środa, 24 stycznia 2018

Od Soushiego CD Kushiny "Gasnący Płomień"


Czułem się zmieszany i zirytowany, że o tej godzinie Kushina na mnie krzyczy z powodu głupiego obudzenia jej popołudniu, nawet nie zdawała sobie sprawy, że karci mnie za własną pomyłkę godziny. Zostałem ukarany za nie wiedzę kobiety, to było okropnie niemiłe z jej strony, to ciągnięcie za uszy było już wystarczającą męką, a na dodatek chciała mi smycz załatwić, jestem lisem, psy mają smycze, ale nie Kitsune. Moją bogini trochę zdziwił fakt, że jest już popołudnie, niestety moja droga twój sen był zbyt długi, a ja chcę jak najszybciej załatwić sprawy tych wszystkich wierzących i wybrać się na wakacje. Na tym wyjeździe miałem zdobyć jej serce niejedną próbą, o której każda dziewczyna może jedynie pomarzyć. Moim marzeniem było obecnie spędzić romantycznie czas z Kushiną, a zamiast tego dostałem rzucanie poduszką i ciągnięcie uszów na zamówienie. Wyszedłem z pokoju Czerwonowłosej zostawiając ją samą sobie by mogła trochę przemyśleć co się przed chwilą wydarzyło. Wróciłem do kuchni siedząc przy stole razem z śniadaniem, które oczekiwało dosyć długo spożycia przez nas. Kushina weszła zaspana do kuchni, usiadła naprzeciwko mnie i zaczęła pałaszować posiłek, na moje nieszczęście nadal była na mnie wkurzona za przerwanie jej wspaniałego snu. Widok jej wkurzonej na mnie niezbyt mi się podobał a zwłaszcza pomysł z smyczą, to było okropieństwo. Patrzyłem na boginię, obserwowałem każdy jej ruch, każdy zły gest w moim kierunku, który mógł zaraz nastąpić. Na moje szczęście nie było żadnych oznak wybuchu złości, bądź ciągnięcia mnie za uszy, takiego bólu nie pragnąłem przy śniadaniu, naprawdę jak za mocno pociągnie to zacznę się szarpać, a to może wywołać kolejne problemy. Po śniadaniu pozmywałem, Kushina poszła się zajmować swoimi boskimi sprawami, a ja miałem czas wolny, oczywiście zamierzałem go jakoś spożytkować, niestety Kushina podczas tych swoich boskich spraw zbytnio mnie nie potrzebowała. Wyruszyłem do miasta w poszukiwaniu jakiegoś zajęcia, długo nie musiałem szukać, moim nowym zajęciem było przeglądanie sklepów, niestety w żadnym nie było interesujących rzeczy, dla mnie nic tam nie pasowało, z Kushiną to nie wiem jakby było, z nią ostatnio różnie bywa. Po przeszukiwaniu dokładnie każdego sklepu skierowałem się w drogę powrotną do świątyni, lada moment byłem już u drzwi budynku, wchodząc do przedpokoju ujrzałem zdenerwowaną Kushinę. Patrzyła na mnie z determinacją w oczach, ten widok już dawał złe myśli, wiedziałem że znów w coś mnie wpakuje.
-Soushi pomóż, mój wierny umiera przez akumy.-Prosiła.
-Co możemy zrobić Kushino?
-Pomóc mu rzecz jasna.
-Ale Kushino to jest ryzykowne.
-Nie obchodzi mnie to, ruszamy na ziemię mu pomóc i to już.-Złapała mnie za ucho.
Ciągnęła mnie przez cały czas,nawet jak byliśmy na ziemi, nie mogłem się wydostać z jej uścisku, po krótkim przemyśleniu zdecydowałem, że smycz byłaby lepsza niż ciągnięcie za uszy, mniej bolała. Po kilkunastu minutach ciągnięcia mnie za uszy, doszliśmy do miejsca gdzie były ponoć akumy gnębiące wierzącego Kushi. Od razu zauważyłem pierwszą akumę kątem oka, popchnąłem Kushi na ścianę by nas nie zauważono, wyjrzałem lekko głową i ujrzałem całą armię akum, oj będzie trochę roboty. Moje zainteresowanie skupił największy z nich, wielki lis o czerwonych ślepiach z 9 ogonami. Był wysokości 40 metrów przynajmniej, poruszał się na 4 łapach, był bardziej jak zwierzę niż akumą, zaczął węszyć, na mój pech nie myliłem się co do określenia go bardziej do zwierzęcia niż akumy. W myślach przeklinałem ten wybryk, od razu nas zwęszył nim się obejrzałem wyczułem niebezpieczeństwo i jego zniknięcie mi z oczu. Szybko złapałem Kushinę w ramiona i odskoczyłem jak największą odległość, po chwili miejsce naszej kryjówki zostały wyłącznie gruzy po uderzeniu lisa. Ten potwór patrzył w moją stronę, widziałem po nim chęć walki i polowania. Wylądowałem z Kushi na dachu budynku, odstawiłem ją, poprosiłem błagalnie o moją katanę, byłem zmotywowany do bronienia jej nawet ceną własnego życia. Wziąłem pośpiesznie katanę z rąk Kushiny i wyczekiwałem dobrego momentu na atak od wilka, ten przeklęty zwierzak tego się nie spodziewa, pomimo moich oczekiwań lis wyskoczył zza pleców od razu pazurami leciał na Kushinę, aktywowałem swoje ogony tym razem naprawdę przeciwnik nie był łatwy, musiałem wytężyć swoje wszystkie zmysł i mięśnie by nie dopuścić do nieszczęścia. Wyskoczyłem na spotkanie lisowi, spróbowałem go przeciąć, ale mój miecz napotkał opór, nie dało się go tak łatwo zranić, jedyne co mi się udało to zatrzymać go w powietrzu swoim impetem ciała. Mojemu zdziwieniu lisa bały się nawet sprzymierzone z nim akumy, każda która podeszła do naszej walki ginęła z jego łapy, lis o dziwo był uczciwy jeśli chodzi o walkę. Rzuciłem się na lisa z spokojem tnąc poszczególne punkty, jedyne miejsce gdzie miecz coś robił był brzuch i kark, mój przeciwnik zorientował co wyprawiam, przeszedł od razu do ofensywy. Ujrzałem za swoimi plecami łapę z ostrymi pazurami, zasłoniłem się ogonami, może pazury we mnie się nie wbiły, ale uderzyłem z wielkim impetem w ściany, kilka z nich przebiłem na 6 się zatrzymałem. Leżałem mając na sobie gruzy, ujrzałem zbliżającego się lisa do mojej bogini, wszystkie moje uczucia i myśli skupiały jeden cel, musiałem osłonić Kushinę i zabić lisa. Ogoniasty już wyprowadzał atak pojedynczym pazurem, zebrałem ostatnie siły,wydostałem się z gruzów i wyskoczyłem przed Kushinę, poczułem przeszywający ból, stałem przebity pazurem lisa przed Kushiną, na szczęście nic jej się nie stało. Moje ogony zapłonęły z wściekłości, krzyczały wewnątrz mnie o zemście, nie mogłem się opanować, spaliłem pazur odwróciłem się na pięcie, wyskoczyłem ponad głowę zwierza i przeciąłem wzdłuż linii prostej ciało lisa. Poleciała moja krew i jego, pragnąłem więcej krwi, ale mój przeciwnik nagle zniknął, została tylko duża kałuża krwi, ujrzałem małe akumy, były niczym w porównaniu do potwora, którego przed chwilą zraniłem, w oka mgnieniu akumy ujrzały wyłącznie błysk i poczuły,że ich ciało jest przecinane w pół przez mój miecz. Wszystkie ciała akum zamieniły się w maź, podbiegła do mnie Kushina, wpatrywała się we mnie ze strachem w oczach, spojrzałem w miejsce gdzie ona się wpatrywała, ujrzałem wielką dziurę w brzuchu. Popłynęły mi łzy z bólu i szczęścia, że ją uratowałem.
-Uratowałem cię Kushino, ale teraz muszę odpocząć.-Przytuliłem ją, przestałem czuć własne ciało, moje powieki same się zamknęły, ale wiedziałem, że nadal przytulam Kushinę, czułem jej ciepło, którego teraz było mi tak brak, straciłem przytomność widziałem teraz tylko ciemność a w nich obraz wielkiego lisa, który też był zraniony w brzuch. Otworzyłem oczy ujrzałem sufit mojego pokoju, czułem wiele bandaży na sobie, złapałem się odruchowo za brzuch, była na nim gruba warstwa bandażu, ale nie było dziury.

Kushi?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz