wyzwaniem.
- Zrobię nam herbaty, co ty na to? - spytał spokojnie, wchodząc do kuchni. Zaraz równie szybko wrócił.
- Mnie odpowiada.. Chętnie się czegoś napije...
Ao ?
Od Haku CD Sekhme "Za życie i śmierć"
Usiadłem na skraju dachu i przyglądałem się ludzkim istotom. Z tej perspektywy wyglądali jak malutkie mróweczki, a samochody przypominały coś w rodzaju kolorowych gąsienic. Obserwowałem jeden budynek, z którego po chwili wyszedł mężczyzna. W świątyni wysłuchałem modłów starszej kobiety, matki tego, który właśnie wychodził na ulicę. Chciała, aby jej syn dotarł do żony cały i zdrowy, tym bardziej, że ma na pieńku z pewnym gangiem. Ja nic nie mogłem na to poradzić, nikogo zabić, czy zmienić tego wszystkiego. Jedyne, do czego byłem zdolny, to pokazanie mężczyzny drogi, dzięki której będzie mógł wyjść z miasta cały i żywy i odjechać do innego kraju, do swojej rodziny. Wstałem i ruszyłam na dachu w kierunku, którym podążył człowiek. Z góry wszystko było bardziej widoczne. Mimo, iż nie znałem tamtych ludzi i nie wiedziałem, jak oni wyglądali, jako bóstwo i tak ich wychwycę. Osoba zatrzymała się na przystanku, a ja zauważyłem trzech mężczyzn po drugiej stronie ulicy. Kątem oka przyglądali się mu. Zatrzymali się przed pasami czekając na zielone światło. Pojazd już jechał, ja jedynie przytrzymałem czerwone światła dłużej, niż powinny one być. W tym czasie autobus dojechał, a nim mężczyźni dobiegli do drzwiczek, ja je zamknąłem. Autobus ruszył bez nich. Dalsza część drogi przepłynęła spokojne. Maszyna zawiozła mężczyznę na dworzec, gdzie dotarł w ostatniej chwili na pociąg – jego także trochę przytrzymałem, powodując małą usterkę w kołach, przez która nie mogli ruszyć.
Zacząłem iść w kierunku najbliższego portalu, który znajdował się za apteką po drugiej stronie miasta. Wskoczyłem na dach i na nim zacząłem się poruszać, gdyż to była najszybsza droga. Na budynku bloku mieszkalnego pojawiła się przede mną jakaś wyrwa w przestrzeni. Świeciła się wszystkimi kolorami ze sobą zmieszanymi, a po chwili wyskoczyło z niej czarne stworzenie. Był to wielki wilk o niebieskiej poświacie i jarzących się błękitem oczach. Wyjąłem miecz z pochwy i skierowałem go w stronę Akumy. Wilk zawarczał i rzucił się na mnie. Zamachnąłem się mieczem, który przeciął Akumę na pół. Wyparowała, a ja stałem wryty w dach, nie wiedząc, co się stało. Jaka Akuma tak szybko daje się pokonać? Coś mi nie pasowało…
Po chwili z wyrwy wyszły dwie Akumy, takie same, jak ich poprzednik. Dwójka rzuciła się na mnie, a ja zrobiłem unik i ciąłem jednego stwora. Gdy drugi powoli się szykował do ataku, a portalu wyszła kolejna dwójka demonów. Wszystkiego rzucały się na mnie w jednej chwili, a ja ciągle musiałem robić uniki i ciąć po kolei. Z tym, że za każdego jednego uśmierconego demona, pojawiały się kolejne dwa. Jedynym wyjściem było zamknięcie portalu, niestety nie miałem na to chwili. Szybko w głowie obmyśliłem pierwszy lepszy plan i zeskoczyłem z dachu. Odepchnąłem się od ściany i wylądowałem na murku. Zeskoczyłem z niego i zaszedłem budynek od tyłu. Wskoczyłem jednak na sąsiedni, za mną biegło jeszcze kilka Akum. Powtórzyłem akcję, na sam koniec wskakując na dach, na których znajdował się portal. Demony pojawią się za chwilę, ale podczas tych paru sekund miałem zamiar zamknąć portal. Stanąłem przed nim i wyciągnęłam przed siebie jedną rękę. Zamknąłem oczy skupiając się. Gdy je otworzyłem, wyrwa zniknęła, a na moje plecy wskoczyła Akuma. Wylądowałem na ziemi, w ostatniej chwili machając mieczem i trafiając centralnie w głowę wroga. Przede mną znajdowało się paręnaście wilków w niebieskiej poświacie i na moje szczęście, wystarczyło jedno dobre cięcie, by zabić każdego.
Po walce kontynuowałem drogę do swojego celu. Ubranie miałem w dwóch miejscach rozerwane, ale nie żaden demon nie dotknął skóry. Przeszedłem przez portal do Kami no Jigen i wylądowałem w lesie. Znałem to miejsce, to właśnie tu najczęściej lądowałem po przejściu przez portal. Obrałem kierunek świątyni, jednakże zmieniłem cel, gdy między drzewami zauważyłem tą samą kolorową poświatę, na jaką trafiłem w ludzkim świecie. Bez namysłu ruszyłem w tamtym kierunku, jednak się zatrzymałem. Moim oczom ukazał się dość spory wąż ze złotym pasek. Atakował kogoś w czaszce, tajemnicza osoba dobrze sobie radziła. Musiałem trafić na koniec walki, ponieważ po chwili Akuma leżała na ziemi. Jej ogon dalej się wił, opaska świeciła, ale opadła z sił. Po ostatnim ciosie zamieniła się w czarny pył. Wyszedłem z ukrycia i zamknąłem portal. Bóg lub chowaniec opadł z sił, dyszał, a na ziemi leżało pełno krwi. Co ciekawsze, on wyglądał na nietkniętego, nawet draśniętego. Więc skąd ta ciecz?
- Pomóc ci? Wyglądasz na zmęczonego, a nowy portal może otworzyć się w każdej chwili – odezwałem się.
<Sekhme?>
Od Kiyuki'ego CD Niyumi "Papierowy żuraw"
Patrzyłem zszokowany na znikający za drzwiami pokoju ogon. Czy powiedziałem coś nie tak? Właściwie to nawet nie skończyłem zdania, gdy ona tak nagle zareagowała. Wcześniej jedynie pytałem się o tak banalne i pospolite rzeczy, więc one na bank nie były przyczyną. Westchnąłem zrezygnowany i spojrzałem na skrzynki z jabłkami. Dostałem je dziś od sąsiadującego właściciela sadu , który z czystej dobroci co jakiś czas dzieli się nimi z innymi.... a w szczególności z Niyumi. Zacząłem się zastanawiać, czy pójść za nią i spróbować z nią porozmawiać, lecz zrezygnowałem z tego uznając, że może to pogorszyć sytuacje. Powinna pobyć trochę sama by pozbierać myśli...najwyżej spróbuje ponownie rano przed kolejnym spotkaniem z Aorine. Ta sprawa nie była taka prosta jak się nam zdawało na początku , dlatego wymagała dłuższych obmyśleń i paru interwencji. Jedna z nich mogła wypaść nawet jutro , więc będę musiał zabrać ze sobą lisiczkę, by nam pomogła.
Przeniosłem jabłka do kuchni, by nie pałętały się pod nogami niepotrzebnie. Papierowy żuraw nadal leżał na blacie przyglądając się swoimi niewidzialnymi oczami wszystkiemu dookoła, a karteczka znajdowała się przy jego skrzydełku. Uśmiechnąłem się lekko po czym przeniosłem wzrok na okno, a dokładniej na krajobraz moczar. Żywe ptaki już powoli szykowały się do snu oraz - co mniej mi się podobało - do odlotu. W prawdzie jestem tu od początku wiosny, więc nie byłem pewien czy w tym świecie też wylatują na zimę. Dowiedziałem się tego dopiero na mieście od sprzedawczyni na targu, której na zamówienie robiłem ozdobny bukiet kwiatów z origami. Przez tą informację zacząłem się również zastanawiać jak duży jest ten wymiar i gdzie tak właściwie się one udają. Czy ogóle istnieje koniec tego świata? Jest on okrągły jak ziemią? Chyba tylko stwórca mógł znać tą odpowiedź.
~~~*~~~
Dookoła mnie ciemność, a między nami znajdowały się jedynie złote kraty. Byłem zamknięty w jakiejś dziwnej klatce unoszącej się w pustej przestrzeni. Gdzie dokładnie? Nie wiedziałem. Nie widziałem niczego prócz prętami i czernią. Niczego nie słyszałem...nawet własnego głosu, gdyż z moich ust wydobywały się jedynie nieme dźwięki. Czemu się tu znalazłem? Byłem świadom, że to jedynie sen, który zazwyczaj mnie nie odwiedza. Noce mijały szybko bez zbędnych wizji, wiec co się tym razem stało? Czemu mi się to śniło?
Niczego nie wiedziałem.
Z mroku zaczęła się wyłaniać jakaś postać. Usiadłem na kolanach delikatnie chwytając zimne kraty i przyjrzałem się bliżej. Sylwetka była zdecydowanie większa, co dało mi do zrozumienia, że jestem jak ptak ozdobny w klatce. Czy to nie wydawało się nieco dziwne? Nazywano mnie czasami żurawiem, lecz tych stworzeń się nie trzyma jako ozdoby. Tajemniczą osobą okazała się Niyumi... jak ja mogłem jej nie poznać od razu . Uśmiechnąłem się lekko i wyciągnąłem do niej rękę lecz...nawet na mnie nie spojrzała. Minęła moje więzienie i podeszła do innej osoby, której nawet nie zauważyłem. Było to moje odbicie, lecz coś mi w nim wyraźnie nie pasowały. Byłem świadom tego, że moje oczy są złote, a źrenice drugiego mnie przybrały odcień intensywnej czerwieni. Było to niepokojące... Ta postać pojawiała się już raz w moim pierwszym śnie, lecz wtedy on był przykuty łańcuchami do ściany. Czemu więc teraz ja jestem więziony?
- Chodź Niyumi - Ten sam głos... ta sama twarz... to zaczynało mnie przerażać. Chowaniec posłusznie i z wyraźnym zadowoleniem poszedł za moim odzwierciedleniem nie dając mi szans na zwrócenie uwagi na moją osobę.
Próbowałem zawołać jej imię, lecz znów nic nie mogłem powiedzieć. Nieme słowa i nic więcej.
~~~~*~~~
Nagły huk obudził mnie z tego snu. Zerwałem się do siadu i od razu zacząłem szukać wzrokiem źródła tego hałasu. W końcu go znalazłem...i okazał się jedynie małą, białą lisiczką, która siedziała na podłodze z lekkim grymasem bólu, a zarazem... rumieńcem? Tym razem tylko spałem, więc co się stało, że jej policzki zrobiły się różowe? Przekręciłem lekko głowę na bok z uśmiechem.
- Nic ci nie jest? - Zapytałem poprawiając swoją pozycje do siadu tureckiego. Lisiczka odwróciła wzrok i wstała podpierając się drzwi. Znów unikała patrzenia mi w oczy... coś mi się tu mocno nie zgadzała.
- N...nie... - wyszeptała poprawiając bluzkę. - Wołałeś mnie, więc przyszłam.
- Wołałem? - Zdziwiłem się nieco. Musiałem przez przypadek mówić przez cen, co tym razem u mnie wywołało lekkie speszenie. Zamiast wołać jej imię we śnie, mówiłem je w rzeczywistości. To nieco głupie...i wolałbym już więcej nie śnić skoro takie coś się zdarza. - Wybacz... miałem po prostu zły sen. - Potarłem zatoki próbując pozbyć się z głowy widoku mnie z czerwonymi oczami. On nie może się znowu pojawić. Nie przy niej.
Białowłosa nadal stała w progu miętoląc w palcach krawędź bluzki. Czekała na coś? Nieco obawiałem się odezwać, lecz gestem dłoni przywołałem ją do siebie. Niepewnie podeszła dając mi szansę na złapanie jej i usadzenia na moich kolanach. Tym razem rumieniec na jej policzkach był przewidywalny. Próbowała jednak wstać, lecz nie dałem jej obejmując jej drobne ciało w talii.
- Powiesz mi co cię gnębi? - Oparłem się brodą o jej głowę i skupiłem spojrzenie na ścianie. - Poczułem kłucie w karku ... nie wyminiesz się od odpowiedzi. - Dodałem. Podejrzewałem, że wiedziała o co chodzi, a jak nie to wytłumaczę.
-N-no bo... - Położyła swoje uszka po sobie. Wiedziałem co to oznacza, lecz nie było innego wyjścia czy jej się to podobało czy nie. - Bo tamtego ranka, ja za tobą poszłam, bo się martwiłam, chciałam sprawdzić czy nic Ci nie jest i wtedy zobaczyłam cię z tamtą kobietą i poczułam się z tym źle, więc wróciłam do świątyni i potem ty też wróciłeś, ale nie potrafiłam się normalnie zachowywać i potem były te skrzynki i ty mówiłeś i znowu to poczułam i dopiero potem zrozumiałam, że jestem o Ciebie zazdrosna, chociaż nie nawet nie mogę. - Wydusiła to wszystko na jednym wdechy, lecz nie to wprawiło mnie w zdziwienie. Zazdrosna była? Wróć.... poszła za mną i zobaczyła coś co mogło ją wprawić w błąd. Przez chwile siedziałem w ciszy przyswajając do siebie to co właśnie powiedziała. Ostatecznie wybuchnąłem lekkim śmiechem. Nie chodziło tu o jej zazdrość czy sytuacje... bardzie o jej błąd w stosunku do bóstwa nadziei.
Niyumi wydała z siebie niski pomruk i schowała buzie w swoim puszystym ogonku. Wytarłem łezkę z kącika oka.
- Przepraszam cię, ale ... wiesz, że to jest nieco bez sensu? A przynajmniej z mojego punktu widzenia - uświadomiłem ją po czym lekko cmoknąłem ją w ucho. Rumieniec osiągnął nowy poziom, co mnie zadowoliło. - Pójdziesz dziś ze mną na spotkanie z Aorine i sama się przekonasz, że w moim sercu nie ma miejsca na inną kobietę niż ty. - Wraz z tymi słowami odkryłem jej buzie i ledwo wyczuwalnie musnąłem ją w usta.
<Niyuuuu? >
Przeniosłem jabłka do kuchni, by nie pałętały się pod nogami niepotrzebnie. Papierowy żuraw nadal leżał na blacie przyglądając się swoimi niewidzialnymi oczami wszystkiemu dookoła, a karteczka znajdowała się przy jego skrzydełku. Uśmiechnąłem się lekko po czym przeniosłem wzrok na okno, a dokładniej na krajobraz moczar. Żywe ptaki już powoli szykowały się do snu oraz - co mniej mi się podobało - do odlotu. W prawdzie jestem tu od początku wiosny, więc nie byłem pewien czy w tym świecie też wylatują na zimę. Dowiedziałem się tego dopiero na mieście od sprzedawczyni na targu, której na zamówienie robiłem ozdobny bukiet kwiatów z origami. Przez tą informację zacząłem się również zastanawiać jak duży jest ten wymiar i gdzie tak właściwie się one udają. Czy ogóle istnieje koniec tego świata? Jest on okrągły jak ziemią? Chyba tylko stwórca mógł znać tą odpowiedź.
~~~*~~~
Dookoła mnie ciemność, a między nami znajdowały się jedynie złote kraty. Byłem zamknięty w jakiejś dziwnej klatce unoszącej się w pustej przestrzeni. Gdzie dokładnie? Nie wiedziałem. Nie widziałem niczego prócz prętami i czernią. Niczego nie słyszałem...nawet własnego głosu, gdyż z moich ust wydobywały się jedynie nieme dźwięki. Czemu się tu znalazłem? Byłem świadom, że to jedynie sen, który zazwyczaj mnie nie odwiedza. Noce mijały szybko bez zbędnych wizji, wiec co się tym razem stało? Czemu mi się to śniło?
Niczego nie wiedziałem.
Z mroku zaczęła się wyłaniać jakaś postać. Usiadłem na kolanach delikatnie chwytając zimne kraty i przyjrzałem się bliżej. Sylwetka była zdecydowanie większa, co dało mi do zrozumienia, że jestem jak ptak ozdobny w klatce. Czy to nie wydawało się nieco dziwne? Nazywano mnie czasami żurawiem, lecz tych stworzeń się nie trzyma jako ozdoby. Tajemniczą osobą okazała się Niyumi... jak ja mogłem jej nie poznać od razu . Uśmiechnąłem się lekko i wyciągnąłem do niej rękę lecz...nawet na mnie nie spojrzała. Minęła moje więzienie i podeszła do innej osoby, której nawet nie zauważyłem. Było to moje odbicie, lecz coś mi w nim wyraźnie nie pasowały. Byłem świadom tego, że moje oczy są złote, a źrenice drugiego mnie przybrały odcień intensywnej czerwieni. Było to niepokojące... Ta postać pojawiała się już raz w moim pierwszym śnie, lecz wtedy on był przykuty łańcuchami do ściany. Czemu więc teraz ja jestem więziony?
- Chodź Niyumi - Ten sam głos... ta sama twarz... to zaczynało mnie przerażać. Chowaniec posłusznie i z wyraźnym zadowoleniem poszedł za moim odzwierciedleniem nie dając mi szans na zwrócenie uwagi na moją osobę.
Próbowałem zawołać jej imię, lecz znów nic nie mogłem powiedzieć. Nieme słowa i nic więcej.
~~~~*~~~
Nagły huk obudził mnie z tego snu. Zerwałem się do siadu i od razu zacząłem szukać wzrokiem źródła tego hałasu. W końcu go znalazłem...i okazał się jedynie małą, białą lisiczką, która siedziała na podłodze z lekkim grymasem bólu, a zarazem... rumieńcem? Tym razem tylko spałem, więc co się stało, że jej policzki zrobiły się różowe? Przekręciłem lekko głowę na bok z uśmiechem.
- Nic ci nie jest? - Zapytałem poprawiając swoją pozycje do siadu tureckiego. Lisiczka odwróciła wzrok i wstała podpierając się drzwi. Znów unikała patrzenia mi w oczy... coś mi się tu mocno nie zgadzała.
- N...nie... - wyszeptała poprawiając bluzkę. - Wołałeś mnie, więc przyszłam.
- Wołałem? - Zdziwiłem się nieco. Musiałem przez przypadek mówić przez cen, co tym razem u mnie wywołało lekkie speszenie. Zamiast wołać jej imię we śnie, mówiłem je w rzeczywistości. To nieco głupie...i wolałbym już więcej nie śnić skoro takie coś się zdarza. - Wybacz... miałem po prostu zły sen. - Potarłem zatoki próbując pozbyć się z głowy widoku mnie z czerwonymi oczami. On nie może się znowu pojawić. Nie przy niej.
Białowłosa nadal stała w progu miętoląc w palcach krawędź bluzki. Czekała na coś? Nieco obawiałem się odezwać, lecz gestem dłoni przywołałem ją do siebie. Niepewnie podeszła dając mi szansę na złapanie jej i usadzenia na moich kolanach. Tym razem rumieniec na jej policzkach był przewidywalny. Próbowała jednak wstać, lecz nie dałem jej obejmując jej drobne ciało w talii.
- Powiesz mi co cię gnębi? - Oparłem się brodą o jej głowę i skupiłem spojrzenie na ścianie. - Poczułem kłucie w karku ... nie wyminiesz się od odpowiedzi. - Dodałem. Podejrzewałem, że wiedziała o co chodzi, a jak nie to wytłumaczę.
-N-no bo... - Położyła swoje uszka po sobie. Wiedziałem co to oznacza, lecz nie było innego wyjścia czy jej się to podobało czy nie. - Bo tamtego ranka, ja za tobą poszłam, bo się martwiłam, chciałam sprawdzić czy nic Ci nie jest i wtedy zobaczyłam cię z tamtą kobietą i poczułam się z tym źle, więc wróciłam do świątyni i potem ty też wróciłeś, ale nie potrafiłam się normalnie zachowywać i potem były te skrzynki i ty mówiłeś i znowu to poczułam i dopiero potem zrozumiałam, że jestem o Ciebie zazdrosna, chociaż nie nawet nie mogę. - Wydusiła to wszystko na jednym wdechy, lecz nie to wprawiło mnie w zdziwienie. Zazdrosna była? Wróć.... poszła za mną i zobaczyła coś co mogło ją wprawić w błąd. Przez chwile siedziałem w ciszy przyswajając do siebie to co właśnie powiedziała. Ostatecznie wybuchnąłem lekkim śmiechem. Nie chodziło tu o jej zazdrość czy sytuacje... bardzie o jej błąd w stosunku do bóstwa nadziei.
Niyumi wydała z siebie niski pomruk i schowała buzie w swoim puszystym ogonku. Wytarłem łezkę z kącika oka.
- Przepraszam cię, ale ... wiesz, że to jest nieco bez sensu? A przynajmniej z mojego punktu widzenia - uświadomiłem ją po czym lekko cmoknąłem ją w ucho. Rumieniec osiągnął nowy poziom, co mnie zadowoliło. - Pójdziesz dziś ze mną na spotkanie z Aorine i sama się przekonasz, że w moim sercu nie ma miejsca na inną kobietę niż ty. - Wraz z tymi słowami odkryłem jej buzie i ledwo wyczuwalnie musnąłem ją w usta.
<Niyuuuu? >
niedziela, 25 lutego 2018
Bóstwo Urodzaju- Tomiji
Imię: Tomiji, zapisywane za pomocą znaków 富oraz 地. W tłumaczeniu z języka japońskiego oznacza tyle, co „bogata ziemia”.
Przezwisko: Młody mężczyzna nie zdążył jeszcze dorobić się własnego pseudonimu, przez co większość osób woła za nim po imieniu.
Typ bóstwa: Bóstwo urodzaju, sprawujące pieczę nad ziemskimi uprawami rolnymi oraz dbające o obfitość plonów.
Płeć: Bez zbędnego zaglądania w spodnie śmiało stwierdzić można, iż jest to przedstawiciel płci brzydkiej.
Charakter: Jest to dziecinny na swój sposób, otwarty w stosunku do świata mężczyzna. Cechujący się nieograniczonymi pokładami energii, niespotykaną wręcz ciekawością (która, niestety, łączy się z zadawaniem zbyt wielu pytań), brakiem cierpliwości, wielkim zaangażowaniem w ziemskie życie zwykłych ludzi, zawziętością oraz wytrwałością w postawionych przed sobą zadaniach. Każda wykonywana przez niego praca - niezależnie od tego, czy jest to spełnienie próśb wiernych, czy chociażby zabicie Akumy – wykonana zostanie z komputerową wręcz dokładnością.
Męczący się w samotności, przepadający za towarzystwem innych osób. Gotowy zrobić wszystko, aby zostawić przy sobie przynajmniej jedną przyjaźnie nastawioną duszyczkę.
O dziwo, mimo tych wszystkich „otwartych” cech, mężczyzna jest wyjątkowo nieufny w stosunku do nowo poznanych osób. Każda nieznajoma, w jego mniemaniu, równa się z niebezpieczeństwem oraz niepotrzebnym ryzykiem. Tak jak za dobrego przyjaciela Tomiji byłby w stanie oddać życie, tak obcemu z trudem jest w stanie powierzyć informacje taką, jak chociażby swoje imię.
Aparycja:
Chowaniec: Tomiji, ku swojemu niezadowoleniu, nie posiada chowańca.
Relacje:
Operator: Kufikiri
Przezwisko: Młody mężczyzna nie zdążył jeszcze dorobić się własnego pseudonimu, przez co większość osób woła za nim po imieniu.
Typ bóstwa: Bóstwo urodzaju, sprawujące pieczę nad ziemskimi uprawami rolnymi oraz dbające o obfitość plonów.
Płeć: Bez zbędnego zaglądania w spodnie śmiało stwierdzić można, iż jest to przedstawiciel płci brzydkiej.
Charakter: Jest to dziecinny na swój sposób, otwarty w stosunku do świata mężczyzna. Cechujący się nieograniczonymi pokładami energii, niespotykaną wręcz ciekawością (która, niestety, łączy się z zadawaniem zbyt wielu pytań), brakiem cierpliwości, wielkim zaangażowaniem w ziemskie życie zwykłych ludzi, zawziętością oraz wytrwałością w postawionych przed sobą zadaniach. Każda wykonywana przez niego praca - niezależnie od tego, czy jest to spełnienie próśb wiernych, czy chociażby zabicie Akumy – wykonana zostanie z komputerową wręcz dokładnością.
Męczący się w samotności, przepadający za towarzystwem innych osób. Gotowy zrobić wszystko, aby zostawić przy sobie przynajmniej jedną przyjaźnie nastawioną duszyczkę.
O dziwo, mimo tych wszystkich „otwartych” cech, mężczyzna jest wyjątkowo nieufny w stosunku do nowo poznanych osób. Każda nieznajoma, w jego mniemaniu, równa się z niebezpieczeństwem oraz niepotrzebnym ryzykiem. Tak jak za dobrego przyjaciela Tomiji byłby w stanie oddać życie, tak obcemu z trudem jest w stanie powierzyć informacje taką, jak chociażby swoje imię.
Aparycja:
- Włosy: Są to wiecznie rozczochrane, kasztanowe kosmyki nonszalancko okalające twarz mężczyzny. Właściciel nigdy specjalnie nie przywiązywał uwagi do ich ułożenia, w wyniku czego czupryna zaczęła żyć własnym życiem.
- Twarz: Rumiana, trójkątna twarzyczka o delikatnych, acz męskich rysach. Przyozdobiona parą intensywnie zielonych ślipi, lekko zadartym nosem oraz wąską linią kremowych ust.
- Postura: Tomiji liczy sobie niecały metr osiemdziesiąt wzrostu, przy czym waży lekko ponad siedemdziesiąt kilo. To, w połączeniu z odpowiednią dawką ruchu, czyni go to dobrze zbudowanym mężczyzną o proporcjonalnej sylwetce oraz atrakcyjnie zarysowanych mięśniach.
- Inne: Mężczyzna właściwie nie wyróżnia się zupełnie niczym. Sam przyznaje, że gdyby ubrał się w typowo robocze ubranie, po czym stanął w grupie z kilkoma zwykłymi rolnikami, nikt nie rozpoznałby w nim bożka urodzaju.
Chowaniec: Tomiji, ku swojemu niezadowoleniu, nie posiada chowańca.
Relacje:
- Przyjaciele: Mężczyzna ze względu na swój powściągliwy charakter nie otacza się licznym gronem znajomych. Jest wręcz przeciwnie – wszystkich przyjaciół bożka policzyć można na palcach jednej dłoni.
- Wrogowie: Tak samo jak w przypadku znajomych, sceptycyzm Tomijina uchronił go przed konfrontacją z potencjalnymi wrogami. Oczywiście, równa się to z brakiem nieprzyjaciół.
- Druga połówka: Dokładnie tak, jak w dwóch powyższych punktach, brak.
- Najlepiej radzi sobie w walce bronią białą, przy czym (jak większość japońskich bożków) najczęściej posługuje się kataną.
- W wolnym czasie bez reszty oddaje się magicznemu światu fikcji literackiej. W jego świątyni znajdują się dziesiątki, jak nie setki zakupionych w świecie ludzi książek.
- Typowy kociarz, który na widok miauczących puchatych kulek dostaje kociokwiku.
- Jednym z jego licznych, niekiedy dziecinnych marzeń jest zdobycie chowańca oraz drugiej połówki.
- Biseksualny.
- Stałą częścią jego garderoby jest zielona peleryna przeciwdeszczowa. Mężczyzna jest do niej silnie przywiązany, ponieważ to właśnie w nią odziany był, gdy pierwszy raz pojawił się w Boskim Świecie.
Operator: Kufikiri
sobota, 24 lutego 2018
Od Soushiego CD Shiarou "Odbicie w krzywym zwierciadle"
Widziałem całą walkę Shiarou z sługusami czarnowłosego nekomaty, patrzyłem jak osobnik zbliża się do niej z scyzorykiem, bierze zamach, wtedy stanął czas a ze mnie zaczęły wyciekać ognie, chciałem ją ochronić, ale nie mogłem jak, nawet z pomocą mojej mocy nie dam rady jej uratować. Czas leciał wolno, ostrze już leciało w stronę mojej miłości, poczułem nienawiść i smutek jednocześnie z swojej bezradności, smutek zaczął zanikać a ostrze co raz bliżej było ciała, teraz został gniew, który ciągle rósł, poczułem uciekające zemnie płomienie i całe ciepło z blizny na piersi. Przed Tsume a na drodze ostrza stanęła końcówka skrzydła ogromnego niebieskiego phoenixa, czas zaczął poruszać się normalnie a ostrze spopieliło się poprzez kontakt z skrzydłem, właściciel ostrza sam się częściowo poparzył. Baru jak poparzony, dosłownie odskoczył dmuchając na rękę, a nieznajomi trzymający Shiarou od razu spostrzegli phoenixa który wylądował za plecami kobiety i kierował swoje obydwa skrzydła w nich i i ją. W ostatniej chwili uciekli z zasięgu ptaka, a skrzydła zamiast poparzyć ją po prostu ją oplotły i nie zamierzały ujść.
-Kolejna iluzja kundlu jeden?!- Spytał pełen gniewu nekomata.
-Ale to nie jest iluzja i to nie ja.- Zaprzeczyła zdziwiona Shiarou.
W tej chwili oczy dziewczyny skierowały się na mnie, patrzyła we mnie zszokowana, jedyne co w tej chwili mogłem zrobić to się uśmiechnąć. Sam nie wiedziałem o takich możliwościach swojego ciała, które było po urazie koszmarnej walki. Baru wraz z swoimi kolegami zaczął rozglądać się nad przyczyną poparzenia dłoni. Jego wzrok utknął na mnie, był pełen nienawiści i szału występującego u morderców, zaczął szperać po swoich kieszeniach w poszukiwaniu czegoś, zrezygnował i skierował się w moją stronę, klęknął przy mnie i zaczął mnie dotykać po plecach.
-No lisku, powiedz co zrobiłeś, bo inaczej będzie źle.
-Jeszcze raz spróbujesz ją zranić, a pożałujesz tracąc nie tylko skórę.
-Co mi niby zrobisz sierściuchu? Nie możesz sam wstać.
-Spróbuj to zobaczysz czy stracisz tylko skórę, czy całą dłoń.
-To miała być groźba? Teraz to ty możesz stracić niektóre części.
Gotowy na uderzenie od Baru i jego sługusów patrzyłem na Shiarou, zamiast spokojnie patrzeć zaczęła biegnąć w moją stronę a phoenix leciał nad nią machając skrzydłami. Baru już dotykał mojego ciała, gdy Shiarou wykonała jeden kopniak w jego plecy posyłając go za mnie. Jego koledzy z obawy przed phoenixem bali się zadać ciosu dziewczynie, ona ich po kolei zaczęła tłuc, Baru wyjął z tylnej kieszeni pistolet, strasznie podobny do tamtego. Wycelował i strzelił, kula zaczęła lecieć a ptak zniżył się do ziemi i leciał w stronę lecącej kuli, pożarł ją tym samym spopielając ją, nie przerywał swojego lotu, kierował się w stronę nekomaty, napastnik stał w miejscu nadal trzymając pistolet i strzelając z niego. Phoenix pożerał po kolei pociski i zaatakował końcem skrzydła pistolet Baru, przeciął go pozostawiając wciąż palący metal, Baru momentalnie rzucił broń na ziemię, złapał się za prawą dłoń i uciekł z kumplami. Phoenix zaczął lecieć w moją stronę, unosił się moment nade mną, wzleciał w niebo i spadał w dół wprost na mnie, Shiarou stanęła obok mnie próbując mnie ochronić, ptak zamiast ją zranić wleciał wprost we mnie, poczułem wielkie ciepło na klatce piersiowej. Stworzenie znikło a Tsume rzuciła się na mnie i przytuliła mnie, i pocałowała mnie po chwili w policzek.
-Co to było?
-Sam nie wiem, moja nowa moc?
-Nie strasz mnie tak więcej.
-Spróbuję.
Po moich słowach uwolniła mnie uścisku i pomogła mi wstać, przytuliła się do mojej ręki i spojrzała na mnie z uśmiechem.
-Gdzie byłeś?
-Jak będziemy u ciebie to ci wszystko wyjaśnię, dobrze?
Shiarou pokiwała tylko głową i zaczęła mnie ciągnąć w stronę swojego mieszkania. Przeszliśmy razem przez próg wejścia, to jej lokum ani trochę się nie zmieniło, usiadłem na łóżku i zacząłem się rozbierać z ubrań powyżej pasa.
-Co ty robisz?
-Zobaczysz.
Zdjąłem marynarkę, krawat i koszulę, teraz siedziałem z gołą klatką piersiową, patrzyłem w ścianę, nie chciałem patrzeć na Shiarou, ta blizna była częściowo moją oznaką słabości, poczułem ciężar na lewym kolanie i palec chodzący po moim ciele.
-Kto ci to zrobił i kiedy?
-Jakiś potwór i jak byłem w świecie ludzi na ochronie bogini, spokojnie żyję.
-Biedactwo.-Powędrowała palcami aż do mojego podbródka, złapała za policzki blokując wydostanie się z uścisku.-Jakoś ci tego bólu ulżę.
Pocałowała mnie namiętnie, zacząłem kierować swoją prawą rękę na jej pośladki, nagle zgiąłem się w pół z bólu blizny, oddech mi gwałtownie przyśpieszył.
-Wszystko dobrze Soushi?- Patrzyła na mnie zmartwiona.
Pokiwałem tylko głową, ona przybliżyła się do mnie i zaczęła delikatnie rozluźniać moje ciało. Ból mijał a dotyk dziewczyny był przyjemny, siły wracały, pewność siebie rosła z każdą sekundą, złapałem ją w ręce i stałem z nią w ramionach z łóżka.
-Pójdźmy do jednego miejsca może?
-Gdzie chcesz mnie zabrać lisku?
-Tam gdzie nie ogranicza nas ten wymiar.
-Czyli do świata ludzi?
-Chcę tam zawitać.
-Ale na krótko, nie chcemy chyba kłopotów.
-Spokojnie, obronię cię.
Ruszyliśmy w drogę do portalu, nadal miałem ją w swoich ramionach, jej cudowny zapach, tuż przed portalem puściłem ją, przeszliśmy trzymając się za ręce przez portal. Szliśmy przez miasto, następnie wychodząc z niego zawitaliśmy na wiejską dróżkę, spacerując patrząc się na siebie, coś znajomego podrażniło mój nos. Zza drzew pobliskiego lasku wyłoniły się tysiące akum, najbliższa z nich wyskoczyła na spotkanie mnie i Shiarou, byłem zbyt wolny tak samo ona, momentalnie poczułem chęć opieki nad Shiarou i pojawił się płonący ptak otaczający nas swoimi wielkimi skrzydłami, każda akuma spalała się jeśli uderzyła w niego, był jak bariera nie do pokonania. Kolejny raz te przeklęte akumy atakują, ziemia zaczęła mi uciekać spod nóg, upadłem na kolana.
-Dlaczego zawsze muszą się one pojawić.-Trzymałem się za głowę i leciały mi łzy z oczu.-Zawsze muszą mi sprawiać ból, zawsze pozostawią pamiątkę, a teraz chcą moją ukochaną uszkodzić, dlaczego?!
Moje myśli był jasne, smutek mnie przybijał bo zawsze ktoś cierpiał w moim towarzystwie, nie mogłem polegać w takich sytuacjach na innych wyłącznie na sobie. Podszedłem do skrzydeł, spróbowałem przejść przez nie, były jak ściana, możesz je uderzać, ale ich nie ruszysz. Waliłem dłoniami o tą ścianę, chciałem wyjść i uratować Shiarou, nie mogę pozwolić nawet na najmniejszą ranę na jej ciele, ugięły mi się kolana i poleciały mi wszystkie łzy nazbierane w oczach.
Od Nexarona CD Yae "Ciekawe miejsce do odwiedzenia według Haku"
Czy Nex był w istocie taki cichy jak Yae się wydawało? Ależ skąd... Potrafił być bardzo rozmowny, ale najpierw trzeba mieć z kim rozmawiać, prawda? Królica zaś nie dość, że zachowywała się od samego początku nadzwyczaj przyjaźnie, również sama bardzo paliła się do rozmowny, to nawet nie raczyła się przedstawić, więc po co Nex miał się męczyć? A no właśnie nie ma ku temu powodu. Dodajmy do tego, że nie przyjechał tutaj dla niej i jej wątpliwego towarzystwa, a co za tym idzie, postanowił ją w miarę możliwości traktować jak powietrze. W związku z brakiem komunikacji między tą dwójką nie ustalili również żadnego planu działa, znaków, strategi, czy chociażby sposobu dzielenia się zwierzyną. Obowiązywały więc zasady dżungli, które wilk uznał, że Yae pojmie w lot. Kto pierwszy ten lepszy.
Nawet udało mu się spostrzec jako pierwszy ruch pośród dachów budynku. Zerwawszy się błyskawicznie do biegu i po krótkim skoku szybko znalazł się na dachu sąsiedniego budynku ukryty zarówno przed króliczkiem, jak i demonem. Piasek, który zbierał się wszędzie, zagwarantował mu miękkie i ciche lądowanie. Potem był już tylko jeszcze jeden skok i gwałtowne uderzenie, które poskutkowało tym, iż pazury przeszyły na wylot ciała ofiary na wysokości serca. Siłując się przez moment, aby uwolnić dłoń Nex dostrzegł z góry swą "towarzyszkę".
Jej mina nieomylnie sugerowała, że również dostrzegła tego demona. Na dodatek chciała go zabić i teraz miała żal do niego, że jej na to nie pozwolił. Lecz... To nie był jego problem, prawda? Kto pierwszy ten lepszy i dlatego tylko delikatnym uśmiechem odpowiedział Yae na jej nienawistne spojrzenia. Nic więcej jednak czynić nie zamierzał. On dopiero zaczynał zabawę i zabił dopiero pierwszego demona. Pora więc poszukać kolejnego, a jego nos podpowiadała mu gdzie ich szukać. Znaczy... Nie ich konkretnie, ale miejsce, gdzie można było znaleźć resztki ich żywności. Ludzkie szczątki... Podążając za specyficznym zapachem, skacząc z dachu na dach, w końcu zatrzymał się przed wielkim wejściem, do jak mniemał świątyni. Stęchlizna dochodząca z wnętrza była na tyle znikoma, że ludzie nie wyczuliby nic, ale nosa wilka nie dało się oszukać.
Od Yae CD Nexarona "Ciekawe miejsce do odwiedzenia według Haku"
Nex zniknął z półki, mój wilk się uspokoił w miarę i wrócił do katany, ruszyła w drogę za wilkiem tym samym zeskakując z półki, wbijając miecz w kamień spowalniający tempo mojego spadania w dół. Podążyłam za wielkoludem, weszliśmy do doliny, może i były te wszystkie budowle, które nie jednego pasjonata pociągają, ale ja jestem kobietą rozrywki nie jakiś starych budowli. Każde starocie było dla mnie czymś w rodzaju stare, ale nudne i nie dające przyjemności. Żadnej żywej duszy nie zauważyłam, został mi tylko ten gigant, którego rozmowność jest większa od okolicznych ścian i kamieni. Żadnej akumy nie widziałam na horyzoncie, ale tak bardzo pragnęłam jakąś dorwać, chociaż jedną z nich i zacząć kłuć mieczem w ciało. Wilk też był odpowiednim celem do przechowywania w swoim ciele mojego ostrza, ale takiego wielkoluda zabić jest łatwe, jeszcze nic sensownego nie zrobił, ale może za niedługo coś mi pokarze. Wytrącając się z myśli wilk mi uciekł z pola widzenia a jakaś akuma pojawiła się na dachu budynku, od razu skoczyłam do wroga, ale ubiegł mnie cholerny wilk, który jednym cięciem swoich pazurów zniszczył akumę. Miałam ochotę go zabić, uznawałam zasadę kto pierwszy, ten lepszy, ale moja radość z zabijania bez konsekwencji została w jednej chwili zniszczona przez to bydlę. Wilk stał spokojnie w miejscu akumy, odwrócił głowę i spojrzał na mnie, na jego twarzy widniał lekki uśmieszek, ten uśmiech wywołał wewnątrz mnie falę złości i nienawiści, z chęcią można zedrzeć ten uśmieszek, ale strata powrotu do Kuroo była ważniejsza niż jakiś tam cichy wilk.
piątek, 23 lutego 2018
Od Aorine CD Asher'a "Przeciwieństwa się przyciągają"
Patrzyłem z podziwem na wysprzątaną świątynię. Jednak polecenia wydane przez bóstwa mają potężną moc zmieniania leni w pracusiów, lecz.. mimo to czułem się po prostu źle. Nie chodzi tu o rany jakie odniosłem podczas ostatniego zlecenia. Czułem po prostu wielkie wyrzuty sumienia, że zmieniłem się w takiego potwora tylko po to by dać mu nauczkę. To nie w moim stylu by tak kogoś dręczyć....nawet Asher nie zasługiwał na to. Zakląłem pod nosem na siebie. Co się ze mną tak właściwie stało? Rozumiem, że jestem podatny na zbyt silne emocje, lecz nie spodziewałem się, że złość też do tego się zalicza. Musiałem to jakoś naprawić, ale to dopiero po tym jak chowaniec wróci do domu.
- Jak ja go przeproszę... - Mruknąłem pod nosem, lecz to pytanie było kompletnie bez sensu. Zwykłe przepraszam mu nie wystarczy... oleje je na pewno. Jedyna rzecz jaka by go uszczęśliwiła to zerwanie kontraktu, jednak nie wiedziałem jednak jak to zrobić. - Świetnie...wplątałeś się znów w jakieś bagno bo nie umiesz żyć w spokoju.... - Syknąłem po chwili i walnąłem się na kanapę.
Była już zimna, lecz wyraźnie wyczuwałem zapach chłopaka. W końcu jako jedyny jej używał, bo ja jakoś nie miałem okazji. Zacisnąłem ręce na poduszczę i się do niej przytuliłem próbując cokolwiek wymyślić. Nic jednak mi nie przychodziło do głowy, nie licząc opcji ze spytaniem się kogoś jak rozwiązać pakt. Nie byłem jednak do tego przekonany. Czy dałbym radę znów żyć sam? Mimo, że Asher nie przebywał ze mną zbyt długo... źle bym się czuł wśród ciszy.
Westchnąłem zrezygnowany i zamknąłem oczy wtulając buzie w poduszkę, która również na sobie miała zapach ciemnowłosego. Chciałem na chwilę się zdrzemnąć by stłumić wyrzuty sumienia, lecz nagłe kłucie w okolicach karku szybko mnie rozbudziło. Złapałem się za bolące miejsce nie ogarniając zbytnio co się dzieje... ból się nasilał, a ja zwinąłem się w kłębek, jakby to coś miało pomóc. Ból jednak nie ustawał, a ja zacząłem się martwić czy to wina starcia z Akumą. Pozbyłem się przecież całej narośli, więc co jest nie tak?
Asher...
Zerwałem się szybko na nogi, choć nie było to dobrym pomysłem. Ból nadal był silny, a połączenie z zawrotami głowy prawie zwaliło mnie z nóg. Nie mogłem jednak zwlekać. Poszedłem do siebie by się ubrać i zabrać katanę, gdyż nie wiadomo czy nie będzie potrzebna. W prawdzie był tam Ash, ale wolałem go nie przyzywać jeżeli będzie w zły stanie. Spłacę przy okazji swój dług o ile sam się nie wyplątał z kłopotów.
Ruszyłem na ziemię , lecz gdy tylko ujrzałem panoramę miasta zdałem sobie sprawę, że on mógł być dosłownie wszędzie. Okolice sklepu to były ostatnie miejsca, gdy bym się spodziewał, więc nie chciałem ich sprawdzać by oszczędzić sobie czasu. Musiałem go znaleźć. Ruszyłem szybko przed siebie uważając na ludzi i co jakiś czas łapiąc się za kark. Była małą szansa, że będzie wśród tłumu lub na głównej ulicy, więc skręciłem w bok - na bardziej ciemne i opuszczone, które znajdowały się między kamienicami. Zmarszczyłem nos czując odór śmieci i zgnilizny. Jak ludzie mogli żyć w takim świecie? Wróć... jak można było dopuścić, by ich świat tak wyglądał. To jest ohydne. Ostrożnie stawiałem kroki by na coś nie nadepnąć, a ostatecznie prawie wpadłem na bezdomnego kota, który na mnie prychnął. Biedne stworzenie, które pewnie nie ma łatwego życia tu.
- Micah, trzymaj go. Teraz moja kolej - Zgłębiałem się coraz dalej, aż udało mi się usłyszeć głos jakiegoś mężczyzny. Wychyliłem się za rogu spoglądając na rosłego mężczyznę... z opuszczonymi spodniami. Skrzywiłem się na sam widok jego nagiego tyłka , lecz to nie on najbardziej mnie interesował. Widziałem kawałek czarnego materiału i ciemnobrązowe włosy..,nic więcej, bo zasłaniano mi widok półksiężycami. Nie miałem pewności, czy to on, więc nie wychodziłem z ukrycia. Minęła chwila, gdy drugi z gości złapał ofiarę za ręce , pośladkowiec się odsunął.
Boże przenajświętszy... to jednak był Asher.
Poczułem, jak znów podnosi mi się ciśnienie, lecz tym razem nie była to wina broni. Ludzie to jednak w większości paskudne istoty... dobrze, że nie wszyscy mają dostęp do naszego pięknego wymiaru...tylko jakim u licha sposobem znalazł się tam Ash? Może to wypadek ... oby.
Odpiąłem pochwę katany od pasa, lecz nie wysuwałem ostrza. Jeszcze ich zabije przez przypadek, a tego bym raczej nie chciał....raczej....
- Ej panowie... - Odezwałem się zwracając przy tym uwagę na moją osobę. Dwóch ludzi spojrzało na mnie pytająco, po czym uśmiechnęli się w paskudny sposób wywołując u mnie kolejne skrzywienie w tym dniu.
- A kogo my tu mamy... Jakąś śliczną dziewkę - Odezwał się brunet. Dziewkę? No błagam... nie znowu.
- ON jest mój , więc łapy precz - Zgromiłem ich spojrzeniem. Ao nie... nie kłócimy się z głupimi ludźmi o twoją płeć. Wystarczy, że najbliżsi znają prawdę.
- A co taka lalka może nam zrobić? - Dostrzegłem jeszcze jednego mężczyznę, który niepostrzeżenie znalazł się za mną. - Szczególnie taką wykałaczką. Może pokażemy ci prawdziwe miecze, co? - Chciał zabrać mi broń, lecz w tej chwili dostał z łokcia w podbródek. Jego głowa odleciała do tyły z lekkim trzaskiem...oho... chyba za dużo siły w to poszło. Upadł na plecy oszołomiony, ale żył. Z Ust poleciała mu stróżka krwi świadcząca o ty, że prawdopodobnie przegryzł sobie wargę, lub język. Nie moja sprawa z resztą. Skupiłem się ponownie na dwóch facetach przy moim chowańcu.
- Ty mała Dziw...
- Nawet nie waż się mnie tak nazywać - Mój ton zrobił się nagle śmiertelnie poważny. Nie miałem zamiaru się z nimi bawić...chciałem po prostu zabrać stąd szybko Ashera.
Światła latarni na chwile zgasły dając mi przy tym szanse na szybki i skuteczny atak. Dwa ciosy, i dwójka nieprzytomnych mężczyzn którzy po chwili leżeli na zimnym betonie. Przypiąłem z powrotem broń do pasa, gdy wróciło światło. Ból w karku powoli ustawał, lecz nadal tam był...
- Asher...ja... - Zacząłem, ale zamilkłem. Przepraszam? To najgłupsze słowo w takiej chwili. To przeze mnie znalazł się w tej sytuacji. Gdyby nie ja... nie cierpiał by i a przede wszystkim nie upokorzyłby się aż tak bardzo. Tym razem to ja ponosiłem całą winę.
Zagryzłem wargę czując łzy lecące po moich polikach. Moje barki same zadrżały przez niekontrolowany szloch.
- Ja... przepraszam... Jestem złym bóstwem... możesz mnie teraz wyzwać jakkolwiek chcesz... nie krępuj się - Załgałem padając na kolana wycierając łzy, które teraz przypominały rzekę. Nie potrafiłem nad tym zapanować.... i pewnie nigdy mi się nie uda.
<Ash? >
- Jak ja go przeproszę... - Mruknąłem pod nosem, lecz to pytanie było kompletnie bez sensu. Zwykłe przepraszam mu nie wystarczy... oleje je na pewno. Jedyna rzecz jaka by go uszczęśliwiła to zerwanie kontraktu, jednak nie wiedziałem jednak jak to zrobić. - Świetnie...wplątałeś się znów w jakieś bagno bo nie umiesz żyć w spokoju.... - Syknąłem po chwili i walnąłem się na kanapę.
Była już zimna, lecz wyraźnie wyczuwałem zapach chłopaka. W końcu jako jedyny jej używał, bo ja jakoś nie miałem okazji. Zacisnąłem ręce na poduszczę i się do niej przytuliłem próbując cokolwiek wymyślić. Nic jednak mi nie przychodziło do głowy, nie licząc opcji ze spytaniem się kogoś jak rozwiązać pakt. Nie byłem jednak do tego przekonany. Czy dałbym radę znów żyć sam? Mimo, że Asher nie przebywał ze mną zbyt długo... źle bym się czuł wśród ciszy.
Westchnąłem zrezygnowany i zamknąłem oczy wtulając buzie w poduszkę, która również na sobie miała zapach ciemnowłosego. Chciałem na chwilę się zdrzemnąć by stłumić wyrzuty sumienia, lecz nagłe kłucie w okolicach karku szybko mnie rozbudziło. Złapałem się za bolące miejsce nie ogarniając zbytnio co się dzieje... ból się nasilał, a ja zwinąłem się w kłębek, jakby to coś miało pomóc. Ból jednak nie ustawał, a ja zacząłem się martwić czy to wina starcia z Akumą. Pozbyłem się przecież całej narośli, więc co jest nie tak?
Asher...
Zerwałem się szybko na nogi, choć nie było to dobrym pomysłem. Ból nadal był silny, a połączenie z zawrotami głowy prawie zwaliło mnie z nóg. Nie mogłem jednak zwlekać. Poszedłem do siebie by się ubrać i zabrać katanę, gdyż nie wiadomo czy nie będzie potrzebna. W prawdzie był tam Ash, ale wolałem go nie przyzywać jeżeli będzie w zły stanie. Spłacę przy okazji swój dług o ile sam się nie wyplątał z kłopotów.
Ruszyłem na ziemię , lecz gdy tylko ujrzałem panoramę miasta zdałem sobie sprawę, że on mógł być dosłownie wszędzie. Okolice sklepu to były ostatnie miejsca, gdy bym się spodziewał, więc nie chciałem ich sprawdzać by oszczędzić sobie czasu. Musiałem go znaleźć. Ruszyłem szybko przed siebie uważając na ludzi i co jakiś czas łapiąc się za kark. Była małą szansa, że będzie wśród tłumu lub na głównej ulicy, więc skręciłem w bok - na bardziej ciemne i opuszczone, które znajdowały się między kamienicami. Zmarszczyłem nos czując odór śmieci i zgnilizny. Jak ludzie mogli żyć w takim świecie? Wróć... jak można było dopuścić, by ich świat tak wyglądał. To jest ohydne. Ostrożnie stawiałem kroki by na coś nie nadepnąć, a ostatecznie prawie wpadłem na bezdomnego kota, który na mnie prychnął. Biedne stworzenie, które pewnie nie ma łatwego życia tu.
- Micah, trzymaj go. Teraz moja kolej - Zgłębiałem się coraz dalej, aż udało mi się usłyszeć głos jakiegoś mężczyzny. Wychyliłem się za rogu spoglądając na rosłego mężczyznę... z opuszczonymi spodniami. Skrzywiłem się na sam widok jego nagiego tyłka , lecz to nie on najbardziej mnie interesował. Widziałem kawałek czarnego materiału i ciemnobrązowe włosy..,nic więcej, bo zasłaniano mi widok półksiężycami. Nie miałem pewności, czy to on, więc nie wychodziłem z ukrycia. Minęła chwila, gdy drugi z gości złapał ofiarę za ręce , pośladkowiec się odsunął.
Boże przenajświętszy... to jednak był Asher.
Poczułem, jak znów podnosi mi się ciśnienie, lecz tym razem nie była to wina broni. Ludzie to jednak w większości paskudne istoty... dobrze, że nie wszyscy mają dostęp do naszego pięknego wymiaru...tylko jakim u licha sposobem znalazł się tam Ash? Może to wypadek ... oby.
Odpiąłem pochwę katany od pasa, lecz nie wysuwałem ostrza. Jeszcze ich zabije przez przypadek, a tego bym raczej nie chciał....raczej....
- Ej panowie... - Odezwałem się zwracając przy tym uwagę na moją osobę. Dwóch ludzi spojrzało na mnie pytająco, po czym uśmiechnęli się w paskudny sposób wywołując u mnie kolejne skrzywienie w tym dniu.
- A kogo my tu mamy... Jakąś śliczną dziewkę - Odezwał się brunet. Dziewkę? No błagam... nie znowu.
- ON jest mój , więc łapy precz - Zgromiłem ich spojrzeniem. Ao nie... nie kłócimy się z głupimi ludźmi o twoją płeć. Wystarczy, że najbliżsi znają prawdę.
- A co taka lalka może nam zrobić? - Dostrzegłem jeszcze jednego mężczyznę, który niepostrzeżenie znalazł się za mną. - Szczególnie taką wykałaczką. Może pokażemy ci prawdziwe miecze, co? - Chciał zabrać mi broń, lecz w tej chwili dostał z łokcia w podbródek. Jego głowa odleciała do tyły z lekkim trzaskiem...oho... chyba za dużo siły w to poszło. Upadł na plecy oszołomiony, ale żył. Z Ust poleciała mu stróżka krwi świadcząca o ty, że prawdopodobnie przegryzł sobie wargę, lub język. Nie moja sprawa z resztą. Skupiłem się ponownie na dwóch facetach przy moim chowańcu.
- Ty mała Dziw...
- Nawet nie waż się mnie tak nazywać - Mój ton zrobił się nagle śmiertelnie poważny. Nie miałem zamiaru się z nimi bawić...chciałem po prostu zabrać stąd szybko Ashera.
Światła latarni na chwile zgasły dając mi przy tym szanse na szybki i skuteczny atak. Dwa ciosy, i dwójka nieprzytomnych mężczyzn którzy po chwili leżeli na zimnym betonie. Przypiąłem z powrotem broń do pasa, gdy wróciło światło. Ból w karku powoli ustawał, lecz nadal tam był...
- Asher...ja... - Zacząłem, ale zamilkłem. Przepraszam? To najgłupsze słowo w takiej chwili. To przeze mnie znalazł się w tej sytuacji. Gdyby nie ja... nie cierpiał by i a przede wszystkim nie upokorzyłby się aż tak bardzo. Tym razem to ja ponosiłem całą winę.
Zagryzłem wargę czując łzy lecące po moich polikach. Moje barki same zadrżały przez niekontrolowany szloch.
- Ja... przepraszam... Jestem złym bóstwem... możesz mnie teraz wyzwać jakkolwiek chcesz... nie krępuj się - Załgałem padając na kolana wycierając łzy, które teraz przypominały rzekę. Nie potrafiłem nad tym zapanować.... i pewnie nigdy mi się nie uda.
<Ash? >
Od Shiarou CD Soushiego "Odbicie w krzywym zwierciadle"
Sen poprzedniego wieczoru przyszedł bardzo szybko, co nie było szczególnym zaskoczeniem. Za to nieco mnie zdziwiło, że kiedy ja się obudziłam, Soushi jeszcze smacznie spał. Myślałam, że jestem większym śpiochem od niego, a tu się okazało, że jednak tak nie jest. Chociaż możliwe też było, że to jednorazowy wybryk padniętego Liska.
Podniosłam się z łóżka i na palcach przeszłam do łazienki, żeby wziąć szybki prysznic. Zimna woda dobrze mi zrobiła z samego rana. Otrząsnęłam się z resztek snu i rozkoszy, która snuła się po moim umyśle, nie pozwalając trzeźwo spojrzeć w lustro. Otuliłam się puchatym ręcznikiem i wyszłam z łazienki, kierując swoje kroki do kuchni.
Mijając łóżko, na którym smacznie spał Soushi, chwyciłam jedną z poduszek i rzuciłam nią w niego.
- Wstawaj Soushi, twoja bogini cię woła. - Zawołałam, zaglądając do lodówki. Puste lodówki, trzeba wspomnieć. No tak, uzupełnienie zawartości lodówki to było ostatnie o czym chciałam myśleć poprzedniego dnia. Trzasnęłam niewielkimi drzwiczkami, zastanawiając się gdzie w takim wypadku wybrać się coś zjeść. Odwróciłam się w stronę pokoju, żeby ponaglić Soushiego, jednak nie było go już na swoim miejscu. - Soushi, nie wygłupiaj się, powinieneś wrac...
Urwałam nagle, czując jak ręce białowłosego przesuwają się po mokrym materiale na wysokości moich bioder, a gorący oddech uderza w moją szyję. Momentalnie przygryzłam dolną wargę, odchylając lekko głowę w przeciwną stronę, szybko się jednak otrząsnęłam i wbiłam łokieć w jego żebra. Wyswobodziłam się z uścisku i zmierzyłam go badawczym spojrzeniem.
- Przynajmniej się ubrałeś. - Mruknęłam, rozglądając się za czystymi ciuchami. Zaciekawiło mnie jak kitsune ma zamiar opuścić moją posiadłość, gdyż jedyne jego ciuchy jakie u mnie miał, były całe w błocie. Kilka minut później dowiedziałam się, że mężczyzna nie ma z tym najmniejszego problemu, wykorzystał swoje moce do osuszenia wypranych ubrań i było po sprawie.
Z budynku wyszliśmy razem i rozmawiając doszliśmy aż do miasta, gdzie niestety musieliśmy się pożegnać. Stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek, odwracając od siebie jedną ręką i pchając przed siebie.
- Zobaczymy się za niedługo, panienko. - Ukłonił się na odchodnym, na co ja tylko skinęłam głową. Teraz wypadało znaleźć sobie jakieś zajęcie na resztę dnia. Westchnęłam cicho, ruszając spokojnym krokiem do portalu. Czasem naprawdę nie lubiłam być bezbożna, gdyż zwyczajnie mnie to nudziło. Ludzie inteligentni nigdy się nie nudzą. Uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie słów nauczycielki. Nawet nieszczególnie pamiętałam czego uczyła i czy ją lubiłam, liczył się sens słów.
~*~
Było już po wschodzie słońca, czyli dość późno, a ja nadal kręciłam się po mieście i to po coraz bardziej zapuszczonych jego częściach, co nie było mądrym pomysłem. Jednak im dłużej nie widziałam się z Soushim, tym bardziej miałam ochotę zrobić coś tak głupiego, że ten lis z bielactwem będzie po prostu musiał się pojawić. A nie widziałam go już miesiąc, co wprawdzie mnie niepokoiło, ale nie chciałam tego pod żadnym pozorem okazywać. Zresztą i tak nie miałabym komu.
Kopnęłam w pojedynczy kamyk na ulicy, posyłając go spory kawałek przed siebie wprost pod czyjeś nogi. Spojrzałam najpierw na buty osoby, która momentalnie się zatrzymała, a potem przesunęłam wzrok po jej ciele, aż do twarzy. Z każdym centymetrem w górę otwierałam oczy coraz bardziej, nie mogąc uwierzyć kogo widzę.
Różnobarwne tęczówki przez dłuższą chwilę wpatrywały się we mnie z dziwną mieszanką uczuć w oczach, której nie potrafiłam rozczytać. W pierwszym momencie odczułam ulgę widząc postać w garniturze i ciemnych rękawiczkach, jednak to uczucie szybko zmieniło się w złość. Zacisnęłam dłonie w pięści i kilkoma krokami zbliżyłam się do Soushiego, wymierzając mu cios w lewy policzek. Nim moja dłoń zetknęła się z jego skórą, wyprostowałam palce, bo mimo wszystko nie chciałam mu zrobić krzywdy. Białowłosy wygiął się w bok, szybko jednak spojrzał na mnie, po czym objął mocno ramionami, przytulając do siebie.
Znieruchomiałam całkiem, wpatrując się w ciemniejące powoli niebo. Chciałam być na niego dalej wściekła, ale kiedy zamknął mnie w swoim objęciu, cała złość wyparowała. Westchnęłam cicho i objęłam go rękami. Soushi zachwiał się nagle, po czym runął na kolana razem ze mną. Uderzyłam mocno w kamienną drogę, przyglądając się nieco spanikowana mężczyźnie.
- Soushi? Wszystko dobrze? - Złapałam go za policzki u zmusiłam, żeby na mnie spojrzał, ale niemal w tym samym momencie usłyszeliśmy znajomy śmiech.
- Znowu się spotykamy, moi kochani. - Spomiędzy pobliskich budynków wyłonił się czarnowłosy nekomata, którego sam widok przyprawiał mnie o mdłości.
- Baru... - Warknęłam, mierząc go nieprzyjaznym spojrzeniem spod przymrużonych powiek. Kitsune złapał mnie mocno za nadgarstek, chcąc się na nim wesprzeć i stanąć na równych nogach, ale średnio mu to wychodziło. Dlatego wyswobodziłam rękę z jego uścisku i stanęłam wyprostowana, patrząc prosto na ciemnowłosego.
- Tym razem twój wierny lisek cię nie ochroni. - Zaśmiał się i pstryknął palcami, a jeden z jego koleżków zaczął się do mnie zbliżać, błyskając pazurami w świetle latarni. Zacisnęłam dłonie w pięści, nie będzie tak łatwo.
- Shiarou... - Zerknęłam jeszcze szybko na Soushiego, po czym zaatakowałam przeciwnika. Ten niestety uniknął ciosu, w ostatniej chwili odchylając się w bok, po czym uniósł nogę i kopnął mnie prosto w brzuch, posyłając tym samym na środek ulicy. Zgięłam się z sykiem, utrzymując uważne spojrzenie na niebieskowłosym inugamim, który przez chwilę mi sie przyglądał, a następnie skupił swoją uwagę na białowłosym kitsune. Posłał mi złośliwy uśmiech i zbliżył się do na wpółleżącego z zamiarem kopnięcia go prosto w twarz.
Warknęłam głośno, żeby zwrócić na siebie jego uwagę i skoczyłam w jego stronę z połyskującą na złoto kataną w lewej ręce. Wymierzyłam tak, by ostrze znalazło się idealnie na wysokości szyi. Inugami cofnął się o krok, ale niewiele to dało, gdy złoty metal zetknął się z jego skórą, cała broń rozpadła się i zamieniła w błyszczący pyłek, który na moment zajął uwagę wszystkich zgromadzonych. Obróciłam się wokół własnej osi, by przy drugim podejściu do ataku złapać chłopaka za policzki, przy okazji wbijając w nie pazury i dosłownie wepchnęłam go w pobliską ścianę budynku. Trochę krwi polało się z tylnej części jego głowy.
Natychmiast zostałam złapana przez dwóch innych pomocników Baru, którzy prawie wykręcili mi ręce, przez co nie mogłam nawet sie za bardzo szarpać. Wyciągnęli mnie na ulicę tak, żebym dobrze widziała Soushiego, a on mnie, po czym zarobiłam trzy kopniaki prosto w brzuch.
- Naprawdę myślałaś, że ktoś taki jak ty z tak bezużyteczną mocą pokona kogokolwiek? - Czarnowłosy nekomata miał świetny ubaw, patrząc na swojego kolegę, który leżał półprzytomny pod ścianą. Szarpnęłam się mocno, jednak to tylko sprawiło, że krzyknęłam z bólu, bardzo żałując, że w ogóle się ruszyłam. Zastrzygłam uszami, słysząc jak mężczyzna otwiera scyzoryk. Zawiesiłam spojrzenie na srebrnym krótkim, ale ostrym ostrzu. Dlaczego dałam się tak głupio złapać?
Soushi?
Mijając łóżko, na którym smacznie spał Soushi, chwyciłam jedną z poduszek i rzuciłam nią w niego.
- Wstawaj Soushi, twoja bogini cię woła. - Zawołałam, zaglądając do lodówki. Puste lodówki, trzeba wspomnieć. No tak, uzupełnienie zawartości lodówki to było ostatnie o czym chciałam myśleć poprzedniego dnia. Trzasnęłam niewielkimi drzwiczkami, zastanawiając się gdzie w takim wypadku wybrać się coś zjeść. Odwróciłam się w stronę pokoju, żeby ponaglić Soushiego, jednak nie było go już na swoim miejscu. - Soushi, nie wygłupiaj się, powinieneś wrac...
Urwałam nagle, czując jak ręce białowłosego przesuwają się po mokrym materiale na wysokości moich bioder, a gorący oddech uderza w moją szyję. Momentalnie przygryzłam dolną wargę, odchylając lekko głowę w przeciwną stronę, szybko się jednak otrząsnęłam i wbiłam łokieć w jego żebra. Wyswobodziłam się z uścisku i zmierzyłam go badawczym spojrzeniem.
- Przynajmniej się ubrałeś. - Mruknęłam, rozglądając się za czystymi ciuchami. Zaciekawiło mnie jak kitsune ma zamiar opuścić moją posiadłość, gdyż jedyne jego ciuchy jakie u mnie miał, były całe w błocie. Kilka minut później dowiedziałam się, że mężczyzna nie ma z tym najmniejszego problemu, wykorzystał swoje moce do osuszenia wypranych ubrań i było po sprawie.
Z budynku wyszliśmy razem i rozmawiając doszliśmy aż do miasta, gdzie niestety musieliśmy się pożegnać. Stanęłam na palcach i pocałowałam go w policzek, odwracając od siebie jedną ręką i pchając przed siebie.
- Zobaczymy się za niedługo, panienko. - Ukłonił się na odchodnym, na co ja tylko skinęłam głową. Teraz wypadało znaleźć sobie jakieś zajęcie na resztę dnia. Westchnęłam cicho, ruszając spokojnym krokiem do portalu. Czasem naprawdę nie lubiłam być bezbożna, gdyż zwyczajnie mnie to nudziło. Ludzie inteligentni nigdy się nie nudzą. Uśmiechnęłam się lekko na wspomnienie słów nauczycielki. Nawet nieszczególnie pamiętałam czego uczyła i czy ją lubiłam, liczył się sens słów.
~*~
Było już po wschodzie słońca, czyli dość późno, a ja nadal kręciłam się po mieście i to po coraz bardziej zapuszczonych jego częściach, co nie było mądrym pomysłem. Jednak im dłużej nie widziałam się z Soushim, tym bardziej miałam ochotę zrobić coś tak głupiego, że ten lis z bielactwem będzie po prostu musiał się pojawić. A nie widziałam go już miesiąc, co wprawdzie mnie niepokoiło, ale nie chciałam tego pod żadnym pozorem okazywać. Zresztą i tak nie miałabym komu.
Kopnęłam w pojedynczy kamyk na ulicy, posyłając go spory kawałek przed siebie wprost pod czyjeś nogi. Spojrzałam najpierw na buty osoby, która momentalnie się zatrzymała, a potem przesunęłam wzrok po jej ciele, aż do twarzy. Z każdym centymetrem w górę otwierałam oczy coraz bardziej, nie mogąc uwierzyć kogo widzę.
Różnobarwne tęczówki przez dłuższą chwilę wpatrywały się we mnie z dziwną mieszanką uczuć w oczach, której nie potrafiłam rozczytać. W pierwszym momencie odczułam ulgę widząc postać w garniturze i ciemnych rękawiczkach, jednak to uczucie szybko zmieniło się w złość. Zacisnęłam dłonie w pięści i kilkoma krokami zbliżyłam się do Soushiego, wymierzając mu cios w lewy policzek. Nim moja dłoń zetknęła się z jego skórą, wyprostowałam palce, bo mimo wszystko nie chciałam mu zrobić krzywdy. Białowłosy wygiął się w bok, szybko jednak spojrzał na mnie, po czym objął mocno ramionami, przytulając do siebie.
Znieruchomiałam całkiem, wpatrując się w ciemniejące powoli niebo. Chciałam być na niego dalej wściekła, ale kiedy zamknął mnie w swoim objęciu, cała złość wyparowała. Westchnęłam cicho i objęłam go rękami. Soushi zachwiał się nagle, po czym runął na kolana razem ze mną. Uderzyłam mocno w kamienną drogę, przyglądając się nieco spanikowana mężczyźnie.
- Soushi? Wszystko dobrze? - Złapałam go za policzki u zmusiłam, żeby na mnie spojrzał, ale niemal w tym samym momencie usłyszeliśmy znajomy śmiech.
- Znowu się spotykamy, moi kochani. - Spomiędzy pobliskich budynków wyłonił się czarnowłosy nekomata, którego sam widok przyprawiał mnie o mdłości.
- Baru... - Warknęłam, mierząc go nieprzyjaznym spojrzeniem spod przymrużonych powiek. Kitsune złapał mnie mocno za nadgarstek, chcąc się na nim wesprzeć i stanąć na równych nogach, ale średnio mu to wychodziło. Dlatego wyswobodziłam rękę z jego uścisku i stanęłam wyprostowana, patrząc prosto na ciemnowłosego.
- Tym razem twój wierny lisek cię nie ochroni. - Zaśmiał się i pstryknął palcami, a jeden z jego koleżków zaczął się do mnie zbliżać, błyskając pazurami w świetle latarni. Zacisnęłam dłonie w pięści, nie będzie tak łatwo.
- Shiarou... - Zerknęłam jeszcze szybko na Soushiego, po czym zaatakowałam przeciwnika. Ten niestety uniknął ciosu, w ostatniej chwili odchylając się w bok, po czym uniósł nogę i kopnął mnie prosto w brzuch, posyłając tym samym na środek ulicy. Zgięłam się z sykiem, utrzymując uważne spojrzenie na niebieskowłosym inugamim, który przez chwilę mi sie przyglądał, a następnie skupił swoją uwagę na białowłosym kitsune. Posłał mi złośliwy uśmiech i zbliżył się do na wpółleżącego z zamiarem kopnięcia go prosto w twarz.
Warknęłam głośno, żeby zwrócić na siebie jego uwagę i skoczyłam w jego stronę z połyskującą na złoto kataną w lewej ręce. Wymierzyłam tak, by ostrze znalazło się idealnie na wysokości szyi. Inugami cofnął się o krok, ale niewiele to dało, gdy złoty metal zetknął się z jego skórą, cała broń rozpadła się i zamieniła w błyszczący pyłek, który na moment zajął uwagę wszystkich zgromadzonych. Obróciłam się wokół własnej osi, by przy drugim podejściu do ataku złapać chłopaka za policzki, przy okazji wbijając w nie pazury i dosłownie wepchnęłam go w pobliską ścianę budynku. Trochę krwi polało się z tylnej części jego głowy.
Natychmiast zostałam złapana przez dwóch innych pomocników Baru, którzy prawie wykręcili mi ręce, przez co nie mogłam nawet sie za bardzo szarpać. Wyciągnęli mnie na ulicę tak, żebym dobrze widziała Soushiego, a on mnie, po czym zarobiłam trzy kopniaki prosto w brzuch.
- Naprawdę myślałaś, że ktoś taki jak ty z tak bezużyteczną mocą pokona kogokolwiek? - Czarnowłosy nekomata miał świetny ubaw, patrząc na swojego kolegę, który leżał półprzytomny pod ścianą. Szarpnęłam się mocno, jednak to tylko sprawiło, że krzyknęłam z bólu, bardzo żałując, że w ogóle się ruszyłam. Zastrzygłam uszami, słysząc jak mężczyzna otwiera scyzoryk. Zawiesiłam spojrzenie na srebrnym krótkim, ale ostrym ostrzu. Dlaczego dałam się tak głupio złapać?
Soushi?
Chowaniec Kitsune - Shigeru
Imię: Shigeru
Przezwisko: Nie posiada
Płeć: Mężczyzna
Rasa: Kitsune
Moc: Grawitacja. Czegokolwiek dotknie całą dłonią, na daną rzecz/osobę grawitacja przestanie oddziaływać, co poskutkuje, na pierwszy rzut oka, niekontrolowanym wzniesieniem się w powietrze. Kitsune testował to jednak na sobie i wie, że istoty żywe mogą za pomocą odpowiednich ruchów wpłynąć na swoją pozycję w powietrzu, sam nie raz wykorzystuje to do "latania", ułatwia mu to również walki, jeśli już w jakąś bójkę się wda. Ponownym dotknięciem anuluje wywołane zjawisko.
Ilość PD: 3550 PD ( Obrońca bóstwa )
Jaki jest ten nasz Shigeru... Ludzie mówią, że prostacki i chamski. Mówi co mu ślina na język przyniesie, nie zważa na to czy pogwałci przy okazji wszystkie zasady kultury czy nie. Powiada, że to po prostu szczerość, brak obycia omija, jakby nic takiego go nie dotyczyło. No bo jak by mogło? Przecież on nic nie zrobił, jak zawsze niewinny. Bardzo ceni swoją wolność i widać to po nim, nie przyjmie absolutnie żadnego nakazu, zakazu, rozkazu czy czegoś podobnego. I postanowił sobie, że zawsze będzie tak robił, także nawet jak dosłownie, w złotej klatce go zamkniesz, to widząc zagrożenie dla swojej niezależności zwieje gdzie pieprz rośnie i tyle będziesz go widział. Choć nie brak mu odwagi kłopotów unika jak profesjonalista, woli wieść spokojne i leniwe życie. Czasem porywa się z motyką na słońce, nie poświęca wiele czasu na przemyślenie swojej sytuacji. Lekkomyślność odsuwa na bok dopiero, gdy wyczuje zbliżające się problemy. Oczywiście jak już w coś wpadnie to będzie walczył zawzięcie, bez wahania i bezwzględnie. Unika kontaktów z innymi. Ciężko jest zdobyć jego zainteresowanie, na próbę rozpoczęcia odburknie coś niewyraźnie i zmruży oczy albo będzie próbował zbyć delikwenta. Gdy to nic nie da pozwala sobie na niekulturalne uwagi ny wyraźnie podkreślić, że chce być sam.
Świadomie odcina się od innych, jest samotnikiem i indywidualistą, prędzej da się zabić niż poprosi o pomoc. Nie lubi polegać na ludziach, nie umie im zaufać, nie umie wyjaśnić dlaczego. Może dlatego, że nigdy nie miał prawdziwego przyjaciela? Dorastał w dziwnym środowisku, w którym jego marzycielską naturę i wielką wyobraźnię traktowano jako coś śmiesznego i żałosnego. Dlatego nauczył się samodzielności i nie mówiąc nic innym dążył do swoich celów. Ukrył swoje prawdziwe "ja" za maską obojętnego typa i tak żył. Choć wrażliwość nieraz dawała mu znać o swoim dusił ją w sobie jak inne cechy. Zaciskał ręce, gdy widział, że komuś dzieje się krzywda, ale nic nie robił. Po co? I tak byłby bezsilny, zawsze mu to wypominali. Marzyciele to miernoty, nic nie osiągną. Więc lepiej było schować chęć pomocy i inne cechy niż ucierpieć wraz z dręczonym. Pewnie ten dobrotliwy charakter dalej gdzieś tam jest, ale lis nie pozwala sobie ukazywać go przy ludziach z obawy, że znowu zostanie wyśmiany. Lepiej przejść obok i zapomnieć, wtedy mniej boli. I choć teraz na co dzień rzadko się uśmiecha szczerze, z radości, niektórzy mogą przysiąc, że widzieli taki uśmiech, gdy przyłapali go na obserwowaniu nieba.
Włosy: Posiada długie, sięgające niemal pośladków, białe włosy o fioletowych końcówkach, których część wiąże w mały kucyk z tyłu głowy i dwa warkocze po bokach. Większą jednak część pozostawia rozpuszczoną, co daje efekt posiadania na głowie swoistej burzy nie do ogarnięcia. Jedyne, co w miarę daje się okiełznać to dwa, sięgające połowy piersi pasma przy uszach i nierówna grzywka, zaczesana na boki głowy. Spomiędzy tej czupryny wystają duże, puszyste uszy o ubarwieniu takim samym jak włosy.
Twarz: Shigeru ma szczupłą, nieskazitelną twarz przyozdobioną czerwonymi tatuażami znajdującymi się przy oczach i na środku czoła. Jego oczy są złote a źrenice wąskie jak u kota. Kiedy szczerzy się w uśmiechu w oczy rzucają się dwa kły zdecydowanie wyróżniające się na tle reszty zębów.
Postura: Większość ludzi zwraca najpierw uwagę na jego lisie, obrośnięte biało-fioletowym futrem nogi i prawą rękę od nadgarstka po ramię również pokryte gęstą i ciepłą sierścią. Choć wygląda przez to trochę śmiesznie bardzo ceni to, że dzięki swoim nogom może biegać szybciej niż przeciętna osoba. Pomimo dobrze zbudowanej sylwetki bardziej polega na swojej zwinności i zręczność niż sile, bo tą posiada tylko w lisich częściach ciała.
Inne: Shigeru gustuje w lekkich i nie krępujących ruchów ubraniach. Na co dzień nosi też czarne rękawiczki zasłaniające trzy jego palce, by przypadkiem nie wprawić przypadkowej osoby w stan nieważkości. Ogólnie na ręce stara się uważać, nie posiada normalnych paznokci a ostre pazury, którymi łatwo mógłby wyrządzić krzywdę. Nauczył się już z nimi żyć bez konieczności piłowania. Gdy zmienia się w lisa ma szczupłą sylwetkę i bardzo puszyste futro, przez co, gdy zawieje mocniejszy wiatr, czasem może wyglądać jak chodząca poduszka.
Głos: Peter Jessy
Bóstwo: Na co mu takie ograniczenie wolności?
Przyjaciele: Szczerze mówiąc nie posiada nikogo takiego.
Wrogowie: Huhu, kilku mógłby wymienić.
Druga połówka: Nie ma.
Przyjaciele: Szczerze mówiąc nie posiada nikogo takiego.
Wrogowie: Huhu, kilku mógłby wymienić.
Druga połówka: Nie ma.
►Za życia uwielbiał chodzić po górach, uważał, że dzięki temu może być bliżej nieba, jeśli nie jest mu dane latać. Interesował się wspinaczką, w szczególności górską i mógł się pochwalić zdobyciem wielu szczytów. Jego marzeniem było udać się w Himalaje, stale zbierał na wyjazd tam. Niestety jego plany pokrzyżował wypadek samochodowy, w którym przyszło mu zginąć.
►Jego miłością były również ptaki, zazdrościł im, że mogą latać wolne, unosić się na wietrze. Posiadał dwie papużki nierozłączki, czasami ciekawi go, jak zajmuje się nimi jego rodzina. Nachodzi go też od czasu do czasu myśl by również w Kami no Jigen sprawić sobie takich towarzyszy.
►Nienawidzi, gdy ktoś dotyka jego włosy, uszy, ogon i lisią rękę. I lepiej uważać, bo pazury zawsze ma ostre, a ściąganie rękawiczki w mgnieniu oka ma opanowane do perfekcji.
►Gdy się wścieka to warczy. Nie, to nie jest żart. W złości nie rzuca bluzgami tylko warczy jak rozsierdzone zwierzątko. To poniekąd dobrze, nie wmówisz mu, że używa niecenzuralnych słów.
►Kiedyś chciał zostać pisarzem, ale z tego zrezygnował. Jednak dalej lubi wymyślać różne historie.
Operator: AmikaMika
Od Yuudai'a CD Mizuki "Tajemniczy nieznajomy"
- Co ty tutaj robisz malutka? - Zapytałem jej.
- Chciałam... powiedzieć, że dziś jest zimno... i żebyś za długo nie pływał... A to dla ciebie…
Podała mi talerz z jedzeniem. Ja z chęcią go przyjąłem, usiadłem na trawie i zacząłem jeść. Mimo że byłem nadal w samych gaciach. Gdy tak jadłem, to dziewczyna uklękła i założyła mi okulary. Jak tak popatrzyliśmy sobie w oczy i wtedy, moje oko znowu zmieniło barwę na czerwony i w tej chwili przypomniałem sobie, że jej oko tez chyba może się zmieniać. Dziwiło mnie to bo w nikim nigdy się nie zakochałem. Poza jedną osobą, ale to jak żyłem.
-Masz piękne oczy.- Powiedzieliśmy to, jak się okazało w tym samym czasie.
Nie wiedziałem co mam zrobić, ale wtedy zauważyłem, że jej bluza jest rozpięta i co mi się rzuciło w oczy to jej biust. Wcześniej na niego nie patrzyłem, ale jak teraz zauważyłem, to jest dość duży.
„Boże bardzo bym chciał, by zaczął padać teraz deszcz”.
Podniosłem znowu wzrok na jej twarz, bo poczułem, że zaczynam się podniecać, Wtedy zacząłem się trząść z zimna. Kobieta spojrzała na mnie i zdjęła bluzę, którą mi zaraz podała.
-Proszę. Ubierz to.
Jak ubrałem ją, to starałem się nie patrzeć na jej biust, ale wtedy zaczęło padać. Biegliśmy w stronę domu, ale bardziej zwracałem uwagę na coś innego. Na jej prześwitującą bluzkę. Zobaczyłem dużo, ale jak wbiegliśmy do domu, to starałem się nie myśleć o tym widoku.
<Mizuki?>
Subskrybuj:
Posty (Atom)