niedziela, 14 stycznia 2018

Od Haku do Nexaron'a "Skrzynia zagadek"

W milczeniu obserwowałem wóz ciągnięty przez dwa konie pociągowe. Na nich siedziała rodzina składająca się z ojca, dwóch synów i jednej córki. Gdzie mogła być ich matka? I dlaczego podróżowali wozem? Sądziłem, ze ludzki świat jest na tyle nowoczesny, aby każdego było stać na samochód, nie ważne jaki. Ale oni nie przypominali nawet w połowie tych ludzi, którzy wiążąc koniec z końcem znajdą czas i środki na kupno ciekawych dupereli, które ułatwią im życie. Oni przypominali bardziej ludzi, którzy nie pogodzili się z nowymi czasami, pozostając w średniowieczu.
Ale nie mnie to oceniać. Moim zadaniem jest to, aby bezpiecznie dotarli do celu.
Wysłałem modlitwy dziesięcioletniej dziewczynki, która chciała bezpiecznie dotrzeć do babci i dziadka. Ich podróż rozpoczęła się dwie godziny temu i na ich nieszczęście, czekały na nich wilki. Na szczęście udało mi się skierować ich okrężną drogą, która była o wiele bezpieczniejsza. Dzięki temu uniknęli nie tylko watahy, ale także złodziei. Gdy dotarli na miejsce, dziewczynka od razu rzuciła się w objęcia siwego dziadka, kiedy z domu wychodziła niziutka kobicina opierająca się o laskę. Widząc rodzinę uśmiechnęła się szeroko. Wszyscy szczęśliwie się witali, jakby nie widzieli się od wielu lat. Odwróciłem się zacząłem wracać przez las, wsłuchując się w ciszę przerywaną szelestem liści. Po drodze napotkałem różne zwierzęta, jak łosie, jelenie, zające, dziki czy nawet te wilki, których los miał się spotkać z tamtymi podróżnikami. Szedłem przed siebie, aż las się skończył. Zaczęła się za to polana, ale im byłem dalej od drzew, tym bliżej klifu. Okazało się, że polana była zakończona ostrym urwiskiem. Ale w żaden sposób mnie to nie przeraziło, bo widok rozciągający się przede mną zaparł aż dech w piersiach. Słońce właśnie zachodziło i całe pomarańczowe niebo odbijało się w tafli morza, ciągle zniekształcane przez fale. Akurat chowało się za horyzontem i wydawało się, że łączyło się z wodą. Widok mnie ujął; usiadłem na klifie, pozwalając, aby nogi zwisały mi bezwładnie w powietrzu. Spojrzałem w dół. Tak jak pod większościami urwisk, ukazały mi się ostre i wysokie skały, które w filmach odgrywają rolę przeszkód nie do uniknięcia, gdzie statki zawsze muszą się o nie rozbić, a załoga cudem przeżywa i trafia na bezludną wyspę. I ów widok bardzo przypominał ten z filmów. Zaraz przy skałach znajdował się statek, który zapewne miał już parędziesiąt lat. Był rozbity przez skały i falę, które uderzały o jego burtę nawet w tej chwili. Jakim cudem on nie zmienił się w same drzazgi? Pewnie temu, że był żelazny, ale to i tak dziwne. Najwidoczniej ten, kto go robił, albo chociażby stworzył plan jego budowy, musiał się znać na rzeczy. Statek bardzo mnie zaciekawił; nie często spotyka się coś podobnego. Zazwyczaj takie rzeczy dzieją się w filmach, kiedy główni bohaterowie są tak zaciekawieni wrakiem, ze postanawiają go sprawdzić i odnajdują coś, co jest początkiem wielkiej przygody.
Ale ja zostałem na górze. Nie miałem zamiaru schodzić, bo nie widziałem takiej potrzeby. Było mi dobrze tutaj przez następne minuty, kiedy słońce skryło się całkowicie za morzem, a na jego miejscu pojawił się księżyc. Dzisiaj była pełnia, dlatego blask księżyca oświetlał całe morze, statek na dole i las za mną. Szkoda tylko, że podczas takiej pełni nie można obejrzeć gwiazd.
- Hej! - usłyszałem czyjś głos. Dobiegał on z dołu. Spojrzałem w dół na wrak statku. Dostrzegłem w nim ludzką sylwetkę, która machała do mnie rękoma. Co ten człowiek tam robi? Zaraz... to nie mógł być człowiek. Oni nie mogą mnie zobaczyć. Czyli...
Wstałem dalej spoglądając w dół. Istota z dołu ponownie coś krzyknęła, ale nie mogłem zrozumieć co, przez wiar, jaki się zerwał. Zeskoczyłem w klifu i dzięki temu, że byłem bogiem, lekko i płynnie wylądowałem na pokładzie, który nieco zatrzeszczał pod moimi stopami. Zadarłem głowę do góry. Przede mną stał dwumetrowy owłosiony olbrzym; tak się o nim wyrażę. Przypominał ogromnego wilka, ale nie był tłusty czy gruby. Po prostu był wielki. Miał długą białą burze włosów, sięgająca daleko za ramiona. Stał lekko pochylony do przodu, ale najciekawsze były uszy i ogon w tym samym kolorze co włosy. Chowaniec Youkai? Najwidoczniej. Tylko co on robi na wraku statku? Do tego jeszcze z jakimś workiem na plecach...
Uważnie mu się przyglądałem. Wydawało mi się, że w jego oczach coś błyszczało, ale najciekawszy był worek. Musiał więc przeszukać statek i coś tu znaleźć. Może skarby, jak w filmach? Skrzynie pełne złota, lub tajemnicze medaliony, które najczęściej przysparzały kłopotów.

<Nexaron? Końcówkę trochę zepsułam>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz