czwartek, 25 stycznia 2018

Od Tyve CD Nexaron'a "Polowanie na lisy"

Poprzednie opowiadanie

- Nie — burknęłam zła — będziesz musiał się męczyć ze mną i z moim smrodem — wpatrywałam się uparcie w zabandażowaną nogę. Przebrzydła, zawszona swołocz. Czemu on musiał być taki miły? I nadgorliwy, nie prosiłam go o nic.
Białowłosy zniknął. Korzystając z jego nieobecności, wstałam ostrożnie i zaczęłam dokładnie przeszukiwać pomieszczenie. Właściwie nie znalazłam niczego, co by mi się przydało, ale czego ja mogłam spodziewać się po opuszczonej świątyni? Nie przejęłam się tym jakoś wyjątkowo, zamiast kontynuować poszukiwania, skupiłam się na czymś innym. Jak on to robił? Nie pamiętam, aby wypowiadał jakieś skomplikowane formuły, jedyne co, to bredził o jakimś bezpiecznym miejscu. Ale to bardziej było do mnie. Zamknęłam oczy, gdzie by się przenieść? Może na razie coś łatwego. Wyobraziłam sobie wejście do świątyni, w której się znajdowałam. Na początek może być, spróbujmy więc. Skupiłam myśli na wybranym przeze mnie miejscu, po czym odczekałam chwilę i otworzyłam zadowolona oczy. Uśmiech natychmiast zszedł mi z twarzy, stałam dokładnie w tym samym miejscu, nie ruszyłam się nawet o cholerny centymetr — Szlag by to trafił — zmełłam przekleństwo w ustach. Coś zrobiłam źle, tylko co? Za mało intensywnie myślałam o wybranym miejscu? Nie, to raczej nie to, doskonale wyobraziłam sobie schody i wejście do świątyni. Nie było więc możliwości, żeby to moja wyobraźnia nawaliła. A może powinnam wykonać jakiś skomplikowany ruch dłońmi? Nie przyglądałam się aż tak. Zaczęłam więc machać rękami i wykonywać niezidentyfikowane ruchy, w końcu śmiejąc się sama z siebie, no bo to było głupie, totalnie głupie. Gdyby za każdym razem trzeba by było wykonywać taki "taniec", w walce byłoby to zupełnie bezużyteczne, kompletna strata czasu, nie mówiąc już o tym, że przeciwnik zapewne pękłby ze śmiechu. Czyli znowu pudło. Usiadłam na ziemi i biorąc jeden z żarzących się patyków, zaczęłam nim rysować po posadzce. Jak on to robił? Przecież nie spytam się go wprost, "hej ty, powiedz, jak to zrobiłeś, bo ja też chcę się nauczyć", zdradziłabym się, a im mniej o mnie wie, tym większą mam przewagę. Dopiero gdy już opanuję tę jego sztuczkę z przenoszeniem się, udowodnię mu, że nie jestem taka bezbronna, jak się może wydawać. Oczywiście dzięki temu, bez problemu mogłabym przenieść się z dala od tego dziwaka.
Widząc, że ognisko dogasa, dorzuciłam do niego kilka kawałków drewna i otulając się z powrotem kocem, przysunęłam bliżej. Chłód był na tyle dokuczliwy, że postanowiłam, choć na chwilę schować swoją dumę, oczywiście, do momentu, gdy jestem sama. Kiedy tylko nieznany mi nadal mężczyzna wróci, zamierzam natychmiast ostentacyjnie rzucić w niego swoim okryciem. Nie będzie mi tu łaski robił. Gdybym tylko wiedziała, gdzie jestem... Wróciłabym sama bez jakiejkolwiek pomocy czy proszenia się. A ja tylko chciałam pójść do baru, o nic więcej go nie prosiłam, tylko o to, żeby mnie tam zaprowadził. Ale nie, wielki pan bohater od siedmiu boleści, rycerz w pordzewiałej zbroi na ledwie żyjącej szkapie zamiast białego rumaka, musiał przytargać mnie, nie wiadomo na jakie zadupie, na jeszcze większym zadupiu i na dodatek w świecie ludzi. Palant jeden. Jakby nie mógł przenieść nas do krainy bogów, skoro miał taką możliwość. Zamiast tego muszę się teraz z nim tu męczyć, cudownie po prostu. Niech to wszystko razem z nim trafi szlag.

Nex?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz