Powiew czystego i rześkiego powietrza rozwiał moje włosy. Czułem się nieco zdezorientowany patrząc na piękny krajobraz moczar usianymi kwiatami lotosu oraz biało-czarnymi ptakami kroczącymi z pełną gracją między nimi. Skąd ja się tu wziąłem i czemu nie pamiętam nic sprzed tego wydarzenia? Obok mnie stał mężczyzna na oko mojego wzrostu...nie mogłem bliżej określić jego wyglądu, gdyż był dla mnie obłokiem białego światła i tylko po głosie mogłem odgadnąć jego płeć. Przedstawił się jako Bóg, czym wzbudził mój respekt, jak i szacunek-w końcu nie każdy ma odwagę nadać sobie taki tytuł bez powodu.
- Przybyłeś tu, by wieść drogę bóstwa sprawiedliwości- Jego głos był spokojny, a zarazem rozwiewał moje wszelkie wątpliwości. Wprawdzie brzmiało to lekko śmiesznie, lecz co miałem zrobić, jak uwierzyć mu? W końcu tylko on mógł to wiedzieć. - Wsłuchaj się w ciszę, a przekonasz się, czym tak naprawdę jest twoje zadanie.
Spojrzałem się na zjawę kątem oka, a następnie przymknąłem oczy wsłuchując się w ciszę przerywaną od czasu do czasu głosem żurawi. Było jeszcze coś , na co najbardziej zwróciłem uwagę- cichy głos, który z każdą chwilą narastał, aż stał się wyraźny.
" Błagam...pomóżcie mi się stąd wydostać. Jestem niewinny... nie zabiłem jej"
Zmarszczyłem brwi wsłuchując się w głos mężczyzny. Prócz jego głosu w głowie pojawił mi się obraz z czyjejś pierwszej osoby. Ukazywał piękny dom zapewne jakiejś szczęśliwej rodziny. Mogłem przysiąść, że widziałem teraz oczami mężczyzny, który szedł za kwiatami róż rozsypanymi na podłodze. Droga prowadziła do jednego z pokoi, a dokładniej do sypialni, w której zastał swoją żonę...niestety już martwą.
-Co mam zrobić, by mu pomóc? - spytałem nie bardzo wiedząc co mogę z tym zrobić. Znałem w końcu prawdę i musiałem wyciągnąć tego mężczyznę z kłopotów by nie poniósł kary za mordercę, który wciąż jest na wolności.
- Zrób to, co uważasz za słuszne - Bóg odwrócił się na pięcie i zaczął znikać z każdym następnym krokiem zostawiając mnie.
- Za słuszne? - powtórzyłem cicho jego słowa i jeszcze raz spojrzałem na ptaki, które wzbiły się do lotu i odleciały w stronę słońca.
Dzięki nim mogłem jeszcze dostrzec dom na brzegu z małym pomostem. Zbudowany był w stylu staro japońskim, a kolorem przewodnim była biel z górną częścią żółci. Dach, jak i drewno ozdobne były w kolorze ciemnego brązu, co dodawało mu uroku, a także subtelności. Podobał mi się.
Zacząłem iść w stronę budowli dostrzegając powoli coraz więcej szczegółów. Przed wejściem do posiadłości znajdował się skromny, ale za to piękny ogród usiany białymi kamyczkami, w których rosły kwitnące drzewa wiśni obłożone okrągłymi skałami oraz inne rośliny o ciemnozielonych liściach. Ostrożnie stąpając po ścieżce na rozsuwanych drzwiach dostrzegłem zwój z tekstem napisanym w Kanji. Mogłem go bez problemu przeczytać- wynikało z tego, że od dziś to będzie mój dom i miałem się nim dobrze zaopiekować. Na dodatek wspomniano coś o chowańcu...miałem wybierać mądrze, gdyż połączy nas bardzo silna więź.
Z pewnością to przemyśle, lecz teraz na głowie miałem inne sprawy. Pomogłem temu mężczyźnie naprowadzając śledczych na trop prawdziwego zabójcy, który został pojmany i skazany na wyrok. Czułem się dobrze z tą świadomością...w końcu taka miała być moja praca.
~~~*~~~
Mijał czas, a do mnie przychodziły następne wizje, jak i modlitwy. Nie spodziewałem się, że ludzie mogą mieć aż takie problemy. Zdarzało się też oczywiście, że modlili się do mnie ludzie, którzy byli wini... na takich zsyłałem karę w różnych postaciach.
Znajdując chwilę wolnego udałem się na pomost gdzie usiadłem przy małym stoliczku. Pod kamieniem służącym mi jako ciężarek leżały przygotowane już wcześniej kartki, z których powoli zacząłem składać żurawia. Zgięcia starałem się wykonywać jak najbardziej dokładnie ze względu na to, że bez tego moje dzieło z papieru może nie wyjść. Chłodny wiatr muskał moją skórę, a ja pochłonięty rękodziełem nie zwracałem na to uwagi, co później zebrało swoje żniwa. Pod wieczór w tym pięknym świecie, gdy już wróciłem w ciepłe progi mojego mieszkania poczułem, jak moim ciałem wstrząsa dreszcz...nie był to dobry znak. Zaraz potem kichnąłem starając się jak najbardziej stłumić ten odruch.
Przeziębienie to ostatnie coś, czego potrzebowałem. Potarłem dłońmi o ramiona i przebrałem się w strój do wyjścia. Musiałem nabyć zioła, by chociaż złagodzić objawy choroby...musiałem w końcu wykonywać swoje obowiązki. Wioskę miałem jakieś 15 minut drogi przez polany i pola uprawne sympatycznie nastawionych Youkai. Widząc starego farmera przypominającego kapibarę w słomianym kapeluszu uśmiechnąłem się machając do niego ręką na powitanie, a zjawa skłoniła lekko głową wracając do pielęgnowania swoich plonów. Dobrze się czułem w takim otoczeniu, gdzie większość była do siebie uprzejma i nie wszczynała awantur.
Wkroczyłem na teren zabudowany uważając na mniejsze istoty bawiące się piłką. Sklep z ziołami znajdował się nie daleko, więc od razu obrałem go za główny cel. Kupiłem to, co poleciła mi pracująca tam kobieta, która tak naprawdę była Traszką. Znała się na swojej pracy, więc zaufałem jej, gdy dała mi rośliny o dość nietypowych nazwach.
Trzymając papierową paczkę w dłoniach ruszyłem w drogę powrotną, lecz jakiś hałas niedaleko odwrócił moją uwagę. Spojrzałem w tamtą stronę patrząc jak jakiś duch biegnie w moją stronę, a w ostateczności wpada prosto na mnie próbując ominąć myszy niosącej 3 dość sporawe skrzynie. Nie miałem szans na unik, a poza tym... to nie byłoby zbyt miłe, gdyby dziewczyna spotkała się z ziemią.
Złapałem ją jedną ręką amortyzując przy tym jej upadek własnym ciałem. Wokół wszyscy się nagle zatrzymali patrząc na zdarzenie w ciszy.
Syknąłem cicho podpierając się na łokciach, by spojrzeć na lisiczkę, która trafiła twarzą centralnie w moją klatkę piersiową. Jej białe uszka były klapnięte, a ogon z czarnym końcem leżał nieruchomo. Przez pierwszą chwilę myślałem, że coś jej się stało, lecz musiało to być jedynie chwilowe zdezorientowanie. Uszy wróciły do pionu i zaczęły się ruszać na boki jak u kota, a następnie ciało dziewczyny lekko się uniosło, by móc spojrzeć na mnie swoimi żółtymi oczami.
- Witam śliczną panią - uśmiechnąłem się lekko starając się rozproszyć nieprzyjemną atmosferę.
< Niyumi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz