Już powoli nadchodził czas. Słońce chyliło się ku zachodowi, a ja wsłuchiwałem się w szum wiatru siedząc na tarasie. Miałem dziwne przeczucie, jednak musiałem je zignorować...w końcu nie była to żadna modlitwa, albo inna ważna sprawa, którą musiałem się zająć. Przeczesałem włosy dłonią spoglądając na stado czerwonogłowych ptaków, które szykowały się do nocnego spoczynku. Kochałem te ptaki... tak jak widok tych pięknych krajobrazów. Byłem wdzięczny, że akurat ta świątynia mi przypadła.
Zebrałem się z pomostku i poszedłem do środku, gdzie już czekał na mnie stój przygotowany przez jedną z zaprzyjaźnionych Youkai. Kobieta była mieszanką ptaka i jakiegoś pajęczaka. Wytwarzała wyjątkowo wytrzymałe i miękkie materiały o pięknych wzorach, które idealnie nadawały się na wszelakie stroje festiwalowe. Dla mnie przygotowała jednak proste kimono w odcieniu czerni, a do tego białą maskę księżycowego demona. By kreacja nie była nudna i zbyt mroczna dodała jeszcze białe symbole żurawi na kołnierzu, a na dole stroju lekkie ornamenty. Osobiście nie przepadałem za ciemnymi barwami, lecz ten strój mi się spodobał. Ubrałem go z przyjemnością, czując jak miękki materiał przyjemnie przylegał do skóry. Mogłem jeszcze dodać, że materiał był idealny na wieczorne chłody, przez co zmniejszała się szansa mojego przeziębienia.
Ruszyłem wolnym krokiem w stronę miasta zabierając jeszcze wachlarz jako dodatek do stroju. Już w oddali było widać panujący tam klimat krwawego księżyca. Porozwieszane lampiony oświetlały uliczki, stragany już przyjmowali klientów sprzedając okolicznościowe gadżety jak i przysmaki od których od razu brzuch się odzywał. Wszyscy byli przebrani, bądź mieli na sobie elementy o tematyce święta. Zatrzymałem się pod jednym z lampionów zawieszając na nim swój wzrok. Był wykonany z lekkiej czerwonej bibuły, a w środku wesoło tańczył mały płomyczek. Dawało to przyjemną atmosferę, jak i ciepło od którego od razu robiło się przyjemniej. Zacząłem się również zastanawiać, jak w tym tłumie dam radę znaleźć Niyumi. Niby jest charakterystyczną osobą, lecz w takim tłumie ciężko kogoś dostrzec. Moja zguba szybko się jednak znalazła...a raczej ona znalazła mnie.
Lisiczka podeszła do mnie z uśmiechem, a ja położyłem jej dłoń na głowie lekko głaszcząc. Wiedziałem, że lubi, gdy ktoś tak jej robi... nie dziwiłem się jej. Dotyk innej osoby może działać kojąco, a jednocześnie jest oznaką zaufania.
- Przepraszam, że tak długo. Zasiedziałem się - uśmiechnąłem się przepraszająco i wręczyłem jej jabłuszko, które trzymałem w rękawie kimona.
- Nie masz za co - Jej oczy powiększyły się na widok czerwonego owocu, a ogon znów zaczął przypominać śmigło. Nieco bawił mnie ten widok, jednak trzymałem w to sobie, by dziewczyna nie poczuła się źle. - Dziękuje! - Uradowana zastrzygła uszami i wgryzła się w soczysty podarek.
- Masz może miejsce, gdzie chciałabyś pójść? Ja jeszcze się nie rozejrzałem, więc liczę na twoją wiedzę- schowałem ręce ponownie w rękawach i rozejrzałem się dookoła. Różne atrakcje, a wraz z nimi dość spore kolejki. Niby mieliśmy czas, lecz szkoda , by było marnować go na czekanie.
- Hm... - Yumi skończywszy przekąskę również się rozejrzała. Tłum też ją raczej zaniepokoił...kto by pomyślał, że tyle Youkai się zejdzie. Mój wzrok przykuł jednak księżyc, który powoli przybierał krwistą barwę. Uśmiechnąłem się lekko wpadając.
Złapałem białowłosą za ręke i wyprowadziłem z większego tłumu. Obrałem za cel niewielkie wzgórze na terenie parku. Było tam już pare duszyczek, które podziwiały nocne niebo, więc i my zajęliśmy tam miejsce. Rozłożyłem na trawię płaszcz, by nie ubrudzić głównych strojów, po czym zająłem miejsce dając znać ruchem dłoni, by dziewczyna również usiadła. Zrobiła to, lecz można było wyczuć od niej niepewność.
- Poczekamy, aż Youkai zaczną się rozchodzić...wtedy skorzystamy z atrakcji - powiedziałem spokojnie spoglądając jej w oczy.
Chciałem coś jeszcze dodać, lecz w tej właśnie chwili, do mojej głowy doszedł cichutki głosik.
" Dlaczego tak się dzieje? Czemu ojciec jest taki niesprawiedliwy w stosunku do mnie? Przecież się staram, a to, że moja siostra jest lepsza nie znaczy, że można mnie poniżać"
Modlitwa pochodziło od dziewczyny... około piętnastoletniej. Żyła w dość surowych warunkach, przez rodziciela, który wymagał od niej najlepszych wyników w całej szkole. Jej młodszej siostrze się to udawało, lecz ona nie mogła. Znajdowała się w czołówce 10 najlepszych, lecz mężczyźnie to nie wystarczało i zaczynał używać przemocy fizycznej.
Zagryzłem wargę niezadowolony. To było jedno z moich mało lubianych zadań...musiałem jej jakoś pomóc, choć było to ciężkie.
-Kiyuki-sama?- z zamyśleń wyrwał mnie głos mojej towarzyszki. Wróciłem do naszego świata i przeczesałem włosy dłonią.
-Przepraszam - Nie chciałem jej zostawiać, lecz sytuacja była nagła i poważna - Muszę niestety wracać do obowiązków... usłyszałem właśnie modlitwę.
Dziewczyna chyba zrozumiałą o co chodzi. Obowiązki bóstw są w końcu priorytetem. Wstałem z miejsca i lekko skinąłem głową na pożegnanie rzucając jeszcze jedne przeprosiny. Musiałem jak najszybciej wrócić do świątyni by się przebrać i ruszyć do świata ludzi. Obawiałem się takich wypraw...Akumy są w takie dni szczególnie aktywne i wygłodniałe. Taki bóg jak ja bez towarzysza u boku jest wyjątkowo łatwym kąskiem. Musiałem liczyć jedynie na łut szczęścia, że wrócę cało.
~~~ * ~~~
Nie wszystko poszło mojej myśli. Fakt, że plan uratowania dziewczyny się powiódł, a mężczyzna został zabrany przez policję z oskarżeniem przemocy domowej, nie oznacza całkowitego sukcesu. Tak jak przewidziałem... Akumy zwabione rozpaczą i słodką boską wonią zaatakowały mnie zadając kilka dość poważnych ran, które zostały splugawione. Cudem udało mi się wrócić do naszego świata, choć choroba tutaj nasiliła się dwukrotnie, a ból nie pozwalał mi nawet ruszyć palcem. Nie miałem jak dojść do wody święconej, by użyć jej do oczyszczenia. Szczęście w nie szczęściu znajdowałem się w moim domu, a noc już minęła. Nie musiałem się martwić o to, że ktoś zobaczy mnie w tym opłakanym stanie...nie chciałem sprawiać komuś problemów, a przy okazji narażać go na zarazę, która może być nawet śmiertelna. Sam powrót tu był głupotą, lecz moja wola walki była silniejsza... nie mogłem dać się pożreć.
A w tej chwili mogłem jedynie leżeć bez ruchu z nadzieją, że uda mu się jakoś z tego wylizać, bez większego uszczerbku.
<Niyumi?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz