-Jestem dla ciebie tylko chowańcem czy kimś jeszcze? - Te słowa zabrzmiały w mojej głowie kilka razy.
- Soushi..-oparłam swoją dłoń na czole- Znowu zaczynasz? Mówię Ci to po raz kolejny, nie jesteś dla mnie nikim więcej niż przyjacielem chowańcem- Wstałam z kolan, aby unieś się do pionu- Wychodzę do miasta, idę coś kupić do jedzenia na dzisiejszy obiad. Do czasu mojego powrotu nie przemęczaj się za bardzo, ale też zrobisz jak chcesz, nie jestem twoją mamą żeby Ci coś kazać
Mój chowaniec nie odpowiedział nic, uznałam to za znak że chce teraz zostać sam. W sumie nawet dobrze się złożyło, że teraz musiałam wyjść. Miał dużo czasu dla siebie, mógł przemyśleć sobie pewne sprawy. Ja również, jeśli tak dalej mi się będzie narzucał, oraz zadręczał mnie tymi pytaniami, to będę zmuszona go ignorować, albo nawet gorzej.. Anulować kontrakt, a tego bym nie chciała robić. Polubiłam go, ale nie na tyle żeby wykraczać poza granicę bóg-chowaniec. To też nie jest moja bajka, wole swoją pracę bóstwa, to dla niej istnieje i to ją kocham wykonywać. Wierzący są dla mnie najważniejsi, inaczej mogę zniknąć z tego świata, jeśli ostatnia osoba się ode mnie odwróci. Siła bóstwa maleje, a jeśli jest samo to też jest podatne na atak tych przeklętych akum. Jednak to wszystko zależy od tego kim się urodzisz, niektórzy potrafią sami walczyć, niektórzy po prostu potrzebują swojego chowańca który będzie ich bronił. Powszechnie jest to trochę uważane za tchórzostwo, ale co można innego zrobić. Westchnęłam dosyć głęboko spoglądając w niebo, stałam teraz pomiędzy młotem a kowadłem, najlepiej chyba będzie jak oddam mu tą durną katanę. Wtedy będzie przynajmniej cisza, oraz spokój. Może przestanie na mnie zwracać uwagę i skupi się na swoim orężu, którego nie miał przez bardzo długi okres czasu. Jeśli tak nad tym pomyśleć, to musiał się za nim teraz nieźle stęsknić. Hym. Dobra, niechaj mu będzie, pokaże mu że też czasem potrafię być łaskawa. Z takim oto postanowieniem ruszyłam żwawym krokiem do miasta, im szybciej to wszystko załatwię tym szybciej uporam się ze swoim chowańcem.
***
Po zrobionych zakupach szybko udałam się do swojej świątynie grze przeszłam do kuchni. O dziwo po drodze nie zauważyłam swojego chowańca, musiał się zaszyć w swoim pokoju. W sumie, nie dziwie mu się, każdy w takiej sytuacji chciałby zostać sam. Wypakowałam wszystkie składniki na stół i zaczęłam przygotowywać łatwe jedzenie, ponieważ nie chciało mi się teraz stać nie wiadomo ile i czekać, jeśli będę jadła w samotności. Kulki ryżowe były idealne, do tego jeszcze herbata. Nie musiał praktycznie nic pilnować, wstawiłam tylko wodę i przełożyłam pożywienie na talerze. Szybko udałam się do swojej sypialni, gdzie otworzyłam szafę. Miałam wrażenie, że śnie. Nie było jej. wpatrywałam się w puste miejsce analizując wszystko dokładnie, powoli.. Czyżby ją ukradł? Sam z siebie? Mimo mojego świętego zakazu? Niemożliwe. Postałam tak jeszcze chwile, zanim nie przypomniałam sobie akcji z wielkim lisem o dziewięciu ogonach. Już wtedy miał tą katanę..
- No cóż..- westchnęlam do siebie, zamykając szafę, obojętnym krokiem ruszyłam do pokoju chowańcam gdzie zapukałam w drzwi- Jedzenie jest gotowe, odstawie Ci na poźniej jak bedziesz chciał.
Po tych słowach wróciłam do kuchni, gdzie zasiadłam do posiłku.
Soushi?
- Soushi..-oparłam swoją dłoń na czole- Znowu zaczynasz? Mówię Ci to po raz kolejny, nie jesteś dla mnie nikim więcej niż przyjacielem chowańcem- Wstałam z kolan, aby unieś się do pionu- Wychodzę do miasta, idę coś kupić do jedzenia na dzisiejszy obiad. Do czasu mojego powrotu nie przemęczaj się za bardzo, ale też zrobisz jak chcesz, nie jestem twoją mamą żeby Ci coś kazać
Mój chowaniec nie odpowiedział nic, uznałam to za znak że chce teraz zostać sam. W sumie nawet dobrze się złożyło, że teraz musiałam wyjść. Miał dużo czasu dla siebie, mógł przemyśleć sobie pewne sprawy. Ja również, jeśli tak dalej mi się będzie narzucał, oraz zadręczał mnie tymi pytaniami, to będę zmuszona go ignorować, albo nawet gorzej.. Anulować kontrakt, a tego bym nie chciała robić. Polubiłam go, ale nie na tyle żeby wykraczać poza granicę bóg-chowaniec. To też nie jest moja bajka, wole swoją pracę bóstwa, to dla niej istnieje i to ją kocham wykonywać. Wierzący są dla mnie najważniejsi, inaczej mogę zniknąć z tego świata, jeśli ostatnia osoba się ode mnie odwróci. Siła bóstwa maleje, a jeśli jest samo to też jest podatne na atak tych przeklętych akum. Jednak to wszystko zależy od tego kim się urodzisz, niektórzy potrafią sami walczyć, niektórzy po prostu potrzebują swojego chowańca który będzie ich bronił. Powszechnie jest to trochę uważane za tchórzostwo, ale co można innego zrobić. Westchnęłam dosyć głęboko spoglądając w niebo, stałam teraz pomiędzy młotem a kowadłem, najlepiej chyba będzie jak oddam mu tą durną katanę. Wtedy będzie przynajmniej cisza, oraz spokój. Może przestanie na mnie zwracać uwagę i skupi się na swoim orężu, którego nie miał przez bardzo długi okres czasu. Jeśli tak nad tym pomyśleć, to musiał się za nim teraz nieźle stęsknić. Hym. Dobra, niechaj mu będzie, pokaże mu że też czasem potrafię być łaskawa. Z takim oto postanowieniem ruszyłam żwawym krokiem do miasta, im szybciej to wszystko załatwię tym szybciej uporam się ze swoim chowańcem.
***
Po zrobionych zakupach szybko udałam się do swojej świątynie grze przeszłam do kuchni. O dziwo po drodze nie zauważyłam swojego chowańca, musiał się zaszyć w swoim pokoju. W sumie, nie dziwie mu się, każdy w takiej sytuacji chciałby zostać sam. Wypakowałam wszystkie składniki na stół i zaczęłam przygotowywać łatwe jedzenie, ponieważ nie chciało mi się teraz stać nie wiadomo ile i czekać, jeśli będę jadła w samotności. Kulki ryżowe były idealne, do tego jeszcze herbata. Nie musiał praktycznie nic pilnować, wstawiłam tylko wodę i przełożyłam pożywienie na talerze. Szybko udałam się do swojej sypialni, gdzie otworzyłam szafę. Miałam wrażenie, że śnie. Nie było jej. wpatrywałam się w puste miejsce analizując wszystko dokładnie, powoli.. Czyżby ją ukradł? Sam z siebie? Mimo mojego świętego zakazu? Niemożliwe. Postałam tak jeszcze chwile, zanim nie przypomniałam sobie akcji z wielkim lisem o dziewięciu ogonach. Już wtedy miał tą katanę..
- No cóż..- westchnęlam do siebie, zamykając szafę, obojętnym krokiem ruszyłam do pokoju chowańcam gdzie zapukałam w drzwi- Jedzenie jest gotowe, odstawie Ci na poźniej jak bedziesz chciał.
Po tych słowach wróciłam do kuchni, gdzie zasiadłam do posiłku.
Soushi?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz