Śniłam o tak cudownym miejscu. Świat pełen miłości, dobra, w którym każdy sen się spełniał. Widziałam ludzi, którzy byli wdzięczni mi i innym bogom. Wysławiali nas i prosili, abyśmy nigdy nie ustawali w naszych działaniach. Każdego dnia i każdej nocy, bogowie z Kami no Jigen otrzymywali miliony modlitw wiernych, a ich chowańce spisywały każdą. Nie było już zła. Wszędzie było wyłącznie miłość i dobro. Niestety, musiałam zostać wyrwana od pięknego marzenia. Otworzyłam oczy, ale po chwili musiałam je ponownie zamknąć. Cichutko mruknęłam, odwracając się od padającego na mnie słońca. Nie chciałam marnować dnia. Podniosłam się ospale, przecierając moją twarzyczkę. Zakryłam ramiona kimonem, które osunęło się w czasie snu. Ziewając podniosłam się z materaca i zaspanymi kroczkami pokierowałam się do wyjścia z mojego pokoju. Nawet nie otworzyłam drzwi. Uderzyłam w nie dość mocno, padając potem do tyłu. Jęknęłam, trzymając się za czoło. Podniosłam się ponownie i teraz bardzo zamaszyście otworzyłam wrota od mojej kochanej sypialni. Bez śniadania i większego ogarnięcia swojego wyglądu, ruszyłam ku wyjściu ze świątyni. Kiedy poczułam powiew powierza, szeroko się uśmiechnęłam. Wszędzie było czuć piękny zapach wiśni… No tak! Hanami! To dzisiaj! Od razu wróciłam do świątyni, aby móc ubrać jedno z najpiękniejszych kimon jakie miałam. Jednak zanim nadszedł czas ubierania się, trzeba było się pożywić i przygotować do wieczora.
---
Wraz z nadejściem ciemności, zeszłam do świata ludzi. W moim towarzystwie znalazł się mój chowaniec. Ten to ubrał pierwsze lepsze kimono, jakie mu wpadło pod rękę. Całkowite przeciwieństwo mnie! Miałam na sobie białe kimono z niebieskimi emblematami kwiatów. Obi, które miałam w pasie miało odcień czerwieni z domieszką żółci. Jak na każdy festyn, ubrałam wygodne geta. W dłoni trzymałam granatowe inro, a w nim miałam zapasową broń, plastry i inne pierdołki, które powinno się mieć na festiwal. Włosy miałam upięte w kucyk na boku. Zamiast gumki użyłam ozdobnej wstążki oraz wpięłam tam kwiat. Grzywkę ułożyłam na ten sam bok, gdzie miałam kucyk. Rozejrzałam się wokół siebie, uśmiechając się delikatnie.
-Taishoku! Uśmiechnij się!-powiedziałam do chowańca, lekko trącając jego ramię.
Przyjrzałam się zamkowi Himeji. Był przepiękny. Wydawało się, że biały pałac sięgał prawie nieba! Z zewnątrz był pięknie ozdobiony. Na każdym odstającym kawałku dachu był umieszczony lampion i niedługi łańcuch, prawdopodobnie papierowy, z podobiznami kwiatów wiśni. Nie tyle co to przykuwało spojrzenie. Na każdej ścieżce było tak wiele płatków! Piękne! Patrzyłam jak zakochana na to, co się działo wokoło. Kiedy schodziłam ostatnio na ziemię, znalazłam księgę dotyczącą tego święta. Była tam cała jego historia, ale kto by ją spamiętał. Działo się tam tak wiele… Nadal się szeroko uśmiechając, kroczyłam drogą na której byliśmy. Ludzie się cieszyli tym, co działo się wokół. Śmiali się, rozmawiali tak radośnie. Widząc pary, które trzymając się za ręce, cieszyły się swoją obecnością… To było przepiękne. Było wręcz idealnie. Nagle na kogoś wpadłam, przez co prawie się wywróciłam, ale Taishoku mnie zdołał pochwycić. Podniosłam się, poprawiając kimono. Pochyliłam się lekko ku osobie na którą wpadłam.
-Najmocniej przepraszam.-powiedziałam, a potem ruszyłam dalej przed siebie.
Nie miałam zamiaru dłużej zatrzymywać się. Chciałam iść dalej i oglądać to, co się działo wokół. Popatrzyłam ponownie na zamek Himeji. Z początku wydawało się wszystko w porządku, ale… Na jednym z balkonów dojrzałam jakiegoś mężczyznę. Wytrzeszczyłam oczy, a potem biegiem ruszyłam w stronę pałacu. Nie przejmowałam się krzyczeniem chowańca. Przepraszałam po drodze każdego, kogo przez przypadek potrąciłam. Musiałam zdążyć. Kiedy znalazłam się w pobliżu balkonu, wleciałam na niego, aby nie marnować czasu na wchodzenie po schodach. Stanęłam za mężczyzną, stojącym na barierkach z zamkniętymi oczami. Delikatnie chwyciłam jego kimono, a ten na mnie popatrzył cały blady.
-Niech pan zejdzie… Proszę. Nie podejmuj pochopnej decyzji…-powiedziałam dość stanowczo, ale można było tutaj wyczuć ciepło i zmartwienie.
Brązowowłosy ostrożnie zszedł z barierki, a potem usiadł. Po jego policzkach płynęły łzy. Widziałam, że ma słabą psychikę, więc od razu wyczułam to, że może być pod władzą Akumy. Kiedy zalewał się biedny łzami, chwyciłam delikatnie obiema dłońmi, jego dłoń. Posłałam mu uśmiech. Biedaczek. Ja po prostu czułam, że może tutaj chodzić o miłość. Przecież jestem boginią, która zajmuje się tym! Nie takich widziałam, ale przejął mnie stan mężczyzny.
-No… Już, spokojnie. Powiedz mi, co się stało…-szepnęłam, przejeżdżając kciukami po wierzchu jego dłoni.
-A-Ale przecież nie wiesz o co chodzi! Więc co mi da twoje spokojnie i tłumaczenie ci wszystkiego!-krzyknął.
Nie powiem, że przestraszył mnie trochę i zmartwił. Rozejrzałam się, zaciskając mocniej jego dłoń. Posłałam mu kolejny uśmiech. Na barierce pojawił się Taishoku, ale poprzez spojrzenie poprosiłam go, aby się nie wtrącał. Lekko zły, kawałek się odsunął i usiadł w cieniu dachu. Wiedziałam, że nie spuści mnie z oczu. Tutaj musiała działać Akuma. Tylko gdzie się ukrywała.
-Jak masz na imię?-zapytałam chłopaka.
-Isage…-odpowiedział z dalszą złością w głosie.
-Miło mi cię poznać Isage. Jestem Asami. Przyszłam tutaj z moim przyjacielem, a ty?-zapytałam.
Wiedziałam, że mogłam go zranić tym pytaniem, ale mogło mi to ułatwić rozeznanie w sytuacji. Mogłam dowiedzieć się, co mogło go zranić… Przez tą odpowiedź, może mogłabym odnaleźć miejsce ukrywania się Akumy. Cholerne pasożyty…
-J-Ja… Przyszedłem tutaj z… Byłą dziewczyną…-powiedział z ogromnym żalem.
-Rozumiem… Czyli coś się wydarzyło. Opowiesz mi o tym? Może łatwiej będzie ci dzięki temu to przyswoić… Ja ci pomogę…-szepnęłam.
Mężczyzna widocznie się zawahał. I to bardzo. Zacisnął delikatnie moją rękę, a sam drugą wolną dłonią zakrył swoją twarz. Potem otarł łzy i popatrzył na mnie. W jego oczach… Tam było tak wiele bólu, smutku i żalu. Posłałam mu delikatny uśmiech.
-Ona po prostu przy mnie… Powiedziała na początku, że mnie kocha, a kiedy poszedłem do jednego z kramów ona… Ona…-chłopak się zaciął.-Pocałowała na moich oczach w usta innego mężczyznę.-dodał po chwili.
-Kobieta, która nie szanuje partnera i szuka pocieszenia w innych osobach, nie może się nazwać twoją dziewczyną. To nie była miłość… Zwykłe zauroczenie. Isage. Nie przejmuj się taka osobą.-powiedziałam, a potem wierzchem dłoni starłam mu z policzka łzy.
Brązowowłosy spojrzał na mnie, a potem się do mnie przytulił. Popatrzyłam na niego, a potem objęłam go delikatnie, głaszcząc jego głowę. Czułam, że potrzebuje tego. Kiedy tak go uspokajałam, Taishoku wyszedł z cienia i spojrzał w bliżej nieokreślonym mi kierunku. Popatrzył na mnie z widocznym, lekkim przerażeniem. Wiedziałam już, co się stało. Akuma się pokazała. Odsunęłam od siebie delikatnie chłopaka.
-Proszę ciebie, abyś się uspokoił, potem zszedł na dół i cieszył się Hanami. Jestem pewna, że odnajdziesz tutaj kogoś.-szepnęłam.
Wstałam, a potem podniosłam granatowe inro. Isage popatrzył na mnie i również wstał. Dopiero teraz zauważyłam, że jest ode mnie o wiele wyższy. Zanim odszedł, przytulił mnie ponownie i z rumieńcem udał się do zejścia z balkonu. Uśmiechnęłam się, a po chwili Taishoku znalazł się obok mnie. Wskazał palcem na miejsce przesiadywania Akumy. Była przy jednym z większych drzew wiśni. Tam, gdzie było wiele osób. Nie panowało tam szczęście. Był cień, zło i ciągłe kłótnie małżonków, przyjaciół, par, małych dzieci… Wszystkich. Popatrzyłam na to z przerażeniem. Od razu wzniosłam się nad ziemię.
-Taishoku… Idziemy tam… Natychmiast. Zabijmy tego pasożyta, aby zniknął z tego świata!-krzyknęłam, a potem ruszyłam do Akumy.
Ogromny, gruby duch, który z uśmiechem patrzył na to, co zrobił. Był w kolorze ciemniej zieleni. Wyglądał jak ogromna kulka z odstającym łbem, na którego czubku miał usta jak kot z jednej z baśniowych krain wymyślonych przez ludzi. Z oczu monstrum wydobywał się jakby dym, który okropnie cuchnął. Jak truchła… Myślałam, że zwymiotuję. Na małych nóżkach przesunął się, aby móc na nas spojrzeć. Nagle zza Akumy ukazał się ogromny, gruby ogon, który zmierzył w naszym kierunku, aby się nas pozbyć. Wściekła wyjęłam z inro pistolet, a samą paczuszkę odrzuciłam. Wycelowałam w ogon, a potem strzeliłam. Cieszyłam się, że właśnie rozpoczęły się fajerwerki. Wystrzał mojej broni nie wywołał żadnej paniki. Nagle miotający się ogon znalazł się na ziemi, a Akuma krzyknęła bardzo zniekształconym głosem. Czułam, jak w moich oczach zaczyna się tlić złość, wściekłość… Za to, co zrobił ludziom… Za to, że jeden z nich mógł umrzeć. Zapewne dałabym radę tej jednej brzydocie, ale po chwili kilkanaście innych akum pojawiło się obok tej jednej, ogromnej. Przerażona zatrzymałam się na ziemi, celując w którąś z nich. Moje dłonie zaczęły bardzo drżeć. Zamknęłam oczy. Nagle usłyszałam strzały. Jednak mnie zamurowało i naprawdę miałam problem z otworzeniem ich. Kiedy usłyszałam uderzenia i strzały, otworzyłam oczy. Taishoku walczył do upadłego. Każda kolejna Akuma była bita lub była celem ostrzału. Nie mogłam nawet wycelować bronią. Nic nie mogłam… Byłam przerażona tym, że dla mojego chowańca mogła stać się krzywda. Minęło tak wiele czasu, ale tych widm nie ubywało. Nie wiem kiedy wreszcie się ich pozbyliśmy. Moje dłonie już ledwo trzymały pistolet. Po chwili wypadł i leżał na ziemi. Ja cała drżałam.
-Asami!?-usłyszałam czyjś krzyk.
Nie należał on do Taishoku… Znam ten głos. Popatrzyłam w kierunku z którego wydobył się krzyk. Wbiło mnie w ziemię. To… Isage… Otworzyłam szeroko oczy, a chłopak podbiegł do mnie, chwytając moje nadal wystawione do przodu dłonie. W jego oczach też widziałam strach… Czy on mnie widział?
-J-Ja… Widziałeś?-zapytałam.
Pierwszy raz zostałam nakryta na zabijaniu Akum. Czy to oznaczało, że mnie szukał? Przecież od tak sobie by mnie nie nakrył… Przecież jest pokaz fajerwerków. Niespokojnie nadal patrzyłam mu w oczy… Nie wiedziałam co mam zrobić… Chyba zostało mi tylko jedno. Zniknąć stąd, zanim narobię sobie problemów.
-Widziałem! Co ty robiłaś z tym… To jest nieważne!-krzyknął, nie chcąc puścić moich dłoni.
Słyszałam jednym uchem, że mój chowaniec zabiera upuszczoną przeze mnie broń. Nie mogłam oderwać oczu od przerażonego człowieka. Biedny…
-Isage… M-Muszę iść… D-Dlaczego nie znalazłeś…-nie mogłam dokończyć, bo chłopak mi bardzo szybko przerwał.
-Znalazłem! Ciebie! Proszę, chodź ze mną spędzić resztę wieczoru! Błagam!-wykrzyknął z rumieńcem.
Nie wiedziałam co mam zrobić. Nie chcę dawać mu żadnych nadziei… I tak zapomni… Uśmiechnęłam się delikatnie i rozwiązałam włosy. Wstążkę wsadziłam mu w dłonie, a sama się odsunęłam. Było mi przykro, ale taki miły chłopak nie może myśleć o bogu. Kwiat, który również był ozdobą do moich włosów, trzymałam w palcach.
-Isage… Zapomnij o mnie i szukaj kogoś innego… Nie mogę się z nikim spotykać… Wybacz mi. Jesteś naprawdę cudownym mężczyzną, ale na pewno znajdziesz kogoś lepszego.-szepnęłam.
Chłopak się nie poddał. Wstążkę mocno ścisnął w dłoni, a potem podbiegł do mnie i pocałował. Czułam jak bije jego serce, nagle w mojej głowie rozniósł się głos.
,,-Panie Boże, proszę, aby Asami wreszcie zrozumiała, ile dla mnie znaczy… Może jest to krótka znajomość, może nie powinienem, ale… Ja czuję, że to jest właśnie to…”
Po moich policzkach popłynęły łzy. Nie wiedziałam co mam zrobić. Odsunęłam się od mężczyzny i zaczęłam ocierać poliki. Taishoku stanął tuż za mną.
-Isage… Przepraszam… Nie mogę…-szepnęłam, a potem wróciłam do Kami no Jigen.
Kwiat, który trzymałam w dłoni, został na miejscu, gdzie wcześniej stałam.
---
Przez całą resztę wieczoru, czułam smutek i żal… Tyle modlitw od tego samego chłopaka… Dlaczego on się tak mną przejął? Nie mogę się tym martwić… Na pewno zapomni… Na pewno…
*Punkt Widzenia Isage*
Ściskałem w dłoni wstążkę od tej pięknej blondynki… Asami… Asami… Asami… Jej imię odbijało się po całej mojej głowie. Niesamowita dziewczyna, która powstrzymała mnie od samobójstwa. Dlaczego uciekła. Tak mi na niej zależy… Dotknąłem swoich ust. Nadal czułem smak jej delikatnych warg… Położyłem się na łóżko, patrząc na wstążkę…
,,-Panie Boże… Dlaczego wszystko jest takie okrutne… Kocham ją i obiecuję, że nikogo innego nie będę pragnąć tak samo jak jej…-rzekłem cichutko”
,,-Isage… Zapomnij…”
Słysząc ten głos się podniosłem i rozejrzałem. Nikogo tutaj jednak nie było. To był głos Asami. Nigdy o niej nie zapomnę… Nigdy. Hanami tego roku, stało się świętem w którym nie tylko czciliśmy kwiaty wiśni… Teraz, było to święto, w którym poznałem tą przepiękną blondynkę…
THE END
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz