środa, 20 grudnia 2017

Od Katamarana CD Kushiny "Życie usiane kwiatami"

   Mimo że nie powinienem się dziwić, bo w końcu takie zachowanie było bardzo typowe dla boginki pokoju, to oczy wychodziły mi z orbit, gdy ta delikatna kobieta okazywała aż nadmiar spokoju i względnej troski. W swej stałości i neutralnym usposobieniu pobijała nawet mnie, a myślałem, że jest to rzecz trudna do osiągnięcia. Widocznie nie jestem płateczkiem śniegu, a tak właściwie, to o czym ja mówię?
   Uplotła mi wianuszek, jak całkowite dziecko, dziewczynka, która lubi dawać i spoglądać na radość spowodowaną otrzymaniem daru. Zrobiło mi się nawet ciepło na serduchu, nie ma co. Nie wiedziałem, co powinienem z nim zrobić, tak właściwie, nosić mógłbym jeden dzień, maksymalnie, nie chcę, żeby brano mnie za jakieś dziecko kwiatów i słońca. Wyrzucić trochę głupio, a postawić w świątyni... W sumie, czemu nie?
 - Miło mi było ciebie poznać, chętnie z tobą jeszcze porozmawiam, ale teraz muszę się zbierać do siebie. Dziękuje za mile spędzone popołudnie! - Tak, zdecydowanie zbyt pocieszna osoba, ale chyba właśnie taki powinien być bóg. Miłosierny, sprawiedliwy, dobroduszny i z wielkim sercem. Mógłbym przekląć kolejny raz, bo Kushina idalenie nadawała się na swoją posadę, która miała dość duże znaczenie w świecie. Będę psioczyć na własną domenę do końca moich dni, nic i nikt mnie nie powstrzyma i nie przekona, że lenistwo i zmęczenie, to tak w sumie dość dobra fucha. Stek bzdur.
Zdjąłem wianek z głowy i zacząłem obracać go w dłoniach, gdy kobieta zniknęła mi z pola widzenia. Chciałbym tak.
   Być w sumie potrzebny...

„Dobry boże, ja już padam z nóg”

   Ostatnio ilość modlitw, które otrzymywałem drastycznie wzrosła, jakby z dnia na dzień kilkadziesiąt osób zaczęło nagle wierzyć w moje istnienie, to, że tak w sumie nie jestem jakimś głupim wymysłem i warto spróbować, bo nie ma się nic do stracenia.
   Głos się łamał.

„Chociaż trochę odpoczynku i dla mnie i dla niej. Ona cierpi, bardzo cierpi, boże.”

   Zerknąłem na chore dziecko. Z takimi sprawami do tych od medykamentów, nie do mnie. Wróć, nie prosiła o zdrowie, a odrobinę odpoczynku od natłoku obowiązków powiązanych z dziewczynką, która... Która w sumie bez pomocy innego człowieka nie była w stanie żyć.
 - Co ja mam z nią zrobić, co, Kushina? - spytałem, gdy tylko usłyszałem jej kroki, nawet nie podniosłem się z trawy, tylko dalej przesiadywałem na polance. Tak w sumie to na jej polance. - To dziecko umiera, a matka razem z nią. Nie nadaję się do tego. - Westchnąłem ciężko i przetarłem zmęczoną twarz.

Kushina?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz