Odkąd dostałam drugą szansę od tak zwanego boga wszystkiego, moje życie się zupełnie zmieniło, byłam ładną kobietą, teraz przypominam dziwne monstrum, nawet nie wiedziałam czym jestem. Ptako-podobne gówno. Z całej siły zaklinałam ten dzień, w którym postanowiłam wybrać życie, zamiast odejść w pokoju. Jednakże, gdybym spojrzała na to z drugiej strony mogę teraz żyć wiecznie. Sama, bez rozkazujących mi osób.. No prawie, jestem chowańcem, czy czym tam. Będę musiała sobie znaleźć jakiegoś bożka i go chronić, zgaduje że pewnie będzie się obijać, a ja będę wykonywać całą robotę. Zacisnęłam dłonie w pięści, spoglądając na swoje odbicie, tafla wody była tak spokojna, że mogłam ujrzeć najmniejszy szczegół.
- Jak ja wyglądam.. - zapytałam siebie- dotykając delikatnie uszy, które wystawały spod kaptura.
Tandetny ubiór, jeszcze dziwniejsze oczy których wręcz nienawidzę. Peleryna, składając się z piór, które mogłam unieść było to moje skrzydło, tylko na cholerę mi to, skoro nie mogę latać. Westchnęłam głośno, studiując dalej. Dobra, jednak cofam wszystko na temat swojego wyglądu, to jeszcze dało się znieść. ALE TE NOGI?!?!?!?!?
- No do cholery jasnej, wyglądam jak pieprzony struś. Albo jego mutacja - Wstałam momentalnie.
Byłam tak cholernie zdenerwowana, nie mogłam utrzymać emocji, które się we mnie rozprzestrzeniały i troiły. Za co, zostałam tak pokarana, co ja mam wspólnego z pieprzonym ptakiem? No pytam się. Co?
~~~*~~~
Dopiero po około godzinie udało mi się uspokoić i wyciszyć. Jednakże, podczas tej mojej gniewnej wędrówki zawędrowałam na nieznane tereny wymiaru, co mnie delikatnie zaniepokoiło. Tutaj było zdecydowanie za dużo chowańców. Nie lubiłam ich od pierwszej chwili, kiedy wpadłam do wymiaru. Wszyscy są zarozumiali, zapyziali i po prostu wredni. Bogów też nie wiedziałam, co oznaczało tylko jedno. Wypełniali swoje misje. No świetnie, nie dość że nie mam spokoju, to jeszcze natrafiłam do najgorszego miejsca. No nic, wypadałoby się rozejrzeć. Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Ruszyłam niepewnym krokiem w głąb budynków, rozglądając się na wszystkie możliwe strony. Kilka osób zwróciło na mnie uwagę, szeptali coś pomiędzy sobą, wytykali ukradkiem palcami. No debile, po prostu debile. W pewnej chwili, mojej nieuwagi zderzyłam się z kimś. Musiałam ostro wymanewrować, żeby nie upaść na tyłek.
- Patrz jak chodzisz jełopie- warknęłam, spoglądając na winowajce.
- No proszę, sama gapisz się w ziemie i potem oczekujesz przeprosin? - Spytał wysoki mężczyzna z długim, kocim ogonem.
- Zejdź mi z drogi..- Uniosłam dłoń w której pojawiły się trzy pióra.
- Wiesz ptaszku, koty to naturalni wrogowie skrzydlatych- uśmiechnął się wrednie, kiedy to zaatakowałam bez ostrzeżenia.
Pióra niczym sztylety wbiły się w ciało chowańca, aby sekundę później wylecieć z drugiej strony. Ujrzałam sporo krwi. No super, później mi się za to dostanie. Walić, było warto. Zacisnęłam dłoń w pięść, dzięki czemu broń wróciła do mnie, atakując Nekomate ponownie. Ten warknął, klękając na ziemi. Chyba musiało go to zaboleć.
- Nie zadzieraj ze mną. Kiciuchu- Schowałam pióra, ruszając w dalszą drogę.
Zadowolona z siebie weszłam w jedną z uliczek, by złapać oddech. Już miałam odchodzić, kiedy w pewnej chwili poczułam, jak coś dotyka moje uszy. Obróciłam się napięcie, spoglądając na nieproszonego gościa.
Shin?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz