czwartek, 4 stycznia 2018

Od Kushiny CD Soushiego "Gasnący Płomień"


Ta cała akcja z moim chowańcem przysporzyła mi nie lada stresu. Kilka dni odzywaliśmy się do siebie inaczej niż normalnie. Może nawet byłam dla niego trochę za szorstka. Z drugiej też strony, musiał się czegoś nauczyć. To nie przystoi bogini, chowańcowi tym bardziej. Pewnego dnia nie wiedziałam, gdzie udał się Soushi. Nie powiem, zaczęłam się o niego martwić. Siedziałam sobie w świątyni popijając herbatę, kiedy poczułam negatywne emocje, zalewały one moją głowę i nie chciały się wydostać. Poczułam ból, pulsujący, nieprzyjemny, narastał on z każdą chwilą. Bez chwili namysłu wybiegłam na zewnątrz, rozglądając się na wszystkie strony za moim chowańcem. Nie widziałam go nigdzie. Zaczęłam się martwić, bez zbędnych pytań ruszyłam biegiem przed siebie. 
Podczas mojej panicznej wędrówki odwiedziłam wszystkie miejsca, w którym mógł być mój Kitsune. Polana była moim ostatnim ratunkiem, wypatrywałam go wśród kwiatów. 9 Ogonów, 9 ogonów.. Nie ma! 
- Ugh! Soushi!- tupnęłam nogą, ruszając do miasta. 
Droga tam była trochę dłuższa i żmudna, bowiem jak znajdę go wśród tłumu bogów oraz chowańców wszelakiej maści. Zaglądałam praktycznie do każdego budynku, wypytywałam kilkunastu osób podając dokładny wygląd mężczyzny. Większość mówiła, że go za bardzo nie kojarzy, inni zaś że kojarzą ale nie widzieli. Kiedy zaczęłam tracić nadzieje, usłyszałam gwar na ulicy. Coś się działo, zamieszki. Krzyki. Podbiegłam do tłumu, chcąc się przepchać i zakończyć ewentualną walkę. Jednak, kiedy zobaczyłam kto w niej występował, to o mały włos się nie wywróciłam. Kitsune, oraz nieznajomy mi koleszka bili się. Patrzyłam na nich jak zahipnotyzowana, po dłuższej chwili ogarnęłam się i podbiegłam do nich. Soushi widząc mnie zaprzestał pojedynku. Nie mogłam pozostać obojętna, zagotowało się we mnie. Pierwszy raz straciłam nad sobą kontrolę, czego skutkiem był siarczysty tak zwany "liść" na policzku mojego chowańca. Wszyscy nagle jakby ucichli, wpatrywali się w nas nie dowierzając temu co się właśnie stało. Ja sama byłam jak w transie, to było do mnie niepodobne. Przemoc u bóstwa, które jest odpowiedzialne za pokój? Nie, nie, nie i jeszcze raz nie. Podczas kiedy mój mózg przetwarzał te wszystkie informacje moje ciało wysłało mi kilka sygnałów, a mianowicie ból. Syknęłam cicho, cofając obolałą dłoń do siebie.
- No to się porobiło..- usłyszałam komentarz jednego z chowańców, co delikatnie mnie zirytowało.
- Nie macie nic innego do roboty? Niż patrzenie się na nas?- spytałam spokojnie, opanowawszy wszystkie złe, negatywne emocje- Idźcie się zająć swoimi sprawami, ta sprawa was nie dotyczy- skrzyżowałam ręce na piersiach.
Nie musiałam im powtarzać tego drugi raz, powoli zaczęli się rozchodzić, co uznałam za bardzo dobry znak. Miałam mieszane emocje, jednak nie była to już ta burza, którą czułam w świątyni. Mój chowaniec oparł dłoń na obolałym miejscu i spojrzał gdzieś w bok unikając mojego wzroku.
- Wracamy do domu Soushi- rzuciłam chłodno, obracając się do niego tyłem.
- Chce jeszcze zostać- wymamrotał, cofając się o krok w tył.
- Idziemy Soushi!- powtórzyłam głośniej, co zadziałało niemal natychmiastowo. Kitsune zaczął dreptać tuż za mną.
Droga do świątyni była zaskakująco długa. Między nami nie doszło do rozmowy, siedzieliśmy cicho. Wszystko trzymałam w środku, ponieważ wybuch na ulicy nie byłby dobrym przykładem dla innych. Nie daj boże moja reputacja ucierpiałaby, a odbudowanie jej jest czasochłonne, czasem nawet męczące. Westchnęłam dosyć głośno. Dopiero po następnych dwudziestu minutach przekroczyliśmy próg. Mój chowaniec, jakby automatycznie skierował się do swojego pokoju, jednak ja byłam szybsza i złapałam go za ogon, ciągnąc tym samym do siebie. To był błąd, poczułam ból pochodzący z nadgarstka. Puściłam go równie szybko.
- Zostajesz ze mną Soushi, musimy sobie poważnie porozmawiać.. - Spojrzałam na niego.
- Kushi.. Ja.. - zaczął.
- Co to miało być?- zapytałam tak spokojnym głosem, że zdziwiłam sama siebie- Czemu zaatakowałeś innego chowańca? Chcesz żeby Cię wyrzucili? Chcesz zostać wydalonym z wymiaru Kami?
- Nie rozumiesz, bogini.. - potarł nerwowo kark.
- No słucham, wyjaśnij mi to wtedy. Mam tym samym nadzieje, że znajdziesz bardzo dobrą wymówkę - zacisnęłam dłonie w pięści, pożałowałam tego od razu. Drgnęłam, jęcząc cicho. Serio musiało mi się coś stać przy tym uderzeniu.
- Kushino..?- chowaniec podszedł do mnie- Wszystko dobrze? Jesteś ranna? Zrobiłaś sobie coś..?
- Nie, nie ważne Soushi- mruknęłam, odwracając się do niego plecami- Nie jest to ważne, pierw chce poznać odpowiedź na zadane wcześniej pytania- podeszłam do jednego z krzeseł na którym usiadłam- No, czekam. Proszę miejmy to już za sobą zbliża się wieczór, a chcę się dziś położyć wcześnie spać. Jutro mam dosyć dużo roboty. Wierzący.. chce trochę udekorować świątynie- zaczęłam wyliczać na palcach.

Soushi? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz