Chwiejnym krokiem wytoczyłam się przez drzwi. Świeże powietrze uderzyło w moją twarz, cucąc mnie nieco. Odetchnęłam głęboko i mrużąc oczy chciałam zorientować się w terenie. Uliczne lampy, pojedyncze samochody i szara masa budynków zlewaly mi się w całość, wirowały, kręciły się i uciekały, gdy tylko próbowałam podejść bliżej. Pomasowałam skronie i próbowałam skupić się choć na chwilę, aby coś sobie przypomnieć. A więc tak, jestem w świecie ludzi, przynajmniej byłam. Zrobiłam sobie wycieczkę obiegową po barach, aż w końcu zakończylam swoją porywającą przygodę w znajdującym się nieopodal jakże kulturalnym lokalu, gdzie doszczętnie opróżniłam zawartość swoich kieszeni. Ach tak, nie tylko kieszeni. Zaczęłam się śmiać jak szalona. Mimo swojego złego stanu czułam palący wzrok podążający za sobą i złowrogi oddech na karku, który nie znikał ani na chwilę, gdy przemieszczałam się między stolikami. Nie mogłam jednak zlokalizować ich właściciela, co nieco mnie drażniło. Teraz nie wyczuwałam już żadnego z nich. Odwrócilam się w stronę wejścia do baru i ze wszystkich sił utrzymując pion, skłoniłam się teatralnie.
- Miło się z tobą bawiłam nieznajomy, jednak chyba to już koniec gry. Wygrałam - wybełkotałam po czym przybierając cwaniacki uśmieszek ruszyłam zadowolona przed siebie. Felerny człowiek, na którego wpadłam w drzwiach z pewnością już o mnie i o tej całej sytuacji zapomniał, w końcu to tylko człowiek. Nie wiem czemu, ale nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłby to być ktoś z mojego świata, jakiego musiałabym mieć pecha, żeby spotkać kogoś takiego w miejscu, w którym żadna boska stopa nigdy nie stanęła? Świat musiałby mnie nienawidzić, a ja do tego stopnia jeszcze nie nagrzeszyłam, chyba.
Z każdym stawianym przeze mnie krokiem czułam się coraz lepiej, jednak doskonale zdawałam sobie sprawę, że za pewne znowu obudzę się z wielką, czarną dziurą w pamięci. Normalny człowiek klął by teraz na siebie i obiecywał sobie, że więcej nie doporwadzi się do takiego stanu, ja jednak wiedziałam, że to i tak nie ma sensu, gdyż przy pierwszej, natrafiajacej się okazji, skończę dokładnie tak samo.
Pusta ulica, którą akurat szłam, nie napawala mnie lękiem, mimo że latarnie z jakiegoś nieznanego mi powodu nie działały. Właściwie to nie zwróciłam na to uwagi, przynajmniej początkowo. No bo kto niby odważy się zaatakować wielką i potężną Tyve? Kitsune, która sieje zamęt i popłoch tylko i wyłącznie z nudów? Kompletny idiota chyba. Dopiero gdy jedna z lamp zaczęła mrugać, zupełnie jak w jakimś horrorze, a lekki wiatr poruszył plakatem przyczepionym do ściany, poczułam, że coś jest nie tak. Stojąc na środku jezdni, niby byłam sama, jednak wyczuwałam czyjąś obecność, zupełnie jakby ktoś czaił się w mroku. A może była to sprawka mojej wybujałej wyobraźni, która pobudzona kilkoma głębszymi postanowiła, spłatać mi tak beznadziejnego figla? Cóż, wolałabym chyba, żeby właśnie tak było. Jednak poczucie, że nie byłam sama, nasilało się z każdą chwilą. Powoli uświadamiałam sobie, że moje towarzystwo jest jak najbardziej realne. Odwróciłam się gwałtownie, co wywołało tylko dość mocne zawroty w głowie, by sprawdzić czy nikogo za mną nie ma - Szlag by to trafił - zmełłam przekleństwo pod nosem. Czemu ja zawsze muszę się tak nakręcić? Oczywiście, że nikogo tam nie było, bo niby kto miał być? Bezsensownie wmówiłam sobie nie wiadomo co i dorobiłam teorie spiskowe, że cały tabun krwiożerczych bestii skrada się w moim kierunku. Bzdrura kompletna. Na samą myśl prychnęłam zła i ruszyłam dalej, mimo wszystko podświadomie jakaś niepewność i obawa zostały, bo mój krok nie był już tak beztroski i powolny, tym razem szybko ruszałam nogami. Ale to nie była ucieczka.
- Miło się z tobą bawiłam nieznajomy, jednak chyba to już koniec gry. Wygrałam - wybełkotałam po czym przybierając cwaniacki uśmieszek ruszyłam zadowolona przed siebie. Felerny człowiek, na którego wpadłam w drzwiach z pewnością już o mnie i o tej całej sytuacji zapomniał, w końcu to tylko człowiek. Nie wiem czemu, ale nawet przez myśl mi nie przeszło, że mógłby to być ktoś z mojego świata, jakiego musiałabym mieć pecha, żeby spotkać kogoś takiego w miejscu, w którym żadna boska stopa nigdy nie stanęła? Świat musiałby mnie nienawidzić, a ja do tego stopnia jeszcze nie nagrzeszyłam, chyba.
Z każdym stawianym przeze mnie krokiem czułam się coraz lepiej, jednak doskonale zdawałam sobie sprawę, że za pewne znowu obudzę się z wielką, czarną dziurą w pamięci. Normalny człowiek klął by teraz na siebie i obiecywał sobie, że więcej nie doporwadzi się do takiego stanu, ja jednak wiedziałam, że to i tak nie ma sensu, gdyż przy pierwszej, natrafiajacej się okazji, skończę dokładnie tak samo.
Pusta ulica, którą akurat szłam, nie napawala mnie lękiem, mimo że latarnie z jakiegoś nieznanego mi powodu nie działały. Właściwie to nie zwróciłam na to uwagi, przynajmniej początkowo. No bo kto niby odważy się zaatakować wielką i potężną Tyve? Kitsune, która sieje zamęt i popłoch tylko i wyłącznie z nudów? Kompletny idiota chyba. Dopiero gdy jedna z lamp zaczęła mrugać, zupełnie jak w jakimś horrorze, a lekki wiatr poruszył plakatem przyczepionym do ściany, poczułam, że coś jest nie tak. Stojąc na środku jezdni, niby byłam sama, jednak wyczuwałam czyjąś obecność, zupełnie jakby ktoś czaił się w mroku. A może była to sprawka mojej wybujałej wyobraźni, która pobudzona kilkoma głębszymi postanowiła, spłatać mi tak beznadziejnego figla? Cóż, wolałabym chyba, żeby właśnie tak było. Jednak poczucie, że nie byłam sama, nasilało się z każdą chwilą. Powoli uświadamiałam sobie, że moje towarzystwo jest jak najbardziej realne. Odwróciłam się gwałtownie, co wywołało tylko dość mocne zawroty w głowie, by sprawdzić czy nikogo za mną nie ma - Szlag by to trafił - zmełłam przekleństwo pod nosem. Czemu ja zawsze muszę się tak nakręcić? Oczywiście, że nikogo tam nie było, bo niby kto miał być? Bezsensownie wmówiłam sobie nie wiadomo co i dorobiłam teorie spiskowe, że cały tabun krwiożerczych bestii skrada się w moim kierunku. Bzdrura kompletna. Na samą myśl prychnęłam zła i ruszyłam dalej, mimo wszystko podświadomie jakaś niepewność i obawa zostały, bo mój krok nie był już tak beztroski i powolny, tym razem szybko ruszałam nogami. Ale to nie była ucieczka.
Nex?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz