piątek, 19 stycznia 2018

Od Aorine DO Asher'a "Przeciwieństwa się przyciągają"

Nie mogłem pozbyć się dziwnego uczucia, które opanowało moje serce. Nie umiałem nawet go bliżej określić...mieszanka niepewności, zdezorientowania, a jednocześnie stanu zadowolenia. Czemu? Po co? Kim u licha miałem być w oczach białej sylwetki zrodzonej ze światła. Użył określenia "Bóstwo nadziei", jednak dla mnie było to praktycznie obce słowa. Nie pamiętałem nic sprzed chwili ujrzenia owej postaci...w głowie miałem jedynie swoje imię oraz wydarzenia sprzed paru minut...lecz po chwili pojawił się głos nie należący do żadnego z nas. Wydawało się, że osoba mówiąca znajdowała się niedaleko nas, lecz nikogo nie było. To na pewno było w mojej głowie, gdyż bóg - bo tak określił siebie- zaśmiał się cicho na widok mojej dezorientacji.
- To właśnie modlitwa, która natchnęła cię do życia - powiedział spokojnie kładąc ciepłą dłoń na mojej głowie - Wysłuchaj jej, jak i następnych i pilnuj by ludzie nie przestawali wierzyć w boską siłę.
Na owe słowa skinąłem lekko głową i nim się obejrzałem tajemnicza postać dosłownie zniknęła, a ja znajdowałem się przed budynkiem przypominającą świątynie. Wyjątkowo mały domek zbudowany był z jasnych ścian z ciemnymi fundamentami. Mały ganek na którym znajdował się stoliczek do herbaty znajdował się na tyłach... na dodatek miał piękny widok na oddalone miasto. Raczej na moje szczęście w ogródku znajdowały się same nie kwitnące rośliny... miałem świadomość, że spotkanie z kwitnącymi kwiatami nie będzie dla mnie zbyt dobre. Niby dopiero się "narodziłem", ale co nie co o swojej osobie wiem....choć to dziwne. 
Westchnąłem cicho i rozejrzałem się w środku. Uroczy budynek, który jako dom z pewnością mi wystarczy. Nie potrzebowałem większego. Większość rzeczy w nim było, jednak .... jednak był pusty. Już wiedziałem, że będzie mi tu doskwierać samotność, choć mam w głowie modlitwy osób które i tak mnie raczej nie zauważą. Ano właśnie...modlitwa w głowię.
" Mam nadzieję, że ona się znajdzie..moja mała córeczka" 
Poczułem lekkie łzy w oczach. Głos należał do kobiety...zapewne matki zaginionego dziecka. To było po prostu smutne i chwytało za serce. Miałem świadomość, że zostając w świątyni nie wiele zdziałam, więc jedynym sposobem, by pomóc było zejście do świata ludzi. Tyle, że jak? Nie wiem.
Popytałem okoliczne osoby, jak i youkai. One mi wszystkie dokładnie wytłumaczyły, a zarazem życzyły powodzenia. Były miłe...to dlatego. że jestem bóstwem? Kolejne pytanie bez odpowiedzi. Z pomocą wskazówek przeniosłem się na ziemię, gdzie pierwsze co mnie powitało, były kwitnące wiśnie. Wiosna. Kwiaty. Pyłki. I nim zdążyłem zareagować zaczęło mnie kręcić w nosie. Zasłoniłem nos rękawem mojej szaty, by jakoś wstrzymać odruch kichnięcia oraz wdychane pyłki. Mało to pomogło, ale zawsze coś. Musiałem szybko to załatwić, póki nie pokażą się inne objawy alergii. jaki jest cel dawania bóstwu takich pierdołowatych alergii? By utrudnić mu robotę? To chyba nie ma sensu. Zacząłem chodzić w miejsca, które znikąd pojawiły się w mojej głowie. Plac zabaw, przedszkole, a nawet dom w którym mieszkała dziewczynka. Było to nieco dziwne, ale właśnie w ten sposób można mi było ułatwić pracę.
Chodziłem w pobliżu tych miejsc, by najpierw sprawdzić, czy przez przypadek w ich okolicach. Prócz wspomnień posiadałem również obraz małej brązowowłosej dziewczynki z kucykami po bokach. Musiałem przyznać, że jest urocza.... bo była. Rozglądałem się uważnie jednocześnie nie chcąc wpaść na ludzi. Nie widzieli mnie...i niech to tak zostanie. Czułem się nieco dziwnie wśród nich. Byłem inaczej ubrany, w dłoni trzymałem rękojeść katany, a oni rozmawiali do jakichś cosiów przy uchu. Ten świat był mi kompletnie nie znany...więc przydałoby się dowiedzieć co nie co.
Na szczęście po jakiejś godzinie poszukiwań dostrzegłem bardzo podobne dziecko na rękach chłopaka o czarnych włosach spiętych w cienki kucyk. Nie wydawał się niebezpieczny. Uspokajał płaczącą dziewczynkę, mimo, że ta wtulała buzie w jego czerwony szalik. Przełknąłem ślinę i lekko się spiąłem. Czułem współczucie do niej...pewnie się bała... tak jak ja w tej chwili, gdyż musiałem podejść do nich i zwrócić na siebie uwagę. Miałem do tego obawy i nic innego...pierwszy raz jest przecież zawsze najgorszy. Potrząsnąłem głową roztrzepując nieco grzywkę i zbliżyłem się nieco.
- Um... przepraszam - zacząłem starając się brzmieć na spokojnego - Wiem gdzie jest rodzic tej dziewczynki... mogę ją tam zaprowadzić jeżeli... puścisz ją? - W tej chwili wyklinałem się w myślach za wyjście na debila. Mój głos zabrzmiał dziwnie, choć nie z mojej winy. Głównym winowajcą był stres, a do tego lekkie skrępowanie... czemu on u licha był taki wysoki? Miałem tylko nadzieje, że nie wyśmieje mnie.
< Naaaa nana na Ash?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz